Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2012, 15:33   #52
Tadeus
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
- Wiele osób jest ciekawych. Ja mógłbym przysiąc, iż dostrzegłem je na skraju wzroku w czasie akcji przed dwudziestoma laty. Baron twierdzi, że za dużo piłem.
- Bo tak było - dodał złośliwy szlachcic. - Nie zmienia to jednak faktu, że tam, gdzie niby zniknęły tej samej nocy zginął człowiek. Znaleźli go rozszarpanego nad ranem. Ale mógłbyć to przypadek. - wzruszyli ramionami. - To stare miasto ze starymi tajemnicami. Dużo ludzi ginie tu w dziwnych okolicznościach, ale czy to cienie?
- Mały też twierdził, że je ostatnio widział. Kłębowisko czarnej dzikiej materii przeskakujące z dachu na dach... ale to dzieciak z wielką wyobraźnią. Lepiej żeby pilnował się przed tą niewielką garstką Thrune, która tu została. Nie robimy w mieście dużo, ale czasem dajemy im się we znaki. Może doszli już do słusznego wniosku, iż pewne wypadki i zguby mogą być ze sobą powiązane...
- No cóż, chyba czas na mnie. Macie do mnie jakieś sprawy? Prócz popsutych pułapek i mojej niespodzianki?
Uniósł delikatnie brwi, chociaż niewiele było rozbawienia w jego głosie. Korciły go te tory przeszkód, ale nie za cenę zdemaskowania swojej niewiedzy - przecież ta wyjdzie na jaw już na samym początku, skoro to on właśnie projektował te rzeczy.

Popatrzyli na siebie lekko zdziwieni, jakby nadal nie byli w stanie zrozumieć, czemu David do całej sprawy podchodzi w tak lekki sposób.
- Davidzie, wielokrotnie zasłużyłeś na nasze zaufanie, wierzymy więc, że i teraz dokładnie wiesz co czynisz. Oby Bogowie pozwolili ci dokończyć twą misję.
Skinął im głową i skierował się do wyjścia. Nie mógł mieć poważnego podejścia do tej misji. Ukradł jakiś klejnot, skoro go ścigali już zanim nawywijał już z pełną świadomością. Nawet nie miał pojęcia, gdzie ów klejnot teraz był. Niewiele więc tu się dowiedział, ale coś ciągnęło go do tych torów przeszkód. Doszedł już do drzwi, gdy się odwrócił.
- Gdzie była ta popsuta pułapka?
Nie mógł się jednak temu oprzeć.
- Trasa żólta, zaraz na prawo od sceny - rzekli zgodnie uradowani, iż jednak się skusił.

Gdy wyszedł chłopaka już nigdzie nie było. Spojrzał na ślady stóp w grubym kurzu opuszczonego budynku. Prowadziły do wyjścia, którym go tu wprowadził. Czyżby już wyszedł gdzieś w miasto? David miał tylko nadzieję, iż bez jego pomocy znajdzie drogę na zewnątrz i nie wpadnie w żadne nie-treningowe pułapki. Chwilowo miał jednak inne plany. Ruszył w stronę wspomnianego toru. Tak jak podejrzewał trening zaczął się dość szybko. Na pierwszym fragmencie korytarza brakowało podłogi. Na dole przez środek szła tylko wąska, przymocowana do obu krańców przepaści lina. W dole widać było jakieś ciemne pokoje piwnicze pełne zepsutego scenicznego sprzętu. Upadek mógł być bolesny.

Dla Davida nie stanowiło to jednak problemu. Szybko przemknął po linie na drugą stronę. Chwilę później korytarz strasznie się zwęził, kończąc litą ścianą, w której pozostawiono jedynie wąski otwór szerokości średniej rury kanalizacyjnej.

Ale i to nie było problemem dla wprawnego Davida. Po chwili wyskoczył z drugiej strony rury, widząc, że znowu ściana zagradza mu drogę. Tor dalej prowadził w dół, gdzieś do piwnic po chropowatej, nadkruszonej ścianie. Szybko wskoczył na przeszkodę ostrożnie schodząc po niej na dół. W pewnym momencie stracił chwyt, który skruszył mu się pod dłonią i runął w dół.

