Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2012, 08:42   #606
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Kompani prędko się podzielili i każdy wiedział, co ma robić. Dawit pozostał z wciąż nieprzytomnym rycerzem na parterze, kryjąc się w cieniu schodów, tak że nikt wchodzący przez wyłamane, główne drzwi go nie widział. Mógł go zobaczyć tylko ktoś wychodzący z podziemnych katakumb, jednak zarówno niziołek jak i reszta najemników wątpiła, by dało się otworzyć dziwaczne drzwi od wnętrza lochów.
Yerg, Reiner, Felix, oraz milczący elf pozostali przed wejściem do wieży, obserwując z pierwszego piętra skrawek parteru, oraz schody prowadzące na drugie piętro pilnując bezpieczeństwa, tyłów Twardego i reszty.
Ci ostatni zaś ruszył gęsiego kręconymi schodami w kierunku szczytu wieży. Grupa pięła się kilka długich i męczących chwil. W końcu dotarli do miejsca, gdzie kręcone schody zamieniały się w niewielki przedsionek prowadzący na górę.
-No to kiepsko...- syknęła Helena. Schody zamieniły się w płaskie poddasze, na środku którego znajdowała się drewniana drabinka prowadząca do klapy w dachu wieży. Było to wejście na jej szczyt, z którego pewnie kiedyś łucznicy obserwowali okolicę.
-Słyszycie?- dodała po chwili kobieta. Z góry dało się usłyszeć żałosne jęki rannego mężczyzny...

- Trudno nie słyszeć - mruknął Gottwin. - Teraz by się Dawit przydał.
Jako że Dawita nie było, ktoś musiał iść sprawdzić. Gottwin wszedł kilka szczebli do góry i nadstawił uszu. Niczego jednak, poza jękami i szumem wiatru nie było słychać. Gottwin wszedł do góry i spróbował ostrożnie uchylić klapę. O centymetr.
Klapa nie sprawiła oporu, jednak Gottwin nic nie dostrzegł przez tak wąską szczelinę.
Jeśli na górze byli jacyś wrogowie, to z pewnością zostali ostrzeżeni. Musieliby być głusi, by nie słyszeć przeraźliwego pisku zawiasów. Gottwin pchnął klapę, nie na tyle jednak, by się otworzyła do końca.
Klapa w mgnieniu oka otwarła się do góry. Nim Gottwin zdążył cokolwiek zrobić ostrze wielkiego miecza spadło na niego niczym grom. Tylko niezwykłe łaskawy los ochronił człeka od utraty głowy. Nim jego twarz przyozdobiła olbrzymia szrama ciągnąca się od lewej skroni po prawą część żuchwy dostrzegł rosłego męża w czarnej zbroi. Gottwin bezwładnie upadł na ziemię ledwie żyw, zaś klapa zatrzasnęła się za nim z hukiem. Pan tego domu czekał na w bardzo komfortowym dla siebie miejscu....

-No to mamy problem- warknął Twardy. -Gracjanie rozwal tą klapę magią jeśli łaska. Ziring celuj z garłacza jak pokaże się w dziurze ten rycerz strzelaj.- Felix i Iomhar do mnie krzyknął niżej.
W tym czasie obok ciężko rannego brata błyskawicznie znalazła się Helena. Kobieta prędko odkorkowała miksturę, wlewając ją Gottwinowi do ust, każdy z najemników łącznie z rannym kusznikiem wiedzieli, że taka mikstura go nie uleczy, a jedynie ukoi największy ból.
-Trzeba go znieść, odciągnąć od niebezpieczeństwa!- warknęła z zimną krwią.
Twardy osobiście przeniósł kusznika kawałek dalej w dół schodów.
-Zajmij się nim musimy coś zrobić z wampirem.- po czym wrócił do reszty. Opcje mamy dwie palimy skurwiela ale pewnie zwieje i zniszczymy wszystko co ma. Albo ryzykujemy. Wchodzę zasłaniam się tarczą z dołu osłania mnie Gracjan magią. Czerwony za mną itd... Słucham też alternatywnych propozycji.
-Jebany!- warknął kiedy Gottwin spadł. Ragnar pomógł odciagnąć rannego i spojrzał gniewnie na zamknięta ponownie klapę.
-Prawdziwa cipnia z kutasównią, nie mamy jak się do sukinsyna dorwać. Mogę spróbować wdrapać się tam i zasłaniać tarczą jednocześnie, ale ma element zaskoczenia. Zniszczenie klapy, tak jak prawi Twardy powinno odjąć mu nieco przewagi.- powiedział prędko.

