Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-10-2012, 17:18   #21
 
Kawairashii's Avatar
 
Reputacja: 1 Kawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znanyKawairashii wkrótce będzie znany
Trójka wzięła się za przeczesywanie okolicy. Ubuntu przypadły ruiny z fontanną, Caris pomknęła ku schodom pożarowym prowadzących na zaplecze kina, Gharsam natomiast skierował swe kroki do wiatraka. Burza nabierała na sile, deszcz o metalicznym posmaku straszył wielkimi kroplami, schładzając odsłoniętą skórę i odpryskując od powierzchni, kąpiąc nozdrza i brody od spodu. Szum medialny nakładał się razem z szumem astrologicznym, wkrótce trudno było określić czy pościg ucichł czy został zagłuszony przez deszcz. Samson zniknął z pola widzenia, nawet Ubuntu nie mógł go już wyśledzić wzrokiem pośród przechodniów, pewnie umknął w jedną z uliczek. Nie było zatem nic więcej do roboty jak szukać surowców. Nieopodal fontanny stał kosz na kółkach z supermarketu, należał pewnie do jakiegoś bezdomnego, właściciela jednak nie było w ruinach. Pozostawił po sobie palące się małe ognisko migoczące słabo pod ceglanym grillem tuż przy stercie kartonów. Ubuntu zajrzał do wnętrza. Kartony gromadziły się w formę osłony blokującej dziurę wewnątrz muru. Ku swemu zaskoczeniu, wewnątrz znajdował się śpiący cień. Mężczyzna mógł dokładniej obejrzeć dziwaczną istotę. Była transparentna, po drugiej stronie prześwitywały zarysy kartonów, koców i wymiętych twardych poduszek. Kilka puszek, prowizorycznych narzędzi do ich otwierania oraz parę przyborów różnego pochodzenia. Śrubokręt, talerze plastikowe wielokrotnie używane, dwie nieotwarte puszki fasoli, okulary do czytania, stary naostrzony nóż do masła, dwie pułapki na myszy i metalowa wnyka. Było tam o wiele więcej przedmiotów, jednak te znajdowały się na liście poszukiwanych przyborów. Okradanie biednego, nawet w takiej rzeczywistości, wywoływało pewien niesmak, jednak mężczyzna był z cieniem na sam, nikt prócz niego samego nie będzie poddawał go ocenie. Budzenie go było kuszące, w każdej chwili mógłby obrócić się w fizyczną formę z szumem telewizyjnym zamiast wnętrza ust. Podczas gdy on zajmował się swoimi problemami, Gharsam i Carisa wyszli w deszcz kryjąc zziębniętą skórę przed deszczem i nasilającym się wiatrem. Kilka kroków przeszli razem przed udaniem w wybrane kierunki. Carisa sprawdziła drzwi na parterze, były zamknięte na klucz. Podskoczyła niczym sarenka na pierwsze, po czym drugie piętro. Te drzwi były uchylone. Pociągnęła za klamkę. Rozwarły się tylko na kilkanaście centymetrów, były trzymane łańcuchem od wewnątrz. Zajrzała do wnętrza, łańcuch nie był mocowany kłódką. Z trudem, wystarczającym uporem i czasem po jej stronie mogła uporać się z zerwaniem drutu przy pomocy swojej maczety. Gesty deszcz nie skłaniał jednak do podobnego wysiłku o ile rezultatów nie mogła doprosić się w przeciągu sekund. Wewnątrz było sucho i cuchnęło spalenizną, pewnie pożar spowodował zamknięcie budynku. Już ze schodów przeciw pożarowych zdołała zobaczyć kilka puszek farby w oddali, wewnątrz musiał się odbywać remont. Były tam taczki, młoty pneumatyczne, wiertarki, młoty ręczne, kilka worków z gruzem, oraz dużo folii. Sporo z tych rodzaju przedmiotów znajdowało się na liście. Sama jednak nie uniesie wszystkiego. Oczywiście skoro dopiero wpadli do tego świata mieli sporo czasu na wyszukanie innych przedmiotów, nie musiała od razu się włamywać. Carisa popatrzyła w górę, chmury były gęste, jednak coś mówiło jej że noc dobiegała końcowi. Tutaj czas leciał podobną prędkością co na pustyni. Ze szczytu schodów przeciwpożarowych Kobieta słyszała zamieszanie na budowie nieopodal Gharsama. Siwowłosy zwrócił na siebie uwagę bezpańskich kotów. Jednak pośród kontenerów działo się o wiele więcej. Carisa dostrzegła Samsona cichaczem przeskakującego zza jednej zasłony do drugiej. Rudowłosa zamachała do niego dłonią jednak ten nie zauważył jej, ani nie usłyszał. Nie wiedział jak przedostać się na drugą stronę budowy, z jej punktu widzenia całość wyglądała jak labirynt, jednak szybko znalazła z niego wyjście. Samson zmierzał do zaułka, a kilkanaście metrów dalej, jego krokami zmierzał dym. Czy ktoś powolnym krokiem śledził Samsona, trzymając pochodnię? Carisa przysłoniła brwi dłonią, skupiając wzrok na płomieniu. Płomień zrobił to samo, wpatrując się w nią dwoma płonącymi oczyma. Serce zabiło mocniej.
Gharsam ruszył dalej, podczas gdy Kobieta zajęła się zapleczem kina. Wewnątrz jednego z kontenerów na budowie nieopodal wiatraka spostrzegł świecące się urządzenie. Ktoś zostawił wewnątrz komórkę, a jej wyświetlacz wskazywał że ktoś właśnie wybrał jej numer. Za falistymi zasłonkami, na stole z komórką leżały także przybory kuchenne, musiało to być zatem pomieszczenie socjalne budowlańców. Okno wmontowane w kontener było osłonięte kratami. Wejście musiało znajdował się po drugiej stronie. Była tam sól, cukier, pieprz, nawet paczka fajek, chleb w siatce i kilka talerzy, dość cenny łup dla smakosza bez przypraw. Może mógł sforstować wejście? Budowa była ogrodzona gumową siatką łatwą do przecięcia, jednak na rogach migotały jakieś urządzenia. Czy służyły do rejestracji terenu budowy? Czy warto było ryzykować? W połowie drogi do wiatraka droga kończyła się ustępując miejsca płytkiemu strumieniu rzecznemu pędzącemu pod starym budynkiem. Mógł równie dobrze przeciąć siatkę i przejść się po budowie, póki co nie zaszkodziło spróbować alternatywnej drogi. Mężczyzna zjechał w dół ku strumieniu, przeskakując z jednego kamienia na drugi. W pewnym momencie poczuł czyiś wzrok spoczywający na jego barkach. Na budowie zbierały się koty, dwa, trzy, każdy z nich był transparentny. Wpatrywały się w niego jak cienie z bazaru. Gharsam nie przejawiał agresji, te również. Po chwili wpatrywania się w siebie, Siwowłosy usłyszał kroki, była to Carisa.

