Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Warhammer > Archiwum sesji z działu Warhammer
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Warhammer Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Warhammer (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-10-2012, 17:05   #11
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Detlef siedział tyłem do sali, więc nie bardzo widział zmagania dopiero co poznanego krasnoluda z ochroniarzem. Po wiwatach na cześć zwycięzcy zorientował się, kto wygrał zawody.
"Ma czego chciał... Młokos jakiś, czy co?" - zastanawiał się, choć tylko przez chwilę.
Nie miał oczywiście nic do okazyjnego sportu, jednak nie zwykł stawać w szranki z tak wymagającym przeciwnikiem, jeśli nie musiał. Szans na wygraną nie za wiele, a i reputację łatwo nadszarpnąć. Co innego jakie mordobicie - o tak, takim sportem nie gardził.

Zamieszanie i powtarzane wciąż imię jakiejś kobiety nie obeszły go za wiele. Jedynie jego prawa brew powędrowała do góry, a z bulwiastego nochala wydobyło się ciche "puff". W końcu skoro chłopaki chcą pochędożyć, to po co robić tyle hałasu?

Nie sposób było jednak nie zauważyć wejścia jakiegoś fircyka. I to uzbrojonego. W kilku dryblasów i... bacik. O tak, rózgi można się było przestraszyć najbardziej. Sprawy potoczyły się dość szybko, gdyż karczmarz nie potrafił się wywinąć od problemów w lokalu. Podniósł się jazgot, łomotały przewracane meble i brzęczały naczynia. Detlef zdawał się być kompletnie pochłonięty swoim piwem. Nie szukał kłopotów, chociaż często kłopoty znajdowały jego.

Kiedy koło jego chronionej hełmem głowy przeleciał gliniany kufel, by roztrzaskać się na pobliskiej ścianie, poczuł, że już wystarczy. Nie miał zamiaru przypadkowo zarobić jakimś stołkiem - jeszcze mu się nakrycie głowy zupełnie zdeformuje.

Detlef dopił piwo, westchnął, szurnął ławą i stanął koło stołu. Chrząknął, by oczyścić gardło, po czym splunął flegmą na podłogę.
- Dobra, kurwie syny, odłożyć widelce zanim się zdenerwuję! - wrzasnął, jak umiał najgłośniej, znacząc przedpole kropelkami śliny. Jak było wspomniane wcześniej - Detlef lubił mordobicia, póki nie szło na ostre. Wszelkie narzędzia psuły zabawę, a to go strasznie irytowało.

Jeśli któryś z walczących będzie kierował jakieś pretensje pod jego adresem, to mu grzecznie piąchami wytłumaczy, że to pomyłka. Jeśli znajdzie się świr, który będzie w jego kierunku jaką kosą machał, albo innym paskudztwem, to chroniony tarczą i BARDZO wkurwiony krasnolud zrobi mu jesień średniowiecza z pewnej części ciała. Generalnie, nie zamierza interweniować - wszak drwale mają przewagę, więc upudrowany frędzel z ekipą powinien dość szybko znaleźć się na zewnątrz. Prawdopodobnie wbrew swej woli... Gdyby obstawa awanturnika stosowała "brudne chwyty" i drwale mieli dostać łupnia - włączy się do rozpierduchy po ich stronie. W każdym przypadku będzie się starał unikać zabijania - ale przetrąconych kończyn i połamanych żeber ta wspaniałomyślność nie dotyczy.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
Stary 17-10-2012, 19:18   #12
 
Luffy's Avatar
 
Reputacja: 1 Luffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skałLuffy jest jak klejnot wśród skał
Leopold zaczynał przysypiać. Obca była mu nuda lecz siedział w karczmie od rana a atrakcji nie przybywało. Krasnoludy przy jego stole zaczęły rozmawiać ze sobą, elf ze sobą a podróżnik nie miał zamiaru im przeszkadzać. Zamówił kolejne piwo i sączył je powoli. Ciekawe czy wynajmować pokój czy przespać się w namiocie? Pogoda może się poprawi...

W tym momencie jeden z krasnoludów podszedł do siłujących się drwali i Leopold zaczął go dopingować w myślach. Niestety, khazad przegrał pojedynek i wrócił do ich stolika. Co gorsza, siłująca się z ochroniarzem kobieta zdawała sobie radzić lepiej niż on... Widać było, że ta Ursula potrafi sama o siebie zadbać.

