Było już za późno żeby się wycofać. Nie mógł zawrócić. Wystarczyło przejść przez policjantów. Przez mur uzbrojonych kafarów.
Dobrze, że przynajmniej zamieszki jeszcze nie wybuchły. Co prawda mógłby skorzystać z zamieszania, zęby spróbować się przemknąć, ale ktoś mógłby go ranić, albo jeszcze gorzej... dobić dziewczynę.
Poradzenie sobie z taką liczbą osób... nie było to zbyt łatwe. Inkfizin przygotował się na jeden z największych wysiłków, jakie mógł sobie wymyślić.
Szedł w stronę muru nie mógł biec i jednocześnie podtrzymywać wokół siebie pola. Pola odwróconej polaryzacji grawitacji. Wydawało się dobrym pomysłem. Każdy w odległości metra od Inkfizina, zmieniłby swoje nastawienie do grawitacji. Niestety mieli pecha, bo nie znajdowali się w pomieszczeniu, wtedy czekałby ich spacer po suficie. Jednak na zewnątrz ofiary podlecą w górę, w powietrzu wykręcą fikołka i będą lecieć w stronę nieba, nogami do góry dopóki Ink nie przejdzie dalej, wtedy wszystko wróciłoby im do normy. Oczywiście to samo tyczyło się wszystkich obiektów rzuconych w jego stronę.
Gdy szedł nie było widać żadnej aury, nie dało się nic wyczuć, ale z ziemi podnosiły się i opadały z impetem kamyki, które pewnie niedługo zostaną wykorzystane przeciw glinom. Jeśli uda mu się tak dojść do karetki, pewnie padnie ze zmęczenia. Oby dziewczyna była tego warta.
-
No to lecimy... - mruknął do siebie, gdy najbliżsi policjanci zaczęli zwracać na niego uwagę. Tatuaże na jego gołej klatce piersiowej lśniły coraz mocniej, a skóra nabierała bardziej fioletowo-błękitnego koloru.