Złapał się jednak w locie ściany schodząc na dół już spokojnie. Odsapnął, spoglądając na następną przeszkodę. Na środku tunelu stały dwie drewniane kukły, wirowały ze sporą prędkością zagradzając drogę między sobą i po bokach. W dłoniach trzymały ciężkie drewniane pałki. Można było przeskoczyć górą lecz było tam bardzo mało miejsca. Gdyby skok mu się nie udał wpadłby prosto na wirującą groźnie broń.
Ciekawe o ile był lepszy niż teraz, gdy tworzył całość tych pułapek. Aż dziwne, że to wszystko wciąż działało, jego obecne zdolności tworzenia tego były o wiele niższe, o ile cokolwiek zapamiętał. Ale też nie był tu po to, aby naprawiać. Korciło go sprawdzenie się, a także sprawdzenie co zostawił na końcu. Patrząc na tę wirującą pułapkę miał wrażenie, że aż tak daleko nie zabrnie. Zaklął w duchu. Nie mógł się teraz wycofać. Dokładnie prześledził ruch pałek, a potem wziął rozpęd i w dokładnie wyliczonym momencie skoczył nogami do przodu, prześlizgując się po posadzce.

Udało mu się! Zatrzymał się po drugiej stronie bez ani jednego siniaka. Do tej pory nie było nawet tak ciężko... Następna przeszkoda miała jednak okazać się znacznie bardziej wymagająca. Przed nim rozciągało się pole dużych kwadratowych podłogowych płyt. Ustawione były w rzędzach trzy na trzy i zdecydowanie wyglądały jakby miały luz do dołu. Wszystkie wyglądaly, jakby wciskały się, gdy się na nich stawało. Tylko która droga była bezpieczna?
Rozejrzał się, a potem przykucnął w poszukiwaniu wskazówek. Nie dotykając płyt przyjrzał się ich łączeniom, a także samym płytom, zastanawiając się, czy nie posiadały żadnych wzorów. Potem jeszcze przyjrzał się ścianom i podłodze, w poszukiwaniu potencjalnych pułapek, jakie uruchamiały płyty. Ciekawy był, która dokładnie z tych wszystkich pułapek była zepsuta.

Dojrzał otwory zarówno w suficie nad polem płyt, jak i w ścianach po bokach. Niestety znajdowały się nad i przy wszystkich kwadratach nie ułatwiając w żaden sposób odkrycia właściwej drogi. Wskazówką mogłyby być jednak subtelne odciski małych butów w kurzu pokrywającym całą przeszkodę. Prowadziły jednak tylko przez dwa kwadraty i potem znikały. Logiczny wniosek nasuwał się taki, że na drugim kwadracie te małe stopy już rady sobie nie dały. Wyjął sztylet i zbliżył się do pierwszego kwadratu z odciskami stóp. Spróbował delikatnie a potem powoli zwiększał nacisk, sprawdzając jak szybko mechanizm zareaguje. Przy okazji spróbował też sprawdzić, czy cokolwiek da się podważyć.

Kwadrat opadł prawie natychmiast, gdy go trochę obciążył. Poza tym nic się jednak nie stało. Kwadraty dało się podważyć, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalała mu jego siła. Były jednak sporymi blokami kamienia, więc by dostać się do ewentualnego mechanizmu, który był pod spodem musiałby mocno szarpnąć i przesunąc kwadrat na bok. Nie wydawało się to możliwe bez dotknięcia pobocznych kwadratów. Mogło też uszkodzić cały mechanizm przeszkody. Teraz, gdy był bliżej drugiego kwadratu, zauważył, że koło śladów butów widać było lekkie smugi, jakby osoba stojącą tam nim zniknęła lekko się poślizgnęła albo w inny sposób straciła równowagę.
Ślady te wyraźnie sugerowały, aby tamtego kwadratu nie dotykać. Zainteresował się więc tym obok. Ścieżka musiała być tak skonstruowana, aby dało się ją pokonać, a nie wykonywać olbrzymie skoki. Do mechanizmu nie miał jak się dostać, więc zszedł z całego pola, a potem wyjął metalowego pajączka zabranego ze skrzyni i rzucił na płytę znajdującą się obok tej, na której zniknęły ślady. Przy okazji odskoczył.

Mechanizm płyty musiał być naprawdę bardzo wrażliwy płyta bowiem została wciśnięta niemal natychmiast. Ułamek sekundy później wszystkie płyty poza tą, na której wylądował pajączek momentalnie otworzyły się do dołu niczym zapadnie, wracając po paru sekundach na swoje miejsce. Gdyby stał na którejkolwiek z nich niewątpliwie runąłby w dół do pomieszczeń pod korytarzem.
Chrząknął, podchodząc ponownie do tej, którą uznał, za bezpieczną już wcześniej. Wcisnął ją i gdy nic się nie stało, przeszedł dalej. Dokładnie na tą, która otwierała pułapkę dookoła siebie. Dalej nie miał zamiaru ryzykować wyborów.
Wziął taki rozpęd, jaki był w stanie, a potem skoczył, przetaczając się natychmiast po dotknięciu podłogi.

