Opuszczenie wioski nie było wcale takie proste jak początkowo myślał Geschwur. Mimo widowiska jakim była egzekucja chaosyty między domami, nadal kręciło się kilku strażników. Każdy trzymał latarnię, oraz miecz w pogotowiu, lub też dłoń na rękojeści schowanej w pochwie broni. Być może podejrzewali, że w okolicy mogą czaić się inni słudzy chaosu. Na szczęście Henke opuścił osadę bezpiecznie ruszając w samotną podróż do obozu swych podopiecznych.
Droga była długa i męcząca, jednak niedługo przed świtem Henke dotarł na miejsce. Był wykończony i marzył o zasłużonym odpoczynku. Mężczyzna z daleka dostrzegł dwa namioty, oraz rozpalone ogniska przy nich. Oznaczało to, że transport z zielarzem dotarł na miejsce bez większego problemu.
-To pan Henke!- krzyknął jeden z Nurglitów na widok zbliżającego się Geschwura. Z jednego z namiotów od razu wyłonił się trzeci z inkwizytorów, który miał dotrzeć wraz z zielarzem i zapasami do obozowiska.
-Henke, nie mam dobrych wieści...- rzekł nim jego prorok zdążył się odezwać. -Kiedy tu przybyliśmy wraz z Lucjanem oddałem go w ręce naszych braci sam zaś ruszyłem do Bernarda by wrócił tu wraz z szczeniakiem na wozie. Kiedy dotarłem w miejsce, gdzie przebywali pod naszą nieobecność, tam gdzie ich złapaliśmy okazało się, że chłopaka nie ma a Bernard... Bernard był rozerwany na strzępy. Wszędzie leżały jego szczątki. Podrapane i pogryzione... Nawet pancerz mu nie pomógł. To musiało być jakieś ogromne zwierze...- wyjaśnił przełykając ślinę.
__________________ A na sektorach, śląski koran, spora sfora fanów śląskiej dumy, znów wszyscy na Ruch katować głosowe struny! |