Wykłócający się, nowy gość karczmy irytował go. Jak chyba większość obecnych. Jeśli jego żona go zdradzała, musiała mieć po temu jakiś poważny powód albo być zwykłą kurwą, w obu przypadkach nie miał powodu żeby robić taki raban. Nie to, co o jego Klarę, ona by mu tego nie zrobiła... Gdyby jeszcze żyła. Gdy drwale zaczęli się podnosić zaczął wyczuwać zbliżającą się awanturę. Nie lubił przemocy ale wolał być gotowy na wypadek jakiejś większej bójki. Przygotował po nożu do rzucania w każdym rękawie i splótł ręce na piersi. Czekał i obserwował.
 
Luffy jest offline  
Stary 18-10-2012, 09:41   #13
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
- Nugan - wyciągnął dłoń do mężczyzny. - Wielką siłę posiadasz - dodał po chwili.

Nugan jednak nie miał pojęcia co się stało. Jak mógł przegrać. To… to na pewno przez tego długouchego, nie mógł się skupić tylko na pojedynku. Zapiździały trawojad, jeszcze mu odpłaci za to… Z drugiej strony, może po prostu.. za mało wypił.
- Karczmarz! Jeszcze jedno, bo siły odchodzą- o dziwo obrócił całą sytuację w żart. I tak, po takim blamażu, ciężko twarz będzie zachować.

Co gorsza, ta baba, Ursula cała radziła sobie o niebo lepiej niż sam krasnolud. Tak nie może być! Toż to niemożliwe!
- Wąpierz pewnie… - syknął po cichu. Miał zamiar teraz bacznie obserwować to babsko. Nie możliwym jest, by tyle sił taka kruszyna posiadała. Toż to nie khazadka, ino ludzka kura chałupowa.

W momencie, gdy zaczynała się rozróba, zajął dobre do obserwacji miejsce. Zawołał też psa. Dobra zasada mówiła ~ Nie wtrącaj nosa w nie swoje sprawy… inaczej ci go ujebią.~ I tą zasadę miał zamiar stosować i teraz. Nie był stroną konfliktu. Nie wtrącał się więc do niego. Wtrąci się oczywiście, gdyby ktoś przypadkowo, bądź mniej, wciągnąłby go do tej zwady. Wystarczyłoby lecące w jego kierunku krzesło… kufel… czy nawet kot, bądź o zgrozo długouchy. A nie daj boże ktoś tknie psa…
 
AJT jest offline  
Stary 20-10-2012, 20:01   #14
 
Barthirin's Avatar
 
Reputacja: 1 Barthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodze
- Ursula, jestem ciekaw, co to za kobieta - mruknął do siebie Unuriel spoglądając na kobietę. - Szkoda, ze nie jest elfką, ale tutaj, pewnie jest ich niewiele.

Dopił resztkę szczyn nazywanych przez karczmarza piwem. Skrzywił się i wytarł twarz rękawem. Popukał nerwowo palcami o stół i przeczesał włosy. Nudziło mu się niemiłosiernie. Wolałby iść teraz, przez tundrę, ale ryzyko zapalenia płuc było zbyt duże. Bardzo wiele armii straciło bardzo wielu żołnierzy maszerujących w trakcie ulewy.

Nagłe poruszenie sprawiło, że elf powstał ze swojego miejsca. Szybkim ruchem sięgnął po miecz i oparł się o niego, niby niedbale, ale z tej pozycji mógł zadać śmiertelne cięcie w górę. Nie bał się ludzi, co to, to nie, ale wiedział, że nigdy nic nie wiadomo.

- Nie dziwię się jego żonie - rzucił w stronę krasnoludów i człowieka siedzących przy jego stoliku. - Pewnie zdradza go z jakimś elfem.

Uśmiechnął sie szyderczo. Nie krył sie ze swoimi słowami. Nie lubił przelewać krwi bezsensu, ale ludzka krew... czasem sens jej przelania może być bardzo mały, acz wystarczający. Stał tak, wyprostowany, czekając na ruch mężczyzny, starając się sprawiać wrażenie majestatycznego elfa z opowieści, by raczej zniechęcić potencjalnych przeciwników.
 