-To Samson. Jest na budowie. Chyba grozi mu niebezpieczeństwo.

Kobieta przeskoczyła w ciasną drużkę pomiędzy kontenerami omijając siatkę i wbiegając na teren budowy. Powierzchnia była grząska, piach zapadł się pod kaloszami, pozostawiając błotniste ślady na wpół pokrytej żwirem papce. Carisa była prowadziła, w nadziei że znajdzie Samsona w porę, a Gharsam podąży za nią. W deszczu nie mogli usłyszeć swoich głosów. Gharsam w końcu zgubił Carise z oczu. Natomiast odnalazł Samsona, ten trzymał swoją zwisającą lewicę, która ociekała ciemną mazią spod rękawa. W prawej trzymał siekierę która w momencie spotkania z Gharsamem natychmiast uniosła się, gotowa do cięcia. Oboje mało co się nie pozabijali sięgając po oręż.

-Widziałeś Carisę? Wbiegła za tobą, ale ją zgubiłem.

Samson musiał oberwać o jeden raz za wiele, siekiera nadal była uniesiona w powietrzu. Siwowłosy wydawał mu się obcy.

-Myślałem że mi się wydawało, ale słyszałem jej głos.

Oboje obejrzeli się wokół siebie. Znad jednego z kontenerów wydostawał się dym. Ktoś przewrócił się w błoto, plusk był słyszalny mimo szumu. Carisa prędko wybiegła zza rogu, nawet nie witając się z dwójką. Samson chwycił ją za ramię, w jej oczach było widać strach. Maczeta którą ówcześnie trzymała twardo w dłoni, zwisała na skórzanym pasie z jej nadgarstka.

-Czekaj, stój, ślepa alejka.

Trójka trzymała gardę, Gharsam wymierzył broń w światło powoli wychodzące zza rogu kontenera. Była to bryła ognia sycząca pod naporem deszczu. Słońce obmywane kroplami lubieżnie objawiło się Gharsamowi i Samsonowi w postaci nagiej kobiety. Jej oczy wypalone czaszce, usta wysuszone w skwarze, piersi i biodra stanowiące jedynie obłoki spalonego mięsa. Włosy kobiety powiewały delikatnie mimo oporu deszczu jak gdyby istniały w innej rzeczywistości, malowniczo przenikając przez krople deszczowe, lewitując ospale jak pod wodą. Kobieta obróciła powoli swą twa w kierunku trójki. Wzrok niczym sztylety, paszcza jak potrzaski na niedźwiedzie.
Samson czym prędzej zerknął na Carise która krztusząc się własnym oddechem, trzymała go za ramię, kryjąc się za nim. Gharsam miał wystrzelić, gdy nagle ranny Samson chwycił za jego bark.

-Panie? Czy to ty?

Postać przystała. Jej poświata zmalała, a mięso okryło się ubraniami. Oczy skryte pod krągłymi okularami, na głowie cylinder, a w dłoni laska. Nie wyglądała mniej strasznie, twarz nadal była wysuszona, jednak krągłości zniknęły. Przed nimi stał dość wysoki mężczyzna o jasnej karnacji i ciemnym ubiorze. Męski gorset, kamizelka, zegar na łańcuszku zwisający z kieszeni w marynarce. Buty z ostrogami, szykowne spodnie, spodnie. Kolor postaci był tak intensywnie czarny że porównywanie go z rzeczywistością wywoływało ból głowy, oczy aż spalały się odczytując ruchomą mozaikę która reagowała z deszczem niczym olej z wodą. Postaci jednak nie sprawiało to żadnego bólu, co innego można było powiedzieć o pogodzie, która załamywała się wbrew prawom fizyki tuż nad zmorą, cierpiąc w momencie zetknięcia z istotą.

-Witaj Samsonie. Co u Liry? Dawno jej nie widziałem.

Męski głos rozbrzmiał w uszach zebranych, atakując bębenki i wywołując bolesny suchy kaszel w momencie odczytania przekazu oralnego. Pan uśmiechał się jakby cały świat należał do niego.

((zachęcam do dialogu))
-Wątpię by do ciebie wróciła, nie zostało jej żadne życzenie. -kaszel-
-Zawsze może spędzić zemną dzień.
-Oboje wiemy że to się raczej -kaszel- nie stanie.
-Oh tak, faktycznie. Czy to twoi nowi podopieczni?
-Caris -kaszel- Gharsam -kaszel, przeczyszczenie gardła- poznajcie Pana. Gdzie Ubuntu?
-Czujcie się jak w domu. Jeśli będziecie mieli jakieś życzenia... -zerka na Samsona, którego usta nie mogą się otworzyć- mówcie śmiało. -uśmiecha się do grupy-
 
__________________
Kawairashii jest offline  
Stary 23-10-2012, 12:53   #22
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Nie miał zbyt wiele czasu na przyjrzenie się swoim znaleziskom, zwłaszcza że niektóre wydawały mu się obce. Sytuacja zmieniała się diametralnie szybko ze spokojnej na coraz bardziej... ciekawą.
Zwłaszcza teraz, gdy stali przed obliczem... Pana.
-Oni się ciebie boją.- mruknął Gharsam wskazując dłonią na rannego Samsona.- I mówią by ostrożnie dobierać życzenia. Czyżbyś za wiele żądał za swoje... cuda?
Wpatrywał się w owego Pana fascynacją pomieszaną z radością. Jak młody wilk rzucający wyzwanie basiorowi.
Pan nie ruszył się z miejsca, jego pokorny uśmiech nie zmienił swojego wyrazu, a oczy nie drgnęły nawet o milimetr. Jednak o ile dotychczas udało mu się to skryć, Gharsam odczuwał skutki swoich słów w nadciągających sekundach. Świat zaczynał wirować gdy Pan zbierał się na nieprzyjemną wypowiedź, jedną z serii “oczywiście, ale mamy promocje i zniżki, a do każdego zakupu dorzucamy długopis”. Nikt nie ruszał się podczas rozmowy jednak Gharsam i Carisa odczuwali jakby Pan właśnie obchodził Siwowłosego dookoła, mierząc go surowo wzrokiem.
-Tylko jeden aksjomat, nic wielkiego... to ile ich macie?
Odczekał chwilę.
- Samsonie?
Samson zaczął wyliczać w myślach, ale w obecnym stanie mógłby pominąć kilka. Nie wyglądał na mężczyznę w pełni formy.
-Chyba sie... -kaszel- dem.
-Och siedem? macie ich zatem tak wiele. Zanim dojdziecie do połowy z pewnością opuścicie już ten świat.
Gharsam czuł radiujące pieczenie w krtani, jego płuca były wypełnione pyłem a gardło oblepione flegmą, nawet jego oczy zaczęły piec, jak przy obróbce cebuli.
-Nie traktuj mnie jak wroga, chce wam tylko pomóc, w końcu jestem waszym opiekunem. Samsonie cóż ci się stało w dłoń, czyżbyś się potknął?
Samson zmierzył swe ramie wzrokiem, kwestia pościgu była oczywista dla grupy, jednak mężczyzna nie zdążył odpowiedzieć. Albo nie chciał udzielić odpowiedzi na czas.
-Rozumiem, to niebezpieczny świat. Czy chciałbyś może nowe ramię? Oh jak mogę o to pytać, tak przy wszystkich. Proszę, nie oceniajcie Samsona jeśli nagle, w magiczny sposób jego ramię wyda się zdrowsze. Jesteśmy tylko ludźmi, czyż nie? Spośród tylu ścieżek w życiu, każdy ma prawo wybrać złą.
-Nie. Nie jesteśmy ludźmi. Ani ty, ani my.- rzekł nieco charcząc Gharsam.- To nie jest Ziemia, więc nie jesteśmy ludźmi. Jesteśmy jedynie nieco wyżej na drabinie niż te cienie... pokutujące w Czyśćcu.
- Ależ Gharsamie -
powiedziała cicho dziewczyna spoglądając na mężczyznę z mieszaniną zaskoczenia i smutku. Szybko odwróciła jednak głowę i kierunku Pana. - A dlaczego ładnie leczące się ramię, miałoby świadczyć o wybraniu złej drogi? - spytała jeszcze Caris, uważnie mu się przyglądając.
Pan wyglądał na lekko zmieszanego, chociaż trudno było to wywnioskować z jego wyrazu twarzy kompletnie pozbawionej mimiki.
-Podczas wyprawy w nieznane, skaleczenie o tak wyraźnym wydźwięku z pewnością nie jest niczym dobrym Cariso. Wasze uprzedzenie do mnie jest naturalne. Widzę że jesteście bardzo wiernymi słuchaczami. Lira zadbała aby namieszać wam w głowach przed spotkaniem ze mną, czy może to kto inny? Ender? Maurice? Spotkajcie się z Maurice’em, to mój ulubieniec. Jego szaleńcza teorie, i.. no, nikt nie zaprzeczy mu odwagi.
Pan skierował swój ślepy wzrok ku Gharsamowi.
-Gharsamie, skąd ta pewność? Czyżbyś prezentował mi nowy aksjomat? Może i całe twoje ówczesne życie było jedynie transcendencją obecnego, stojącego przede mną Gharsama? Może dopiero teraz dostrzegasz jego illuminację w sobie? Czy możesz wykluczyć możliwość sprawowanej większej pieczy nad wami przez Demiurga -chwilowy zamysł, szukając lepszego słowa- tutaj? Niż w poprzednim “żywocie”? Ja... jak naj..le(p)... rozsądniej ujeli to Gnostycy, jestem tylko jednym z Eonów, a więc może i słusznie zgadłeś że nie jestem człowiekiem. Chociaż kto tak naprawdę nim jest... domysły domysłami, ale czy mam uznać to za prezentacje aksjomatu Gharsamie?

