- Terry... walnij go w łeb teraz! - krzyknąłem i próbowałem włożyć palce w oczodoły tego szalonego sukinsyna. Plan był żaden, bo ten tu psychopata jest opanowany przez starożytne duchy jakichś chujków mujków i nie ma co z tym dyskutować. Bill jest pewnie jednym z nich, a to twardy palant. Czas pewnie umierać, ale nic to - próbuję walczyć dalej. Później oczywiście razem z Terry wróci na ten cholerny dach, z którego zszedł na jakieś bohaterskie mambo dżambo, ale przynajmniej jak już umrze to trafi do nieba, a nie do piekła. Czymże są dobra materialne, gdy chodzi o duszę ludzką? Dobra materialne takie jak ciało. Nie mam problemu umierać za sprawę i jeżeli Terry nie da rady go ogłuszyć (czy zabić, bo i do tego będę ją gorąco namawiał) to chyba powiem jej, żeby uciekała na dach i czekała do poranka, bo to szaleństwo będzie trwało tylko przez noc. Próbuję mu wydłubać oczy, a potem palcami przebić się przez oczodoły do mózgu i zabić go tym wspaniałym stylem wypatroszonego żywego trupa jaki widziałem kiedyś w jednym z filmów o zombie. |