__________________
Ash nazg durbatuluk,
Ash nazg gimbatul,
Ash nazg thrakatuluk,
Agh burzum-ishi krimpatul!
Barthirin jest offline  
Stary 21-10-2012, 18:56   #15
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
To, co nastąpiło później, można opisać jednym słowem „karczemna burda”. Pierwszą krew przelali ludzie szlachetki, którzy utrącili Hermana tak, że ten leżał na ziemi zalany krwią. Drwale i „ochroniarz kobiety w czerwieni” postanowili więc nauczyć napastników pokory. Rozpoczęła się totalna demolka. Ciała leciały na stoły, łamiąc je. Drwale, co jakiś czas dostawali po mordzie, tylko ochroniarz dawał sobie radę. Położył, za pomocą serii szybkich ciosów i kopnięć, dwóch na ziemi. To, że napastnicy mieli pałki i łomy, nie robiło mu różnicy. W końcu większość gości karczmy, przyłączyła się do zadymy. Szlachcic, mimo iż nie sięgnął po rapier, dawał sobie radę. Trzymając w garści pusty kufel od piwa, zdzielił parę razy tych, którzy do niego podchodzili. Ciosy były tak mocne, że napastnicy już nie wstali. Sam zaś zaczął kierować się ku pokojom gościnnym…

W tym czasie jakiś łachmaniarz wyciągnął łapy do Detlefa. Ten, nie wiele myśląc zbił pierwszy cios jaki w niego wyprowadzono i walnął z byka w brzuch napastnika. Tego zgięło w pół, co zaowocowało tym, że kolano Khazada spotkało się z nosem przeciwnika. Bach i można było usłyszeć trzask łamanej kości. “Biedny” napastnik zalał się krwią, lecz nim zdążył coś powiedzieć, potężny podbródkowy pozbawił go przytomności. Drugi z “buraków” miał więcej szczęścia, gdyż nim cokolwiek zrobił, Detlef trafił go kuflem w ryj. Kilka zębów poleciało na ziemię, a przeciwnik zatoczył się na nogach. Krasnoludzki weteran nie czekał, aż tamten “obudzi się”, tylko serią kilku mocnych ciosów zakończył sprawę. Drugi leżał już na glebie w stanie chwilowego uśpienia.

Widząc, co się dzieje przy stole krasnoluda ostatni z “dzielnych” odpuścił. Popatrzył dookoła siebie i zauważył, że został sam na polu walki. Kompani leżeli na ziemi, a jego “Pan” zniknął gdzieś. Zrezygnowany zaczął wycofywać się z karczmy...



***
Sytuacja powoli zaczęła się normować. Drwale i ochroniarz zaczęli ustawiać stoły. A goście powoli wracali do rozmowy między sobą. Kelnerki zajęły się rannym ochroniarzem, zaś karczmarz kurwił pod nosem. Gołym okiem było widać, że zaczyna liczyć straty.

Steampunk Opera Overture.wmv - YouTube

I w tym momencie drzwi karczmy poczęły walić o framugę. Pierw delikatnie, kilka razy jakby to wiatr je popychał, aż w końcu zamknęły się one z łoskotem i hukiem. Usłyszeliście, jak zamek w drzwiach przekręca się samoczynnie, jakby ktoś drzwi zamknął. Zimno, lodowate zimno przedostało się do środka ,aż drgnęliście. Świece w lampionach zaczęły raz przygasać, a raz rozpalać się na nowo.Dziwne cienie zdawały się pełzać po podłodze i ścianach. Gdy tylko wypuściliście powietrze z płuc, zobaczyliście jak z waszych ust wydobywa się para. Spojrzeliście zdziwieni na karczmarza. W całej karczmie nastała cisza. Powód był tylko jeden. Otóż przez środek karczmy wędrowało sobie piwo. A dokładniej mówiąc kufel piwa unoszący się w powietrzu, nieniesiony przez nikogo. I ten złowieszczy śmiech:

- HiHiHiHiHiHiHiHiHiHiHi - który rozległ się w całej części jadalnej

W całej karczmie stoły zaczęły się delikatnie, samoczynnie ruszać. Wolne krzesła, pchane jakby niewidzialną ręką, zaczęły zmieniać swoje położenie. Różne wisiorki, czy inne ozdoby podwieszane przy suficie same poczęły bujać się. Świece oraz lampiony przygasły w znacznej części karczmy, tworząc dziwny półmrok. Śmiech umilkł, chociaż kufel dalej sobie wędrował, powoli unosząc się nad ziemią. Słyszeliście własne oddechy, nawet własne myśli podążając wzrokiem na kuflem. Temu wszystkiemu zaczął towarzyszyć dźwięk przypominający ciche dzwoneczki i cichy śpiew. Pierw cichusieńki, ledwie słyszalny, a potem coraz głośniejszy i wyraźniejszy śpiew małych dzieci.

Pięć wiedźm znów odrodzi się
Świat zawsze je przyjmuje z drżeniem
Bo dla nich sprawy dobra - zła
To świec zgaszonych dawno cienie
Każda z nich różni się i taka sama jest
Lecz w sumie jednością są
Los dziwny i złożony jest
I dla każdego będzie to swoisty test
Wygrana da życie, przegrana to śmierć
Brat bratu na końcu i tak przebije pierś


Potem wszystko jakby na chwilę zamarło w miejscu. Dźwięki zniknęły, a wszyscy w karczmie mogą usłyszeć bicie własny serc. Wszyscy spoglądają na siebie w milczeniu.
Ciszę tą przerwał dopiero upadający kufel. Rozpryskał się na drobne kawałki, a kelnerka stojąca koło was po prostu zemdlała, upadając na podłogę i wywracając przy okazji jakieś krzesło, stojące tuż obok niej.

Z korytarza prowadzącego do pokoi gościnnych dobiegł was rumor i hałas. Widać, że Friedrich von Pfeifrucher został odnaleziony wraz z żoną szlachcica.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 22-10-2012, 10:29   #16
AJT
 
AJT's Avatar
 
Reputacja: 1 AJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputacjęAJT ma wspaniałą reputację
Śpiewające, niewidzialne, dziecięce chórki, zaczynały się Nuganowi wydawać, coraz normalniejszą sprawą w Sylvani. Odłożył więc piwo, odłożył jadło, bacząc na to co w przeszłości go spotkało, po tym jak usłyszał taki śpiew. Oj nie chciał by to się powtórzyło, jeszcze nigdy tak chorej fazy w życiu nie miał. A teraz zaczynało być podobnie… - Pieprzone grzyby bojowe - splunął na ziemię, po czym chwycił mocniej swój topór. - Już lepsze latające piwo. Takie by z chęcią obalił! Lotnik do nogi! - wydał komendę spoglądając na wystraszonego bojowego psa.

Trzymając topór ruszył w kierunku drzwi, czekał na Astę i wolał przypilnować, by nic nie stało się jej w progach tego opętanego szynku. Przechodząc przez salę z uwagą spoglądał na Wąpierzową, ona wciąż była podejrzana. Był przygotowany, by zdzielić ją toporzyskiem, gdyby nagle zmieniła się w nietoperze, bądź choćby pokazała swe długie kły.
 
AJT jest offline  
Stary 22-10-2012, 13:30   #17
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
- No dalej, który następny!? - zaryczał niczym szarżujący minotaur, a kurwiki w oczach sypały skrami. Chętnych nie było widać. Detlef uspokoił się nieco, po czym przytknął wierzch dłoni do rozbitej wargi - na sękatej i równie włochatej garści został krwawy ślad.
- Kurwie syny... - splunął na podłogę z niesmakiem.

"No żesz, kurwa, czego jeszcze... ?!" - oburzył się. Zdziwiony, jak wydojona z zaskoczenia krowa, zezował na fruwający po sali kufel.
- Co u licha... ? - wymamrotał, tym razem zezując okrutnie na kłęby pary wydobywające się z jego paszczy. Mimo chłodu paszczowe wyziewy wciąż było czuć czosnkową kiełbasą i kapłonem, taplających się pospołem w chmielowym aromacie.
- Jeszcze mi tu elfowych sztuczek brakowało... - łypnął podejrzliwie na lembasa. Gotów był wytłumaczyć gamionowi, że jaj sobie z poważnego krasnoluda robić nie wolno, ale tamten, o dziwo, wyglądał na równie zaskoczonego, co reszta. Na wszelki wypadek Detlef łypnął na niego raz jeszcze. Bez zmian.
"Chyba tym razem to nie drzewołaz, zaraza jedna..." - stwierdził, nieco zmartwiony. Tak byłoby łatwiej, a tu - proszę, trzeba poszukać żartownisia.

Ponieważ myślenie nie było najmocniejszą stroną tego wyjątkowego przedstawiciela górskiego ludu, zastanawiając się intensywnie, zupełnie nie dosłyszał słów śpiewanych przez niewidzialnych ktosi. Tak poza tym, to nawet jakby słyszał, to pewnie miałby to w... głębokim poważaniu. Zaraz obok rozterek egzystencjonalnych elfów, wrażliwości muzycznej zielonoskórych i instynktu macierzyńskiego górskiego trolla. I nawet jeśli niektórym z wymienionych wydałoby się to niesprawiedliwe, to nic na to nie można było poradzić. Taki był Detlef - jedyny w swoim rodzaju.

Nugan podreptał z pluszakiem do drzwi.
- Czekaj! Ide z tobą - zawołał. - Coś mi tu szyszkami śmierdzi... - wyjaśnił, podniesieniem brwi dyskretnie wskazując na miłośnika drzew.
Zatrzymał się w pół kroku.
- Ale najpierw - renkompemsata! - wyszczerzył się triumfalnie, po czym zaczął przeszukiwać kieszenie dwóch powalonych przez siebie osiłków. Spodziewanych protestów karczmarza nie było - pewnie wciąż był wstrząśniety cyrkiem, jaki ktoś mu urządził w gospodzie. I to dwukrotnie. Z drugiej strony Detlef nie był wrednym krasnalem - podzieli się z oberżystą - powiedzmy pół na pół... no może zachowa dwie trzecie dla siebie.

Jak tylko skończył (co trwało dosłownie chwilkę, gdyż krasnoludy mają wrodzoną zdolność znajdowania złota), zabrał swój morgensztern i młot, po czym ruszył w kierunku czekającego Nugana. Słysząc kolejny rumor i krzyk, znów się zatrzymał.
- Idź sam. Ja mam coś do zrobienia jeszcze. - Powiedział po namyśle. - W końcu kobieta w potrzebie - nie powinna czekać zbyt długo... - zarechotał.
Za progiem drzwi wiodących do części sypialnej, mimo wciąż uchachanej gęby, można było dostrzec, że uważnie rozgląda się i nasłuchuje, czy aby ktoś nie spróbuje zrobić im niemiłej niespodzianki. Choćby i możny pan, który z kolegami do gospody przychodzi i nie umie się zachować.
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...

Ostatnio edytowane przez Gob1in : 23-10-2012 o 13:56. Powód: ciotto muzokasi - mistejku desne... :P
Gob1in jest offline  
Stary 26-10-2012, 21:49   #18
 
Barthirin's Avatar
 
Reputacja: 1 Barthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodzeBarthirin jest na bardzo dobrej drodze
Szczęście w nieszczęściu. Unurielowi udało się uniknąć niepotrzebnych problemów z miejscowymi, ale też nie miał okazji pogruchotać komuś kości. Ludzie byli na tyle mądrzy, by nie rzucić się na elfa, jednak dość głupi, by jako cel obrać krasnoluda. Widać matka im nie powtarzała starego porzekadła: "Nigdy nie zaczepiaj nieludzi, bo im się tunika twoją krwią ubrudzi". Elf wątpił, by jakakolwiek ludzka kobieta znała to porzekadło, gdyż było wymyślone przez jego młodszego brata.

Unuriel uśmiechnął się do siebie na myśl o swoim rodzeństwie. Jednak w tej samej chwili futryna trzasnęła, a zamek szczęknął zamykany przez niewidzialną istotę. Plan elfa o kontynuowaniu polowania spalił na panewce. Wojownika przeszedł dreszcz po plecach. Nienawidził czarodziejów, a zwłaszcza takich, których nie widział. Nienawidził też duchów i innych stworzeń, które mogły stać się niewidzialne dla oka.

Jego uszu dobiegł śpiew małych dzieci. Włosy stanęły mu dęba, dostał gęsiej skórki. To jakieś żarty?, zastanawiał się. Piosenka była chyba przepowiednią, chociaż miał jedną wadę: nie rymowała się, a przynajmniej nie rymowała się w pełni. A każdy elf wiedział, że dobra przepowiednia się rymuje.

Ta myśl uspokoiła Unuriela. Być może to nic znaczącego. Może zwyczajny psikus. Może to jakiś guślarz, pragnący zaimponować wybrance swego serca.

Spektakl skończył się równie szybko, co zaczął. Kelnerka zemdlała, a Unuriel poderwał się szybko z krzesła. Ruszył ku niej, jednak w ostatniej chwili skręcił ku drzwiom. Chciał sprawdzić, czy były na powrót otwarte. Czy może jednak byli uwięzieni.
 
__________________
Ash nazg durbatuluk,
Ash nazg gimbatul,
Ash nazg thrakatuluk,
Agh burzum-ishi krimpatul!
Barthirin jest offline  
Stary 28-10-2012, 21:40   #19
 
valtharys's Avatar
 
Reputacja: 1 valtharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputacjęvaltharys ma wspaniałą reputację
Detlef

Otworzyłeś drzwi prowadzące do korytarza z którego wchodziło się do pokoi gościnnych.Widzisz jak “szlachcic” wyważa kopniakami drzwi. Jedne po drugich aż w końcu chyba wyważył te właściwe drąc mordę:
- Ty dziwko!! Ty suko nie myta!!!Chędożysz się po kątach ty kurwo!! - mężczyzna wyjął bat i wskazał go na kogoś - Ale pierw ty chłystku, ty gobliński pomiocie, ty pierdolony w dupę chędożony świński bękarcie - po tych słowach ruszył w kierunku pokoju lecz na chwilę zatrzymał się spoglądając na Detflefa - Spierdalaj. Nie Twoja sprawa krasnoludzie - warknął na Khazada i ruszył w głąb pokoju.
Detlef podbiegł za nim, odrzucając po drodze młot.
- Jak dla ciebie, kurwi synu, “Panie krasnoludzie” - wpadł przez próg do pokoju z morgenszternem w lewej ręce przygotowanym, by zablokować ewentualne uderzenie pejcza. Szybki rzut okiem, czy pod ręką nie ma jakiegoś mebla, którym mógłby ostudzić nieco porywczego rogacza.
Szlachcic widząc że wbiegłeś za nim zamachnął się pejczem ale mistrzem celności ów szlachetka nie był. Odruchowo uderzyłeś go styliskiem w twarz, łamiąc mu nos. Krew zalała mu twarz a on cofnął się kilka kroków do tyłu. Ręka co trzymała pejcz puściła go bowiem musiał zatrzymać krwawienie. Druga natomiast zaczęła sięgać po miecz.
- Zostaw - krasnolud spojrzał wymownie na rękę sięgającą po broń. - Nie warto ginąć z tego powodu...
Szlachcic spojrzał na Khazada a potem na swoją niewierną żonę i chłystka. Gniew płonął mu w oczach. Zacisnął pięści a jego twarz spięła się. Jednak odpuścił. Minął Cię dumnie patrząc i wyszedł. W pokoju nastała cisza. Kobieta patrzy na Ciebie jak na wybawcę, nawet nie zwróciła uwagi jak ramiączko od koszuli nocnej zsunęło się ukazując kawałek jędrnej piersi. Młodzieniec zaczął się podnosić mówiąc:
- Dziękuje Panie..dziękuje..uratowałeś ją
- Całkiem do rzeczy, całkiem... - Detlef mruknął pod nosem, kontemplując negliż niewiasty.
- Tym razem wam się udało... - rzucił do kochanków - Następnym nie kiwnę palcem, bo zwyczajnie nie lubię kurestwa... - dodał bez ogródek. - A ty - spojrzał na mężczyznę z dezaprobatą - Jeśli masz nie tylko kuśkę, ale i jaja, to zabierz babsko w jakieś odległe miejsce i zaoszczędź wszystkim kłopotów. Powiedziawszy to Detlef jak gdyby nigdy nic obrócił się i wyszedł, zabierając po drodze swój oręż.

Khazad wrócił po chwili do karczmy i zobaczył, że zarówno elf, jak i krasnolud znikli gdzieś.W tym samym czasie, Emerich zamówił kolejkę piwa dla wszystkich na swój koszt, a z piętra zszedł “skryba”, który przybył wraz z osiłkiem i piękną damą. “Skryba” rzekł do Emericha:
- Emerichu, Lady prosi byś zaprzestał picia i siłowania się. Jutro ważny dzień, i nie chce byś sobie coś zrobił”
Osiłek fuknął tylko:
- Dobra, dobra Gustafie.. ostatni kufel i idziemy. Poza tym zamiast siedzieć w tych księgach zabawił byś się. Hahaha” - po tych słowach wzniósł kufel do góry w toaście
Gustaf podszedł i złapał siłacza za rękę:
- Hrabina życzy sobie teraz! - rzekł poważnie skryba
Przez chwilę mężczyźni mierzyli się wzrokiem, lecz po chwili osiłek zrezygnował. Odstawił kufel i udał się na górę wraz z Gustafem. Jakiś drwal wziął więc kufel Emericha i ryknął:
- Za kolejną noc na tym zadupiu!! - wypił duszkiem piwo. Całe. Po chwili zachwiał się na nogach i padł. Wszyscy zaczęli się śmiać, że kolejny poległ na placu. Detlef byłeś spostrzegawczy i coś Ci nie pasowało.Poległy nawet nie drgnął, a minęło już kilka sekund od kiedy zwalił się na ziemię jak kłoda.


Nugan / Unuriel

Jeden po drugim wyszliście z karczmy. Stanęliście obok siebie, spoglądając w dal. Deszcz lał z nieba jak z cebra, a ciemne chmury powoli się przesuwały, odsłaniając lśniący księżyc w pełni. Od miasteczka prowadzi droga przez las do Leichberg i okolicznego cmentarza, który znajduje się jakieś 1.5 kilometra przed miastem. Drzwi od karczmy otworzyły się od wewnątrz nagle, odpychając was od wejścia. Deszcz momentalnie zmoczył was, a tym który do tego się przyczynił był ów zdradzany mąż. Nos miał złamany, a twarz zalana była krwią. Wyszedł on w pośpiechu, kurwiąc na lewo i odgrażając się.
Może i byście zwrócili większą uwagę na niego, gdyby nie to, że zobaczyliście jak jakaś postać biegnie ku wam. Nugan wytężyłeś wzrok, a Lotnik zaczął radośnie szczekać. To Asta. Unuriel zobaczyłeś Khazadkę.



Nugan krzyknąłeś samoistnie:
- Asta!!!!
Ruszyłeś do niej. Gdy dotarłeś do niej, złapałeś ją w momencie, gdy upadała na ziemię. Miała głęboką ranę na lewej ręce. Twarz cała ubrudzona w błocie, koszula przesiąknięta deszczem i krwią. Oparła się o twoje ramię i ledwo łapiąc powietrze rzekła:
- Porwało..to coś..porwało dziecko... - wydusiła z siebie dysząc
Nugan domyśliłeś się, że musiała biec i to od dłuższego czasu. Rana na ręku nie jest śmiertelna, lecz khazadka straciła dużo krwi. “Cięcie” było głębokie, i trzeba szybko zatamować krew i zaszyć. To coś musiało być niesamowicie silnie i wytrzymałe, bowiem teraz, gdy spojrzałeś na jej topór zobaczyłeś, że ostrze było wyszczerbione jakby trafiło w coś twardego.

Unuriel stałeś spokojnie lecz gdy w końcu khazad wraz z khazadką, zwaną Asta, znaleźli się dość blisko Ciebie, zobaczyłeś jej ranę wiedziałeś. Wiedziałeś, że bestia jest gdzieś blisko. Bestia, której poszukiwałeś i której śmierci pragnąłeś nade wszystko. Ruszyć w deszcz, gdzie ślady są bardzo niewyraźnie, gdzie mrok i noc są sprzymierzeńcem bestii. A może wrócić i znaleźć towarzyszy do takiego polowania. Elf stał w deszcze nawet nie zwracając uwagi, jak deszcz moczy twoje ubranie, włosy i twarz.
 
__________________
Dzięki za 7 lat wspólnej zabawy:-)
valtharys jest offline  
Stary 29-10-2012, 11:46   #20
 
Gob1in's Avatar
 
Reputacja: 1 Gob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputacjęGob1in ma wspaniałą reputację
Detlef raźnym krokiem wrócił do sali biesiadnej. Udało mu się powstrzymać całkiem prawdopodobny, acz zupełnie niepotrzebny rozlew krwi i był z siebie, jakby to powiedzieć... cholernie zadowolony. Prawie że zacząłby pogwizdywać, tym bardziej, że wchodząc do izby do uszu dobiegło go miłe wszystkim krasnoludom "kolejka dla wszystkich!". Ponownie stwierdził, że lubił drwali. Chłopaki potrafili się bawić.

Przepuścił idących na górę gryzipiórka z rębajłą szykownej babki, która pewnie całe skrzydło gospody wynajęła, tyle ma służby zaraza.
Ktoś mu podał kufel pełen pienistego napoju, co przyjął nader chętnie. Jeden z pogromców drzew gulgotem zakończył wzniesiony toast i padł na glebę w akompaniamencie rechotu trzymającego się na nogach towarzystwa.
"Gołowąs jakowyś..." - brodaty grubas podsumował wyczyn ludzia. "Mleko mu, a nie piwo..."

Detlef już zbliżał usta do pokrytego pianą brzegu naczynia, gdy jego wzrok spoczął na leżącym nieruchomo drwalu. Jego krótka, acz odpowiednio umięśniona ręka zamarła w bezruchu, a w głowie rozległy się alarmowe dzwoneczki i gwizdki sztygarów, przechodzące w ryk alarmowej syreny używanej w krasnoludzkich kopalniach w przypadku wystąpienia zawału, czy niebezpieczeństwa wybuchu gazu. Kiedy ją słyszałeś, a byłeś pod ziemią - znaczy niedobrze. Kiedy ją słyszałeś, a byłeś na powierzchni - znaczy spierdalaj, zabierając ze sobą kogo tylko zdołasz.

Teraz Detlef był wiele dni marszu od ukochanych gór, które ledwie majaczyły na horyzoncie, ale otworzył szeroko oczy. Jego zakończona sękatymi paluchami dłoń rozluźniła chwyt na uchu kufla, a ten nieprawdopodobnie wolno podążał na spotkanie z podłogą. Detlef tego nie widział - wciąż przenosił wzrok to z leżącego bez życia drwala, to na stojący na krawędzi stołu, opróżniony przezeń gliniany kufel ochroniarza.

Kufel dotknął podłogi, po czym roztrzaskał się na drobne kawałki, obryzgując zawartością krasnoluda i najbliżej stojących ludzi. Świat jakby przyśpieszył. Detlef zarejestrował uczestników biesiady, wznoszących swoje naczynia. Musiał działać!
- STAĆ! - zaryczał, niczym szarżujący minotaur. - Stać, na złoty zadek Grungniego, stać mówię! - choć wydawało się to nieprawdopodobne, zawył jeszcze głośniej, niż poprzednio.
Właściciel tej brodatej, rozdartej japy tymczasem kombinował gorączkowo.
"Co im, kurna, powiedzieć...? co im powiedzieć...?"

- Naszczałem do tego piwa! - gromko oznajmił wszystkim wiedząc, że kupił ich uwagę. Przynajmniej na chwilę, po której oszalała z oburzenia banda brutali zlinczuje go na najbliższym, tfu!, drzewie.
Nastała pełna niedowierzania cisza.
- Tak naprawdę, to ktoś wam po prostu otruł chłopaka... - mruknął wyjaśniająco, patrząc w kierunku najstarszego z drwali - przywódcę, jak mniemał. Ponieważ tamten wciąż zdawał się nie trybić, Detlef uprzejmie pokazał paluchem na leżącego.
- Karczmarzu! - zawołał, nie czekając na wybuch wściekłości podpitego towarzystwa. Tego ten przybytek mógłby nie znieść. - Przynieś no ostatnią otwartą beczułkę z piwem - zarekomendował - ino migiem, zanim panowie stracą cierpliwość... - poradził.
- Chłopak wychylił nie swoje piwo... - rzekł do pochylonych nad leżącym - Dycha w ogóle? - zainteresował się. - Trza powiadomić tę kobitkę z ferajną, że ktoś chce jej paziów wytrzebić...
- Zanim zaczniemy szukać winnych - kuł żelazo, póki gorące. - Dawać na stół swoje kufle, tylko niech nikt nie próbuje pyska zamoczyć! - polecił.

Jeśli tylko drwale spełnią życzenie krasnoluda, Detlef spróbuje poniuchać każdy kufel, zaczynając od tego, który najpewniej został zatruty, czy aby nie da się wyczuć jakiegoś dziwnego zapachu. To samo zrobi później z beczułką.
Co, jak co, ale krasnoludy to na piwie się znają. Szczególnie w dużych ilościach...
 
__________________
I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee...
Gob1in jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172