Samson nerwowo ściskał ramię Gharsama, nie mogąc wykrztusić z siebie słowa.
Ślepia Pana nie drgnęły nawet na chwilę, jednak Gharasam czuł jak w pewien niemożliwy do udowodnienia sposób Samson był hamowany przed wzięciem głosu.
-Gadanie od rzeczy. Ot co. To co prezentujesz... Iluminacje,Gnostycy... Eony.- uśmiechnął się drwiąco Gharsam.- Wiesz... my tu mamy ważniejsze sprawy na głowie, niż twoje pitu pitu o filozofii. Walkę o przetrwanie na ten przykład.I nie usłyszysz tego co chcesz ode mnie.
Caris spojrzała na Gharsama zaniepokojona, może nawet wystraszona. Może to co mówił Pan nie miało teraz dla nich zbytniego znaczenia, a i sensu wypowiedzi trzeba się było domyślać. Nie mniej jednak rozdrażnianie go nie uważała za dobry pomysł, w końcu był on Panem.

-Stąpasz po cienkim lodzie Gharsamie.
W oddali dało się usłyszeć napierający w siłę szum telewizyjny. Cienie były tak blisko że ich obecność niemal równocześnie wymusiła obrót głów trójki w stronę korytarzy z blachy. Musieli szybko wydostać się z placu budowy, odnaleźć Ubuntu i uciekać. Gdy tylko ponownie skierowali swą uwagę na Pana, jego już nie było. Tylko Gharsam mógł usłyszeć zabrane wiatrem słowa wyszeptane w jego ucho.
-Od teraz... uważaj mój czas... za luksus...
Może i wola jego była niezłomna, jednak po skórze przeleciały ciarki, a serce dygotało jak po długim nurkowaniu. Samson spojrzał na Gharsama jakby nie chciał mieć z nim nic do czynienia.
Nie należało jednak ujawniać przeciwnikowi słabości. Tak jak w kartach, jeśli już blefować to na całego.
Gharsam uśmiechnął się więc drapieżnie mówiąc cicho.- I na odwrót.
Po czym rzekł.- Samsonie, jeśli nie zamierzasz korzystać z tej... promocji, to zbieramy się stąd. Może Pan ma czas, ale my chyba nie.
Słysząc co mężczyzna odpowiedział Panu (choć tamten mógł już tego nie usłyszeć), wyraźnie zaskoczona Caris otworzyła usta ze zdumienia i jakoś nie mogła się zdobyć na to, aby je zamknąć.
- Może powinniśmy być milsi, w końcu to nasz władca. Tak jakby - mruknęła dziewczyna po dłuższej chwili. - Musimy znaleźć Ubuntu - dodała jeszcze, po czym spojrzała na Samsona. - Czy jest bardzo źle? - spytała go, gdyż z pewnością był lepiej zorientowany niż oni.
-Nie jest moim władcą.- stwierdził krótko Gharsam całkowicie nie zgadzając się z rozumowaniem Carisy.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 23-10-2012, 19:19   #23
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Gdy tylko ujrzał ognisko, zastygł bez ruchu. Szybko przeskanował okolicę, nie było w niej jednak żywego ducha. Jednak to nie było wielkie pocieszenie- dziki lokator zamieszkujący ruiny mógł w każdej chwili wrócić i sprowadzić mu na głowę kłopoty. Nie marnował więc czasu i podszedł do leżących kartonów, chociaż wątpił, żeby miał tam znaleźć coś ciekawego, to byłoby zbyt proste.

Z jednej strony mylił się- wewnątrz nad wyraz pojemnego kartonu znajdowało się kilka przedmiotów z listy życzeń. Z drugiej jednak, miał rację- to nie mogło być tak proste. Na końcu, kryjąc dostęp do części przedmiotów, leżał skulony Cień. Po chwili wpatrywania się w samozwańczego właściciela tego lokalu murzyn był pewien, że ten śpi i, póki co, jest niegroźny. Z chęcią przestrzeliłby mu głowę, gdyby tylko miał pewność, że pociski są w stanie sokolwiek zdziałać. Nie wiedział, czy nadal działa tu tajemnicza i zbawienna moc fontanny, o ile w ogóle było w niej cokolwiek nadzwyczajnego, mimo to postanowił zaryzykować i zgarnąć leżące bliżej przedmioty do plecaka. Nie wiedział, co pobudziło te istoty na targu, zachowywał się więc tak, jakby okradał zwykłego człowieka- starał się być cicho i nie dotknąć tubylca.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 27-10-2012, 14:13   #24
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Sytuacja od początku wyglądała dość nieciekawie. Najpierw "pachnące inaczej" Kanały, potem spowodowane przez głupie jabłko pościg dziwnych istot, podczas którego Samson się poświęcił. Przez nią. Jeszcze tego tylko brakowało, aby padał jakiś dziwny deszcz, którego krople smakowały jak metal. Oczywiście Caris go nie piła, ale... sam tak podchodził do ust, a także spryskiwał jej skórę, włosy i ubranie. Niefajnie się to komponowało z mroźnym nasilającym się wiatrem, który w tych okolicznościach bardzo wyraźnie dawał o sobie znać.
Na szczęście dziewczyna całkiem szybko przemknęła pod budynek, którego ściana przynajmniej częściowo osłaniała ją przed deszczem.
Drzwi na parterze były zamknięte, podobnie jak na pierwszym pietrze. Caris nie była dobra we włamaniach, a poza tym nie miała wytrychów, łomu, ani żadnych innych narzędzi. Mimo wszystko zwinnie pięła się w górę po schodach pożarowych i na drugim piętrze znalazła uchylone drzwi.
Znalazła skarb! Nie było to złoto i klejnoty, ale w rzeczywistości w jakiej przyszło im żyć, te świecidełka nie miały żadnej wartości. Skarby były innego rodzaju - były to rzeczy potrzebne na co dzień, potrzebne do życia w ich skromnej społeczności, rzeczy najprawdopodobniej widniejące na liście.
Mogła się uporać z łańcuszkiem blokującym wejście i choć suche pomieszczenie zapraszało do środka, to nie było specjalnie sensu się tam włamywać. Caris zdawała sobie sprawę, że i tak niewiele będzie mogła wziąć, a jak przyjdą tu wszyscy to i z wejściem i z zabraniem rzeczy nie będą mieli kłopotu.
Zapamiętała co jest w pomieszczeniu, aby powiedzieć o tym mężczyznom... A właśnie, co to się z nimi działo?

Gharsam miał przeprawę z kotami, ale Caris nie dostrzegła, czy były to normalne w jej mniemaniu koty, czy też zjawy z szumiącym światłem w ustach. Nie roztrząsała tego jednak, ani nie przypatrywała się zbytnio. Gharsam z pewnością sobie poradzi, a bardziej godne uwagi było to, co się działo z Samsonem. Mężczyzna wbiegł do labiryntu kontenerów i ktoś go najwyraźniej gonił. Dziewczyna chciała dać mu znać, ostrzec go, pokierować w odpowiednią stronę... ale nie mogła. Skrzywiła się niezadowolona, gdy niestety okazało się, że mężczyzna jej nie widział.
Zaraz potem, płomień który gonił Samsona, spojrzał prosto na nią. Caris poczuła się jak mała myszka, którą właśnie zobaczył głodny kot. A do norki miała naprawdę daleko.
Ale nie ona była tu pierwszą na liście ofiarą, gdyż był nią Samson. Należało mu pomóc! Zwłaszcza po tym jak on się za nich wszystkich wystawił.
Caris dostrzegła Gharsama kroczącego między kontenerami. Zapamiętała położenie obu mężczyzn, oraz drogę, którą będzie trzeba się udać, a następnie w pośpiechu zeszła na dół.
Zgarnęła Gharsama i razem pobiegli w odpowiednie miejsce. Wiedziała, że mężczyzna potrzebuje pomocy i tak się spieszyła, że nie zwracała uwagi na nic innego, jak tylko to, aby dotrzeć na miejsce. I to szybko.

Gdy Caris wbiegła w odpowiednią alejkę między kontenerami, była gotowa do walki i mocno trzymała maczetę. Miała nadzieję że zdążyli z Gharsamem na czas, aby pomóc Samsonowi.
Nie zastała tam jednak ich opiekuna! Dziewczyna wystraszyła się nie na żarty, była wręcz w szoku, gdy okazało się, że sama biegła wprost na płomienistą istotę, która wyraźnie mi zagrażała. Która teraz jej zagrażała!
Chciała niezwłocznie zawrócić i próbowała to zrobić, ale była zbyt rozpędzona, a błotniste podłoże zbyt śliskie, żeby taki manewr się powiódł. Nogi jej się zaplątały, a stopy wpadły w poślizg. Jako, że wcześniej była dość konkretnie rozpędzona, nie zapanowała nad wszystkim i jak długa przewróciła się w błoto.
Podczas upadku, bezwiednie wypuściła z dłoni maczetę, odruchowo wyciągając ręce przed siebie. Dzięki temu częściowo zamortyzowała upadek, jednak nie całkiem. Gdyby nie ochraniacze na kolana, pewnie te bardzo by teraz ucierpiała. Reszta pancerza, a w szczególności ochraniacz na klatę, też się tutaj przydał i dzięki nim Caris tylko trochę bolały ręce od amortyzacji upadku, trochę nogi od nadwyrężenia mięśni podczas próby nagłego zawrócenia i trochę piersi od... amortyzacji upadku.
Na szczęście płomienna istota nie zaatakowała, ale Caris i tak wiedziała, że znowu się wpakowała w kłopoty i musi jak najszybciej uciekać.
Dość szybko, choć z lekkim trudem, podniosła się na cztery kończyny. Obróciła się nadal będąc jeszcze na czworakach, a potem szybko wstała i ruszyła biegiem, w kierunku z którego przybyła. A przynajmniej tak jej się wydawało, bo nie była już niczego pewna.

Miała szczęście, że płomień jej nie dogonił, nie wspominając o tym, że za rogiem wbiegła na swych towarzyszy. Schowała się za nimi z trudem łapiąc oddech i musiała przed sobą przyznać, że wystraszyła się nie na żarty.
W końcu jednak byli razem i chyba mogli przeciwstawić się płonącej istocie... Na szczęście nie było takiej potrzeby, gdy okazało się, że ową istotą był Pan. Ich Pan, o którym już trochę słyszeli.
Nie było żadnego zagrożenia i naprawdę można było odetchnąć z ulgą. Jednak coś nie dawało Caris spokoju. Nie była zadowolona z tego jak się zaprezentowała przed Panem. Zwiesiła w pierwszej chwili głowę, zdając sobie sprawę, że zrobiła bardzo słabe pierwsze wrażenie.
Na szczęście rozmowa ruszyła nieco innym torem.
 
Mekow jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:26.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172