Po drugiej stronie wylądował bez dalszych problemów. Wszystko wskazywało też na to, że dotarł do zepsutej pułapki. Drogę zagradzały mu wyposażone w masywny zamek drzwi. Na zamku brakowało części żelaznej obudowy, która leżała obok, tak że widać było skryty w środku mechanizm. W ścianie obok widać było też tępy koniec ogłuszającej strzały, który musiał się zaklinować w wylocie. Najpierw przyjrzał się mechanizmowi. Ktoś, kto się do niego dobierał, musiał się na czymś wyłożyć. Delikatnie sprawdził, czy drzwi są zamknięte, a potem wydobył cienkie narzędzia, aby móc wetknąć je w otwór i wygrzebać strzałę. Zastanawiał się też, gdzie jest dojście do tego spustu, podejrzewał, że dopiero po drugiej stronie drzwi, jednak wolał się upewnić.

Gdy tylko podważył strzałę ta zadrżała i z głośnym trzaskiem wystrzeliła ze szczeliny koziołkując w powietrzu, by w końcu trafić w zepsute drzwi. Na szczęście nie stał przy drzwiach tylko z boku otworu, toteż nie miał szans zostać nią ugodzony. Zajrzał do otworu. Za stalową cięciwą napędzającą pocisk znajdował się skomplikowany mechanizm złożony ze skupisk żelaznych zębatek. Wszystko wskazywało na to, że niektóre z nich połączone były z mechanizmem drzwi. Jeśli nie dało się go naprawić od strony frontowej to może tędy? Wsadzając tam jednak rękę trochę ryzykował.
To, że wystrzeliła niezbyt dobrze świadczyło o tym, jak wiele pamiętał ze swoich umiejętności. A poprzednio to niby on to zbudował! Zajrzał do środka... a potem wrócił do drzwi. Najpierw trzeba było je otworzyć, więc ukucnął, dokładnie analizując wybebeszony mechanizm. Łapy prosto w pułapkę wsadzać na razie nie chciał, przynajmniej dopóki nie okaże się to konieczne.

Po zaledwie paru chwilach obserwacji pozorny chaos zębatek i przekładni zaczął dla niego mieć sens. Wszystko wskazywało na to, że zablokowała się po prostu jedna z zapadek. Gdy łotrzyk poprawił jej ułożenie starczyło już tylko przekręcić zamek i... Drzwi otworzyły się z satysfakcjonującym kliknięciem. Powtórzył jeszcze parę razy operację upewniając się, że wszystko działa jak należy, po czym zamknął mechanizm obudową.

Z oddali nowootwartego korytarza dochodził go świst pocisków i chrobot pracującej maszynerii. Cokolwiek tam było, zdawało się z jakichś powodów nadal pracować na pełnej parze. Najwyraźniej miał talent do budowy doskonale pracujących urządzeń, nawet przez długi okres czasu. Niestety talent wyczerpany, teraz głównie umiał to rozbrajać, co dobre i to. Wyjrzał ostrożnie, a potem ruszył nowym korytarzem, cały czas przyglądając się wszystkiemu. Najwyraźniej tor przeszkód jednak nie zabijał, ale i tak idiotycznie byłoby wpadać i obijać się o własne pułapki.

Powitała go duża sala, której ściany, podłoga i sufit pokryte były stosunkowo niewielkimi okrągłymi otworami. Ze wszystkich z nich co jakiś czas wystrzelały metalowe kule przelatując ze świstem do naprzeciwległych dziur. Poobserwował trochę całą przeszkodę dochodząc do wniosku, iż odstępy czasu, w których dostać można było taką kulką wydawały się dobrane zupełnie losowo. Nie dało się też przewidzieć z jakiego otworu i w którym kierunku wyleci groźny pocisk. Za tym wszystkim dostrzegł skomplikowaną chroboczącą maszynerię. Na wszystkie strony odchodziły od niej grube rury, znikając w ścianach pokoju. Była tam też całkiem masywna skrzynia. Najwyraźniej był to ostatni z pokoi.
Trasa nie była więc długa, na całe szczęście. Na nieszczęście: ostatnia przeszkoda wyglądała na wyjątkowo trudną. Starał się policzyć same kule, zastanawiając się nad posiadanymi przedmiotami. Gdyby wyłapał te cholerstwa to ta maszyna nie miałaby czym strzelać, wyraźnie bowiem korzystała cały czas z tych samych, dlatego działała tak długo. Na oberwanie kulą ochoty nie miał, dlatego wyjął wszystko z sakwy i złożył ją na pół. To mogło chwilę potrwać, ale miał zamiar położyć to na jednej z pierwszych dziur, a może nawet dwóch jeśli by się udało i czekać, trzymając materiał w ten sposób, aby kula nie trafiła jego rąk, a wpadła prosto w materiał.

