Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2012, 20:31   #47
Kizuna
 
Kizuna's Avatar
 
Reputacja: 1 Kizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodzeKizuna jest na bardzo dobrej drodze
Co to cholera jest?! Jakiś potwór z marzeń jakiegoś chorego zboczeńca? I jeszcze język wytyka, paskuda wredna. Lewa ręka sięgnęła do paska, skąd wyciągnęła dużą fiolkę wody święconej, spoglądając na groteskowego potwora. Śmierdział, był paskudny, agresywny i, jeśli uwolniony na miasto, najpewniej zniszczyłby sporo rzeczy. Zabił osób jeszcze więcej, a na koniec skaził wodę. No i kto, na miłość przodków, chciał przewieźć coś takiego? To było chore!

-Żryj to.-

Z tymi słowami, bez zbędnej obłudy, rzuciła fiolką w kreaturę. A tą z pewnością to zaboli, jej krzyki będą muzyką dla uszu Tsuki. Ta... karykatura zasługiwała na taki los. I sama samurajka obróciła się do blond kobiety, podchodząc bliżej i również, dzięki temu, chowając się przed wzrokiem istoty. Tym razem spokojnie wyciągnęła eliksir leczniczy i, po wyjęciu korka, podstawiła go do ust nieznajomej. Pytaniem było tylko czy była zatruta i była potrzeba użycia również drugiego eliksiru do wyleczenia zatrucia.
Dziewczyna na początku odruchowo próbowała wypluć eliksir, ale Tsuki wytrenowanym ruchem zadarła jej brodę do góry i możliwie delikatnie wlała płyn prosto do jej gardła. Nieznajoma zakrztusiła się i zaczęła kasłać, chociaż w sumie mogłaby nawet krzyczeć, nikt by tego nie usłyszał. Polana wodą święconą abominacja wyła tak, że prawdopodobnie słychać ją było na nabrzeżu.

Dziewczyna w końcu otworzyła jednak oczy. Zamrugała, patrząc na elfkę.

-Ja... Co się dzieje... Czy to coś... ? Cholera, trzeba ostrzec ludzi...- z trudem trzymała głowę, prosto, cała blada.

Samurajka westchnęła, sięgając do sakiewki po drugi eliksir. Zachwiała się jednak i prawie przewróciła gdy za jej plecami rozległ się jęk stali, połączony z uderzeniem czegoś ciężkiego w burtę statku. Powinna to przewidzieć. Nawet ludzie pod wpływem bólu zdobywali się na nadludzki wysiłek. A ten stwór który rozerwał właśnie klatkę, nie był nawet człowiekiem...
Wpakowała w ręce dziewczyny drugą fiolkę.

-Pij i się przygotuj. Mamy tutaj to cholerstwo do ubicia.-

Dostał dużą fiolką wody święconej, więc raz, że ucierpiał, a dwa, że będzie ciągle cierpiał i słabł przez to. Musimy go przytrzymać przez jakiś czas i stanie się nieszkodliwy. Wtedy go wyeliminujemy. Za drzwiami jest pięć zombie, więc lepiej uporać się z tym tutaj.-

Westchnęła, wstając na równe nogi i dobywając swojego ostrza.

-A po tym wszystkim, jeśli chcesz się napić, zapraszam ze mną.-

Z tymi słowami, obróciła się w stronę tej abominacji, stawiając wyraźnie kroki w jej kierunku i gotując się do walki.

Na szczęście dla wojowniczki jednak, potwór był zbyt oszalały z bólu żeby zwracać uwagę na takie szczegóły jak zbliżająca się do niego kobieta z mieczem. Szalał, wił się, zwalistym i bezkształtnym cielskiem miażdżył beczki oraz pakunki, rozrzucając dookoła ich zawartość. Po ładowni poniósł się zapach kwaszonej kapusty i rozlanego grogu.

Siedząca pod ścianą dziewczyna natomiast drżącymi rękoma odkorkowała flakon i wypiła duszkiem jego zawartość.

-Oszalałaś... Chcesz z tym walczyć... ?- wymamrotała, z trudem stając na nogi.

-To, albo to ohydztwo wydostanie się stąd i ruszy na miasto. Chcesz mieć miasto pełne zombie?-


I z tymi słowami, ruszyła do ataku, wykorzystując element zaskoczenia by zyskać większe możliwości ataku. Oślepiona bólem bestia raczej będzie się zwijać z bólu niż szukać źródła, które je spowodowało. Trzeba tylko uważać by w kapustę nie wdepnąć i się wywalić.
Miecz samurajki wbił się głęboko w cielsko potwora, mniej więcej w miejscu gdzie normalny człowiek miałby łopatki. Bo prawda była taka, że obojętnie jak deformowany by ten potwór nie był, kiedyś był człowiekiem. Chwilami Tsuki dostrzegała jego twarz, dłoni i fragmenty korpusu nieporośnięte mackami.

Po pierwszym ciosie miał miejsce następny. Ten był cięciem, mocnym, wyprowadzonym znad głowy, które z obrzydliwym chlupotem wbiło się a macki i odrąbało którąś z kończyn mutanta. Kiedy odrąbany członek padł na deski pokładu, wojowniczka zobaczyła kątem oka jak macki rozpływają się, ukazując spuchniętą, ludzką rękę.

Tsuki nie miała jednak czasu rozmyślać nad tym. Otrzeźwiona nagłym przypływem wyraźnie zlokalizowanego bólu abominacja rozejrzała się w końcu, skupiając spojrzenie lśniących oczu na elfce. Pierwszy cios, wyprowadzony kikutem łapy, minął ramię Tsuki o centymetry. Drugi odbił się od pancerza na jej piersi, pozostawiając po sobie tępy ból żeber.

Trzeci zaś podciął wojowniczkę, swoją siła odrzucając ją do tyłu.
Zacisnęła zęby, przewracając się w bok i dopiero podnosząc, a przez cały czas nie wypuściła broni nawet na chwilę. Oddychając równomiernie, stanęła na równych nogach i złapała broń oburącz, wcześniej musząc użyć jednej dłoni by sie podnieść. Uspokoiła oddech.

-Kobieto, nie stój jak wryta!-

Cóż, pomoc się przyda, Tsuki nie była hipokrytką by uznać, że zawsze da sobie radę i nie potrzebuje pomocy.

Tym razem, czekała na atak, by, tuż po uniknięciu go, zaatakować tą mackę, która ją zaatakuje. W końcu skończą mu sie zapasowe, prawda?
Stwór okazał się jednak bardziej nieprzewidywalnym przeciwnikiem niż mógł się wydawać na pierwszy rzut oka. Kiedy samurajka stanęła na nogi, gotowa do dalszej walki, w jej stronę pomknęła żylasta wiązka splecionych ze sobą macek, przymocowana do torsu potwora.

Tsuki mocniej chwyciła miecz i cięła, w rozbryzgu czarnej posoki odrąbując nadprogramową kończynę. Wąskie, mistrzowsko wykonane ostrze przebiło się przez tkankę mięśniową z niesamowitą łatwością. Łatwością, do jakiej dziewczyna nie przywykła. Z zaskoczeniem spojrzała na swoją rodową broń i dostrzegła na niej jasną, błękitną poświatę.

Obok niej natomiast przebiegła uratowana dziewczyna.

-Pośpiesz się, efekt nie potrwa długo!- krzyknęła, bez większej finezji czy stylu uderzając w mackowatą poczwarę ciężkim buzdyganem który do tej pory wisiał przy jej pasie.

Potwór lekko ugiął się pod siłą ciosu i uderzył na odlew, odtrącając od siebie nowego napastnika.
Z lekkim uśmiechem, uderzyła wprost z flanki, wykorzystując okazję jaką stworzyła dla niej dziewczyna.

Cieła na wysokości głowy oczywiście, albo tam gdzie spodziewała się tą głowę znaleźć, czyli raczej wysoko. Nawet jeśli nie głowa, to w coś trafi i zrani potwora. Umagicznienie z pewnością się przyda, a z dwoma przeciwnikami, potwór zawsze będzie miał kogoś, kto będzie miał możliwość wyprowadzenia czystego ataku. O radości.

