Zanim wkroczyli do gospody, Zagrak spojrzał na swego towarzysza wzrokiem pytającym "jesteś gotowy?". Krasnolud był sam nieco podenerwowany, jako że był to pierwszy raz, gdy miał spotkać zabójcę jego wuja, i nie mógł odpędzić od siebie myśli, że swym brakiem ogłady zawali sprawę, a Lugarius znowu zniknie. Musiał cały czas przypominać sobie, że pirat nie zna jego twarzy i że powinien być bezpieczny dopóki nie zdradzi nikomu, czemu się tu znajduje. Zasunął kaptur głębiej na oczy i popchnął drzwi.
W środku było raczej ciemno i nieprzyjemnie głośno. Podejrzanie wyglądający ludzie rozmawiali ze sobą, nachylając blisko głowy i rozglądając się, czy nikt ich nie podsłuchuje. W kącie stał jakiś żandarm w rozchełstanym mundurze i popijał piwo, słuchając grajków i kiwając lekko głową w rytm muzyki. Bezoki pirat przykuł uwagę Drugnarsona, ale nie było żadnej gwarancji, że to Lugarius. Krasnolud pociągnął nosem.
— Pogadaj z kimś tutaj, co? Tylko dyskretnie — mruknął do Jaspera. — Ja zamówię coś do picia.
Powiedziawszy to, skierował się w stronę lady. Zanim jeszcze tam dotarł, wpadł na niego jakiś pijany marynarz. Krasnal był tak spięty, że aż podskoczył, i miał ochotę przywalić człowieczynie, ale w porę się opanował — nie chciał przecież zwracać na siebie uwagi. Odepchnął lekko żeglarza, który przetoczył się z powrotem do swoich śmiejących się przyjaciół.
— Hej, ty — rzucił do barmana, wdrapując się na stołek. — Dajże piwo.
Puścił w jego stronę parę miedzianych monet i poprawił kołnierz płaszcza. Starał się przez cały czas trzymać głowę spuszczoną tak, aby nie można było dostrzec jego twarzy. Przebiegło mu co prawda przez myśl, iż w ten sposób tylko bardziej rzuca się w oczy, ale obejrzał się krótko na salę i zobaczył, że wielu innych nosi się w podobnej manierze. Postanowił zatem dalej skrywać swą tożsamość, nie ryzykując, że ktoś zapamięta, jak wygląda, albo, brońcie bogowie, rozpozna go z kasyna.
Łyknął piwo i zrobił pod nosem kwaśną minę.
— Macie może coś lepszego? — zapytał, ciesząc się w duchu z ostatniej premii w kasynie. — Najlepiej krasnoludzkiego. Dawno żem nie pił dobrego trunku — wyznał szczerze.
Nagle jakaś myśl pojawiła mu się w głowie. Nie odważyłby się zapytać karczmarza o Lugariusa, nie ze swoją niewyparzoną gębą — na pewno by coś palnął. Ale rysował mu się w głowie pewien plan.
— Khrm — chrząknął, gdy barman wrócił z zaplecza z jakąś butelką w dłoniach. — Macie tu może wolny pokój? |