Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2012, 17:31   #60
Deadpool
 
Deadpool's Avatar
 
Reputacja: 1 Deadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetnyDeadpool jest po prostu świetny
Cisza przed burzą(?)

Przez całą podróż nie wydarzyło się nic wyjątkowego, no poza rozmową z Sashi. Calamity chyba jeszcze nigdy z kimś tyle nie rozmawiał. Zbrojna pochwaliła się całkiem pokaźnym bestiariuszem, musiała być dobrze wyszkolona w swym zawodzie. W końcu przyszedł czas na rozpalenie ogniska, sprowadzeniem opału postanowił się zająć zbrojny wraz z Sashi. Na miejscu wojowniczka zaproponowała sparing, na co dzierżyciel rozpaczy odrzekł.
- Dobrze... ale najpierw... muszę ocenić... twą siłę... - Mówiąc to połamał w dłoni kłodę.
- Natrzyj... na mnie... - Dodał przybierając nietypową postawę bojową.


Rozpacz spoczęła na za głową rycerza, jednak skierowana końcówką ostrza w stronę Sashi. Sam zbrojny ugiął nieco kolana, i lewą dłoń trzymał w pogotowiu. Zwykle tą właśnie ręką, bronił się lub zbijał ostrza przeciwników, jednak cios zbrojnej przyjmie na “Despair”. Miało to na celu dostosowanie swej siły do siły Sashi, aby Calamity przypadkiem nie zrobił jej krzywdy.
"Barbarzyńska rozrywka" burknął pod nosem Shiba widząc, co Calamity wyczynia z ich nową członkinią drużyny.
Ewentualnie spróbuje zrobić jakieś bardziej pożywne jedzenie.
Przetarł czoło z zastanowieniem. Nie był do końca pewien, co chce przyrządzić, nie był niczego pewien. Tak to jest, jedna noc zabawy i cały następny dzień zmarnowany. Alkohol to zmęczenie w płynie.
Przynajmniej myślał na tyle jasno, aby załatwić sobie lepsze ubranie i nowy, szeroki płaszcz. Ostatni zostawił wraz z zwłokami damy, które zakopali niedaleko drogi. Jeżeli już ją przykrył to przecież by go nie zabrał z powrotem. A teraz potrzebował go jak nigdy.
Nowy był w dużo lepszym stanie, zdobycie płaszcza w Valahii nie było wcale łatwe.
- Nie zmęczcie się tylko za bardzo! - krzyknął do dwójki zza swojego "stanowiska" przy ognisku.
Dziewczyna dobyła tarczy i miecza, nie zwarzając na komentarz kuchcika natarła na rycerza. Wykonała obrót na pięcie i uderzyła w ostrze jego miecza, z duża jak na ludzka kobietę siłą. Widać było iż wprawiona w bojach z niej najemniczka, bowiem zaśmiała się cicho i rzuciła wesoło. - Będziesz tak sterczał czy przechodzimy do porządnego sparingu?
Calamity znał już siłę wojowniczki, więc odpowiednio dostosuje swe uderzenia. Na jej słowa mruknął tylko, i zakręcił młynek swym ostrzem, aby zaraz po tym wyprowadzić mocne lecz nie takie by zniszczyć tarczę uderzenie. Zapowiadało się na ciekawy pojedynek.
Dziewczyna przyjęła cios na tarczę, po czym wyprowadziła kontrę, którą jednak rycerz bez problemu mógł zbić zbroją rękawicą, chwile powymieniali się prostymi ciosami, gdy w końcu wojowniczka postanowiła pokazać jedną ze swoich sztuczek. Wzięła szeroki zamach, wyglądający całkiem normalnie... okazał się on jednak zwykła przykrywką, bowiem gdy rycerz skupił się na mieczu, kobieta obróciła się na pięcie i strzeliła go tarczą prosto w hełm. Metal aż zawibrował na głowie Calamitiego gdy kobieta odskoczyła by wykorzystując ogłuszenie zaatakować płasko mieczem.
Pod wpływem uderzenia zadzwoniło w uszach rycerza, widząc nadlatujące uderzenie, wygiął się do tyłu w nienaturalny sposób jak to robią żywe trupy. Robiąc to wykonał frontalne kopnięcie, ale na tym nie zaprzestał. Objawienie się purpurowej mazi pod stopami musiało zaskoczyć Sashi, rycerz dosłownie wpadł w kałużę i zniknął. Wyskoczył tuż za zbrojną i z całej swojej monstrualnej siły... pstryknął palcem w plecy wojowniczki. To nie miało być zniewagą, tylko niewinnym żartem, choć jego poczucie humoru było znikome, dobrze się bawił podczas sparingu.
