Pomysł przystanku u ojców Franciszkanów "Beniaminkowi" bardzo przypadł do gustu i sprawił, że młody Stryj po raz kolejny urósł w oczach starzejącego się weterana. Już na bramie pokornym gestem zdjął kaszkiet i mimo targania na ramieniu półprzytomnego "Doktorka", nie odpuścił zrobienia znaku krzyża przy każdej mijanej figurze i obrazie.
Wizyta w klasztorze trwała krócej, niż by chciał, jednak przeważyły praktyczne względy bezpieczeństwa. Zarówno mnichów jak ich własnego. Tyle, żeby złapać oddech i doprowadzić rannego do stanu umożliwiającego dalszy marsz. Jakiś czas później dotarli do przytulnych podziemia nieczynnego magazynu tekstyliów na Mokotowie.
- Załatwiłem ich. Trzech. - "Doktorek" w końcu odzyskał przytomność - Jak zobaczyłem jak szli, szybko, nie było ... chyba innego wyjścia.
- Dobra robota, żołnierzu. Trzech mniej. Żebyś jeszcze od byle draśnięcia nie mdlał jak pensjonarka, to można by cię kiedyś na prawdziwą wojnę zabrać. - wąs "Beniaminka" uniósł się w charakterystycznym, ledwie zauważalnym uśmiechu.
Przelotnie spojrzał na zapisany notatnik. Nie znał tego alfabetu. Nie cyrylica i raczej nie hebrajski - choć trochę go przypominał... może jakiś szyfr? Nie jego rzecz, ważne by notes dotarł do adresata. Gdy "Tunia" zajęła się sklejaniem "Doktorka" do kupy, Piotr wziął dziennik i zwrócił się do Konstantego.
- "Stryj" dostarczysz to do punktu na Różanej. Im szybciej tym lepiej. Hasło: "Przyniosłem czerwone buty mojej ciotki..."
- "...jak rozmawialiśmy. Te do tańca"
- Świetnie. Zaniesiesz dziennik i możesz wracać na obiad. To twoje ostatnie zadanie na dziś. Potem czekamy na kolejne wezwanie, wieczorem widzę was wszystkich na strzelaniu. Odmaszerować.
"Beniaminek" był zadowolony z przebiegu akcji. Przejęli dziennik, uwolnili świat od pięciu kolejnych nazistów, wzbogacili arsenał o dwa lugery. Jedyne straty własne to jedna, niezbyt groźna rana postrzałowa. Że można było ciszej? Dyskretniej? Piotr niespecjalnie wierzył w taką możliwość. Gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. Wojna jest wojną.
W razie jakichś komplikacji miał zamiar pomóc "Tuni" z "Doktorkiem", potem planował ukryć broń, wrócić na parafię, zjeść swój przydział czerstwego chleba z kartoflanką i czekać na dalsze rozkazy. Nie miałby nic przeciwko, gdyby miał poczekać dłużej, organizm domagał się porządnej drzemki.
__________________ Show must go on!
Ostatnio edytowane przez Gryf : 23-10-2012 o 12:26.
|