Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2012, 13:30   #17
Gob1in
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
- No dalej, który następny!? - zaryczał niczym szarżujący minotaur, a kurwiki w oczach sypały skrami. Chętnych nie było widać. Detlef uspokoił się nieco, po czym przytknął wierzch dłoni do rozbitej wargi - na sękatej i równie włochatej garści został krwawy ślad.
- Kurwie syny... - splunął na podłogę z niesmakiem.

"No żesz, kurwa, czego jeszcze... ?!" - oburzył się. Zdziwiony, jak wydojona z zaskoczenia krowa, zezował na fruwający po sali kufel.
- Co u licha... ? - wymamrotał, tym razem zezując okrutnie na kłęby pary wydobywające się z jego paszczy. Mimo chłodu paszczowe wyziewy wciąż było czuć czosnkową kiełbasą i kapłonem, taplających się pospołem w chmielowym aromacie.
- Jeszcze mi tu elfowych sztuczek brakowało... - łypnął podejrzliwie na lembasa. Gotów był wytłumaczyć gamionowi, że jaj sobie z poważnego krasnoluda robić nie wolno, ale tamten, o dziwo, wyglądał na równie zaskoczonego, co reszta. Na wszelki wypadek Detlef łypnął na niego raz jeszcze. Bez zmian.
"Chyba tym razem to nie drzewołaz, zaraza jedna..." - stwierdził, nieco zmartwiony. Tak byłoby łatwiej, a tu - proszę, trzeba poszukać żartownisia.

Ponieważ myślenie nie było najmocniejszą stroną tego wyjątkowego przedstawiciela górskiego ludu, zastanawiając się intensywnie, zupełnie nie dosłyszał słów śpiewanych przez niewidzialnych ktosi. Tak poza tym, to nawet jakby słyszał, to pewnie miałby to w... głębokim poważaniu. Zaraz obok rozterek egzystencjonalnych elfów, wrażliwości muzycznej zielonoskórych i instynktu macierzyńskiego górskiego trolla. I nawet jeśli niektórym z wymienionych wydałoby się to niesprawiedliwe, to nic na to nie można było poradzić. Taki był Detlef - jedyny w swoim rodzaju.

Nugan podreptał z pluszakiem do drzwi.
- Czekaj! Ide z tobą - zawołał. - Coś mi tu szyszkami śmierdzi... - wyjaśnił, podniesieniem brwi dyskretnie wskazując na miłośnika drzew.
Zatrzymał się w pół kroku.
- Ale najpierw - renkompemsata! - wyszczerzył się triumfalnie, po czym zaczął przeszukiwać kieszenie dwóch powalonych przez siebie osiłków. Spodziewanych protestów karczmarza nie było - pewnie wciąż był wstrząśniety cyrkiem, jaki ktoś mu urządził w gospodzie. I to dwukrotnie. Z drugiej strony Detlef nie był wrednym krasnalem - podzieli się z oberżystą - powiedzmy pół na pół... no może zachowa dwie trzecie dla siebie.

Jak tylko skończył (co trwało dosłownie chwilkę, gdyż krasnoludy mają wrodzoną zdolność znajdowania złota), zabrał swój morgensztern i młot, po czym ruszył w kierunku czekającego Nugana. Słysząc kolejny rumor i krzyk, znów się zatrzymał.
- Idź sam. Ja mam coś do zrobienia jeszcze. - Powiedział po namyśle. - W końcu kobieta w potrzebie - nie powinna czekać zbyt długo... - zarechotał.
Za progiem drzwi wiodących do części sypialnej, mimo wciąż uchachanej gęby, można było dostrzec, że uważnie rozgląda się i nasłuchuje, czy aby ktoś nie spróbuje zrobić im niemiłej niespodzianki. Choćby i możny pan, który z kolegami do gospody przychodzi i nie umie się zachować.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 23-10-2012 o 13:56. Powód: ciotto muzokasi - mistejku desne... :P
Gob1in jest offline