Po chwili do pozostałych dołączył Felix.
- Co jest? Kogo mordują? - zapytał jeszcze nieświadomy wychodząc dopiero na górę.
- O kurwa... - syknął widząc Gottiwna.
- Drabiną podnieście klapę, może nadarzy się okazja do strzału - powiedział po krasnoludzku Zirnig.
- A można po ludzku Zirnig? Rozumiem z tego tyle samo co ze staroelfiego.
Drewniana drabinka, była przymocowana do podłoża, na którym stała grupka najemników, jednak nie bez powodu towarzysze najwyraźniej zabrali ze sobą miecz rycerzyka, którego Felix momentalnie wyłączył z wcześniejszej potyczki. Krasnoludy były niskie, to też do pracy wziął się Felix. Mężczyzna dotknął szpiczastym czubkiem miecza klapy od dołu i naparł bronią tak, że ów klapa podskoczyła i stanęła otworem. Kompani nie widzieli zbyt wiele przez otwarty otwór. Czuli na twarzach silne porywy wiatru który hulał po nocnym niebie, oraz furkotanie jakiegoś materiału, być może ubrania jęczącego żołnierza znajdującego się na górze.
[i]- Ej ty tam! Człeczyno! My nie wąpircze parobki. Ani żadne ghule. Mów kim jesteś bo jak nie to podpalamy wieżyczkę [i/]- krzyknął Zirnig odchodząc trochę, aby nie stać pod
klapą.

-Wchodźcie, wchodźcie!- krzyknął co dziwne, w mowie krasnoludów nie kalecząc tego języka ani trochę -Nakarmię waszą krwią moje ostrze!- dodał po chwili rozbawionym tonem, kryjąc się tak, że nie było go widać przez otwartą klapę.
-Zaraz nakarmię twoje dupsko moim obutym trepem, suczysynu. Złaź i stawaj do walki skoroś taki żądny naszej krwi. Ja pierwszy na ochotnika sam, w pojedynkę, obije ci te niewyparzoną buźkę!- warknął gniewnie khazad.
-Masz mnie za głupca karle? Żaden z was nie zna rycerskiej etykiety, kiedy jeden będzie się pojedynkował, inny zaatakuje mnie od tyłu. Przeżyłem więcej niż twój ojciec a może i dziad i znam ludzi, elfów i krasnoludy. Pojęcie honoru dawno wypaczył wam przebieg lat!- krzyknął z góry.
-Karle? Lepszych obelg już nie macie?- odpowiedział Ragnar, jednak szybko zmienił ton słysząc jak przeciwnik szydzi z honoru krasnoludzkiej rasy. -Dobra, długonogi zasrańcu. Khazadzkiego honoru mi tu nie będziesz, kurwa jego mać, obrażał pókim tu stoję, ja Ragnar Czerwony! Szykuj się, idę ci zrobić z dupy jesień Marienburga!- niemal ryknął brodacz pakując się żywo na drabinę. Wcześniej uniósł tarczę nad głowę aby zasłonić się przed atakiem z zaskoczenia, który niewątpliwie padnie kiedy tylko wychynie z klapy.
- Ech... a jebanie wchodzącemu po drabinie w łeb jest honorowe tak samo jak sranie po lesie przez olbrzyma. - wtrącił swoje trzy pensy Felix.

-Czekaj! Ragnar! Trzyba to inaczej zrobić! On Cię zabije!- wrzasnęła Helena.
Ragnar w swym gniewie całkowicie zignorował ostrzeżenie Heleny.
Stopni było kilka. Khazad nie zdążył ich nawet zliczyć w gniewie. Brodacz wspiął się na trzy pierwsze podnosząc tarczę nad głowę i wrodzona niezdarność oraz brak finezji charakterystycznej u elfa sprawiły, że brodacz źle postawił stopę i spadł z drabinki. Na szczęście było na tyle nisko, że skończyło się na bólu pośladków.
Ragnar warknął zbierając się na równe nogi -Złaź tu na dół, ta drabinka jest za słaba dla krasnoluda!- Krzyknął do wroga czającego się na górze. W odpowiedzi usłyszał głośny i kpiący śmiech wampira.
-Byłbyś teraz na dole, nie było by ci tak do śmiechu chędożona pijawko!- syknął gniewnie zastanawiając się nad kolejną próbą wdrapania na górę.
-Chodź, chodź! Zrobię sobie z twojej brody wycior dla miecza ha ha ha ha!- zagrzmiał ponownie.
-Dość tego.- Wskazał palcem Felixa i Gracjana oraz na górę. Chciał by ta dwójka go osłaniała. Felix był najlepszym strzelcem. Gracjan zaś mógł wytrącić miecz wampirowi, bądź razić go pociskiem. Sam zaś zaczął się wspinać tak jak przed chwilą Ragnar. Tarczę trzymał początkowo w ręku, uniesie ją nad głowę na ostatnim odcinku gdy spadać będą ciosy. -Spojrzał też na Ragnara zaczynają wspinaczkę. Ja nas osłonie ty się wspinaj.
 
Kerm jest offline