Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 20-10-2012, 21:56   #13
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Legowisko na sianie być może nie dorównywało łożu w pałacu Imperatora, ale po nieprzespanej nocy Jost nie zamieniłby się z nikim.
Zawinięty w koc spał jak kamień, gdy nagle poczuł, jak czyjaś dłoń chwyta go za ramię i potrząsa z całej siły. I na dodatek coś bręczy o konieczności wstawania.
- Spadaj - warknął, jako że głos nie należał do żadnego z rodziców. - Chcę spać.
Właściciel upierdliwego głosu nie zamierzał ustąpić.
- Do Wielkiej Izby! Migiem!
- Ulryk, spiłeś się?
- wymruczał Jost. - Wyśpij się i daj innym spać. Potem wróć.
- Jost, wstawaj!
- Ulryk nie ustępował. - Ojciec cię wzywa. Wójt, znaczy się - podkreślił. - To nie żarty, wstawaj!
- Bodaj by was...
- Jost nie dokończył i zaczął się zwlekać z posłania.
Ulryk upewnił się, że Jost nie położy się ponownie spać i popędził dalej.
Jost coraz szybciej dochodził do stanu względnego obudzenia. Mimo przekonania, że któryś z wzywających go po prostu na łeb upadł, ubrał się w miarę szybko i, co poczytał sobie za duży plus, porządnie zawiązał wszystkie sznurówki.
Aż tak się nie spieszył, mimo pilności wezwania, bo dzwon milczał i na alarm nikt nie wzywał na głos.Napad więc to nie był...
Chwyciwszy (tak na wszelki wypadek) włócznię i tarczę wyszedł na podwórze. Obmył twarz w wodzie ze stojącego przy studni wiadra.
- Dzięki, siostra, że o mnie zadbałaś - powiedział, zabierając Annie prosto z ręki solidną pajdę chleba. - Weź sobie następną - poprosił, nim smarkula zaczęła w głos protestować. - Spieszę się.

Pewnie spieszył się zbyt woli, bowiem gdy dotarł do Wielkiej Izby przed drzwiami byli już prawie wszyscy towarzysze niedoli z nocnej warty. Czyżby ktoś wpadł na pomysł podsumowania działań wartowników? Lekka przesada...
Stłumił ziewnięcie.

Obecność na zebraniu niemal wszystkich członków Rady nie wróżyła nic dobrego.
Jost zajął miejsce na ławie, przygotowując się na wysłuchanie połajanki. Co prawda nie czuł, by cokolwiek zawinił, ale... Nie zawsze akurat winowajca dostawał w łeb.
Rzeczywistość okazała się jeszcze gorsza.
Wiadomość o śmierci ojca Fryderyka spadła na niego niczym worek mąki na łeb. Wytrzeszczył oczy, wpatrując się z niedowierzaniem w Alfreda Tannenbauma. Kto mógł zabić kapłana? Po co? I dlaczego? To nie potrafiło mu się pomieścić w głowie. No i co to znaczy "odrażajacy sposób"?
Porzucił rozmyślania, gdy do jego uszu dotarła nazwa "Łowca Czarownic". To, co spotkało Wonczas Daschwitz, równie dobrze mogło spotkać i jego rodzinny Biberhof. Tylko kto, według Alfreda, miałby wykryć mordercę?
My? O mały włos wyrwałoby mu się z ust. Na szczęście zdążył się powstrzymać i nie zrobić z siebie durnia.

- Kiedy, mniej więcej, zginął ojciec Gottlieb? - spytał. - Zaraz wieczorem, ledwośmy na wartę poszli, w środku nocy, czy może tuż przed świtem? I co to znaczy, że zabito go w odrażający sposób? Co mu zrobiono?
 
Kerm jest offline