Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2012, 14:13   #24
Mekow
 
Mekow's Avatar
 
Reputacja: 1 Mekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputacjęMekow ma wspaniałą reputację
Sytuacja od początku wyglądała dość nieciekawie. Najpierw "pachnące inaczej" Kanały, potem spowodowane przez głupie jabłko pościg dziwnych istot, podczas którego Samson się poświęcił. Przez nią. Jeszcze tego tylko brakowało, aby padał jakiś dziwny deszcz, którego krople smakowały jak metal. Oczywiście Caris go nie piła, ale... sam tak podchodził do ust, a także spryskiwał jej skórę, włosy i ubranie. Niefajnie się to komponowało z mroźnym nasilającym się wiatrem, który w tych okolicznościach bardzo wyraźnie dawał o sobie znać.
Na szczęście dziewczyna całkiem szybko przemknęła pod budynek, którego ściana przynajmniej częściowo osłaniała ją przed deszczem.
Drzwi na parterze były zamknięte, podobnie jak na pierwszym pietrze. Caris nie była dobra we włamaniach, a poza tym nie miała wytrychów, łomu, ani żadnych innych narzędzi. Mimo wszystko zwinnie pięła się w górę po schodach pożarowych i na drugim piętrze znalazła uchylone drzwi.
Znalazła skarb! Nie było to złoto i klejnoty, ale w rzeczywistości w jakiej przyszło im żyć, te świecidełka nie miały żadnej wartości. Skarby były innego rodzaju - były to rzeczy potrzebne na co dzień, potrzebne do życia w ich skromnej społeczności, rzeczy najprawdopodobniej widniejące na liście.
Mogła się uporać z łańcuszkiem blokującym wejście i choć suche pomieszczenie zapraszało do środka, to nie było specjalnie sensu się tam włamywać. Caris zdawała sobie sprawę, że i tak niewiele będzie mogła wziąć, a jak przyjdą tu wszyscy to i z wejściem i z zabraniem rzeczy nie będą mieli kłopotu.
Zapamiętała co jest w pomieszczeniu, aby powiedzieć o tym mężczyznom... A właśnie, co to się z nimi działo?

Gharsam miał przeprawę z kotami, ale Caris nie dostrzegła, czy były to normalne w jej mniemaniu koty, czy też zjawy z szumiącym światłem w ustach. Nie roztrząsała tego jednak, ani nie przypatrywała się zbytnio. Gharsam z pewnością sobie poradzi, a bardziej godne uwagi było to, co się działo z Samsonem. Mężczyzna wbiegł do labiryntu kontenerów i ktoś go najwyraźniej gonił. Dziewczyna chciała dać mu znać, ostrzec go, pokierować w odpowiednią stronę... ale nie mogła. Skrzywiła się niezadowolona, gdy niestety okazało się, że mężczyzna jej nie widział.
Zaraz potem, płomień który gonił Samsona, spojrzał prosto na nią. Caris poczuła się jak mała myszka, którą właśnie zobaczył głodny kot. A do norki miała naprawdę daleko.
Ale nie ona była tu pierwszą na liście ofiarą, gdyż był nią Samson. Należało mu pomóc! Zwłaszcza po tym jak on się za nich wszystkich wystawił.
Caris dostrzegła Gharsama kroczącego między kontenerami. Zapamiętała położenie obu mężczyzn, oraz drogę, którą będzie trzeba się udać, a następnie w pośpiechu zeszła na dół.
Zgarnęła Gharsama i razem pobiegli w odpowiednie miejsce. Wiedziała, że mężczyzna potrzebuje pomocy i tak się spieszyła, że nie zwracała uwagi na nic innego, jak tylko to, aby dotrzeć na miejsce. I to szybko.

Gdy Caris wbiegła w odpowiednią alejkę między kontenerami, była gotowa do walki i mocno trzymała maczetę. Miała nadzieję że zdążyli z Gharsamem na czas, aby pomóc Samsonowi.
Nie zastała tam jednak ich opiekuna! Dziewczyna wystraszyła się nie na żarty, była wręcz w szoku, gdy okazało się, że sama biegła wprost na płomienistą istotę, która wyraźnie mi zagrażała. Która teraz jej zagrażała!
Chciała niezwłocznie zawrócić i próbowała to zrobić, ale była zbyt rozpędzona, a błotniste podłoże zbyt śliskie, żeby taki manewr się powiódł. Nogi jej się zaplątały, a stopy wpadły w poślizg. Jako, że wcześniej była dość konkretnie rozpędzona, nie zapanowała nad wszystkim i jak długa przewróciła się w błoto.
Podczas upadku, bezwiednie wypuściła z dłoni maczetę, odruchowo wyciągając ręce przed siebie. Dzięki temu częściowo zamortyzowała upadek, jednak nie całkiem. Gdyby nie ochraniacze na kolana, pewnie te bardzo by teraz ucierpiała. Reszta pancerza, a w szczególności ochraniacz na klatę, też się tutaj przydał i dzięki nim Caris tylko trochę bolały ręce od amortyzacji upadku, trochę nogi od nadwyrężenia mięśni podczas próby nagłego zawrócenia i trochę piersi od... amortyzacji upadku.
Na szczęście płomienna istota nie zaatakowała, ale Caris i tak wiedziała, że znowu się wpakowała w kłopoty i musi jak najszybciej uciekać.
Dość szybko, choć z lekkim trudem, podniosła się na cztery kończyny. Obróciła się nadal będąc jeszcze na czworakach, a potem szybko wstała i ruszyła biegiem, w kierunku z którego przybyła. A przynajmniej tak jej się wydawało, bo nie była już niczego pewna.

Miała szczęście, że płomień jej nie dogonił, nie wspominając o tym, że za rogiem wbiegła na swych towarzyszy. Schowała się za nimi z trudem łapiąc oddech i musiała przed sobą przyznać, że wystraszyła się nie na żarty.
W końcu jednak byli razem i chyba mogli przeciwstawić się płonącej istocie... Na szczęście nie było takiej potrzeby, gdy okazało się, że ową istotą był Pan. Ich Pan, o którym już trochę słyszeli.
Nie było żadnego zagrożenia i naprawdę można było odetchnąć z ulgą. Jednak coś nie dawało Caris spokoju. Nie była zadowolona z tego jak się zaprezentowała przed Panem. Zwiesiła w pierwszej chwili głowę, zdając sobie sprawę, że zrobiła bardzo słabe pierwsze wrażenie.
Na szczęście rozmowa ruszyła nieco innym torem.
 
Mekow jest offline