Kule miały całkiem spory pęd, udało mu się więc pochwycić zaledwie trzy nim worek został zniszczony. Dało to jednak mimo wszystko lekką poprawę. Obecnie po sali latało już tylko koło dziesięciu kul. Nie miał wyboru, musiał je jakoś pokonać. Ruszył przed siebie, szybko i czujnie, gotowy do odskoku w każdej chwili. Nagle usłyszał cichy świst w dziurze pod nim, jednocześnie jedna z kul wystrzeliła po prawej stronie, a przed nim następna przeleciała z góry na dół, odcinając mu drogę ucieczki w tę stronę. Spróbował wykonać unik, ale chyba jego umysł myślał nad czymś innym, bowiem spóźnił jeden z ruchów odrobinę...

Dwie z kul z impetem uderzyły go w brzuch i bok głowy, wytrącając go z równowagi i o mało co nie pozbawiać zmysłów, zatoczył się mimowolnie wpadając pod następne, pobliskie kule.

Tym razem nie miał już jednak problemów. Zręcznie uniknął zagrożenia przeturlając się pod niebezpiecznymi pociskami. Gdy znów powstał na nogi stał już w bezpiecznej częsci pomieszczenia. Czuł ciepło bijące od egzotycznie wyglądającej, bijącej parą maszyny. Wydawało mu się, że większość jej mocy pochodziło od dwóch fioletowych świecących mocą kryształów umieszczonych w zagłębieniu na jej środku. Obok maszyny spoczywała zauważona wcześniej skrzynia.
Zatoczył się i zbliżył do niej ostrożnie. Uderzenia od kul były paskudne, ale na szczęście nie śmiertelne - pociski za małe i doskonale okrągłe, podobnie jak reszta pułapek, miały być tylko bolesne i odpowiednio mocno przeszkadzające. Ukucnął przed skrzynią i wyjął wytrychy, przyglądając się najpierw zamkowi. Nie wierzył, że nie było tu pułapek.

Wszystko wskazywało na to, że jednak się mylił. Nie było tu więcej podstępów, pułapek i zagadek. Ostrożnie otworzył wieko skrzyni, dostrzegając w środku średniej wielkości sakwę wykoczoną u góry starannie wykonanym, pokrytym runami paskiem. Wzmocnione zaklęciem zmysły łotrzyka potwierdziły, iż jest magiczna. W środki dojrzał dziwną, zakrzywiającą się hipnotycznie ciemność, wiedział iż ma do czynienia z magicznym workiem, w którego środku mieściło się znacznie więcej, niż w niemagicznych odpowiednikach. Ze środka udało mu się wyciągnąć wysoką na około 20 centrymetrów rzeźbę przypominającą utrzymującego sklepienie cyklopa, do tego znajdowała się tam czarno-granatowa skórzana zbroja, podobna do tej zniszczonej, którą widział na polu bitwy, gdzie odnaleziono jego ciało. Ona również subtelnie emanowała magią. Ostatnie co znalazł, to poręczny krótki łuk, mimo że wyglądał na zupełnie normalnego przedstawiciela tego gatunku oręża, łotrzyk nie mógł nie zauważyć jego silnej aury, która ujawniała się jednak dopiero w bezpośredniej bliskości przedmiotu.
Ciekawe czy przewidział, że sam zgarnie wszystkie te przedmioty? Nie zamierzał tu nic zostawiać, z całym szacunkiem dla staruszków. Nie miał oczywiście pojęcia, czym był ten posążek, ale skarby były warte decyzji o przejściu tego toru przeszkód. Aby jednak nie pozostawiać toru przeszkód zupełnie bez nagród, pozostawił tu swój obecny łuk.
Był jeszcze jeden problem - jak wrócić, nie pozostawiając jednocześnie maszynerii wyłączonej. Zbliżył się do niej, przyglądając się i próbując zatrzymać. Wyglądało na to, że wystarczyłoby wyjąć kryształy.

+500xp za pokonanie treningowego toru projektu Davida
 
Tadeus jest offline