Wątek: Zombieland
Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2012, 14:10   #7
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Dzieło wspólne

Eddie przyglądał się przez chwilę zgromadzonym osobom, zwłaszcza kobietom. Bądź co bądź przyciągały uwagę swą urodą i ubiorem. A niektóre zachowaniem.
- Zgadzam się z... Aisą. Jeden dzień nie zrobi wielkiej różnicy, zwłaszcza że nie wiadomo, czy w tamtym centrum handlowym będzie lepiej. Wojska może nie być, za to może być więcej ludzi i mniej zasobów. Nie dałoby się jakoś skontaktować z okolicą? Może przez CB radio.
Podrapał się po karku.-No i warto się przygotować przed drogą, wybrać odpowiednio solidną i pojemną brykę. Amunicję, żarcie... zaplanować trasę. Takie tam drobnostki.
Sięgnął do kieszeni wydobywając papierosy Lucky Strike i zapalniczkę. Obiecał sobie rzucić i rzucił... rok temu. Ostatnio jednak znów zaczął odczuwać pociąg... do nikotyny.-Jestem Eduardo Ortega, tak przy okazji. Ale możecie mi mówić Eddie.
Uśmiechnął się.-Tak jest chyba wygodniej.

Spencer uśmiechnął się lekko na widok zgromadzonych w markecie osób. Panny, jako dodatek do ewentualnego ekwipunku... Może któraś potrafiła robić coś więcej, niż tylko szykować jedzenie z mikrofali. Bo w mikrofale Spencer powoli zaczynał wątpić. Podobnie jak i w istnienie cywilizacji w takiej postaci, jak dotychczas.
- Spencer Ruger - przedstawił się tym, którzy jeszcze go nie znali. - Eddie ma rację. Na wojsko na razie bym nie liczył. Trzeba działać na własną rękę i zadbać o swoją skórę. I tych, co są w pobliżu - dodał. - Jedzenie, broń i amunicja, ekwipunek. Jutro może wrócić porządek, a może wrócić za pół roku. Całego marketu nie zapakujemy do największej nawet bryki, ale spróbujmy potraktować to jak wyjazd na miesiąc w góry. Namioty, materace, śpiwory, buty... W ogóle bym proponował tu się zaopatrzyć we wszystko, co się da, a jak się uda - wymienić na coś lepszego.

- Macie tu internet? - zwrócił się do strażnika. - Działa może?
- W nocy tak sobie - Azjata wyglądał jakby nawet nie za bardzo wiedział o czym mówi. - Chyba wyłączają na noc, bo najwyżej to w kawiarence był. Albo na tych komputerach tu w biurze, tylko pewnie mają hasła czy coś.

- Śrutówki do dobry pomysł - Spencer zwrócił się do Aisy. - Co prawda z jednym czy dwoma przeciwnikami dałbym sobie radę - odsłonił poły marynarki i pokazał przyczepione do pasa nunchaku - ale lepiej się pozbyć takiego czegoś jak zombie z pewnego dystansu.
- A ty, Eddie, przerzuć się na fajkę, jak już musisz palić - dodał. - Zajmuje mniej miejsca i na dłużej starcza.
- Pozostanę jednak przy papierosach, mimo wszystko. Właśnie dlatego, że szybciej się kończą. Może znowu zdołał rzucić - rzekł z uśmiechem Eddie, bawiąc się w dłoni wyjętym papierosem, ale nie zapalając go jeszcze.

Trzeci mężczyzna, stał jak na razie nieco z boku i obserwował dziewczyny z pewnym zainteresowaniem. Nie odzywał się, pytania o rzeczy które go trapiły padły. O broń nikt go nie pytał, ale przecież tylko ślepy by nie zauważył wiszącego przy pasku obrzyna, który też pełnił funkcję niejakiej ozdoby. Chociaż w większości sytuacji, wolał mielić pięściami. Wolał oszczędzać amunicję na czym tylko mógł, a w jej miejsce zapakować kilka butelek benzyny więcej, nawet jeśli to był głupi litr.
Oprócz obrzyna, wzrok przykuwała również jeansowa kamizelka, a raczej jej tył. Nie było tajemnicą, że Corley z pewnością pochodzi z jakiegoś gangu motocyklistów. Na samej górze widniał jakby lekko płonący napis “Jeźdźcy Apokalipsy”. Z motywu na plecach, w kształcie płonącego tunelu wyjeżdżały cztery motocykle. Biały, podpisany “Zwycięzca”, koloru rdzy podpisany “Wojna”, koloru wronich piór podpisany “Głód” oraz trupio biały podpisany Śmierć. Ubiór adekwatny do sytuacji, można by rzec.
Dopiero po czasie, spojrzał na gości z którymi tu wszedł. A raczej łaskawie zostali wpuszczeni.
- Jestem Roland Corley - rzucił jedynie, według niego tyle powinno na razie wystarczyć.
Po zakończeniu przedstawiania się, wrócił do nieco przyjemniejszego zajęcia. Podziwiania piękna kobiecego ciała.