Mutant zawył kiedy ostre niczym brzytwa ostrze rozpłatało mu grzbiet, ukazując wijące się macki oraz czarną krew bryzgającą z rozciętych arterii. Tsuki uśmiechnęła się z zadowoleniem, które niestety trwało tylko chwilę. Od razu musiała uskoczyć kiedy potwór obrócił łeb w jej stronę i znów spróbował ataku językiem.

Samurajka cofnęła się o kilka kroków i odruchowo machnęła mieczem, kiedy zatruty pocisk, obleczony w ścięgna i mięśnie wystrzelił spomiędzy szczęk bestii prosto ku jej twarzy. Wypustka kostna na jego końcu minęła jej policzek o odległość kilku centymetrów, wbijając się w deskę wsporniczą o którą bezwiednie oparła się wojowniczka.

Tsuki obróciła głowę, słysząc obok ucha grzechotanie i chlupot. Na haku wbitym w drewno wisiała duża latarnia olejna, z ledwo tlącym się knotem. W tym samym czasie jej towarzyszka, którego imienia nie dane było jeszcze samurajce poznać, znów skoczyła na potwora młócąc buzdyganem. Nie była silna, lecz uparta. Po zadanym ciosie ciosie znów padła do tyłu, uderzona mięsistą macką.

Lekko się uśmiechnęła, lekko dmuchając w knot by go podsycić. I z wesoły uśmiechem wzięła latarnię, upewniając się, że olej w środku będzie się huśtał bardzo... ruchliwie, że tak to się ujmie.

Z uśmiechem, mogącym już świadczyć o wpadnięciu w obłęd, rzuciła latarnią, z całych sił, wprost z plecy potwora.

-Płoń paskudo! Kobieto, do tyłu!-

-C... co?- dziewczyna obróciła głowę i uniosła brwi, by następnie rzucić się na bok zasłaniając głowę rękami.

Latarnia zaś dwukrotnie obróciła się w powietrzu, rozpalony knot zafurkotał a szkło z brzdękiem rozbiło się na grzbiecie potwora. Oliwa, w kontakcie z ogniem, wybuchnęła wysokim językiem ognia, topiąc ciało wynaturzenia niczym podpalony łój.

Zadowolenie wywołane zranieniem potwora zostało gwałtownie przerwane szarpnięciem, kiedy to zbierająca się z ziemi akolitka zatoczyła się i wpadła na Tsuki.

-Musimy uciekać...- wyspała, a samurajka od razu spostrzegła że jej przymusowa towarzyszka okupiła zwracanie na siebie uwagi potwora dość poważnymi stłuczeniami. Miała siniec na policzku, trzymała się za bok i wyraźnie kulała na prawą nogę.- To ścierwo podpali statek. Musimy się stąd wynosić...
Skinęła głową i przełożyła prawą rękę kobiety przez swoje ramię, a lewą ręką objęła ją w pasie by ją przytrzymać. W prawej trzymała katanę.

-Bierz w lewą swoją broń, przebijamy się.-

I gdy dziewczyna była gotowa, kopnęła drzwi, i wykonała cięcie w najbliższe zombie. Nie chodziło o zabicie nieumarłych, raczej by nie pozwolić im zbliżyć się i wydostać ze statku. W razie czego, osłaniając towarzyszkę samą sobą.

-Tak przy okazji, jestem Laurie...

Nie było jednak czasu na dłuższe przedstawianie się. Cięty przez Tsuki trup zatoczył się do tyłu i przewrócił. Albo nie tyle przewrócił, co rozpadł się gdy jego górna połowa przechyliła się do tyłu i z plaskiem opadła na deski.

Jednocześnie Laurie machnęła na odlew buzdyganem, rozłupując czaszkę kolejnego. Obie jednak zamarły, kiedy dostrzegły że przeciwników jest znacznie więcej. W końcu na statku powinna być załoga, prawda? I była.

Tłum zombie tłoczył się pomiędzy schodami a drzwiami do ładowni, zwabiony dźwiękami walki która miejsce z uwolnioną z klatki abominacją.

-Mam ochotę zakląć gorzej niż marynarz... masz jakieś zaklęcie? Bo jeśli nie, to spróbujemy się przebić, ty uciekasz, a ja postaram się je przytrzymać.-

Laurie uśmiechnęła się tylko, trzymając pion tylko cięki oparciu na Tsuki.

