Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-10-2012, 22:55   #51
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
David przez całą tę wędrówkę miał wrażenie, że sam z własnej woli pakuje się w paskudną pułapkę. Miała ona jednak wabik, którego nie mógł zignorować nawet w najmniejszym zakresie. Zwał się on przeszłością. Mógł rzecz jasna zignorować wcześniej malca, ale tamci mogli uznać to za zdradę, to jedno, a po drugie - jego samego męczyłoby to za bardzo, aby samemu nie zabrać się za szukanie tego Konsylium, kimkolwiek byli. Widział umiejętności chłopaka, więc ci mistrzowie musieli być o niebo lepsi. Pewnie tacy jak on kiedyś, tyle, że teraz David dopiero raczkował, przypominając sobie z trudem swoje umiejętności.
Starał się tylko nie wyglądać na przestraszonego.
Ruszył cichym, tanecznie zręcznym krokiem w kierunku wskazanego przejścia, mrużąc oczy i zastanawiając się, kiedy pułapka się zamknie. Gdy tylko rozmył się w cieniach, wyszeptał zaklęcie wykrycia magii, jedyne, które znał lub które pamiętał. Malec już nie patrzył, więc szedł powoli, bacznie zwracając uwagę na wszystko dookoła.

Schody sprowadziły go na niższy poziom, bedący zapewne rozległymi piwnicami opery. Wszędzie walało się jeszcze więcej elementów scenicznych dekoracji. Zmuszony był do lawirowania między makietami krzaków, tylną częścią rekina, by wreszcie wyjść z paszczy sztucznego smoka. Ilość zakamarków była wręcz oszałamiająca. Chwilowo nie wykrywał żadnej magii, nie powodowało to jednak, iż był specjalnie spokojniejszy. Mógłby tam bładzić pewnie godzinami, szczególnie, że zauważył schody na jeszcze niższy poziom. Konstrukcja tej opery musiała być swego czasu ogromnym, wspieranym przez państwo przedsięwzięciem. Obecnie najwyraźniej już prawie każdy o niej zapomniał. Co zapewne było jak najbardziej na rękę jego aktualnym lokatorom. Postanowił zaufać intuicji. Miał wrażenie, iż w przeszłości nie raz przechodził tę trasę. Parę minut później wszedł w jeszcze jeden wąski korytarz, zakończony dość ciekawymi drzwiami. Chwilowo obawiał się do nich podejść, sondując uważnie otoczenie. Same masywne, wzmacniane okuciami drzwi po prawej stronie miały w sobie rząd okrągłych wgłebień o średnicy koło dwóch centrymetrów. Po wewnętrznych bocznych stronach tych dziurek zauważył różne wzory, symbole, litery, bądź postacie. W każdym wgłębieniu znajdował się unikalny wzór. Po lewej zaś zauważył duży dysk w formie słońca. Wyglądał jakby dało się nim kręcić w obie strony.

Uważnie zbadał otoczenie wokół siebie, dostrzegając niemal natychmiast aż trzy pułapki podłączone do dziwnych wrót. Najoczywistszą była szeroka zapadnia pod samymi drzwiami, dwie pozostałe najwyraźniej związane były z jakimiś rodzajami pocisków mających uderzyć w osobę próbującą manipulować przy drzwiach, widział dwie dziurki w ścianach na wysokości około metra skierowane w odpowiednią stronę. Wspólny mechanizm spustowy dla wszystkich tych niespodzianek zdawał się wbudowany w zamek. Pewnym było więc, iż samo zbliżenie żadnej z nich nie uruchomi. Co innego, gdy zacząłby przy nim grzebać. Nie miał pojęcia jak to coś otworzyć, aby nie narazić się na "trudności" jakie tu pozostawiono. Najprawdopobniej należało ustawić odpowiedni "klucz" dostępowy. Spróbował przypomnieć sobie cokolwiek z tego, ale nic nie powracało do jego głowy. Potem jeszcze rozejrzał się w poszukiwaniu jakichś wskazówek. Ostrożnie zbliżył się do samego dysku, przyglądając się mu, a potem delikatnie próbując obrócić, przy okazji przyglądając się pułapkom.

Mimo lekkich otarć na drzwiach za dyskiem, które sugerowały, że tenże może się obracać, dysk nie drgnął nawet o milimetr w żadną stronę. Najwyraźniej wpierw trzeba było skorzystać z drugiej części mechanizmu - rzędzów małych okrągłych otworów. David nie miał zamiaru ryzykować, odgiął się na tyle ile mógł, by nie znaleźć się bezpośrednio w linii ostrzału pułapek i wyciągnął sztylet wtykając jego ostrze w jeden z otworów. Nic się nie stało. Przyjrzał się im bliżej. Było ich trzynaście. Dokładnie obejrzał symbole w środku, próbując zrozumieć, czy nie kryły jakiegoś szyfru. Gdy zniechęcony doszedł do ostatniego, zauważył w środku znane mu symbole. Popatrzył na pierścień. Ten, który znalazł przy miejscu, gdzie para rolników natrafiła na jego ciało i od tamtego momentu nosił przy sobie. Symbole zdawały się pasować idealnie. Umieścił go w otworze. Jego czar wykrył lekki skok magicznej energii, dochodzący z jego pierścienia. Słoneczny dysk drgnął. Najwyraźniej dało się go już przekręcić. Niestety nie pamiętał jednak w którą stronę i o ile.
Mimo wszystko postanowił zaryzykować. Rozbieranie całego mechanizmu i tak było bardziej niebezpieczne, wcale nie gwarantując jakiegokolwiek sukcesu. Skoro pokrętło znajdowało się po lewej, to zaczął obracać je w prawo, powoli i bardzo ostrożnie, nie wiedząc nawet czy będzie szło gładko czy może skokowo.

W pewnym momencie coś za dyskiem lekko kliknęło, jakby wskoczyło na swoje miejsce. Jednocześnie dalsze kręcenie wymagało użycia minimalnie wiekszej siły, jakby uruchamiać miało coś dodatkowego. Normalny człowiek by tego zapewne nie zauważył, ale David był wyczulony na takie niuanse. Drzwi nadal nie dało się otworzyć, zaczął więc kręcić w przeciwną stronę, dokładnie nasłuchując. Gdy i z drugiej strony napotkał subtelną przeszkodę zamek w drzwiach otworzył się. Pułapki pozostały niewyzwolone. Odetchnął z ulgą wstępując w nowy korytarz.

Kawałek dalej powitała go dwójka staruszków grających przy stole w cheliańską odmianę szachów. Obaj ubrani byli w drogie magnackie szaty, zaś ich pomarszczone od starości twarze nosiły orle, szlachetne rysy. Sączyli rubinowe wino, wpatrując się z napięciem w szachownicę, na której zostały już tylko dwie matriarchinie rodów.
- Wejdź, wejdź Davidzie, rzekł jeden z nich wskazując mu krzesło. Jednocześnie nawet na chwilę nie odwracał spojrzenia z figur, jakby spodziewając się, że jego oponent natychmiast wykorzysta sytuacje.
W końcu przerwali cisze wzruszając ramionami.
- Może w następnym tygodniu na coś wpadniemy...
Gdy na niego spojrzeli na ich wysuszonych twarzach pojawiły się nikłe uśmieszki.
- Więc jednak ci się udało i przeżyłeś? - zapytali unosząc brwi.
- Przeżyłem - odpowiedział tylko na drugą część pytania. Zbliżył się bezszelestnie, wcześniej omiatając wzrokiem krzesło. Czuł się tu niepewnie i zapewne było to widać z jego ostrożności, ale wnioski mogli wysnuć z tego różne. - Niestety nie obyło się bez... problemów. kilka osób musiało umrzeć.
Nie miał żadnych tropów co do tego, jak powinna wyglądać rozmowa z tymi osobnikami, nawet nie wiedział kim są. Dlatego zamierzał mówić tylko półprawdy, aż do chwili, gdy dowie się choć odrobiny z tego wszystkiego, co zwało się jego wcześniejszym życiem.

Popatrzyli na niego uważnym wzrokiem, wymieniając spojrzenia.
W końcu uśmiechnęli się z ulgą. Wydawało się, że wyraźnie zrelaksowali się w jego obecności.
- Polej mu hrabio, musimy uczcić wielkie zwycięstwo! - rzekł chudszy do grubszego.
- Gdy przybyłeś tu rok temu, gadając jak postać z historycznych ksiąg i szukając najlepszej gildii złodziei w Golarionie naprawdę myślieliśmy żeś postradał zmysły - dziadek dał mu pieszczotliwego kuksańca. - Ale widać, że jednak wiedziałeś co robisz!
Popatrzyli na niego z dumą.
- Ścigają cię? Udało ci się klejnot gdzieś ukryć? Z chęcią pomoglibyśmy ci w ucieczce, ale wiesz, że nasze możliwości sa ograniczone.
Polali jeszcze, wino miało ciężki, szlachetny zapach starego leżakowanego trunku.
- Jeśli ci się zbytnio nie spieszy, to mógłbyś przy okazji przyjrzeć się torowi numer dwa, ten stary pac chyba zepsuł jedną z treningowych pułapek.- wskazał oskarżycielsko kompania, który uniósł się udawaną obrazą.
- Zgodnie z twoją prośbą dzieciakowi nic nie powiedzieliśmy, ale nie jest głupi, na pewno się domyśla, że po tym morderczym treningu, który sam sobie tu kazałeś sprawiać przez parę miesięcy nie ruszyłeś zrywać kwiatków...

On także odetchnął, ale nie dał po sobie tego poznać. Zamiast tego jeden z kącików jego ust uniósł się delikatnie.
- Ścigają. W drodze powrotnej jeszcze pechowo trafiłem na jedną z ważniejszych wiedźm, której.... przypadkowo się zmarło. Musiałem po sobie posprzątać - westchnął. - Tor torem, pewnie wszystko pozmienialiście i chcecie, abym dał się złapać. Nawet trzech minut odpoczynku.
Łyknął wina, widząc, że ci dwaj mężczyźni to robią. I tak jeśli mieli go załatwić to mogli zrobić to na milion sposobów.
- Nie pobędę tu zbyt długo, rano mam umówione spotkanie. Dołączyłem do pewnej grupy... która nie za bardzo wie kim jestem, ale mi już ufają. Pewnie więc znów mnie nie będzie. Chłopak... pogadam z nim.
Odstawił kielich, przecierając twarz i trochę udając bardziej zmęczonego niż był. Ale za to bolało go całe ciało, potrzebował leczenia.
- Miałem ciężką przeprawę, więc i tak potrzebuję trochę odpoczynku. Rany się jeszcze nie zagoiły, a co gorsza poczyniły spustoszenie w mojej głowie. Chyba oberwałem za mocno. Pewnie nie macie czegoś przydatnego w leczeniu?
Uśmiechnął się półgębkiem, mrucząc pod nosem.
- Z historycznych ksiąg, też mi coś.
- A... z pewnością znajdzie się coś w twoim schowku - zmierzyli go wzrokiem, pokazując stojąca nieopodal skrzynie. - Wyglądasz też jakbyś musiał uzupełnić i resztę zapasów. Bierz, ile ci trzeba, synu, zasłużyłeś sobie.

David ostrożnie podszedł do szkrzyni zastanawiając się, czy nie jest to jakiś test i nie wpadnie w pułapkę, wydawało sie jednak, że wszystko się zgadza. Uchylił wieko dostrzegając parę kompletów złodziejskiego wyposażenia. Były wśród nich gliniane kulki wypełnione magiczna substancją, która po rozbiciu tworzyła chmurę dymu, były też alchemiczne kamienie wydobywające alchemiczny błysk i huk po rzuceniu, dojrzał tam też mał kolczaste kulki, które można było skutecznie rozrzucić pod nogi pogoni i oczywiście poręczna, obleczona skórą pałkę do ogłuszania strażników. David z satysfakcją zauważył, iż cały ten zestaw był bliski jego sercu i niewątpliwie kiedyś często z podobnych korzystał.

- Ucieszy cię usłyszeć - zaczął grubszy, zwany hrabią. - Że od twej podróży nikomu jeszcze nie udało się zakończyć stworzonej przez ciebie trasy treningowej. Skoro teraz wyjeżdżasz na dobre, to może wreszcie zdradziłbyś nam, co umieściłeś na końcu? Mały przyuważył cię, jak przeszmugowałeś tam jakiś pakunek nim to mordercze ustrojstwo uruchomiłeś.
- Ha - uśmiechnął się łotrzyk - dzieciak to wszędobylska bestia. Nie znikam od razu i być może nie na zawsze jak dane mi będzie przeżyć. Poza tym, zdradzać niespodzianki? Musi być przecież jakaś nagroda za ciężką pracę w przejściu.
Nie miał pojęcia co o tym myśleć. Czy faktycznie był taki dobry, czy oni raczej marni? Zastanawiał się, czy nie spróbować, jednocześnie zabierając ze skrzyni po komplecie wszystkich rzeczy, które mogły się przydać, zostawił tylko nieporęczną pałkę. Wciąż jednak nie miał nic leczącego, więc przebierał w tych rzeczach przez jakiś czas. Dzięki temu mógł też nie patrzeć na staruszków, a oni nie mogli odczytać jego twarzy.
- Nikt nie dał rady, a ilu próbowało? Szczerze mówiąc sam nie pamiętam jak to dokładnie wyglądało. To przez ten cios przez łeb. Lub z utraty krwi.
Powiedział to żartobliwym tonem, ale zastanawiał się, czy faktycznie nie zostawił tam czegoś ciekawego. Skoro pułapki były jego, więc może intuicja mu będzie pomagać.

- Ilu? - popatrzyli po sobie, jakby stroił sobie z nich żarty. - Ja, hrabia i mały. Cała nasza najznaczniejsza gildia złodziejska Golarionu!
Obaj dziadkowie zachichotali jak ze starego dobrego dowcipu.
- Dobrze wiesz, że tu nie zostało już prawie nic z dawnej świetności. Obecnie na akcje wyprawiamy się już tylko od święta i w dobrej sprawie.
- I jak akurat w krzyżu nas nie łupie! - dodał rozbawiony drugi.
Davidowi tymczasem wreszcie udało dogrzebać się do jakiejś starej butelki z leczniczym napojem. Szału nie było.
W końcu staruszkom najwyraźniej minął rozkoszny nastrój i spoważnieli.
- Żarty żartami, ale jesteś pewny, że nie powinieneś stąd jak najszybciej uciekać? W końcu okradłeś samą królową Abrogail. Z pewnością zatarłeś za sobą ślady, ale mimo wszystko... - popatrzyli z troską i pewną dozą niezrozumienia.
Skinął im głową.
- Bez obaw, nie narażę was. Wiecie, to jak branie byka za rogi. Mam wrażenie, że przez całe życie to robię i zmienić się nie potrafię.
Tym razem i on spoważniał. Staruszkowie raczej nie kłamali, tu nie pozostało już nic i nikt nie próbował tego zmienić. Tylko w takim razie co z cieniami? Musiał "mimochodem" zdobyć jeszcze tę informację.
- Zajmiecie się dzieciakiem? To dobry chłopak, ale trochę zbyt ambitny. Wiecie jak jest, w pewnych chwilach nie powinno się narażać, a mnie ścigają. Teraz wyjdę i cienie mnie dopadną, albo cholera wie co. Prawie jestem ciekaw jak to jest naprawdę z tymi nocnymi marami.
Trochę ryzykował, ale z drugiej strony nikt z jego towarzyszy odpowiedzi na to nie znał. A ci tutaj mieszkali tu od lat.

- Wiele osób jest ciekawych. Ja mógłbym przysiąc, iż dostrzegłem je na skraju wzroku w czasie akcji przed dwudziestoma laty. Baron twierdzi, że za dużo piłem.
- Bo tak było - dodał złośliwy szlachcic. - Nie zmienia to jednak faktu, że tam, gdzie niby zniknęły tej samej nocy zginął człowiek. Znaleźli go rozszarpanego nad ranem. Ale mógł być to przypadek. - wzruszyli ramionami. - To stare miasto ze starymi tajemnicami. Dużo ludzi ginie tu w dziwnych okolicznościach, ale czy to cienie?
- Mały też twierdził, że je ostatnio widział. Kłębowisko czarnej dzikiej materii przeskakujące z dachu na dach... ale to dzieciak z wielką wyobraźnią. Lepiej żeby pilnował się przed tą niewielką garstką Thrune, która tu została. Nie robimy w mieście dużo, ale czasem dajemy im się we znaki. Może doszli już do słusznego wniosku, iż pewne wypadki i zguby mogą być ze sobą powiązane...
- No cóż, chyba czas na mnie. Macie do mnie jakieś sprawy? Prócz popsutych pułapek i mojej niespodzianki?
Uniósł delikatnie brwi, chociaż niewiele było rozbawienia w jego głosie. Korciły go te tory przeszkód, ale nie za cenę zdemaskowania swojej niewiedzy - przecież ta wyjdzie na jaw już na samym początku, skoro to on właśnie projektował te rzeczy.
 
Sekal jest offline  
Stary 21-10-2012, 15:33   #52
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
- Wiele osób jest ciekawych. Ja mógłbym przysiąc, iż dostrzegłem je na skraju wzroku w czasie akcji przed dwudziestoma laty. Baron twierdzi, że za dużo piłem.
- Bo tak było - dodał złośliwy szlachcic. - Nie zmienia to jednak faktu, że tam, gdzie niby zniknęły tej samej nocy zginął człowiek. Znaleźli go rozszarpanego nad ranem. Ale mógłbyć to przypadek. - wzruszyli ramionami. - To stare miasto ze starymi tajemnicami. Dużo ludzi ginie tu w dziwnych okolicznościach, ale czy to cienie?
- Mały też twierdził, że je ostatnio widział. Kłębowisko czarnej dzikiej materii przeskakujące z dachu na dach... ale to dzieciak z wielką wyobraźnią. Lepiej żeby pilnował się przed tą niewielką garstką Thrune, która tu została. Nie robimy w mieście dużo, ale czasem dajemy im się we znaki. Może doszli już do słusznego wniosku, iż pewne wypadki i zguby mogą być ze sobą powiązane...
- No cóż, chyba czas na mnie. Macie do mnie jakieś sprawy? Prócz popsutych pułapek i mojej niespodzianki?
Uniósł delikatnie brwi, chociaż niewiele było rozbawienia w jego głosie. Korciły go te tory przeszkód, ale nie za cenę zdemaskowania swojej niewiedzy - przecież ta wyjdzie na jaw już na samym początku, skoro to on właśnie projektował te rzeczy.

Popatrzyli na siebie lekko zdziwieni, jakby nadal nie byli w stanie zrozumieć, czemu David do całej sprawy podchodzi w tak lekki sposób.
- Davidzie, wielokrotnie zasłużyłeś na nasze zaufanie, wierzymy więc, że i teraz dokładnie wiesz co czynisz. Oby Bogowie pozwolili ci dokończyć twą misję.
Skinął im głową i skierował się do wyjścia. Nie mógł mieć poważnego podejścia do tej misji. Ukradł jakiś klejnot, skoro go ścigali już zanim nawywijał już z pełną świadomością. Nawet nie miał pojęcia, gdzie ów klejnot teraz był. Niewiele więc tu się dowiedział, ale coś ciągnęło go do tych torów przeszkód. Doszedł już do drzwi, gdy się odwrócił.
- Gdzie była ta popsuta pułapka?
Nie mógł się jednak temu oprzeć.
- Trasa żólta, zaraz na prawo od sceny - rzekli zgodnie uradowani, iż jednak się skusił.

Gdy wyszedł chłopaka już nigdzie nie było. Spojrzał na ślady stóp w grubym kurzu opuszczonego budynku. Prowadziły do wyjścia, którym go tu wprowadził. Czyżby już wyszedł gdzieś w miasto? David miał tylko nadzieję, iż bez jego pomocy znajdzie drogę na zewnątrz i nie wpadnie w żadne nie-treningowe pułapki. Chwilowo miał jednak inne plany. Ruszył w stronę wspomnianego toru. Tak jak podejrzewał trening zaczął się dość szybko. Na pierwszym fragmencie korytarza brakowało podłogi. Na dole przez środek szła tylko wąska, przymocowana do obu krańców przepaści lina. W dole widać było jakieś ciemne pokoje piwnicze pełne zepsutego scenicznego sprzętu. Upadek mógł być bolesny.

Dla Davida nie stanowiło to jednak problemu. Szybko przemknął po linie na drugą stronę. Chwilę później korytarz strasznie się zwęził, kończąc litą ścianą, w której pozostawiono jedynie wąski otwór szerokości średniej rury kanalizacyjnej.

Ale i to nie było problemem dla wprawnego Davida. Po chwili wyskoczył z drugiej strony rury, widząc, że znowu ściana zagradza mu drogę. Tor dalej prowadził w dół, gdzieś do piwnic po chropowatej, nadkruszonej ścianie. Szybko wskoczył na przeszkodę ostrożnie schodząc po niej na dół. W pewnym momencie stracił chwyt, który skruszył mu się pod dłonią i runął w dół.

Złapał się jednak w locie ściany schodząc na dół już spokojnie. Odsapnął, spoglądając na następną przeszkodę. Na środku tunelu stały dwie drewniane kukły, wirowały ze sporą prędkością zagradzając drogę między sobą i po bokach. W dłoniach trzymały ciężkie drewniane pałki. Można było przeskoczyć górą lecz było tam bardzo mało miejsca. Gdyby skok mu się nie udał wpadłby prosto na wirującą groźnie broń.
Ciekawe o ile był lepszy niż teraz, gdy tworzył całość tych pułapek. Aż dziwne, że to wszystko wciąż działało, jego obecne zdolności tworzenia tego były o wiele niższe, o ile cokolwiek zapamiętał. Ale też nie był tu po to, aby naprawiać. Korciło go sprawdzenie się, a także sprawdzenie co zostawił na końcu. Patrząc na tę wirującą pułapkę miał wrażenie, że aż tak daleko nie zabrnie. Zaklął w duchu. Nie mógł się teraz wycofać. Dokładnie prześledził ruch pałek, a potem wziął rozpęd i w dokładnie wyliczonym momencie skoczył nogami do przodu, prześlizgując się po posadzce.

Udało mu się! Zatrzymał się po drugiej stronie bez ani jednego siniaka. Do tej pory nie było nawet tak ciężko... Następna przeszkoda miała jednak okazać się znacznie bardziej wymagająca. Przed nim rozciągało się pole dużych kwadratowych podłogowych płyt. Ustawione były w rzędzach trzy na trzy i zdecydowanie wyglądały jakby miały luz do dołu. Wszystkie wyglądaly, jakby wciskały się, gdy się na nich stawało. Tylko która droga była bezpieczna?
Rozejrzał się, a potem przykucnął w poszukiwaniu wskazówek. Nie dotykając płyt przyjrzał się ich łączeniom, a także samym płytom, zastanawiając się, czy nie posiadały żadnych wzorów. Potem jeszcze przyjrzał się ścianom i podłodze, w poszukiwaniu potencjalnych pułapek, jakie uruchamiały płyty. Ciekawy był, która dokładnie z tych wszystkich pułapek była zepsuta.

Dojrzał otwory zarówno w suficie nad polem płyt, jak i w ścianach po bokach. Niestety znajdowały się nad i przy wszystkich kwadratach nie ułatwiając w żaden sposób odkrycia właściwej drogi. Wskazówką mogłyby być jednak subtelne odciski małych butów w kurzu pokrywającym całą przeszkodę. Prowadziły jednak tylko przez dwa kwadraty i potem znikały. Logiczny wniosek nasuwał się taki, że na drugim kwadracie te małe stopy już rady sobie nie dały. Wyjął sztylet i zbliżył się do pierwszego kwadratu z odciskami stóp. Spróbował delikatnie a potem powoli zwiększał nacisk, sprawdzając jak szybko mechanizm zareaguje. Przy okazji spróbował też sprawdzić, czy cokolwiek da się podważyć.

Kwadrat opadł prawie natychmiast, gdy go trochę obciążył. Poza tym nic się jednak nie stało. Kwadraty dało się podważyć, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalała mu jego siła. Były jednak sporymi blokami kamienia, więc by dostać się do ewentualnego mechanizmu, który był pod spodem musiałby mocno szarpnąć i przesunąc kwadrat na bok. Nie wydawało się to możliwe bez dotknięcia pobocznych kwadratów. Mogło też uszkodzić cały mechanizm przeszkody. Teraz, gdy był bliżej drugiego kwadratu, zauważył, że koło śladów butów widać było lekkie smugi, jakby osoba stojącą tam nim zniknęła lekko się poślizgnęła albo w inny sposób straciła równowagę.
Ślady te wyraźnie sugerowały, aby tamtego kwadratu nie dotykać. Zainteresował się więc tym obok. Ścieżka musiała być tak skonstruowana, aby dało się ją pokonać, a nie wykonywać olbrzymie skoki. Do mechanizmu nie miał jak się dostać, więc zszedł z całego pola, a potem wyjął metalowego pajączka zabranego ze skrzyni i rzucił na płytę znajdującą się obok tej, na której zniknęły ślady. Przy okazji odskoczył.

Mechanizm płyty musiał być naprawdę bardzo wrażliwy płyta bowiem została wciśnięta niemal natychmiast. Ułamek sekundy później wszystkie płyty poza tą, na której wylądował pajączek momentalnie otworzyły się do dołu niczym zapadnie, wracając po paru sekundach na swoje miejsce. Gdyby stał na którejkolwiek z nich niewątpliwie runąłby w dół do pomieszczeń pod korytarzem.
Chrząknął, podchodząc ponownie do tej, którą uznał, za bezpieczną już wcześniej. Wcisnął ją i gdy nic się nie stało, przeszedł dalej. Dokładnie na tą, która otwierała pułapkę dookoła siebie. Dalej nie miał zamiaru ryzykować wyborów.
Wziął taki rozpęd, jaki był w stanie, a potem skoczył, przetaczając się natychmiast po dotknięciu podłogi.

Po drugiej stronie wylądował bez dalszych problemów. Wszystko wskazywało też na to, że dotarł do zepsutej pułapki. Drogę zagradzały mu wyposażone w masywny zamek drzwi. Na zamku brakowało części żelaznej obudowy, która leżała obok, tak że widać było skryty w środku mechanizm. W ścianie obok widać było też tępy koniec ogłuszającej strzały, który musiał się zaklinować w wylocie. Najpierw przyjrzał się mechanizmowi. Ktoś, kto się do niego dobierał, musiał się na czymś wyłożyć. Delikatnie sprawdził, czy drzwi są zamknięte, a potem wydobył cienkie narzędzia, aby móc wetknąć je w otwór i wygrzebać strzałę. Zastanawiał się też, gdzie jest dojście do tego spustu, podejrzewał, że dopiero po drugiej stronie drzwi, jednak wolał się upewnić.

Gdy tylko podważył strzałę ta zadrżała i z głośnym trzaskiem wystrzeliła ze szczeliny koziołkując w powietrzu, by w końcu trafić w zepsute drzwi. Na szczęście nie stał przy drzwiach tylko z boku otworu, toteż nie miał szans zostać nią ugodzony. Zajrzał do otworu. Za stalową cięciwą napędzającą pocisk znajdował się skomplikowany mechanizm złożony ze skupisk żelaznych zębatek. Wszystko wskazywało na to, że niektóre z nich połączone były z mechanizmem drzwi. Jeśli nie dało się go naprawić od strony frontowej to może tędy? Wsadzając tam jednak rękę trochę ryzykował.
To, że wystrzeliła niezbyt dobrze świadczyło o tym, jak wiele pamiętał ze swoich umiejętności. A poprzednio to niby on to zbudował! Zajrzał do środka... a potem wrócił do drzwi. Najpierw trzeba było je otworzyć, więc ukucnął, dokładnie analizując wybebeszony mechanizm. Łapy prosto w pułapkę wsadzać na razie nie chciał, przynajmniej dopóki nie okaże się to konieczne.

Po zaledwie paru chwilach obserwacji pozorny chaos zębatek i przekładni zaczął dla niego mieć sens. Wszystko wskazywało na to, że zablokowała się po prostu jedna z zapadek. Gdy łotrzyk poprawił jej ułożenie starczyło już tylko przekręcić zamek i... Drzwi otworzyły się z satysfakcjonującym kliknięciem. Powtórzył jeszcze parę razy operację upewniając się, że wszystko działa jak należy, po czym zamknął mechanizm obudową.

