Ghul na pytanie dziewczyny, czy może na widok zakrwawionej piersi uśmiechnął się, pokazując żółte i nadpsute zębiska. - Coś, co albo nas uratuje, albo zabije – żółty uśmiech nie znikał z pyska, obserwując dziewczynę.
Ręka ghula, nieco mocniej zacisnęła się na tym zaostrzonym kamieniu, którym przecinał więzy. Wiedział, że dobre trafienie z zaskoczenia pozwoli mu zwiać. I zemścić się na tej cholernej sforze, a potem jak Bóg pozwoli, wrócić do roboty. A może znajdzie na nich jakieś zlecenie dla snajpera? Świat był mały, oni byli konkurencją dla innych śmieciarzy z obrzeży Chicago, którzy też parali się niewolnictwem. Wystarczyło by pewnie tylko słuchać. - Ty! – rzucił niespodziewania do dziewczyny – Trzymaj się mnie, albo… Albo jego. Ewentualnie tu siedź i zdechnij z głodu, albo niech Cię zajeżdżą na śmierć….
Kiedy w furtce pojawiło się dwóch gości, rzucił się zaciskając rękę na kamieniu na tego drugiego. Na tego, który jak się spodziewał był strażnikiem. Ten z przodu, wyglądał raczej na więźnia, był tak samo rozjebany jak oni. Biedak. A ta morda…
__________________ Po prostu być, iść tam gdzie masz iść.
Po prostu być, urzeczywistniać sny.
Po prostu być, żyć tak jak chcesz żyć.
Po prostu być, po prostu być. |