Norah machnęła ręką na propozycję Eddiego, wciąż spacerując, nawet jeśli trochę wolniej.
- Brykę? Widziałeś jak wyglądają ulice w tym mieście? Za cholerę nie przejedziesz, chyba, że spychacz weźmiesz. Do granicy Seattle to na piechotę szybciej będzie.
Teri znowu pokręciła głową, ale teraz też się odezwała.
- Chcecie uciekać? Do lasu? Czy odszukać kogoś, kto potrafi jakoś zapanować nad chaosem chociaż w najbliższej okolicy?
- Spychacz może i by się załatwiło. Wóz strażacki na pewno.- stwierdził Eddie po chwili namysłu nerwowo gniotąc papierosa.- A dokąd, to już inna sprawa... może przez CB radio złapiemy jakieś wieści, skoro z komórkami są problemy.
- Trudno mi coś konkretnego proponować - powiedział Spencer - jako że w mieście jestem obcy. Z tego co czytałem i słyszałem, dość daleko jest do opanowania sytuacji. Ostatnie - uśmiechnął się krzywo - prognozy mówiły o osiemdziesięciu czy więcej procentach zarażonych. Kto ma ich opanować? Może wymrą z głodu, tylko kiedy? Za rok? Dobry byłby jakiś zamek, albo bezludna wyspa - dodał żartem. - Jeśli nie da rady zorganizować czegoś, czym utorujemy drogę, spychacza na przykład, to pozostaną tylko motory, przynajmniej w granicach miasta. Zna się ktoś na samolotach czy helikopterach? Albo jachtach? - spytał.
- Jachtach tak - odpowiedziała mu Aisa. - Ale na reszcie?
Pozostałe dziewczyny pokręciły głowami, podobnie jak strażnik, który tymczasem oglądał się za siebie co jakiś czas, aż w końcu powiedział.
- Lepiej wrócę do patrolowania. Może jeszcze ktoś przyjdzie?
- Nadal trzeba by ustalić, gdzie płynąć więc... dzień lub dwa możemy przesiedzieć tu. Może przez radio coś usłyszymy, lub uda nam się nadać wiadomość. Możemy też napisać na ścianach lub dachu jakiś tekst.- zastanawiał się na głos Eddie.
- Panie Lai... - Spencer zwrócił się do strażnika, który jeszcze nie zdążył odejść. - Jest tutaj wejście na dach? To znaczy od środka? Żeby nie trzeba było wychodzić na zewnątrz? Ten pomysł z napisem nie jest zły. Zombie chyba nie zwrócą uwagi na coś takiego.
Mężczyzna skinął głową w potwierdzeniu.
- W biurach ochrony i monitoringu jest wyjście na górę, mogę zaprowadzić.
- Poczekaj - rzucił Roland - Przejdę się z tobą - ziewnął, ewidentnie znudzony obserwację piękna kobiecego ciała.
-Tak więc.... która z was mnie zaprowadzi do tutejszej zbrojowni. Czy jak tu zwiecie teraz sklep z bronią?- spytał po chwili milczenia Eddie, odprowadzając spojrzeniem dwójkę mężczyzn do drzwi pomieszczenia.
- Racja - przytaknął mu Spencer. - My też musimy się przygotować na wypadek nieproszonych gości. Nie ukrywam, że porządna broń jako dodatek do mocnych żaluzji zdecydowanie wzmacnia poczucie pewności.
Miotacz ognia byłby zapewne jeszcze lepszy, ale nie byli w jednostce wojskowej, tylko w hipermarkecie.
Max, gdy wszedł do kuchni za pozostałymi, jego uwagę przykuły trzy kobiety, szczególnie Norah, która powoli przechadzała się po pomieszczeniu. Bez skrępowania patrzył na cycki i uda ciemnoskórej kobiety, przy tym słuchając co mają do powiedzenia pozostali mężczyźni. Gdy dwójka z nich poszła na górę, pozostał z Latynosem.
– Ja też, chętnie bym się przeszedł – powiedział, czekając czy jakaś dziewczyna ich zaprowadzi.

Aisa prychnęła, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- Trzech dorosłych chłopców i nie umie znaleźć sklepu w centrum handlowym? A wiecie, że tu nawet plany są w każdym przejściu?
Jej sarkastyczny ton dowodził, że ruszać się nie zamierza. Teri trzymała się blisko niej, najwyraźniej będąc tą najbardziej nieśmiałą z kobiet, natomiast Norah wzruszyła ramionami.
- Ja się przejdę, cholery dostaję od stania tutaj.
Wzięła swoją strzelbę, uśmiechając się drapieżnie.
- No i przy trzech samcach będę bezpieczna.
-Taaa...- uśmiechnął się Eddie przepuszczając Norah pierwszą.- Zawsze to milej z przewodnikiem niż samemu. I szybciej drogie panie.
Spencer uśmiechnął się tylko i ruszył za tamtą dwójką.
Max skinął głową na słowa Eddiego i ruszył za resztą.
Tymczasem... Roland zapytał strażnika, kiedy odeszli kawałek od grupy - Da się drzwi na tyle otworzyć, aby wprowadzić motocykl?
-Niedaleko stoi moje Kawasaki... Śmiali się ze mnie że jeżdżę na Japończyku, a nie na Harleyu... - rzucił nieśmieszny żart, mając nadzieję że japs go pojmie.
Azjata zamrugał oczami, nie pojmując.
- Nie lubię japońców - wzruszył ramionami. - A wprowadzić nie, tylko te drzwi otwarte. Te... potwory... nie niszczą przecież pojazdów. Tylko jeśli są ludzie w środku.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline