Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 23-10-2012, 12:53   #22
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Nie miał zbyt wiele czasu na przyjrzenie się swoim znaleziskom, zwłaszcza że niektóre wydawały mu się obce. Sytuacja zmieniała się diametralnie szybko ze spokojnej na coraz bardziej... ciekawą.
Zwłaszcza teraz, gdy stali przed obliczem... Pana.
-Oni się ciebie boją.- mruknął Gharsam wskazując dłonią na rannego Samsona.- I mówią by ostrożnie dobierać życzenia. Czyżbyś za wiele żądał za swoje... cuda?
Wpatrywał się w owego Pana fascynacją pomieszaną z radością. Jak młody wilk rzucający wyzwanie basiorowi.
Pan nie ruszył się z miejsca, jego pokorny uśmiech nie zmienił swojego wyrazu, a oczy nie drgnęły nawet o milimetr. Jednak o ile dotychczas udało mu się to skryć, Gharsam odczuwał skutki swoich słów w nadciągających sekundach. Świat zaczynał wirować gdy Pan zbierał się na nieprzyjemną wypowiedź, jedną z serii “oczywiście, ale mamy promocje i zniżki, a do każdego zakupu dorzucamy długopis”. Nikt nie ruszał się podczas rozmowy jednak Gharsam i Carisa odczuwali jakby Pan właśnie obchodził Siwowłosego dookoła, mierząc go surowo wzrokiem.
-Tylko jeden aksjomat, nic wielkiego... to ile ich macie?
Odczekał chwilę.
- Samsonie?
Samson zaczął wyliczać w myślach, ale w obecnym stanie mógłby pominąć kilka. Nie wyglądał na mężczyznę w pełni formy.
-Chyba sie... -kaszel- dem.
-Och siedem? macie ich zatem tak wiele. Zanim dojdziecie do połowy z pewnością opuścicie już ten świat.
Gharsam czuł radiujące pieczenie w krtani, jego płuca były wypełnione pyłem a gardło oblepione flegmą, nawet jego oczy zaczęły piec, jak przy obróbce cebuli.
-Nie traktuj mnie jak wroga, chce wam tylko pomóc, w końcu jestem waszym opiekunem. Samsonie cóż ci się stało w dłoń, czyżbyś się potknął?
Samson zmierzył swe ramie wzrokiem, kwestia pościgu była oczywista dla grupy, jednak mężczyzna nie zdążył odpowiedzieć. Albo nie chciał udzielić odpowiedzi na czas.
-Rozumiem, to niebezpieczny świat. Czy chciałbyś może nowe ramię? Oh jak mogę o to pytać, tak przy wszystkich. Proszę, nie oceniajcie Samsona jeśli nagle, w magiczny sposób jego ramię wyda się zdrowsze. Jesteśmy tylko ludźmi, czyż nie? Spośród tylu ścieżek w życiu, każdy ma prawo wybrać złą.
-Nie. Nie jesteśmy ludźmi. Ani ty, ani my.- rzekł nieco charcząc Gharsam.- To nie jest Ziemia, więc nie jesteśmy ludźmi. Jesteśmy jedynie nieco wyżej na drabinie niż te cienie... pokutujące w Czyśćcu.
- Ależ Gharsamie -
powiedziała cicho dziewczyna spoglądając na mężczyznę z mieszaniną zaskoczenia i smutku. Szybko odwróciła jednak głowę i kierunku Pana. - A dlaczego ładnie leczące się ramię, miałoby świadczyć o wybraniu złej drogi? - spytała jeszcze Caris, uważnie mu się przyglądając.
Pan wyglądał na lekko zmieszanego, chociaż trudno było to wywnioskować z jego wyrazu twarzy kompletnie pozbawionej mimiki.
-Podczas wyprawy w nieznane, skaleczenie o tak wyraźnym wydźwięku z pewnością nie jest niczym dobrym Cariso. Wasze uprzedzenie do mnie jest naturalne. Widzę że jesteście bardzo wiernymi słuchaczami. Lira zadbała aby namieszać wam w głowach przed spotkaniem ze mną, czy może to kto inny? Ender? Maurice? Spotkajcie się z Maurice’em, to mój ulubieniec. Jego szaleńcza teorie, i.. no, nikt nie zaprzeczy mu odwagi.
