Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 24-10-2012, 23:13   #58
Pinhead
 
Pinhead's Avatar
 
Reputacja: 1 Pinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputacjęPinhead ma wspaniałą reputację
Strach i groza zataczały coraz większe kręgi. Chyba już wszyscy obozowicze wiedzieli, że coś jest nie tak. Jest kurewsko nie tak, jak powinno być na szkolnym obozie.
Na domiar złego wyglądało na to, że nikt nie panuje nad tym co się dzieje.

Luther „GoGo” Cottonfield
Dwaj chłopcy na plaży, którzy uciekli tam, by znaleźć bezpieczną przystań musiało teraz walczyć o życie i to dosłownie.
Luther stał na przeciwko obłąkanej dziewczynki. Jej zakrwawione dłonie jasno pokazywały, co przed chwilą musiała robić. I choć wyglądało to na czyste szaleństwo, to GoGo nie zamierzał się mu poddawać. Za bardzo cenił swoje życie, by je skończyć w jakimś lesie na końcu świata.
W dłonie chwycił pewnie pagaj i przyjął bojową pozycję. Był gotowy się bronić. Wiedział, że żarty (jeżeli kiedykolwiek ktoś tutaj żartował) dawno się skończyły. Teraz trzeba było walczyć o życie. Przetrwają tylko najsilniejsi, jak mawiał ich nauczyciel od biologii.
Dziewczynka nie przestraszyła się Luther. Wręcz przeciwnie, widząc jego bojową postawę nagle ruszyła na niego biegiem.
Chłopak był jednak przygotowany. Nie raz, nie dwa grał w baseball, więc wyprowadzenie celnego uderzenia nie sprawiło mu kłopotów.
Pióro wiosła wylądowało na szczęce dziewczynki. Trysnęła krew i gruchnęły kości. Mała wywróciła się pod siłą uderzenia. Luther za sobą usłyszał plusk wody, a po chwili szamotaninę.
Już miał ruszyć na pomoc Terlnisowi, gdy jęk dziewczynki ponownie zwrócił jego uwagę.
Mimo przestawionej w nienaturalny sposób szczęki i przetrąconego, zakrwawionego nosa wstała. Chwiała się co prawda na nogach, ale jej płonące nienawiścią oczy mówiły, że nie odpuści.
Krok za krokiem zbliżała się do Luthera.

Terlnis
Terlnis miał plan. Nie był to może plan doskonały, ale zawsze jakiś. Chłopak miał nadzieję, że pozwoli mu to ujść z życiem. A to, że właśnie walczył o życie nie budziło jego żadnych wątpliwości.
Chłopak uciekając przed opiekunem wskoczył do wody. Liczył, że ten nie wskoczy za nim.
Oj, jak bardzo się mylił.
Washington nie tylko za nim wskoczył, ale rzucił się na niego. Tylko dzięki szczęściu i temu, że był na to przygotowany Terlnis, jakoś uniknął pochwycenia i zapewne przyduszenia pod wodą.
Manewr nie był jednak doskonały. Chłopak przewrócił się i za nim wstał, to Washington był już tuż, tuż.
Terlnis zaświecił mężczyźnie w twarz latarką. To pomogło też tylko na chwilę, gdyż kierownik obozu znowu rzucił się w jego stronę i tym razem złapał go za kostkę.
Uchwyt był pewny i silny. Terlnis wiedział, że wyrwanie się z niego nie będzie łatwe.
Stał po pas w wodzie, a zanurzony dorosły mężczyzna trzymał go za kostkę.
Rzucił okiem w stronę plaży, gdzie Luther zmagał się z obłąkaną dziewczyną.

Roxie Heart
Serce Roxie biło, jak szalone. Strach podchodził jej do gardła, ale mimo to, a może właśnie przez to nie zamierzała się poddawać. Zawsze była waleczna i ambitna. Teraz stawką gry było jej życie. Tuż obok niej przechadzał się opasły, półnagi psychopatyczny morderca z siekierą.
Roxie wyszła przez okno, ale zamiast uciekać postanowiła zaryzykować i wejść na dach.
Godziny ćwiczeń nie poszły na marne. Jej ciało było nie tylko zwinne i elastyczne, ale także silne.
Dziewczyna bez problemu podciągnęła się na dach. Gdy tylko się tam znalazła, od razu tego pożałowała.
Gdyby uciekła w las lub nad jezioro pewnie oszczędzony byłby jej widok kolejnego morderstwa. A tak...
Widziała, jak pan Richards biegnie w stronę domku opiekunów. Widziała też Billa, który mimo swej tuszy także zaczął biec. Jak na takiego spaślaka poruszał się całkiem sprawnie.
Roxie wiedziała co się za chwilę stanie.
Ostrze siekiery wbiło się w plecy niczego nie spodziewającego się pana Richardsa. Nauczyciel zgiął się wpół, wyjąc wniebogłosy. Bill wyciągnął siekierę jednym szybkim pociągnięciem. Zamachnął się i uniósł mordercze narzędzie nad głowę. Pan Richards nie miał szans. Ranny próbował odczołgać się od psychopaty, ale było za późno. Ostrze siekiery rozłupało jego czaszkę niczym dojrzałego arbuza. Krew, kości i mózg trysnęły w górę niczym z jakieś makabrycznej fontanny.

Bill kopnął zwłoki i ruszył w stronę domku opiekunów.

Magdalene „Maddie” Colt
Maddie była bezpieczna. No, może w miarę bezpieczna. Wezwała pomoc i nie mogła teraz zrobić nic więcej.
A może mogła.
Rozejrzała się po pomieszczeniu w poszukiwaniu, choćby jakieś prowizorycznej broni.
Szczęście jej dopisywało. Nie dość, że na biurku leżał długi śrubokręt, to w jednej z szuflad znalazł składany scyzoryk. To było coś.
Teraz czuła się już naprawdę bezpieczna. Uzbrojona schowała się w kąt i czekała na nadejście pomocy. Delektowała się tą chwilą spokoju i ciszy.

Nie trwała ona jednak długo.
Wrzask, jaki rozległ się niedaleko okien domku sprawił, że dreszcz przerażenia przeszedł jej po ciele.

Ktoś umarł. Kolejna ofiara szaleńca pożegnała się z życiem. Na domiar złego, morderca był tuż, tuż.

Kathy Brown
Po tym, jak zabójczyni wybiegła z domku zapanowała niezręczna cisza. Nikt się nie ruszał.
Zamordowany chłopak z rozszarpanym gardłem, leżał na ziemi w kałuży krwi.
Pierwszy z szoku ocknął się Tom Gershon, członek drużyny zapaśniczej.
W dwóch susach dopadł do drzwi i je zamknął. Kładąc palec na ustach, nakazał wszystkim ciszę.
Przerażeni nastolatkowie siadali pod ścianą w milczeniu i przerażeniu. Kathy także usiadł. Co miała robić?
Z lękiem obserwowała swoich kolegów. Szukała w oczach błysku szaleństwa jaki widziała w oczach tej dziewczyny.
I niestety, zgodnie z przysłowiem “kto szuka, ten znajdzie”, Kathy też znalazł.
Siedzący naprzeciwko niej chłopak wpatrywał się w nią bez przerwy. Na dnie jego źrenic Kathy dostrzegła iskrę, która sprawiła, że ciarki przeszły jej po plecach.

Carter
Carter przygnieciony ciałem kierowcy szarpał się i walczył. Dłonie Newmana zacisnęły się mocno na szyi chłopaka.
Ostatnie Carter zdołał powiedzieć, to:
- Terry... walnij go w łeb teraz!
Ciemność zalała mu oczy, a płuca krzyczały o tlen. Dusił się i to było przerażające. Ręce woźnego przywykłe do ciężkiej pracy, niczym imadło ściskały jego krtań.
Chłopak niczym topielec machał rękami na oślep, tak przynajmniej się zdawało.

Ostatkiem sił Carter zdołał złapać Newmana za głowę. Na oślep wymacał oczy mężczyzny i nie zastanawiając się długo wbił oba kciuki w oczodoły.
Palce zagłębiły się w oślizgłą maź, a po dłoni spłynęła ciepła ciecz. Carter poczuł się, jakby wsadził palce w żółtka od jajek.
Uścisk powoli zelżał, aż w końcu ustąpił całkowicie. Ciało mężczyzny zwiodczało i całą swoją masą przygniotło go. Chłopak czuł zawroty głowy i ciężko mu było oddychać. Ostatkiem sił zwalił z siebie ciało martwego Newmana. Nieprzytomnym wzrokiem spojrzał przed siebie.
Nad nim stała jego ukochana Terry. W jej wzroku było jednak coś, co sprawiło, że Carter pożałował swojej wygranej. Na dnie oczu Terry czaiło się szaleństwo, które promieniowało z ich kierowcy i woźnego. To było przerażające, tym bardziej, że dziewczyna stała nad nim ściskając w dłoni gruby kij.
Carter chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Jego krtań była poważnie uszkodzona i uniemożliwiała mówienie.
 
__________________
"Shake hands, we shall never be friends, all’s over"
A. E. Housman

Ostatnio edytowane przez Pinhead : 24-10-2012 o 23:24.
Pinhead jest offline