Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 25-10-2012, 21:40   #25
F.leja
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Nowy Jork

Matt

W swoim pośpiechu za późno zorientował się, że mężczyzna, którego chciał złapać w swoje szpony zareagował na atak psychiczny agresją. Nagle w ręku oszołomionego terrorysty błysnęła broń - prosty pistolet, niewielki. Póki co facet nie wiedział nawet w co celować - był oszołomiony i zagubiony w swojej własnej świadomości, podniósł rękę z pistoletem i zaczął nim wymachiwać we wszystkie strony, gdyby Matt nie uchylił się w odpowiednim momencie, miałby rozkrwawiony nos.
- Co wy robicie?! Skurwysyny! Co wy mi robicie?! - głos mężczyzny był podszyty piskliwym strachem.


Ink szedł ze słabnącą dziewczyną ulicami miasta. Najpierw przeszedł opustoszałymi uliczkami w stronę bardziej uczęszczanej arterii. To tu się podziali wszyscy ludzie. Słowo zamieszki, które pojawiało się ostatnio tak często na ustach mieszkańców miasta było tu zupełnie uzasadnione.
Byli tu skini, podobni tym, których przed chwilą zabił Ink. Była grupa Anonimowych, w tanich maskach Guya Fawkesa i było też sporo mniej lub bardziej zwykłych ludzi, którzy słabo odnajdowali się w agresywnym tłumie, a jednak nie mieli odwagi uciec.
Motłoch stał na środku alei. Drogę prowadzącą w stronę budynków rządowych blokował kordon policji. Ink stwierdził z ulgą, że nie było pośród funkcjonariuszy tych z oddziałów specjalnych. Mimo wszystko widok był niepokojący. W oddali za żywym murem migały światła radiowozów i karetek.
Póki co dwie strony barykady stały oddzielnie, czekając na iskrę, która rozpocznie pożar.



Detroit

George

Szedł ulicami miasta ku dzielnicy, w której niegdyś mieściła się siedziba ligi superbohaterów. Niestety, nieprzyjemnym zbiegiem okoliczności okazało się, że jest to również kierunek, z którego dochodzą odgłosy walki.
W pewnym momencie poczuł, że coś jest nie tak. Małe, irytujące przeczucie zaczęło przeżerać mu skórę. Coś mu nie pasowało w okolicy.
Zieleń. Zdecydowanie za dużo zieleni, jak na ruiny po takiej eksplozji, a była to zieleń spektakularna i zupełnie nie przystosowana do klimatu Detroit. Budynek, który mijał, porastały pnącza, kwitnące tropikalnymi barwami, a tuż obok rósł potężny kaktus.
Gdy stał tak zaszokowany niespotykanymi zjawiskami przyrody, wokół jego stóp zaczął kiełkować bluszcz.

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline