Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 22-10-2012, 20:46   #12
Asmorinne
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Wampirzyca spróbowała zastać półelfa w jego mieszkaniu i udało jej się to bez kłopotu. Spotkała nawet jakiegoś niziołka, który pośpiesznym krokiem opuszczał wspomniane mieszkanie. Pośpiech u małego nieludzia wyglądał dość pociesznie, gdyż z powodu tuszy kiwał się na boki jak kaczka. No i naprawdę Lisek nie wiedziała, jak w kimś tak niskim, może się zmieścić tyle podbródków.
Sam Damaza rozsiadł się na skraju swego łóżka i pociągał łyk jakiegoś trunku z nijakiej butelki.
-O proszę, skruszona białogłowa przybywa prosić o wybaczenie – powitał złośliwie swego gościa.
-Daruj sobie te uwagi. Porozmawiam jeszcze z tą burdelmamą - zagryzła wargę, bowiem ciężko było jej się przyznać do błędu. - Nie musisz nikogo tam wysyłać, załatwię to.
-No proszę, a ja tylko żartowałem - mruknął pod nosem, ale wampirzyca i tak doskonale usłyszała te słowa. -Tym razem wymuś jakieś sensowne pieniądze, inaczej nawet Hektor będzie się ze mnie śmiał - powiedział i pociągnał kolejny solidny łyk.
- Postaram się coś zdziałać, myślę, że będziesz zadowolony - Francesca skłoniła się z gracją.
-Miałem taką nadzieję od początku, dlatego cię o to prosiłem - stwierdził Damaza. Trudno było odgadnąć, czy była to pochwała, czy nagana za to, że robota nie została wykonana za pierwszym razem. -Jak się tym razem dobrze spiszesz, to spotka cię nagroda.
-Już nie mogę się doczekać - uśmiechnęła się uroczo.
-A kto powiedział, że ta nagroda będzie satysfakcjonująca? - zapytał złodziej. Cokolwiek popijał musiało być mocne, bo zapach alkoholu zaczynał wwiercać się w nos Francescy.
- Nie liczę na inną nagrodę... jesteś dość pomysłowy, dlatego myślę, że coś wymyślisz co mnie usatysfakcjonuje...
-Może... - zawiesił na chwilę głos - jeśli uznam, że zasłużyłaś. - wampirzyca zmróżyła oczy, oczywiście, że Damaza musiał się trochę podroczyć.
-Jasne - wzruszyła ramionami, jakby jej na tym nie zależało, oboje jednak wiedzieli, że było zupełnie inaczej.
-Wpadło mi trochę monet za sygnet - poinformował. -Więc poza nagrodą może nawet wpadnie ci coś dodatkowego. Powiedzmy, że będę usatysfakcjonowany, jak wyciągniesz z tej kurwy sto koron miesięcznie. Choćbyś miała z niej zerwać ostatnią kieckę - powiedział całkiem poważnie. Zresztą, na ile znała go de Riue, zrywanie z kobiet kiecek go kręciło.
- Sto koron to całkiem sporo. Nie będzie zadowolona. Co zrobisz jeśli i moje argumenty nie pomogą? Wiesz nie chciałabym jej uszkodzić, jak piękniusia twarz to dodatkowy zarobek, także dla was - spojrzała na niego badawczo.
-To zamąć jej w głowie, czy co ty tam robisz. Każ jej więcej kusiek obrabiać, jak sto monet jej za dużo - empatia nie była jego silną stroną.
- Wiesz na kobiety nie rzucam uroków, więc może będzie trzeba użyć innych sposobów - nowa zasada nagle wyskoczyła w myśli wampirzycy. Było jednak trochę w tym prawdy, nawet nie mogła sobie przypomnieć kiedy ostatnio taki urok był skierowany na kobietę.
-Więc albo użyjesz innych sposobów, albo złamiesz swoje zasady - Damaza wzruszył ramionami i osuszył butelkę ostatnim, długim łykiem, po czym bezceremonialnie rzucił ją na łóżko. -A jak ci się nie uda, to znajdę kogoś, komu się uda. I on dostanie nagrodę - pogroził.
- Na kobiety to działa po prostu inaczej, musi być taka, która woli właśnie kobiety, a burdelmama bynajmniej na taką nie wyglądała. Zrobię jednak wszystko co w mojej mocy - kobieta pozwoliła sobie na małe kłamstweko. Nie czuła specjalniej potrzeby, żeby rzucać uroki na przedstawicielki płci pięknej. Na mężczyzn to znacznie ciekawiej działało.
-Baba z babą? Faktycznie, jaki by to miało sens... - mruknął. -To kiedy masz zamiar to załatwić? Gildia nie lubi zastoju.
- Myślę, że dzisiaj, a ty baw się dobrze - zmierzyła go wzrokiem na odchodnym. Wyglądał teraz dość żałośnie. Wino zdążyło już udeżyć mu do głowy. Był taki bezbronny, zupełnie nie pasował do swojej codziennej postawy. Dobrze, że wieczór ma dzisiaj zajęty, cieszyła się w duchu Francesca. Ruszyła pośpiesznie do karczmy. Chciała się przebrać w bardziej skromne ubrania, ponieważ udanie się do burdelu o tak później porze było dość ryzykowne. Obawiała się, że dotarcie do Tyssyai mogło być nieco utrudnione. Pewnie zajęta będzie swoją klientelą, była jednak pewna, że poświęci jej trochę czasu. Musiała ją chociaż ostrzec przed gildią, ponieważ wątpiła, żeby wampirzyca nagle zmieniła zdanie i zapłaciła więcej. Namawiać ją specjalnie też nie miała zamiaru. Gdy uporała się z przebraniem od razu ruszyła do znajomej jej lilii.


Przybytek o tej porze był znacznie żywszy, niż przy pierwszych odwiedzinach. Na schodkach Francesca minęła się z szeroko uśmiechniętym mężczyzną, z całą pewnością zadowolonym ze świadczonych usług. Liczba ochroniarzy też się zwiększyła, bowiem oprócz tego którego Lisek już raz widziała, zaraz za drzwiami stał kolejny - barczysty brodacz, który bardzo starał się nie chłonąć atmosfery Srebrnej Lilii. A nie było to łatwe, bowiem zewsząd dobiegały śmiechy i piski, a do czułych wampirzych uszu także pojękiwania oddanych swej pracy panienek.
Łysej młódki nie było nigdzie widać, za to jej miejsce przy witaniu klientów zajęły dwie inne ladacznice. Brunetka, której loki wymykały się z pracowicie przygotowanej fryzury, mogła wprowadzić w kompleksy niemal każdą kobietę rozmiarami swojego biustu. Miała tyle szczęścia, że jej lekka nadwaga odkładała się niemal wyłącznie tam, gdzie lubili mężczyźni.


Druga kusiła klientelę strojem - bardzo dobrze dopasowany gorset i zwiewna spódnica rozcięta niemal do biodra, ponadto bransoletki, kolczyki, naszyjnik, nadawały jej aury jednocześnie klasy jak i wyuzdania. No i co z tego, że de Riue od razu zauważyła, że wszystkie jej świecidełka to tani szmelc? Napaleni mieszczanie i tak co innego mieli w głowach.


Piersiasta zbliżyła się do Francescy i pochyliła w prowokującej pozie.
-Szuka pani trochę rozrywki? - zapytała.
-Rozrywka to całe moje życie, nie muszę jej szukać - stwierdziła z szelmowskim uśmiechem - Szukam Tyssai - powiedziała krótko licząc na szybką reakcję.
-Pani Tyssai? Rzadko przyjmuje klientów... - najwyraźniej została źle zrozumiana. -Była pani zapowiedziana?
- Nie jestem klientką, jestem przyjaciółką muszę z nią pilnie pomówić - wytłumaczyła od razu.
-Różo, Różo - wtrąciła się druga dziwka. -To pewnie ta pani, która była tutaj rano. Prawda?- zwróciła się do Liska. Ta nie chcąc dłużej czekać i tłumaczyć wszystkiego umysłom stworzonym do dawania rozkoszy, przytaknęła.
-Pani Tyssaia jest u siebie na dole - wyjaśniła krótko ciemna blondynka. -Zaprowadzić?
- Nie trzeba, wiem gdzie - powiedziała miło, gdyż cieszyła się, że tak szybko udało jej się dostać do nowej przyjaciółki.
W krótkiej drodze do znanego jej już gabinetu nikt jej nie przeszkadzał. I bardzo dobrze, bo rozochoceni klienci pewnie zachowywali się dość namolnie w stosunku do zastanych w Lilii kobiet. Blondwłosa wampirzyca siedziała za swoim biurkiem i przeglądała papierzyska. Zdawała się zupełnie nie zauważać przybycia gościa. Francesca stanęła i chwilę jej się przyglądała, czekała na reakcję.
- Interes widzę, kręci się pełną parą - powiedziała zerkając na drzwi. - a ty, widzę zamiast się cieszyć i korzystać z ludzkiej dobroci, siedzisz i zajmujesz się czymś niebywale nudnym... - rudowłosa bynajmniej nie znała się na papierkowej robocie, miała jednak swoją ogólną wizję.
-Francesca? - Tyss poderwała głowę znad papierów. Sprawiała wrażenie zupełnie zdziwionej. -Nie spodziewałam się tak szybko cię zobaczyć.
- A widzisz, ja cię za to nie spodziewałam zobaczyć przy takiej pracy... - Lisek uśmiechnęła się radośnie.
-Przy ‘takiej’? A przy jakiej się spodziewałaś? - zapytała podstępnie.
- Przy bardziej przyjemnej - powiedziała krótko i zmieniła temat - ale nie przyszłam tutaj na pogaduchy - dodała już poważnie.
-Zabrzmiało strasznie poważnie - odparła ostrożnie.
-Gildia nie jest zadowolona z zaproponowanych przez ciebie miesięcznych zysków wzamian za ochronę. Wysłali mnie, abym wynegocjowała wyższą stawkę. Sama dobrze wiesz, że chcą zyskać jak najwięcej. Niestety nie dowiedziałam się w jaki sposób działają jeśli ktoś nie chce im płacić, ale przyszłam cię ostrzec. Jeśli będę coś wiedziała, natychmiast dam ci znać - powiedziała dość zmartwiona Francesca, nie chciała, żeby gildia dręczyła Tys, jednak nie mogła nic z tym zrobić.
-Czyż nie mówiłam, że gildie potrafią być uparte? Chyba mówiłam - burdelmama nie wydawała się ani trochę zmartwiona. -A zatem tym razem przybyłaś z konkretniejszymi wytycznymi, prawda? To ile twoi przełożeni zaśpiewali?
-Nie jestem zżyta z gildią od kiedy jestem w Novigardzie to moje pierwsze zadanie - tłumaczyła - ale też nie chcę, żebyś miała problemy. Jesli nie uda im się ciebie przekonać, zaczną szukać słabych punktów. Jesteś pewna, że wszyscy, którzy cię znają będą trzymać język za zębami?
-Nie, oczywiście, że nie - odpowiedziała. -Ale mają dość rozumu, by nie paplać o mnie najważniejszych rzeczy. No i nie stój tak, jak kat przed skazańcem, usiądź sobie. - wampirzyca posłuchała i usiadła naprzeciwko niej.
-Gidia chciała 100 koron - wzruszyła ramionami - potrafią być naprawdę upierdliwi.
-Sto koron? Czy oni poszaleli? - Tyssaia poderwała się z krzesła. -Czy oni w ogóle wiedzą ile się zarabia w takim burdelu? - zaczęła ze zdenerwowania wymachiwać rękami. - Ja na ich miejscu zarządałabym co najmniej dwustu - zakończyła nieoczekiwanie i zaczęła się śmiać. Francesca uśmiechnęła się również. W prawdzie jej nie zdarzało się przyjmować pieniędzy za przyjemności, jednak zarabiała całkiem nieźle, kiedy opuszczając kochanka zabierała ze sobą jego sakiewkę.
-Chcą sto, będzie sto. Wiedziałam, że warto zacząć od zaniżonej stawki. Tak się przejęli swoim złodziejskim honorem, że zapomnieli rozumu - stwierdziła Tyss. -Ale wciąż nalegam, że w zamian mają mi znajdować klientów, o których ich poproszę.
-Dobre zagranie -stwierdziła - Moja mało wdzięczna rola nakazuje mi przekazać wszystko - dodała z lekkim żalem.
-Z potrąceniem procentu dla siebie, czy bez? - zapytała gładko blondynka, pochylając się nad biurkiem i grzebiąc w jednej z szuflad.
-Umiem o siebie zadbać, ale bynajmniej nie kosztem swoich - oznajmiła, ale nie była jeszcze do końca tego pewna.
-Czyli nie muszę do tych wszystkich monet dodawać jeszcze twojej doli - stwierdziła, wyjmując klucz i podchodząc do jednego z dwóch kufrów. Otworzyła kłódkę i uchyliła wieko, a de Riue ukazały się sakiewki i luźno rzucone monety. Musiało tego być całkiem sporo, na pewno więcej niż owe sto koron. -No i dodałaś mi do papierkowej roboty jeszcze konieczność liczenia pieniędzy - oznajmiła z udawanym wyrzutem.
-Całkiem pokaźny stos - kiwnęła głową z uzmaniem wampirzyca, która zaczęła bardziej poważnie rozważać opcję ustatkowania się.
-Niestety zawsze znajdą się tacy, którzy chcieliby go uszczuplić - rzuciła sentencjonalnie burdelmama, licząc wrzucane do sakiewki pieniądze.
-Każdy chciałby się wzbogacić bez wysiłku - Francesca sama należała do tej grupy.
-Tak, ale w tym mieście spotykam takich na każdym kroku - potrząsnęła sakiewką. -Sto. Chcesz sama przeliczyć? - położyła woreczek przed Liskiem.
- Myślę, że obejdzie się bez tego.
-No to mam nadzieję, że to wreszcie załatwi sprawę tych przebrzydłych złodziei. Szkoda się tak spotykać tylko w interesach.
-Też wolałabym, żeby takie właśnie spotkania nie miały miejsca. Z drugiej strony dzięki gildii, w końcu spotkałam pobratymca - uśmiechnęła się.
-Któremu to pobratymcowi poderżnęłaś gardziołko, a teraz odbierasz ciężko zarobioną krwawicę. Oj, będziesz mi to musiała wszystko wynagrodzić - pogroziła Liskowi palcem, co wyglądało dość zabawnie.
- Oczywiście zrobię wszystko co w mojej mocy - Francesca zrobiła teatralny gest - to kiedy spotkamy się w bardziej przyjemnych warunkach? Tak się składa, że mam wolny wieczór - zatrzepotała rzęsami.
-Czyli zasmucę cię, mówiąc, że mój dzisiejszy wieczór jest zajęty. Za to jutro będę miała więcej czasu. No i jak mówiłam wcześniej, kiedy zamkniemy już sprawy gildii może poznam cię z paroma moimi... przyjaciółmi.
- Brzmi obiecująco - zmrużyła oczy - W takim razie ci już nie przeszkadzam, muszę jeszcze znaleźć sobie dogodne zajęcie na noc - powiedziała dość tajemniczo i wstała.

Pożegnawszy się z Tyssaią od razu ruszyła do Damazy. Miała nadzieje, że spotka go na tyle trzeźwego, aby przekazać mu wieści. Nie zdziwiła się jednak wcale, gdy nie zastała go w mieszkaniu. Najwidoczniej półelf poczuł w sobie naturę i poszedł ją oswobodzić. Wolała jednak nie zastanawiać się w jaki sposób. Francesca postanowiła też trochę się zabawić, dlatego udała się do karczmy.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...

Ostatnio edytowane przez Asmorinne : 10-11-2012 o 21:34.
Asmorinne jest offline