Było dobrze po północy, kiedy Amelka Tannenbaum zwana Jagną ponownie zerknęła w kierunku miejsca, gdzie toczyła się zabawa.
Śmiechy były równie głośne, co dwie godziny temu, ale przyśpiewki i okrzyki zdecydowanie mniej składne.
Za każdym razem gdy przechodziła po tym fragmencie muru czuła bolesne ukłucie zazdrości. Wiedziała jednak, że ojciec będzie nieugięty i nie było nawet sensu prosić go o zmianę wart. I nie chodziło tylko o równe traktowanie wszystkich strażników, o nie. Ojcu po prostu nie uśmiechała się coraz większa liczba chłopców kręcących się wokół jego córeczki.
Tak jakby któryś był w stanie ją zainteresować!
Dziewczyna lekko uśmiechnęła się na wspomnienie zeszłorocznej zabawy podczas, której rozkwasiła nos Erykowi od Bauerów, który pchał się z łapami tam gdzie nie powinien. Wyraz zaskoczenia na jego twarzy był słodką nagrodą za lata potyczek i bijatyk z braćmi.
To było miłe wspomnienie, teraz takiego nie zyska, za to będzie musiała wysłuchiwać przechwałek Angeli, jak to koło niej kręcili się chłopcy, a ona przecież zaprzysiężona Sigmarowi!
Wartowniczka wściekle prychnęła na samą myśl, gdyby tam była nikt by nawet nie spojrzał na tą fałszywą świętoszkę!
Jagna odgarnęła gęste, kasztanowe włosy i przeszła kolejne kilkanaście metrów. Tym razem jej wzrok powędrował w kierunku, w którym jak wiedziała znajdowała się chata starej Maryny. Znachorka pewnie udziału w zabawie nie brała, za to siedziała i knuła. Na samą myśl o tym knuciu po plecach wartowniczki przebiegł dreszcz.
Gdyby tylko miała dowód, jeden mały dowód.
Jagna otrząsnęła się z ponurych myśli i poszukała wzrokiem Marianki.
Świtało, a to oznaczało, że ich służba dobiegała końca i można było odpocząć. Tannenbaumówna ziewnęła szeroko; sen stanowczo jej się należał, zwłaszcza, że jeszcze później miała przypilnować baru. Z ulgą pomachała do nadchodzących już zmienników.
***
- Idź precz, brat. Wartowałam, nie mnie pracować rankiem!
- Nie pyskuj! Ociec wzywa!
- Ociec?
- Ano, ociec, mówie przecie. Wstawoj, w try miga.
Wstała. Nie przyszło jej to łatwo, ale skoro ojciec posyłał to musiało być coś ważnego. Nie budziłby jej w innym przypadku przecie. Wzięła dwie pajdy chleba w rękę, włócznie w drugą i poszła do przybudówki. Tam usiadła ze wszech miar zachowując się godnie i z uwagą patrząc na ojca. A słuchała go z coraz bardzie zdziwioną i przerażoną miną.
***
- I pamiętaj Jagienka, jesteś moją córką. Sprawiedliwość i wierność Sigmarowi zawsze musi być w twoim sercu – mocno podchmielony ojciec dźgnął dziewczynkę palcem na wysokości piersi.
Alfred Tannenbaum rzadko sobie pozwalał na takie zachowania, ale jeżeli już to spory garniec miodu wywoływał u niego melancholijne rozważania.
- Jeżeli zło się zalęgnie w twoim przyjacielu, to już nie jest twój przyjaciel. To zło, które musisz wyplenić. Wypalić żywym ogniem. Tak, znaleźć dowód, odwołać się do mądrości sług Sigmara i zniszczyć zło. Ale wpierw dowód! Dowód nim rozgorzeje kur! A potem skazanie, by kara nie dosięgła niewinnych. - Przestań mieszać dziewczynie w głowie, to nie dla bab. Jej kuchnia i rodzenie bachorów pisane. Idź pomóc matce Jagna. – wuj Roland machnął ręką i dolał napitku do drewnianych kubków.
Wójt jednak nie spuszczał wzroku z orzechowych oczu córki, tak podobnych od jego własnych.
- Baba nie baba! Jesteś dzieckiem Sigmara i moim i basta! -A co? Obaj żeście ją robili? – huczący śmiech kowala zabrzmiał w całej chacie, warkot brata jednak niemal natychmiast go uciszył:
- Nie bluźnij!
Hałasy ściągnęły Lenę, która z niechęcią spojrzała na zawartość dzbanka.
- Nie dosyć, że piją, to jeszcze dziecku nie dadzą spokoju, chodź Amelko.
Dziewczynka skrzywiła się, Amelią była tylko i wyłącznie dla matki, która wymusiła na ojcu takie imię. Ale poszła posłusznie.
Alfrend i Roland pili jeszcze długo w noc oddając się własnym sprawom i rozmyślaniom.
***
To stara Maryna na pewno ona.
Jagna swoje wiedziała, ale takie szybkie ferowanie wyroków nie spodobało by się ojcu.
- Gdzie teraz jest Angela? Może ona coś widziała? I czemu ta niemota wpierw do zamku pobiegła, głupa?!
Ostatnie zapytanie w oczywisty sposób nie było skierowane do starszych, a raczej służyło wyrażeniu złości. Dwa oddechy jednak i wójtówna się uspokoiła.
- Kto pamięta do której ojciec na zabawie się pokazywał?