Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 21-10-2012, 16:42   #15
Campo Viejo
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację





Na pytanie Josta i młodszego Bauera o ciało ojca Gottlieba, na twarzach Starszych wykwitł wyraźny dyskomfort, jakby w gęby nabrali zjełczałego mleka albo jakby całkiem zniuchali przywleczony w gaciach Woytka poranny pierd. Były to rzecz jasna rzeczy niemożliwe.

Po chwili ciszy Józef Schlachter kilkakrotnie potrząsł potakująco głową, jakby wciąż stał mu przed oczyma jaki niecodzienny obraz. Poprawił siwiejący kosmyk przetłuszczonych włosów, ulizując go do spoconego, zmarszczonego czoła i utkwił spojrzenie w synu, Woytku a potem reszcie młodych strażników. Odezwał się akurat kiedy Arno wstawał zbierając się do wyjścia.

- Zaprowadzę was zara. – ściągając krzeczaste brwi powiedział śmiertelnie poważny.

Alfred Tannenbaum stojący obok siedzącego za stołęm Schlachtera położył grabę na ramieniu podnoszącego się z ławy rzeźnika i szepnął mu dwa słowa, na które ojciec Josta opadł ciężko na zadzie i wydał z siebie chrząknięcie, zakrawające na chrumknięcie, jako ogdłos mrukiwej zgody. Kapitan straży zaś wyszedł naprzeciw strażnikom, spośród których niektórzy też już wstali zbierając się do oględzin ciała ojca Fryderyka.

- Czekaj Arno. – zatroskanym tonem rzucił Herr Alfred.

Krasnolud stał już we framudze Izby Zgromadzenia, gotowy do odejścia.

- Choćta tu wszyscy na chwilę. – przychodząc przez próg izby zatrzymał się pod wejściowymi drzwiami, gdzie parę minut wcześniej zaspani strażnicy przystępowali z nogi na nogę nieświadomi jeszcze niczego.

- Sprawa istotna jest mianowicie w ten sposób, że luksus czasu jest nam niepisany w tym śledztwie. Jak wiecie byłem w Dachwitz młodym członkiem Straży wiejskiej, jako i wy teraz jesteście, kiedy Łowca Czarownic zajechał do sioła przeprowadzić dochodzenie. Do tego czasu, ja i brat mój Roland jużemy przygotowali wszystkie dowody ułapiając wiedźma. Ale to nie było wystarczająco dobre dla Łowcy, bo winny wciąż był żywy, choć pojmany, skrępowany i pod kluczem trzymany. – westchnął.

- Łowca przekonanym był, że winowajca miał wspólników, których krył. Niby czemu wtedy najsampierw nie spalili my jego na stosie? Takoż on sam postanowił przeprowadzić własne śledztwo i wtedy odkrył w siole innych wyznawców demonów. Korupcja sięgała tak głęboko, stwierdził łowca, że koniec końców cała wioska miała być ogniem oczyszczona a poplecznicy wiedźma mieli ponieść zasłużoną karę. Nawet ludziska, które domagały się zaprzestania odwetu na swych okrzykniętych wiedźmami bliskich, uznani byli przez łowcę za wrogów Sigmara i pierwsi poszli pod miecz. – pokiwał smutno głową.

- Roland i ja, dostalimy rozkaz aby zbierać manatki i opuścić sioło, inaczej i nas spotka los reszty wieśniaków. Kiedyśmy odchodzili, słyszelimy wrzaski ludzi, którym domostwa stawały w płomieniach. Krzyki z daleka powiedziały nam, że wielu spośród naszych zostało tego dnia straconych... Inni, jak my sie później dowiedzieli, uciekli w las, kiedy Daschwitz spłonęło doszczętnie. Łowca już osądził i wykonał wyrok i na naszej rodzinie.

- W żalu i złości knuli my zemstę na Łowcy, ale już dawno go nie było, zanim zebrało się nam na odwagę. Niestety zabicie go wcale nie miałoby większego znaczenia... Wciąż byli inni sigmarydzccy Łowcy, którzy niechybnie stanęliby w jego miejsce. Zabicie jednego ściągnęło by całą ich chmarę do wytropienia winych.

Nawet Jagna nigdy nie słyszała całej historii aż tak dokładnie, jako, że ojciec tylko w jej dzieciństwie i tylko po popijaku bełkotał o tym, rozpamiętując z bratem tragiczne wspomnienia. Potem już nic nie mówił i wszyscy wiedzieli, żeby lepiej brońcie bogowie, tego tematu nikt nie poruszał ani przy nowym Wójcie, ani przy kowalu.

- Mówię to wam, żebyśta wiedzieli, że szybko tę sprawę załatwić wartko. Jednak złapanie wygodnej ofiary na stracenie dla dobra sioła, to nie jest opcja. Jeślimy tak zrobim i osądzim przy lichych dowodach, możemy narazić się okrutnie bogom i znaleźć sąd surowy na naszych duszach przed obliczem Morra... Trzymajcie mnie w powiadomieniu o waszym postępie w ciągu dnia. Najważniejsze jest, że musim znaleźć mordercę i wymierzyć karę należną i przewidzianą zgodnie z imperialnym prawem.





 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill
Campo Viejo jest offline