Wcześniej, w helikopterze
Mirko wzdrygnął się na dźwięk swojego nazwiska. Spojrzał na Alexa z nieprzyjazną miną.
- Mówiłem, już. Nie jestem waszym pieprzonym sze… - przez umysł Vujacica przeleciała, rozjaśniająca powód zadania pytanie, myśl. Zmienił twarz na nieco bardziej życzliwy wyraz twarzy – A no tak nie było cię. Nie wiesz jeszcze, że ze pewni panowie z nieprzyjaznymi zamiarami odwiedzili nas w pokojach i zaczęli owe zamiary realizować. Van Ottel nie żyje. A ja przestałem być przywódcą tej grupy. Ostatecznie i nieodwracalnie. Ktoś chce rządzić? Nie ma problemu. Ale nie ja. Tyle w temacie.
Odwrócił się dając jasno do zrozumienia, że to koniec rozmowy. Obecnie
Vujacic ziewnął głośno i przeciągle. Po podróży i wcześniejszych stresach niespodziewanie zachciało mu się spać. Chłopak i inne sprawy mogą poczekać. W pokoju będzie bezpieczny, żaden z świątynnych kuracjuszy nie będzie mógł go tam znaleźć, a co dopiero rozpoznać. Tak, to dobra decyzja. Porządnie się wykimać i później uporać z resztą. Mirko ruszył powolnym krokiem za właścicielem. |