Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 26-10-2012, 13:11   #103
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Ataki zdarzały się tylko w nocy, czy też w dzień również? - spytał Detlef. - Chociaż... skoro na polach ginęli, to pewnie nie po nocy tam szli...
Zadumał się na moment.
- A w mieście jak było? W dzień ginęli? Możliwe, że od początku były to te cienie, tylko teraz po prostu świadkowie widzieli, to zabija.
- Na początku tylko żeśmy trupy znajdowali, świadków nie było. Nie wiadomo, może i w dzień były... choć mógł to być też wieczór, bądź przed świtem. Te Cienie, co się zjawiły, ino w w nocy żeśmy widzieli. Ale wiemy jedno, światła się nie boją. To jest takiego z pochodni - wyjaśnił Allan.
- Świątynię też w nocy zaatakowano? - spytał Detlef.
- Tak, też późną nocą - potwierdził mężczyzna.
- Te cienie, co nas w gospodzie napadły, od stali ucierpiały, ale nie wiem, czy który zginął, czy też tylko uciekły, by się gdzieś tam kurować.
- Niestety nie wiemy co z nimi się dzieje. Rozpływają się po ciosach. Tyle dobrze, że odegnać to się da. Więc walczyć możemy! - zacisnął pięść Allan.
- Do niczego taka walka. - Detlef pokręcił głową. - Ich nie ubywa, a was - tak. Cienie będą sobie znikać, kiedy chcą, a po naszej stronie każdy ranny to strata nie do odrobienia.
- Fakt - przytaknął z niepocieszoną miną. - Możemy jedynie mieć nadzieję, że ich jednak ubywa, a i tak nam pozostaje jedynie walka, obrona siebie i tego co nam zostało.
- Wygląda na to - powiedział powoli Detlef - że ktoś się uparł, by was z tego miasta usunąć w taki czy inny sposób. Albo przegnać, albo wybić do ostatniej osoby. Osobiście obstawiałbym to drugie. Co takiego ciekawego tu macie? - spytał.
- Nic - odpowiedział po dłuższym zastanowieniu - Nic już nie nie zostało... poza tym co widzisz.
- Nie wiem czemu, kojarzy mi się to z tym przeklętym nekromantą... - powiedział Detlef. - Ale... - Zamilkł na chwilę. - Czy w ostatnich czasach ataki się nasilały, czy malały? - spytał. - A raczej, czy tych duchów było więcej, czy mniej? Jeśli mniej, to by znaczyło, że można je zwalczyć. Jeśli więcej... - skrzywił się. - Trzeba by wtedy zastanowić się nad opuszczeniem miasta i przebiciem się przez cienie.
- Ciekawe - dodał - czy tu też jest ktoś, kto tymi cieniami kieruje.
- Ataki są niezmienne, miasto może byśmy chcieli opuścić, ale się obawiamy. Przydałaby się pomoc z Kroppheimu... A może... A może jak odpoczniecie to - zaczął mówić niepewnie -[i] to, bo wy i tak w podróży... to byście zanieśli list do Kroppheimu informujący o naszej drastycznej sytuacji. Szczególnie jak mówicie też o tym nekromancie. Jak nadejdzie, to już na pewno nasz koniec nastanie. Mógłbym wysłać swych ludzi, ale to znacznie osłabi nasze, i tak uszczuplone, zastępy pozostałych przy życiu broniących. A wy, wy i tak tam się udawaliście pewnie. Wyślę z wami, by was wspierał, Konrada, on pomoże upuścić okolicę - wskazał jednego z ludzi, który właśnie wszedł do pomieszczenia. Był on wielki, oj wielki. Wprost góra mięśni, taka która zakrywała nawet szyję chłopaka. Miał on brązowe oczy, długie i kręcone włosy tego samego koloru. Ubrany był w kamizelkę ze skóry niedźwiedzia i spodnie. Resztę umięśnionego ciała miał odsłoniętą. Na jego plecach spoczywał dwuręczny topór umocowany przy pomocy grubych rzemieni. Wyglądał on jak potężny wojownik, bez wątpliwości. Przy nim mogli poczuć się pewniej.
- Jak więc będzie? Oczywiście złoto ofiarujemy już teraz, jak mówiłem nie ono dla nas teraz ważne! - zakończył przywódca zabarykadowanych.
- Tkwić tu tylko po to, by zginąć, to niewiele ma sensu - powiedział Detlef. - Pomoc by się zdała, a i z pewnością kapłani by się zdali, w tym i Morra najpewniej. Odpocząć by trzeba, to fakt, a potem skoro świt wyruszyć. Koni zapewne nie macie? - spytał. - Mój w faktorii się ostał - dodał.
- Skoro świt? Ten już? - ucieszył się mężczyzna. - Myślałem, że dzień odpoczniecie, ale jeśli możecie już, to przednie! W takim razie sporządzę list, a ty najedz się i odpocznij. Koni niestety nie posiadamy, wszystko zostało za fortyfikacją - westchnął.
- Nie wiem, jak mój towarzysz podróży będzie się czuł następnego dnia - odparł Detlef. Jeśli kiepsko, to niestety nasz wyjazd się opóźni o jeden dzień, ale im szybciej, tym lepiej.
 
Kerm jest offline