-Miejmy nadzieję że nie będzie takiej potrzeby.- wypuściła ze zdrętwiałych palców buzdygan i sięgnęła do wiszącego na jej szyi symbolu. Tsuki niepewnie obserwowała tłoczące się dookoła nich umarlaki, gdy dziewczyna mamrotała coś pod nosem i zaciskała palce na krzyżu, aż pobielały jej kostki.

I w chwili gdy jeden z zombie zbliżył się na tyle, żeby móc zadać cios, akolitka otworzyła oczy które rozbłysnęły jasnym światłem. Równie mocno jaśnieć zaczął trzymany przez nią medalion.

Trupy zaś zaczęły cofać się w niemym, ogłupiałym przerażeniu. Z ust dziewczyny cały czas płynęła litania na cześć Cuthberta.
Chwila ciszy i, w oka mgnieniu schowała katanę, a samą Laurie uniosła w obu rękach, niczym jakąś pannę młodą. I od razu ruszyła do przodu, nawet nie oglądając się.

Kapłanka albo paladynka, skoro umiała odpędzać nieumarłych. Zdecydowanie, przydatna umiejętność, chociaż sama Tsuki nigdy raczej nie pójdzie taką drogą. Magia czy wiara w bogów, to było coś po co sięgnąć nie chciała i nie mogła, po prostu preferując solidną stal, wzmocnioną magią pochodzącą od przodków.

Kiedy dziewczyna wypadła na pokład, trzymana przez nią kapłanka odetchnęła, kończąc zaśpiew. Uśmiechnęła się z pewną ulgą.

-Żyjemy...

Zamarła, kiedy obie zauważyły nabrzeże. Nabrzeże, obstawione gęsto przez strażników i dokerów z pochodniami, bosakami i wyciągniętą bronią.

-Cholera, ktoś musiał usłyszeć to bydle w ładowni...

W tłumie Tsuki dostrzegła także tych strażników spod bramy. Pomiędzy nimi stał jegomość tłusty niczym prosie, o krzaczastych bokobrodach i gębie jakby zdjętej z ulicznego zbira.

Laurie ostrożnie zeszła z rąk samurajki.

-Dziękuję... Ale teraz lepiej stąd uciekajmy. Umiesz pływać?- zapytała, stając na rufie po za zasięgiem wzroku tłuszczy. Pod pokładem widoczny był dym.

Tysiące niemiłych myśli na tych szubrawców, świnie, parszywe gnoje, te... te paskudne kreatury zasługiwały na bycie oczyszczonymi! Ogniem, kwasem i stalą.

-Umiem.-

Całe szczęście, że stawiała na szybkość uderzeń, nie na czystą fizyczną siłę. Dzięki temu nosiła lekką, chociaż wytrzymałą zbroję. Nie ciężką zbroję, charakterystyczną dla większości samurajów.
Laurie uśmiechnęła się blado.

-Wolę nie myśleć w czym my będziemy tam brodzić...

Zamknęła oczy, nabrała powietrza i skoczyła. W ślad za nią skoczyła Tsuki, układając ręce wzdłuż tłowia i wbijając się pod powierzchnię wody niczym kormoran pikujący po rybę.

Po kilku minutach w zimnej wodzie obie dziewczyny wypełzły na pomost bezpiecznie oddalony od płonącego statku. Obie ociekały wodą, ociężałe po długim w niej przebywaniu.

Laurie sapnęła, opierając policzek na wygładzonych deskach.

-O matko...

Tsuki czuła się tylko trochę lepiej.
Westchnęła, w myślach mając obraz tego tłustego świniaka. Nieprzyjemny widok, ale zapamiętała jego twarz dokładnie.

Powoli się podniosła, strzepując większość wody z siebie. I wtedy spojrzała na Laurie.

-Idziemy do Zakonu, od razu dostarczymy wieści i narysuję obraz tego świniaka by od razu mogli go zgarnąć, a wtedy idziemy do mnie.-
 
__________________
Oczyść niewiernych
Spal heretyka
Zabij mutanta
Kizuna jest offline