Pan skierował swój ślepy wzrok ku Gharsamowi.
-Gharsamie, skąd ta pewność? Czyżbyś prezentował mi nowy aksjomat? Może i całe twoje ówczesne życie było jedynie transcendencją obecnego, stojącego przede mną Gharsama? Może dopiero teraz dostrzegasz jego illuminację w sobie? Czy możesz wykluczyć możliwość sprawowanej większej pieczy nad wami przez Demiurga -chwilowy zamysł, szukając lepszego słowa- tutaj? Niż w poprzednim “żywocie”? Ja... jak naj..le(p)... rozsądniej ujeli to Gnostycy, jestem tylko jednym z Eonów, a więc może i słusznie zgadłeś że nie jestem człowiekiem. Chociaż kto tak naprawdę nim jest... domysły domysłami, ale czy mam uznać to za prezentacje aksjomatu Gharsamie?

Samson nerwowo ściskał ramię Gharsama, nie mogąc wykrztusić z siebie słowa.
Ślepia Pana nie drgnęły nawet na chwilę, jednak Gharasam czuł jak w pewien niemożliwy do udowodnienia sposób Samson był hamowany przed wzięciem głosu.
-Gadanie od rzeczy. Ot co. To co prezentujesz... Iluminacje,Gnostycy... Eony.- uśmiechnął się drwiąco Gharsam.- Wiesz... my tu mamy ważniejsze sprawy na głowie, niż twoje pitu pitu o filozofii. Walkę o przetrwanie na ten przykład.I nie usłyszysz tego co chcesz ode mnie.
Caris spojrzała na Gharsama zaniepokojona, może nawet wystraszona. Może to co mówił Pan nie miało teraz dla nich zbytniego znaczenia, a i sensu wypowiedzi trzeba się było domyślać. Nie mniej jednak rozdrażnianie go nie uważała za dobry pomysł, w końcu był on Panem.

-Stąpasz po cienkim lodzie Gharsamie.
W oddali dało się usłyszeć napierający w siłę szum telewizyjny. Cienie były tak blisko że ich obecność niemal równocześnie wymusiła obrót głów trójki w stronę korytarzy z blachy. Musieli szybko wydostać się z placu budowy, odnaleźć Ubuntu i uciekać. Gdy tylko ponownie skierowali swą uwagę na Pana, jego już nie było. Tylko Gharsam mógł usłyszeć zabrane wiatrem słowa wyszeptane w jego ucho.
-Od teraz... uważaj mój czas... za luksus...
Może i wola jego była niezłomna, jednak po skórze przeleciały ciarki, a serce dygotało jak po długim nurkowaniu. Samson spojrzał na Gharsama jakby nie chciał mieć z nim nic do czynienia.
Nie należało jednak ujawniać przeciwnikowi słabości. Tak jak w kartach, jeśli już blefować to na całego.
Gharsam uśmiechnął się więc drapieżnie mówiąc cicho.- I na odwrót.
Po czym rzekł.- Samsonie, jeśli nie zamierzasz korzystać z tej... promocji, to zbieramy się stąd. Może Pan ma czas, ale my chyba nie.
Słysząc co mężczyzna odpowiedział Panu (choć tamten mógł już tego nie usłyszeć), wyraźnie zaskoczona Caris otworzyła usta ze zdumienia i jakoś nie mogła się zdobyć na to, aby je zamknąć.
- Może powinniśmy być milsi, w końcu to nasz władca. Tak jakby - mruknęła dziewczyna po dłuższej chwili. - Musimy znaleźć Ubuntu - dodała jeszcze, po czym spojrzała na Samsona. - Czy jest bardzo źle? - spytała go, gdyż z pewnością był lepiej zorientowany niż oni.
-Nie jest moim władcą.- stwierdził krótko Gharsam całkowicie nie zgadzając się z rozumowaniem Carisy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline