Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2012, 09:44   #22
Asenat
 
Asenat's Avatar
 
Reputacja: 1 Asenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputacjęAsenat ma wspaniałą reputację
Była niepocieszona. Raz, że nikt nie podzielał jej podejrzeń co do wróżbity. Dwa, że samotna, opuszczona wieża jako żywo na myśl jej przywodziła wyludnione przez Wielką Zarazę wioski w Mrocznej Puszczy, po które las wyciągał zielone ręce, by je objąć na powrót w posiadanie. Trzy, że wody tu nie było, a czuła już, że mech jej rośnie między palcami.

Jednak byli w drodze, i tylko to się liczyło. Każdy postawiony krok mógł ją przybliżać do celu, toteż póki szli, Modron zachowywała pogodny nastrój. Szrona uwiązała z tyłu dwukołówki, na której siedzieli dumnie krasnolud z niziołkiem, a sama często gęsto schodziła w bok, by wrócić po czasie jakimś i podsunąć towarzyszom a to korzonki jakoweś, a to jagody, wymiędlone i ciepłe od ciepła jej dłoni, a to pochwalić się ustrzelonym króliczkiem.

Gdy jednak stanęli, zmarkotniała od razu. Każdy popas przeciągał się w jej szesnastoletnim rozumieniu w wieki całe, i odsuwał w czasie upragnione spotkanie. Do tego miała zagwozdkę - jak właściwie winna tytułować swoich druhów. Elfy to wiadomo... wszystkie elfy są szlachetnymi panami, chyba że akurat są paniami, takoż szlachetnymi. Z krasnoludami też sprawa była jasna - każdy jeden brodacz był mistrzem, tego lub tamtego, jak nie kowalstwa, to płatnerstwa, jak nie płatnerstwa, to górnictwa, a poza tym każdy był zacnym krasnoludem. Hobbity, o ile zdążyła się zorientować, były mości hobbitami. Jak jednak powinna nazywać takiego Giriona albo Seotha? W sumie mogłaby zapytać, ale nie chciała wyjść na głupią dziewczynę z lasu, co świata nie widziała ani obyczajów nie zna. Liczyła więc po cichu, że jakoś to samo wyjdzie.

Przynajmniej mieli nad głową kawałek dachu, dawało to nadzieję na podsuszenie przemoczonej przyodziewy. I tu również niestety dała o sobie znać wyższość obeznanych z wędrówkami podróżników, przynajmniej w kwestii przygotowania do podróży. Wszyscy byli przemoczeni - ale ich ubrania wyschną szybko, a przesiąknięte deszczem grube wilczury Modron będą suszyć się najbliższy tydzień, promieniując zapachem mokrej sierści, którego dogłębnie nienawidziła. Siedziała tedy Modron naga przy ognisku, co jakiś czas wstając, by wyżąć skóry z wody, zziębnięta i zła na samą siebie. Skończy się to jakimś choróbskiem ani chybi.

Kiedy Seoth wrócił, Modron doglądała ogniska i skrobała zaciekle dno kociołka z resztek strawy. Nie za bardzo wiedziała, kim są ludzie z Rhudauru, skoro jednak bardziej światowy Alarif uznał ich za zagrożenie, to coś musiało być na rzeczy.

- Szlachetny Alarif będzie obwoływał... a ja zasadzę się niżej w krzakach z łukiem. Na wypadek, gdyby obwołani wyciągnęli broń - zaproponowała i wyciągnęła z sahajdaka swój piękny, smukły łuk elfiej roboty. Na plecy zarzuciła kołczan i już się odwracała, by zrobić to, co powiedziała. Tak, jak stała - ociekając zimną wodą, prócz butów nie mając na sobie niczego.
 

Ostatnio edytowane przez Asenat : 24-10-2012 o 10:15. Powód: ekhm... nie zauważyłam kwestii deszczu :-)
Asenat jest offline