Administrator | - Ataki zdarzały się tylko w nocy, czy też w dzień również? - spytał Detlef. - Chociaż... skoro na polach ginęli, to pewnie nie po nocy tam szli...
Zadumał się na moment.
- A w mieście jak było? W dzień ginęli? Możliwe, że od początku były to te cienie, tylko teraz po prostu świadkowie widzieli, to zabija. - Na początku tylko żeśmy trupy znajdowali, świadków nie było. Nie wiadomo, może i w dzień były... choć mógł to być też wieczór, bądź przed świtem. Te Cienie, co się zjawiły, ino w w nocy żeśmy widzieli. Ale wiemy jedno, światła się nie boją. To jest takiego z pochodni - wyjaśnił Allan.
- Świątynię też w nocy zaatakowano? - spytał Detlef. - Tak, też późną nocą - potwierdził mężczyzna.
- Te cienie, co nas w gospodzie napadły, od stali ucierpiały, ale nie wiem, czy który zginął, czy też tylko uciekły, by się gdzieś tam kurować. - Niestety nie wiemy co z nimi się dzieje. Rozpływają się po ciosach. Tyle dobrze, że odegnać to się da. Więc walczyć możemy! - zacisnął pięść Allan.
- Do niczego taka walka. - Detlef pokręcił głową. - Ich nie ubywa, a was - tak. Cienie będą sobie znikać, kiedy chcą, a po naszej stronie każdy ranny to strata nie do odrobienia. - Fakt - przytaknął z niepocieszoną miną. - Możemy jedynie mieć nadzieję, że ich jednak ubywa, a i tak nam pozostaje jedynie walka, obrona siebie i tego co nam zostało.
- Wygląda na to - powiedział powoli Detlef - że ktoś się uparł, by was z tego miasta usunąć w taki czy inny sposób. Albo przegnać, albo wybić do ostatniej osoby. Osobiście obstawiałbym to drugie. Co takiego ciekawego tu macie? - spytał. - Nic - odpowiedział po dłuższym zastanowieniu - Nic już nie nie zostało... poza tym co widzisz.
- Nie wiem czemu, kojarzy mi się to z tym przeklętym nekromantą... - powiedział Detlef. - Ale... - Zamilkł na chwilę. - Czy w ostatnich czasach ataki się nasilały, czy malały? - spytał. - A raczej, czy tych duchów było więcej, czy mniej? Jeśli mniej, to by znaczyło, że można je zwalczyć. Jeśli więcej... - skrzywił się. - Trzeba by wtedy zastanowić się nad opuszczeniem miasta i przebiciem się przez cienie.
- Ciekawe - dodał - czy tu też jest ktoś, kto tymi cieniami kieruje. - Ataki są niezmienne, miasto może byśmy chcieli opuścić, ale się obawiamy. Przydałaby się pomoc z Kroppheimu... A może... A może jak odpoczniecie to - zaczął mówić niepewnie -[i] to, bo wy i tak w podróży... to byście zanieśli list do Kroppheimu informujący o naszej drastycznej sytuacji. Szczególnie jak mówicie też o tym nekromancie. Jak nadejdzie, to już na pewno nasz koniec nastanie. Mógłbym wysłać swych ludzi, ale to znacznie osłabi nasze, i tak uszczuplone, zastępy pozostałych przy życiu broniących. A wy, wy i tak tam się udawaliście pewnie. Wyślę z wami, by was wspierał, Konrada, on pomoże upuścić okolicę - wskazał jednego z ludzi, który właśnie wszedł do pomieszczenia. Był on wielki, oj wielki. Wprost góra mięśni, taka która zakrywała nawet szyję chłopaka. Miał on brązowe oczy, długie i kręcone włosy tego samego koloru. Ubrany był w kamizelkę ze skóry niedźwiedzia i spodnie. Resztę umięśnionego ciała miał odsłoniętą. Na jego plecach spoczywał dwuręczny topór umocowany przy pomocy grubych rzemieni. Wyglądał on jak potężny wojownik, bez wątpliwości. Przy nim mogli poczuć się pewniej. - Jak więc będzie? Oczywiście złoto ofiarujemy już teraz, jak mówiłem nie ono dla nas teraz ważne! - zakończył przywódca zabarykadowanych.
- Tkwić tu tylko po to, by zginąć, to niewiele ma sensu - powiedział Detlef. - Pomoc by się zdała, a i z pewnością kapłani by się zdali, w tym i Morra najpewniej. Odpocząć by trzeba, to fakt, a potem skoro świt wyruszyć. Koni zapewne nie macie? - spytał. - Mój w faktorii się ostał - dodał. - Skoro świt? Ten już? - ucieszył się mężczyzna. - Myślałem, że dzień odpoczniecie, ale jeśli możecie już, to przednie! W takim razie sporządzę list, a ty najedz się i odpocznij. Koni niestety nie posiadamy, wszystko zostało za fortyfikacją - westchnął.
- Nie wiem, jak mój towarzysz podróży będzie się czuł następnego dnia - odparł Detlef. Jeśli kiepsko, to niestety nasz wyjazd się opóźni o jeden dzień, ale im szybciej, tym lepiej. |