Z oddali nowootwartego korytarza dochodził go świst pocisków i chrobot pracującej maszynerii. Cokolwiek tam było, zdawało się z jakichś powodów nadal pracować na pełnej parze. Najwyraźniej miał talent do budowy doskonale pracujących urządzeń, nawet przez długi okres czasu. Niestety talent wyczerpany, teraz głównie umiał to rozbrajać, co dobre i to. Wyjrzał ostrożnie, a potem ruszył nowym korytarzem, cały czas przyglądając się wszystkiemu. Najwyraźniej tor przeszkód jednak nie zabijał, ale i tak idiotycznie byłoby wpadać i obijać się o własne pułapki.

Powitała go duża sala, której ściany, podłoga i sufit pokryte były stosunkowo niewielkimi okrągłymi otworami. Ze wszystkich z nich co jakiś czas wystrzelały metalowe kule przelatując ze świstem do naprzeciwległych dziur. Poobserwował trochę całą przeszkodę dochodząc do wniosku, iż odstępy czasu, w których dostać można było taką kulką wydawały się dobrane zupełnie losowo. Nie dało się też przewidzieć z jakiego otworu i w którym kierunku wyleci groźny pocisk. Za tym wszystkim dostrzegł skomplikowaną chroboczącą maszynerię. Na wszystkie strony odchodziły od niej grube rury, znikając w ścianach pokoju. Była tam też całkiem masywna skrzynia. Najwyraźniej był to ostatni z pokoi.
Trasa nie była więc długa, na całe szczęście. Na nieszczęście: ostatnia przeszkoda wyglądała na wyjątkowo trudną. Starał się policzyć same kule, zastanawiając się nad posiadanymi przedmiotami. Gdyby wyłapał te cholerstwa to ta maszyna nie miałaby czym strzelać, wyraźnie bowiem korzystała cały czas z tych samych, dlatego działała tak długo. Na oberwanie kulą ochoty nie miał, dlatego wyjął wszystko z sakwy i złożył ją na pół. To mogło chwilę potrwać, ale miał zamiar położyć to na jednej z pierwszych dziur, a może nawet dwóch jeśli by się udało i czekać, trzymając materiał w ten sposób, aby kula nie trafiła jego rąk, a wpadła prosto w materiał.

Kule miały całkiem spory pęd, udało mu się więc pochwycić zaledwie trzy nim worek został zniszczony. Dało to jednak mimo wszystko lekką poprawę. Obecnie po sali latało już tylko koło dziesięciu kul. Nie miał wyboru, musiał je jakoś pokonać. Ruszył przed siebie, szybko i czujnie, gotowy do odskoku w każdej chwili. Nagle usłyszał cichy świst w dziurze pod nim, jednocześnie jedna z kul wystrzeliła po prawej stronie, a przed nim następna przeleciała z góry na dół, odcinając mu drogę ucieczki w tę stronę. Spróbował wykonać unik, ale chyba jego umysł myślał nad czymś innym, bowiem spóźnił jeden z ruchów odrobinę...

Dwie z kul z impetem uderzyły go w brzuch i bok głowy, wytrącając go z równowagi i o mało co nie pozbawiać zmysłów, zatoczył się mimowolnie wpadając pod następne, pobliskie kule.

Tym razem nie miał już jednak problemów. Zręcznie uniknął zagrożenia przeturlając się pod niebezpiecznymi pociskami. Gdy znów powstał na nogi stał już w bezpiecznej częsci pomieszczenia. Czuł ciepło bijące od egzotycznie wyglądającej, bijącej parą maszyny. Wydawało mu się, że większość jej mocy pochodziło od dwóch fioletowych świecących mocą kryształów umieszczonych w zagłębieniu na jej środku. Obok maszyny spoczywała zauważona wcześniej skrzynia.
Zatoczył się i zbliżył do niej ostrożnie. Uderzenia od kul były paskudne, ale na szczęście nie śmiertelne - pociski za małe i doskonale okrągłe, podobnie jak reszta pułapek, miały być tylko bolesne i odpowiednio mocno przeszkadzające. Ukucnął przed skrzynią i wyjął wytrychy, przyglądając się najpierw zamkowi. Nie wierzył, że nie było tu pułapek.

Wszystko wskazywało na to, że jednak się mylił. Nie było tu więcej podstępów, pułapek i zagadek. Ostrożnie otworzył wieko skrzyni, dostrzegając w środku średniej wielkości sakwę wykoczoną u góry starannie wykonanym, pokrytym runami paskiem. Wzmocnione zaklęciem zmysły łotrzyka potwierdziły, iż jest magiczna. W środki dojrzał dziwną, zakrzywiającą się hipnotycznie ciemność, wiedział iż ma do czynienia z magicznym workiem, w którego środku mieściło się znacznie więcej, niż w niemagicznych odpowiednikach. Ze środka udało mu się wyciągnąć wysoką na około 20 centrymetrów rzeźbę przypominającą utrzymującego sklepienie cyklopa, do tego znajdowała się tam czarno-granatowa skórzana zbroja, podobna do tej zniszczonej, którą widział na polu bitwy, gdzie odnaleziono jego ciało. Ona również subtelnie emanowała magią. Ostatnie co znalazł, to poręczny krótki łuk, mimo że wyglądał na zupełnie normalnego przedstawiciela tego gatunku oręża, łotrzyk nie mógł nie zauważyć jego silnej aury, która ujawniała się jednak dopiero w bezpośredniej bliskości przedmiotu.
Ciekawe czy przewidział, że sam zgarnie wszystkie te przedmioty? Nie zamierzał tu nic zostawiać, z całym szacunkiem dla staruszków. Nie miał oczywiście pojęcia, czym był ten posążek, ale skarby były warte decyzji o przejściu tego toru przeszkód. Aby jednak nie pozostawiać toru przeszkód zupełnie bez nagród, pozostawił tu swój obecny łuk.
Był jeszcze jeden problem - jak wrócić, nie pozostawiając jednocześnie maszynerii wyłączonej. Zbliżył się do niej, przyglądając się i próbując zatrzymać. Wyglądało na to, że wystarczyłoby wyjąć kryształy.

+500xp za pokonanie treningowego toru projektu Davida
 
Tadeus jest offline  
Stary 05-11-2012, 10:19   #53
 
Sekal's Avatar
 
Reputacja: 1 Sekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputacjęSekal ma wspaniałą reputację
-Ciekawe czy przewidział, że sam zgarnie wszystkie te przedmioty? Nie zamierzał tu nic zostawiać, z całym szacunkiem dla staruszków. Nie miał oczywiście pojęcia, czym był ten posążek, ale skarby były warte decyzji o przejściu tego toru przeszkód. Aby jednak nie pozostawiać toru przeszkód zupełnie bez nagród, pozostawił tu swój obecny łuk.
Był jeszcze jeden problem - jak wrócić, nie pozostawiając jednocześnie maszynerii wyłączonej. Zbliżył się do niej, przyglądając się i próbując zatrzymać. Wyglądało na to, że wystarczyłoby wyjąć kryształy.

Musiał szczerze przyznać, że obecnie zupełnie się na tym nie znał. Maszyneria zdawała się być jakimś techno-magicznym konstruktem stworzonym w sposób, którego nie był w stanie zrozumieć.
Nawet dokładna analiza run opisujących zapewne funkcjonalność poszczególnych części (a może i stanowiąca ostrzeżenia dla użytkownika) nie dała mu żadnych odpowiedzi. Jedyne co wydawało się logiczne to niemożliwość kontynuowania pracy bez kryształów, które bez wątpienia były źródłem energii. Wszystko wskazywało na to, że nie były przymocowane na miejscu, jedynie wsunięte.
- Kto do diabła wymyśla takie maszynerie? Nie wierzę, że sam to kiedyś zrobiłem...
Zaczynał gadać do siebie, co było złym objawem. Kryształy miał zamiar wyjąć, ale owinął dłoń i chwycił w nią sztylet, najpierw delikatnie dotykając, a potem równie delikatnie napierając na kryształ, starając się go wysunąć.

Po ostrzu sztyletu przeszło nieznaczne wyładowanie magicznej energii po czym kryształ wyskoczył ze swojego miejsca. Maszyna zachrobotała ostatni raz i jej praca ustała. Z rur dał się słyszeć głośny syk jakby wyraźnie spadło budowane w środku ciśnienie. Sam kryształ, podobnie jak ten drugi, który pozostał w maszynie, nadal lśnił jasnym różowo-fioletowym światłem. Wydawało mu się, że ustały też rozbrzmiewające w oddali dźwięki wirujących kukieł z pałkami, jednak z takiej odległości nie był tego w stanie jednoznacznie potwierdzić. Kulki pozostały wewnątrz mechanizmu, nic więc nie wyszło z planu. Nie przejął się tym zbytnio, pozostawiając jednak kryształ wyjęty. Gdy staruszkowie będą chcieli się posprawdzać, w co wątpił, to będą mogli to uruchomić. A on nie miał pojęcia co mógłby zrobić z kryształami, prócz sprzedania ich, więc pozostawił je tu. W sumie całkiem dobra kryjówka.
Ruszył do wyjścia, mając zamiar zamknąć za sobą tylko zabezpieczone drzwi i ponownie włożyć do mechanizmu ogłuszającą strzałę.

Z powrotem nie miał żadnych problemów. Znał już drogę, a większość co bardziej wymyślnych pułapek nie funkcjonowała bez energii z dziwnego urządzenia. Gdy wyszedł z treningowego korytarza do głównej sali opery powitał go podekscytowany malec.
- Mistrzu, musisz coś zobaczyć! Znalazłem coś wspaniałego! Na pewno cię zainteresuje!
Poprowadził go do wyjścia, pokazujać mu bezpieczną drogę przez nadal działające w tej części kompleksu pułapki. Łotrzykowi było to na rękę, w końcu sam ich zupełnie nie pamiętał. Opuścili operę kierując się ku ruinom dziwnego, obłego budynku. Bryła domu mimo pomniejszych zniszczeń wydawała się nadal nienaruszona i zdecydowanie inspirowana pustynnymi pałacami z południowych krain. Obecnie budulec był jednak sczerniały i popękany, tak że zlewał się z innymi ruinami opuszczonej dzielnicy.

David mrugnął. I omal by tego nie zauważył. Po oświetlonych jedynie księżycowym światłem dachach coś przemknęło. Coś jakby plama ciemności... lub cieni. Przepłynęła niczym powiew wiatru między jednym dachem, a drugim zmierzając w kierunku, z którego przybyli.
- Mistrzu? - mały najwyraźniej niczego nie zauważył. Nadal wskazywał mu odnaleziony budynek. - Mistrzu to loża Pathfinderów, na pewno cię to zainteresuje, chodź, chodź - nalegał.
- Uważaj. Coś tu jest, prócz nas.
Ruszył jednak za chłopakiem, obserwując tylko otoczenie ze zwiększoną uwagą. Nie miał pojęcia, czy jakaś zwykła broń mogła im w razie czego pomóc, dlatego lepiej było zachować pełną koncentrację.
Malec słysząc ostrzeżenie natychmiast zamarł. Najwyraźniej dobrze wiedział, iż jego mistrz nie obawiałby się bez powodu. Widząc jednak, iż David podejmuje spacer jakby nic się nie stało, postanowił przyłączyć się do przedstawienia.
- Pamiętam jak bardzo ta organizacja cię interesowała, dlatego pomyślałem, że się ucieszysz - wytłumaczył subtelnie sondując wzrokiem okolice. - Niestety poza ładnym widokiem frontu nic prawie nie zostało. W środku wszystko złupione i zniszczone...
Czymkolwiek był cień na dachach, nie pozostał po nim żaden ślad. David prawie natychmiast stracił go z oczu.
- Rozumiem, że dokładnie wszystko sprawdziłeś?
Nawet mimo braku pamięci, loża go interesowała za sprawą snu, ruszył więc ponownie we wskazanym kierunku.
- Kiedy ją odnalazłeś?
Mały pół-elf uśmiechnął się, dostrzegając, iż i jego mistrz trochę się rozluźnił, najwyraźniej zagrożenie minęło. Wprowadził go do środka, do przestronnej sali przyjęć. Na ścianach nadal wisiały ślady po wielkich obrazach i egzotycznych gobelinach, z sufitu smutno zwisały mosiężne łańcuchy trzymające kiedyś zapewne wytworne kryształowe kandelabry. W rogu pokoju dostrzegli też ślady płaskorzeźby przedstawiającej kiedyś jakiś garunek nieznanego im wielkiego gada z karkiem pokrytym ostrymi, kostnymi wypustkami.
- Parę tygodni temu, mistrzu. Na ulicy podsłuchałem rozmowę dzieciaków - zaznaczył ostatnie słowo, jakby wyraźnie odcinając się dojrzałością od swoich rówieśników. - Ponoć ojciec jednego z nich wiele lat temu służył tu jako lokaj, gdy jeszcze nie przepędzono stąd samych Pathfinderów i nie zniszczono tych wnętrz, bał się jednak ich tu przyprowadzić twierdząc, że to przeklęte miejsce.
David mocno starał się utrzymać koncentrację i uważnie słuchać malca jednak dzień pełen trudów i jego nadal nie zagojone do końca rany dawały mu się we znaki.
- Znalazłeś tu coś ciekawego? Miałem ciężki dzień a jutro nie zapowiada się lepiej, dlatego nie chciałbym spędzać tu za dużo czasu. Nawet ja muszę czasem odpocząć - uśmiechnął się lekko, jednym kącikiem ust.

Mały pokręcił przecząco głową.
- Tylko jeszcze więcej podobnych płaskorzeźb i zniszczonych pomieszczeń, myśłałem że mimo wszystko się ucieszysz, mistrzu...
Wyraźnie spochmurniał i opuści głowę, zawiedziony, iż jego niespodzianka najwyraźniej nie zrobiła na Davidzie wrażenia.
- Ucieszyłem się, i pewnie przyjrzę się temu dokładniej, ale w dzień, gdy się wyśpię. Tobie też to radzę, nie wychylać się nigdzie.
Poczekał aż chłopak odejdzie, a potem sam skierował się do wynajętej kamienicy.

Wrócił późno w nocy z ledwością odnajdując właściwą drogę w ogromnym mieście. Głośne chrapanie Yalona, słyszalne nawet na dole w holu zagłuszyło jego kroki i dźwięk otwieranych przez niego drzwi. Z tego, co słyszał wszyscy z jego towarzyszy spali w swoich pokojach, co po wszystkich ostatnich wydarzeniach niewątpliwie było dobrym znakiem. Nareszcie nikt się nie zgubił, ani nie narobił sobie kłopotów. Mająć tę uspokajającą świadomość usnął prawie od razu. Ciężko było martwić się za wszystkich.

Z rana przy śniadaniu rozmowa niemal natychmiast zeszła na jego temat.
- No to gadaj - wskazał go sztućcem Yalon. - Co to za znajomek? Pomoże nam jakoś? Co robiłeś w nocy?
- Przegapiliście wczoraj niezłe przedstawienie - Betty najwyraźniej miała na myśli jego i Drusille. - Gdy ten barbarzyńca... - stuknęła Yalona w ramie. - wreszcie zaciągnął mnie na tę swoją wymarzoną egzekucje okazało się, że nic z niej nie będzie, znaleziono bowiem niedaleko następne zmasakrowane zwłoki.
- Też żem o tym słyszał! - obudził się Bimbała. - Ponoć nieszczęśnika zostawiono podwieszonego pod dachem, a przynajmniej to co z niego zostało... W kuluarach opery był to bardzo popularny temat ploteczek. - oznajmił grajek dumnie, prezentując nowy, drogowyglądający surdut. - Prawie zagłuszył powszechny zachwyt nad naprawdę przezacną realizacją Ostatniego Marszu Sukkubów. Mistrz van Hahn doprawdy przeszedł samego siebie! Dramatyczne staccato towarzyszące agonii Julii było czymś, czego miasto nie zapomni przez wiele dni! - orzekł natrafiając na zupełne niezrozumienie grupy.
- Ponoć wszędzie na ulicy leżały jego wnętrzności... - spróbował zrezygnowany, zmieniając taktykę.
- Ta - przytknęła Betty. - Gdy tam z ciekawości przyszliśmy było już jednak posprzątane. Ponoć ofiarą był jakiś wędrowny kapłan Iomedae nakłaniający ludzi do postawienia się kultowi Asmodeusa... Jak można być tak durnym...
- A ponoć to miało być na odwrót, że ten skazaniec miał zabijać tych, co byli związani z kultem.
Sprawa była dziwna, ale to nie było istotne. Na razie musiał martwić się czymś innym, więc jeszcze przed ogólnym spotkaniem przekazał znalezione przedmioty Drusilli, prosząc o ich sprawdzenie pod magicznym kątem.
- Mój znajomek? - udawał lekko zaskoczonego. - To w sumie żaden znajomek, bo go nie pamiętam za bardzo. Chciał się chyba tylko przywitać, bo nie mam pojęcia po co innego ciągał mnie po mieście. Zdaje się, że niedługo powinniśmy ruszać.
Zbył to lekko, bo i prawdy mówić wciąż nie zamierzał. Języki części grupy były dla niego wciąż zbyt niebezpieczne. Za to skierował ostatnia kwestię do dziewczyn, to miało w sumie dotyczyć ich trójki.

Betty i Yalon zachichotali. Najwyraźniej mieli swoją własną teorię na temat wczorajszego spotkania i powodów, dla których łotrzyk wrócił dopiero po tak znacznym czasie. David spojrzał na Drusillę, a ta jedynie uśmiechnęła się niewinnie wzruszając ramionami.

Przed wyjściem udali się jeszcze we dwójkę do pokoju czarodziejki, gdzie ta rozłożyła wcześniej przedmioty.
- Nie miałam zbyt dużo czasu, a w przypadku tych rzeczy sprawa wydaje się bardzo skomplikowana - rzekła przepraszająco. - Wydaje się, że rzucono na nie dodatkowy czar mający utrudnić wykrycie ich magicznej energii. Jedyne statuetka nie jest nimi objęta, niestety nie byłam jeszcze jednak w stanie poznać hasła aktywującego, wiem jedynie, iż zaklęta w niej jest potężna magia ochronna. - usiadła ciężko na łóżku ze smutną miną. - Czasem myślę, że się do tego nie nadaje... nie skończyłam żadnych magicznych szkół, nigdy nie wiem jak się do tego zabrać, wydaje mi się, że marnuje daną mi moc... - załamała ręcę, odkładając z rezygnacją posążek na łóżko. - Czy dostałeś te rzeczy od tego chłopca? Widziałam dzisiaj z rana siniaki na twojej głowie... - delikatnie chwyciła go w objęcia - Ty naprawdę nie potrafisz na siebie uważać, co? - uśmiechnęła się ciepło.

Przerwała im Betty stająca gniewnie w drzwiach.
- Pssst! Nie czas na umizgi, powiedziałam mojemu chłopu, że znikamy ino na parę godzin, by odwiedzić tutejsze ogrody, więc musimy się spieszyć! Swoją drogą, widzieliście tę mgłę? Będziemy mieli szczęście jeśli nie zabłądzimy i nie wpadniemy do morza!

Szybko opuścili kamienicę kierując się ku północnym dzielnicom. Planując mieli nadzieję, iż wyruszając w dzień będą tam bezpieczniejsi jednak gęsta, mleczna mgła powodowała, iż można by ich tam bez problemu zamordować na parę kroków od obsadzonej strażnicy i nikt by tego nie zauważył. Dotarcie na miejsce zajęło im grube trzy godziny, w czasie których David starał się kierować głównie słuchem, omijając wszystkie burdy, krzyki i wrzaski pijanych zbirów. W taką pogodę z pewnością wielu z nich czuło się bezkarnych.

W końcu jakimś cudem dotarli do budynku z szyldem silnej, męskiej ręki dzierżącej piłę. Weszli do środka wymieniając przy drzwiach szeptem ustalone hasła. Dziewczyny były wyraźnie poddenerwowane i spięte, była to decydująca chwila, od której zależało, czy zostaną powitani jako przyjaciele, czy wzbudzą podejrzenia i dadzą się wprowadzić w śmiertelną pułapkę. Drusilla mocniej ścisnęła jego dłoń.

W końcu zaprowadzono ich do tamtejszego majstra i wskazano miejsca przy stole. David nie mógł nie zauważyć licznych ciemnych postaci poruszających się w mroku za jego plecami.
- Wszystko zostało przygotowane na waszą misję. - rzekł w końcu niski, łysiejący mężczyzna, wyglądający trochę na gnoma, obracając w dłoniach dużą, rzeźbioną fajkę. - Jednak pojawiły się niespodziewane okoliczności. Thrune znacznie wzmocnili kontrole na wszystkich wyjściach z miasta, również ludzi wchodzących na statki sprawdza się ponadprzeciętnie pilnie. - W takich warunkach nie możemy pozwolić wam na dalszą podróż - orzekł stukając fajką o stół, by wytrząsnąć z niej pozostałe ziele. - Doniesiono nam, że może to mieć coś wspólnego z poszukiwaniami jakiegoś zbiegłego kapłana Asmodeusa. Nie wiemy jednak nic więcej. W interesie nas wszystkich jest więc dowiedzieć się kim jest i dlaczego go szukają. - wytłumaczył, wyciągając zza pazuchy kapciuch z nowym zielem. - Wiem, że to nie wasze zadanie, ale tak, czy inaczej będzie musiało zostać załatwione, nim dane wam będzie kontynuować podróż. Nasłałem już na to swoich ludzi, więc możecie po prostu poczekać.

Davidowi, po ostatnich przeżyciach, daleko było do zdenerwowania. Nikt tu nawet nie zachowywał się wrogo, czy bardziej podejrzliwie, niż powinien, bez obaw ścisnął więc dłoń Drusilli. Sam był pewien, ze takie spotkania były dla niego kiedyś niemal codziennością, a zapewne nawet takie znacznie niebezpieczniejsze. Wcześniej nie rozmawiał za dużo z dziewczynami, przecież on sam polegał głównie na intuicji. Teraz zaś odezwał się jako pierwszy, niemal znudzonym tonem. Niemal.
- Pewni jesteście, że to przez kapłana, a nie tego, co łazi po mieście i morduje? - spojrzał tamtemu w oczy. - Może zwyczajnie jego wiara nie była zbyt gorąca. Dla mnie to najważniejszą kwestią byłoby raczej wypędzenie takiego z jego kryjówki, czy obchodzi nas mocno, kim jest? Jeśli wciąż wierzy w swojego boga, to nie jest przyjacielem.
Celowo nie zamierzał mówić ile wie, niedobrze byłoby zostać w jakiś sposób oskarżonym, albo podejrzewanym. Te informacje mogą przynieść im później.
- Czy wiecie już cokolwiek?

- Tylko tyle, ile właśnie usłyszeliście. - zaczął pakować ziele do fajki. - Jeśli dowiemy się już czego od niego chcą zdecydujemy, czy nie można go przypadkiem jakoś wykorzystać. Może poznał o jeden sekret za dużo? Jeśli odkryjemy gdzie jest i okaże nam się niepotrzebny to postaramy się wystawić go władzom.
Pyknął dwa razy dla próby upewniając się, że wszystko w fajce jest na swoim miejscu.
- Co zaś tyczy się mordercy to raczej jest on Thrune na rękę. Dopiero wczoraj dowiedziałem się, że kapłan Asmodeusa, którego wcześniej zamordowano, miał trochę bardziej... liberalne poglądy... Szlachcice, którzy zginęli jeszcze wcześniej również nie byli obecnej władzy zbyt przychylni. - popatrzył na przybyłych. - Nie zrozumcie mnie źle, z pewnościa nie byli rewolucjonistami i nie mieliśmy z nimi żadnych kontaktów, mogli być jednak niewygodni. W gruncie rzeczy taki dobór ofiar jest dość niespodziewany... w Westrcrown mamy dość długą tradycję tajemniczych zniknięć i bestialskich morderstw, obecna seria wydaje się jednak dawać do myślenia.
- Czy taki niespodziewany.... możliwe, ale nie jest przypadkowy. No nic, moja znajomość tego miasta jest trochę za niska, ale rozejrzymy się w swoim zakresie - zdawało się, że wiele się tu i tak nie dowiedzą. A i swojej wiedzy nie chciał zdradzać zbyt szybko. - Jak przekazujemy wieści? Spotkania tutaj nie wydają się bezpieczne, przynajmniej nie powtarzane regularnie.
- Żaden ze sposobów nie będzie bezpieczny. - orzekł jego rozmówca zapalając wreszcie fajkę z westchnieniem triumfu. - Gdy czegoś się już dowiecie i tak wpierw będziecie musieli przesłać tę wiadomość do nas, my będziemy musieli porównać ją z doniesieniami naszych agentów, ustalić dalszą strategię i dopiero potem odesłać wam odpowiedź. Pełno możliwości przechwycenia informacji o nas, o was i o waszej misji. Po prostu tu przyjdźcie. Tu przynajmniej mamy kontrolę nad tym, co zostanie powiedziane. Od razu, gdy się czegoś dowiecie, lub za cztery dni, gdy nie.
Davidowi się to niezbyt podobało. Dziś była dodatkowo mgła, ale jak często mogli liczyć na takie udogodnienia? Było bardzo dużą luką, że nie wypracowali przez tyle czasu żadnych skutecznych metod komunikacji, pośredników i miejsc. Gdyby ktoś obserwował to miejsce to mógłby wywnioskować cholernie dużo.
- Pojawi się ktoś od nas lub my sami. Do przekazania informacji niepotrzebna jest osobista wizyta. Jeśli będą potrzebne ustalenia to co innego.
Spojrzał jeszcze na dziewczyny, ale on sam nie miał już nic do dodania. Był lekko zawiedziony skutecznością i jakością tego wywiadu, ale może to tylko złe pierwsze wrażenie.

Dziewczyny wydawały się wyraźnie zamyślone. Może i początkowo chciały coś powiedzieć, ale dyskrecja Davida dała im do myślenia. Gdy wyszli ze środka i odeszli na przyzwoity dystans od budynku Betty nie wytrzymała:
- Myślicie, że to ten nasz kapłan? A mówiłam, że ten mój durny chłop miast urządzać szopkę powinien go po prostu zatłuc...
- Nie ma co teraz ząłować - odparła Drusilla. - Wtedy było to najlepszym wyjściem. Tylko jak sobie teraz z tym poradzimy? Miasto jest ogromne, mógł pod osłoną nocy przycumować gdzieś łodzią i po prostu zniknąć.
- Kapłan kapłanem, jak mocno ufacie naszemu wywiadowi? - David przeszedł od razu do rzeczy. - Jakoś mało wiedzą i mało mogą, skoro tamci szukają tylko samotnego kapłana. Jak trójka wędrowców może go ukrywać, pod spódnicami czy co? Przecież nie są w stanie wszystkich sondować czymś poważniejszym, jak czarami, ludzi jest za dużo. Ja bym się chętnie dowiedział, czy to tylko jego szukają, czy ma to na dodatek coś wspólnego z tymi morderstwami. Nie chciałem na razie zdradzać się z jakąkolwiek wiedzą, przyjdzie na to czas, gdy dowiemy się czegoś więcej.
Mężczyzna miał ochotę zacząć od Koterii, jedynego jego źródła informacji w tym mieście, ale na razie nie mógł tego zrobić.
- Cholerna mgła, często tu taka jest? Przeszedłbym się posłuchać plotek, dużo takowych w karczmach czy porcie. Co wy na to? Od czegoś trzeba zacząć, a z założonymi rękami chyba nie chcemy siedzieć.

Dziewczyny wyglądały jakby odebrały krytykę wywiadu jako własną porażkę.
- Andoran istnieje od niecałych czterdziestu lat. Ci, którzy służą w wywiadzie to w większości ochotnicy... - wytłumaczyła Drusilla, trochę unikając jego wzroku.
- Taa, skrytobójcy, oszuści i wprawni zdrajcy wrócił do Cheliax, gdy tylko dano im jako alternatywę życie w państwie rządzonym przez lud. - podsumowała z przekąsem Betty. - No i mamy teraz to, co widać... Ale na mnie już pora - rzekła pospiesznie. - Odprowadźcie mnie do granic tego rynsztoka, bo muszę wrócić do chłopa nim zacznie węszyć i wpakuje siebie albo nas w jakieś kłopoty. - rozejrzała się po mgle . - Cholera, też nie słyszałam, by tu taka bywała - rozłożyła bezradnie ręce.
- Może moglibyśmy... - wpadła na pomysł Drusilla. - przekazać reszcie potrzebę odnalezienia kapłana, bez tłumaczenia im całej reszty. Mogliby nam pomóc w poszukiwaniach i nie musielibyśmy się tak kryć...
David nie zwrócił większej uwagi na to, że wzięły jego uwagę mocno do siebie. Za to uśmiechnął się półgębkiem.
- Nie macie się co tłumaczyć, to nie wasza wina. Za to możemy zostać najlepszymi szpiegami ze spektakularnymi sukcesami...
Zaśmiał się cicho, rozluźniony, choć mgła zmuszała do jednoczesnego zachowywania podstawowej czujności.
- Powiedzenie naszym kompanom o kapłanie wydaje się oczywiste, nie widzę powodu by to kryć. W końcu te dokładne poszukiwania to problem dla wszystkich. Szkoda, że na razie nie mamy punktu zaczepienia. To co, port? Czy jakieś inne pomysły? Więcej wiary w siebie, jesteś zdolna i inteligentna!
Przytulił ją po tych oczywistych komplementach i pocałował. A poszukiwania... od czegoś musieli zacząć. David chętnie odszukałby chłopaka lub poszedł do miejsca, które mu wskazał poprzedniego dnia, ale w tej mgle nie był pewien, czy ma jakieś szanse tam trafić.
 
Sekal jest offline  
Stary 06-12-2012, 12:52   #54
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
Odprowadzili pospiesznie Betty do granicy niebezpiecznej dzielnicy, po czym ruszyli w kierunku, w którym według Davida powinna znajdować się stara opera - siedziba Konsylium. W pewnym momencie z mgły w ich pobliżu wyłoniła się zgarbiona, odziana w porwane szmaty sylwetka. Wyglądała na jakiegoś wyjątkowo połamanego żebraka. Jej twarz wydawała się zniekształcona i pokrytą bąblami, które świadczyć mogłby o przewlekłej chorobie. Dopiero, gdy podeszła bliżej dało się dojrzeć, iż jej oczy były zupełnie czerwone.
- Diablę... - stwierdziła z mieszanką odrazy i współczucia Drusilla. - To potomek człowieka i diabła, Thrune gardzą nimi, bo najczęściej są to ofiary nieumiejętnych targów między człowiekiem, a wezwaną przez niego infernalną mocą. - szepnęła mu do ucha. - Symbol ich porażki...
Tymczasem diablę nie odpuszczało, kierując się pospiesznym, utykającym krokiem w ich stronę, próbując im odciąć drogę.
- Ja cię znam... znam cię! - wskazało gnijącym palcem Davida - Oni o tobie mówią... szepczą mi do ucha... do uszu nas wszystkich... Ahh takkk... - zasyczał, a na jego ustach pojawiła się piana. - Oni wiedzą, że tu jesteś... szukają cię... Jest ich wielu... tak wielu... On jest tu... tu jest - zdawało się, że istota wpadła w trans. - Oni widzą.. słyszą... nadchodzą... wielu wielu... zniszczą ciebie, każdego kto ci bliski... wszystkich... Nie uciekniesz!!! Już tu są!!!! - zaryczał z niewysłowionego bólu i padł na kolana, a z jego oczodołów popłynęły strugi krwi.

David popatrzył na diablę, z grymasem niesmaku na ustach i odsunął się nieco.
- Ostatnio sporo dziwnych osób wydaje się mnie znać. Trochę czasu musiałem spędzić w tym mieście. I coraz częściej dochodzę do wniosku, ze ta zasłona niewiedzy może być jakimś rodzajem błogosławieństwa... lepiej stąd chodźmy.
Rozejrzał się bacznie i biorąc kobietę za ramię ruszył przed siebie. Nie chciał nawet dotykać tego czegoś, a nawet jeśli sporo zmyślało, to przekaz nie nastrajał pozytywnie.
- Diabły chyba nie są stworzone do kłamstw jako takich, prawda? A diablęta?

Drusilla wydawła się głęboko poruszona tym, co się właśnie stało.
- Diabły? - popatrzyła na niego nieprzytomnym wzrokiem. - Nie kłamią bezpośrednio, lecz wybrana przez nich prawda potrafi być dużo bardziej fałszywa od kłamstwa...
Zwlekali zbyt długo. Przestrzeń wokół diablęcia zapulsowała i wybrzuszyła się nagle jak pękający wrzód, rodząc ze swoich trzewi znanego już Davidowi diabła. Bzycząca dziko hybryda muchy i niewolęcia oblizała się długim, ociekającym kwasem językiem.
- Nie uciekniesz teraz nam, wielu ziomków z sobą mam!
Dziewczyna wrzasnęła przerażona, chowając się odruchowo za Davidem.

- Jasna cholera, znowu ty! - na twarzy łotrzyka pojawiła się irytacja zmieszana z wściekłością.

Diabeł był zabójczo szybki, nim zdążyli zareagować kończył już harczącą inkantacje powodującą, iż powietrze wokół nich chorobliwie zapulsowało. Dosłownie widzieli jak tworzą się w nim ropiejące czarną kleistą mgłą rany.

Najwyraźniej zaklęcie okazało się jednak za słabe. Wydawało się, że rzeczywistość walczy z planarną inwazją, próbując zasklepić wrogie portale. W końcu jej to się udało. Diabeł zaharczał wściekle.
- Belial teraz wszystko wie, już nie schowasz nigdzie się!
David był tak zaskoczony, że zaczął działać dopiero po tym, jak to coś wypowiedziało swoje zaklęcie. Zdjął z pleców łuk i wyciągnął z kołczanu jedną z poświęconych strzał, ciekaw, czy to zadziała na paskudę lepiej od zwykłego żelaza.
- To może sobie dużo gadać, ale bydlaka da się utłuc. Na pewno ma też przerośnięte ego!
Uniósł łuk i wycelował.

David wystrzelił poświęconą przez osiriońskich kapłanów strzałę, spostrzegając ze zdziwieniem, iż wystrzelona z nowego magicznego łuku pokryła się w czasie lotem szronem. Niestety, diabła tylko drasnęła, a magiczne zimno bez wiekszej szkody wyparowało na jego ciele.

Na szczęście była tam jeszcze Drusilla. Może jej magia okaże się bardziej skuteczna? Drżącym głosem wyszeptała zaklęcie kierując w stronę zaskoczonego diabła strugę migoczących dziko kolorów.

Ten tylko zarechotał złowieszczo, jakby czar go jedynie połaskotał. W oczach dziewczyny pojawiło się przerażenie.
- Jest dla nas za silny! - spojrzała zagubiona na Davida, mając nadzieję, iż ten ma jeszcze jakieś niespodzianki, które będą w stanie ich uratować.

Tymczasem diabeł nie odpuszczał. Dziko bzycząc zaszarżował na Davida!
Karwasze łotrzyka rozświetliły się pomarańczowym żarem, gdy diabeł wgryzł się w jego ramię. Nie zdołał przebić zbroi i magicznej ochrony. David nie miał zbyt wiele niespodzianek, przynajmniej nie takich, które robiłyby poważniejszą szkodę temu latającemu straszydłu. Strzelanie z takiej odległości i marnowanie strzał także najwyraźniej nie miało sensu, więc zarzucił łuk na plecy, wyciągając miecz. Bydle spróbowało go ugryźć, więc David spróbował obciąć jedno z tych paskudnych skrzydełek.

- Ostatnim razem wcale na niepokonane nie wyglądało! Tylko zdecydowanie zbyt odporne!

Ostrze jego miecza pomknęło ku obrzydliwemu stworzeniu, jednak mimo trafienia najwyraźniej nie wyrządziło żadnych szkód w jego organiźmie. Diabeł zachichotał.

Drusilla odstąpiła krok do tyłu, starając się, by jej magia nie trafiła związanego walką z diabłem Davida. A potem wykrzyczała zaklęcie z całą siła swoich płuc. Magiczny kolorowy obłok zapulsował w jej dłoniach po czym pomknął z impetem w stronę wroga.

Diabeł wrzasnął, zaskoczony skutecznym magiczny atakiem. Jego oczy zaszły mgłą, a obrzydliwe ustka opadły bezwolnie, uwalniając długi kleisty język, z którego skapywał kwas. O dziwo jednak nadal unosił się na skrzydełkach nad ziemią, musiał więc robić to mimowolnie.
- Spadamy!
Decyzja Davida była błyskawiczna. Obrócił się i chwycił za rękę Drusillę, ciągnąc ją za sobą.
- Dobra robota. Muszę kupić jakąś broń przeciwko demonom, bo ta paskuda się nie odczepi, a ja nawet nie wiem czego chce!
Domysły to za mało, nie miał zamiaru nic robić na podstawie domysłów. Mgła wciąż się utrzymywała, a łotrzyk na wszelki wypadek wyciągnął jeszcze dymową pałeczkę, gotów rzucić ją pod nogi na którymś ze skrzyżowań.

Szybko zbiegli z miejsca zdarzenia, pozostawiając za sobą ogłuszonego diabła i jęczące z bólu oszołomione infernalną wizją diablęcie. Kątem oka zobaczyli jeszcze jak rzeczywistość wreszcie zostaje rozdarta, a z mgły wyłaniają się pokraczne, rozlane makabrycznie postaci:


David szybko rzucił pod nogi alchemiczną glinianą kulkę, z której momentalnie buchnął gęsty dym, po czym wciągnął Drusille w najbliższą uliczkę, mając nadzieję, że ewentualna pogoń wybierze złą drogę.
 
