Wóz toczył się wolno po głównej ulicy miasta. Północna brama zdawała się rosnąć w oczach, a żadnej karczmy nie było widać. Kroq Gar zaczął się zastanawiać, czy jednak nie lepiej będzie ruszyć już dzisiaj. Var’Kan szturchnął kupca i wskazał pazurem na duży budynek. Gdy ten przyjrzał się uważniej, zauważył szyld z napisem “Szczęście w nieszczęściu”. Było w tym dużo racji, ale postanowił zachować tą myśl dla siebie. Ruchem głowy przyznał łowcy rację. Nie powinien być wybredny, a ta tawerna była spora. Dwa piętra, stodoła i prawdopodobnie piwnica. Tu na pewno znajdą pokój.
***
Służący zaprowadził wóz do stodoły, po czym zaprowadził jaszczuroludzi do właściciela, starszego elfa o bardzo słusznej posturze, który przebywał w głównej sieni. Ten zaś wyrecytował im ceny za wszystkie usługi i towary. Kroq Gara wyraźnie zaskoczyło, że ktoś może z taką pasją recytować takie informacje. Sądząc po minach innych, nie tylko jego. Gdy skończył, kupiec otrząsnął się, patrząc na elfa z szacunkiem.
-Dobrze, wykupimy-wynajmiemy-zapłacimy za dwa posiłki, nocleg i przechowanie wozu. Jeżeli właściwie policzyłem-dodałem-zsumowałem to będziemy-jesteśmy winni sto czterdzieści koron. -sięgnął po mieszek, z którego wyciągnął odpowiednią sumę. Tym razem nie zamierzał się targować. Na jedzeniu i wypoczynku nie wolno oszczędzać. Jeszcze ktoś poczuje się urażony i nafaszeruje czymś pieczeń, a w tych stronach niewielu przejęłoby się śmiercią kilku przerośniętych gadów.
-Miło ubijać interesy z kimś kto się na nich zna. - zauważając zadziwione spojrzenie jeszczuroczłeka, gdy ten dawał mu pieniądze, dodał - Nie umknął mi ten błysk w twoich oczach i grymas, gdy sięgałeś po złoto. Nie lubisz go wydawać, czyż nie mam racji?
-Najprawdziwsza prawda. - szepnął ktoś za placami Kroq Gara. To chyba była Nakai, ale kupiec nie był pewien.
-Teraz pozwólcie, że pokarze wam wasze pokoje.
***
Reszta dnia i noc upłynęły dość spokojnie. Gdyby nie mała bójka między dwójką krasnoludów, a kilkoma ludzkimi szczeniętami, które najwyraźniej pochodziły z bogatych rodów, to umarł by z nudów. Kiedy wszyscy jego towarzysze udali się na spoczynek, kupiec kończył swój posiłek, obserwując z zaciekawieniem innych klientów. Przy stoliku najbliżej otwartego okna siedziała grupa dobrze ubranych, młodych ludzi, którzy już mieli za sobą kilka kufli piwa. Pili, śmiali się i niewyraźnie bredzili o czymś, gdy jeden z nich zerwał się na równe nogi.
-Że ja thego, njiby nje zrobiję?!
W tym samym momencie wyciągnął swój miecz, a drugą ręką chwycił na kufel z piwem. Chwiejąc się podszedł do stolika, przy którym siedziały dwa krasnoludy i wylał całą zawartość kufla na jednego z nich.
-Wsdawaj, przeklęty karle! Obedne cji tą brodę i udowod...
Nie udało mu się dokończyć, bo oblany krasnolud zdzielił go z całej swej siły pięścią w twarz. Pijany głupiec upadł jak długi, a jego towarzysze postanowili go pomścić.
Cała walka nie trwała długo, ale zapewniła jaszczuroczłekowi trochę rozrywki i doświadczeń. Jednym z nich było to, że pod wpływem alkoholu i podczas bójki, nie należy stawać na kimś kto ma ogon, bo można stracić grunt pod nogami. Ale tą wiedzę postanowił zachować dla siebie. W końcu nikt nie musiał wiedzieć, że trochę pomógł brodatym wojownikom.
***
Z samego rana, gdy tylko otwarto bramy, kompania ruszyła w dalszą podróż. Pogoda nie była dobra i zanosiło się na deszcz. Ale to nie mogło pokrzyżować jego planów. Musiał jak najszybciej dotrzeć do stolicy, gdzie czekało go jego przeznaczenie.
__________________ "Acta est fabula" |