Tadeus jest offline  
Stary 06-12-2012, 15:29   #55
 
Tadeus's Avatar
 
Reputacja: 1 Tadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputacjęTadeus ma wspaniałą reputację
W końcu odsapnęli z ulgą. Drusilla była niemal zupełnie blada, ciężko sapała, próbując powstrzymać drżenie rąk.
- Gonią cię sługi piekieł i Czarny Rycerze, a ty naprawdę nie masz pojęcia dlaczego? - spojrzała na niego równie zmieszana, co przerażona. - Wspomniał o Belialu... - przypomniała sobie próbując skoncentrowa myśli na czymś racjonalnym - To jeden z piekielnych książąt, rywal Asmodeusa, jego czczenie jest zabronione w Cheliax. - w jej oczach pojawiło się zwątpienie, a potem strach. - Czy to własnie dlatego walczysz z nami przeciwko sługom Asmodeusa? Ten diabeł cię znał... a ty też go pamiętałeś... - głos jej zadrżał. - Jesteś sługą Beliala! - odsunęła się od niego unosząc dłon w obronnym geście, zawirowała w niej słaba kolorwa mgiełka.
Czasem miał wrażenie, że wszystko lepiej szło mu samemu. Znacznie mniej problemów, znacznie mniej groźnych sytuacji. To tutaj zdecydowanie nie było zabawą.
- Nie jestem niczyim sługą, Drusillo. Nie wiem czy zauważyłaś, ale oni próbowali mnie utłuc.
Mówił spokojnie, nie wykonując gwałtownych ruchów i zamykając oczy na chwilę.
- Nie mam pojęcia co tu się wyprawia i co robiłem, zanim straciłem pamięć. A tego tutaj pamiętam, bo zaatakował mnie już raz, gdy uciekaliśmy... cóż, po dokonaniu takiego a nie innego wyboru, czyli uratowaniu Yalona - oczywiście było to bardzo oględne. - Masz jednak rację, to już trochę za wiele. Ściągam kłopoty. Gdy nie będę miał z wami nic wspólnego, zostawią was w spokoju, a tymczasem spróbuję ułatwić wam przejście i odnaleźć tego kapłana. Nie musisz ciskać we mnie zaklęciami, nigdy z własnej woli nie uczynię ci nic złego.
Pompatycznie, może, ale za to może chociaż skutecznie. A prawdę powiedziawszy samotne szukanie także obecnie wydawało mu się lepszym pomyslem. Ta horda demonów... cóż, sam uciekał szybciej i sprawniej.

Dziewczyna opuściła dłoń.
- Przepraszam... - rzekła zmieszana. - Nie chcę żebyś odchodził. - stwierdziła ze smutkiem, choć nadal się do niego nie zbliżała. Łotrzyk widział, że kosztowało ją to niemało sił.

Do opuszczonej opery dotarli bez dalszych słów. David od razu zauważył, że coś było nie w porządku. Blisko szczytu wielkiej, popękanej kopuły dostrzegł niewielki otwór, którego tam wcześniej nie było.
- Poczekasz tu na mnie? - spytał dziewczynę. Nie próbował niczego więcej, nie po tym, jak musiała oglądać demony. Jego samego one... nie przeraziły bardziej niż to robił zwykły przeciwnik. Musiał się już z tym mierzyć, to było bardziej niż pewne.
- Chciałbym wejść do środka, a nie wiem co tam znajdę.

Przytaknęła tylko lekko głową, chowając się w jakimś załomie zrujnowanego budynku. Łotrzyk ruszył do środka. Wiedza, którą mógł tu zdobyć, wydawała się do zdobycia najprostsza. Ale i sprawdzenie tego, co tu się stało, biorąc pod uwagę wydarzenie z paskudą, zrobiło się istotne. Najpierw miał zamiar przyjrzeć się samej dziurze.

Ostrożnie wspiał się na rumowisko prąc w górę po popękanym budulcu kopuły.

Szło mu zaskakująco dobrze, aż do momentu, w którym dużo kamienia po prostu ukruszyło się spod jego nogi.

Momentalnie zmienił punkt oparcia, ratując się przed runięciem w dół, w pole kamieni. Narobił jednak trochę hałasu. Zaniepokojona Drusilla wyjrzała z ukrycia, jednak powstrzymała się przed inwertwencją widząc, że łotrzyk wspina się dalej.

W końcu zajrzał do środka przez nowo utworzoną dziurę. Wyglądała jakby budulec w tym miejscu był już wcześniej uszkodzony, a teraz przeżarty został przez jakąś alchemiczną substancję trawiącą kamień. Na dole, zgodnie z oczekiwaniami ujrzał główną salę opery, wraz z zasypaną kamieniami sceną. Problem był jedynie taki, że nie miał ze sobą liny, a punkt, w którym była dziura był w górnej połowie kopuły. Mógłby próbować zejść po wewnętrznej stronie kopuły do góry nogami, trzymając się nadkruszonych ustępów, jednak wydawało się to z lekka samobójcze. Mógł też spróbować doskoczyć do jednego z balkonów, jednak to również wydawało się wielce ryzykowane. Jak na jego oko, ktoś próbował wejść do środka z pominięciem wszelkich pułapek i problemów związanych z normalnym przejściem. David krytycznie ocenił swoje szanse, biorąc pod uwagę pech przy samym wchodzeniu do góry. Ten, który posłużył się substancją także chyba nie miał liny, ale na pewno był przygotowany inaczej. Łotrzyk spróbował się jednak cofnąć i znaleźć bezpieczniejsze przejście, skoro już w środku przecież był.

Wydawało się to dobrym wyborem, o ile łotrzyk naprawdę był w stanie zapamiętać rozlokowanie wszystkich pułapek i przeszkód, które widział, gdy ostatnim razem tam był. A może chłopak idąc przed nim zrobił coś, na co łotrzyk nie zwrócił uwagi? Był tylko jeden sposób, trzeba było zaryzykować.

Poszło mu całkiem nieźle, choć w niektórzych miejscach musiał się zatrzymać, próbując sobie przypomnieć, jaką drogę obrał prowadzący go poprzednio dzieciak. W końcu jednak trafił do głównej sali opery. Poszukał jakichś śladów i faktycznie, były tam, niemal niewidoczne. Gdyby nie ciężki kurz otulający wszystko w środku z pewnością nie byłyby możliwe do wykrycia. Znajdowały się też tylko w niektórych miejscach, jakby ich właściciel korzystał ze wszelkich możliwych sposobów, by tylko ich nie zostawić. Prowadziły do sali Mistrzów. Tam też znalazł obu starców, przybitych gwoździami pod sufitem. Ich brzuchy były rozcięte, część uszkodzonych wnętrzności opadła już na podłogę.
- Cholera.
To był jedyny komentarz. Nie znał przyczyny ataku tego... czegoś, bowiem zwykłym człowiekiem to być mogło. Cofnął się nieco, powstrzymując swój żołądek przed wypróżnieniem się. Tu już nie miał czego szukać, ale rozejrzał się, czy w tych wszystkich śladach nie ma też mniejszych, należących do chłopaka. Teraz to jego musiał odnaleźć.

- Mistrzu! - chłopak, który nagle wyłonił się z korytarza, którym i on tam przyszedł o mało co nie przyprawił go o zawał. Przypadł do niego zalewając się łzami. - Byłem w twoim domu mistrzu, ale powiedzieli mi że ciebie nie ma... Zobaczyłem... to... - spojrzał na zwłoki, a łzy ponownie napłynęły mu do oczu. - Zobaczyłem... dopiero nad ranem. To musiało stać się dzisiaj w nocy! Zupełnie po cichu, przecież ćwiczyłem na torze obok! Jak to możliwe?
- Spokojnie, to już odeszło. Magia, to jedno. A drugie to fakt, że nie mógł być to człowiek. Ja zauważyłem dziurę w dachu, dlatego tu przyszedłem. Czy wiesz coś więcej? Opowiedz wszystko.
Odciągnął chłopaka, aby nie musiał oglądać tego wszystkiego. Chociaż zapewne i tak już mocno wyryło się to w jego głowie.

Chłopak posłusznie dał się poprowadzić na bok.
- Po naszym spacerze, mistrzu, zrobiłem jeszcze małą rundkę po okolicy opery, a potem wróciłem do środka, by poćwiczyć na torze... Przechodziłem główną salą jednak... - spuścił głowę zawstydzony. - nie zwróciłem uwagi na kopułę, może ta dziura już tam wtedy była... Ćwiczyłem aż do rana... bardzo pilnie, tak jak mi zawsze kazałeś. Rano przez dziurę wpadło do środka światło, więc od razu ją zauważyłem! Zajrzałem od razu do Mistrzów, widząc, iż brama do ich sali była otwarta... Wtedy... wtedy - łzy napłynęły mu ponownie do oczu - Zobaczyłem... Mistrzów... I pobiegłem do twojego domu...
- Już, spokojnie. Ktoś... bardzo morderczy jest w mieście. Słuchałeś ostatnio jakiś plotek?
Słuchając odpowiedzi chłopaka, David wypowiedział formułę jedynego znanego sobie zaklęcia. Jeśli ten ktoś lub to coś było potężne i magiczne, to pozostałości powinny być wyczuwalne nawet dla niego. Bo niestety śledzić mordercy i tak nie miał jak. Domyślał się tylko, że prędzej czy później ich drogi mogą się skrzyżować.

Zbyt dużo godzin minęło. Wyczuł tylko słabą aurę magii wokół wytrawionego otworu. Pokręcił tylko głową i wziął delikatnie chłopaka za ramię.
- Chodź, musimy stąd iść. Pomścimy ich, obiecuję.
Nie był tego tak pewien, nie wiedział też co mógł obecnie z tym zrobić, więc ruszył na zewnątrz, bez entuzjazmu szukając śladów.
 
Tadeus jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172