Dziewczyna pod wpływem uderzenia zachwiała się i upadła twarzą w ziemię. Żart jej chyba do gustu nie przypadł bowiem, podniosła się z ziemi z wyraźnie ugodzoną dumą i uniosła tarcze do góry, na tej zaś poczęły skupiać się promienie słoneczne, by po chwili strzelić złotym promieniem prosto w stronę rycerza. Laser jednak skręcił przed twarzą rycerza... i ugodził w gałąź nad jego głową sprowadzając na jego hełm całe gniazdo ptaków. Jedno jajko rozbiło się z trzaskiem na jego hełmie i spłynęło powoli po pancerzu.
- Jesteśmy kwita. -burknęła kobieta nie kryjąc lekkiego rozbawienia.
Calamity był niezwykle zdumiony atakiem wojowniczki, jednak nie tak bardzo jak celem promienia. Sashi chciała się odegrać... to właśnie pomyślał rycerz ścierając ze zbroi jajko.
- Tak... jesteśmy... - Rzekł bez uczuć próbując z całej siły się uśmiechnąć. Staranie te jednak były daremne, gdyż jego twarz nie była do tego zdolna. Zatoczył się zrzucając gniazdo z głowy, następnie “Despair” ponownie zatańczyło w zbrojnych rękawicach rycerza, który ze zdumiewającą szybkością sunął w stronę Sashi z wystawionym mieczem.
Kobieta pozwoliła by miecz dobił się do tarczy i mimo że zadrżały jej nogi ustała w takiej pozycji, przyjmując atak rycerza. Nadeszła kolejna wymiana ciosów oraz parad aż w końcu po około kwadransie, Sashi zrzuciła hełm z głowy i otarła pot z czoła.
- Chyba starczy, nie sądzisz? -zagadnęła wesoło.
Rycerz opierając swój miecz na bark wrócił do swej pokracznej, zgarbionej postury.
- Skrzyżowanie miecza... z tobą to... zaszczyt... - Rzekł kłaniając się nieznacznie. Celem przybycia tutaj było nazbieranie drewna, co też rycerz uczynił biorąc ze sobą parę kłód. Po chwili znalazł się przy ognisku, robiąc sobie podparcie z wbitego w ziemię miecza usiadł ciężko.
- Jak ze...strawą Shiba?... na pewno jesteście... głodni... - Rzekł wzdychając z dziwacznym charknięciem.
Shiba siedział przygarbiony z głową opartą na ręce i gapił się wyraźnie znudzony w ognisko. Obok niego stał garnek jeszcze ciepłej zupy. Było jej sporo, ale pewnie głównie dla tego, że niebieskoskóry miał na uwadze potrzeby Calamitiego.
Przed samym Shibą leżała mała pusta miska, w której najpewniej sam jadł.
- Czeka na was od jakiejś chwili - odparł Widząc nadchodzących wojowników.
- Ah, Elf się chyba gdzieś zgubił. Jak się nie znajdzie to później ruszamy bez niego
- Jestem tutaj! -odparł Elf z gałęzi na pobliskim drzewie. - Zaraz do was zejdę coś zjeść. -dodał z uśmiechem
Bard się znalazł... może to i lepiej? Przynajmniej rycerz będzie miał go na oku. Calamity napełnij jedną z misek, zupą którą powoli spożytkował, zachowując przy tym dobre maniery. Nawet łyżkę trzymał w bardzo delikatny i elegancki sposób. Co wyglądało troszkę komicznie przy jego posturze.
- Nie wiedziałem, że jesteś wiewiórką - skomentował odwracając twarz do elfa. Zlustrował go przez chwilę, po czym spojrzał z powrotem na Calamitiego.
- I jak? Silna jest? - spytał.
- Tak... - Odrzekł krótko, napełniając kolejną miskę. Kątem oka spoglądał na elfa, sam zbrojny nie był pewien dlaczego jest taki paranoidalny na jego punkcie. Jednak na tą chwilę postanowił kompletnie ignorować jego obecność.
Długouchy zaś zeskoczył z drzewa i z uśmiechem dosiadł się do reszty napełniając sobie talerz. Jadł i co jakiś czas muskał struny swego instrumentu wydobywając zen melodie.

Choć Shiba był świadom, że rycerz nie należy do najbardziej rozmownych, ale przez krótką wypowiedź to on poczuł się nieco zignorowany. Nie przeszkadzało mu to zbytnio.
Sam nie wiedział jak się teraz czuje, moment jest spokojny, ale za razem wydaje się być nudny. Zdrowy rozsądek kazał być temu wdzięczny. Za razem żałował, że oni są jedyną grupą, która nie staje na przeciw żadnych faktycznych wyzwań.
Jedna ekipa pozbyła się obozu bandytów a druga bada opuszczone miasto...
- Ehh... - westchnął leniwie. Mimo wszystko to oni szli najbardziej logiczną trasą. Zwyczajnie skupiając się na głównym zadaniu.
- Coś cię... trapi? - Rzekł dzierżący rozpacz odkładając miskę na bok. - I... dziękuję za... posiłek... - Dodał po chwili.
- Jedz, bo się zmarnuje. Wiem, że dużo tam zmieścisz. - skomentował wymijająco Shiba. Chwycił swój płaszcz i okrył się nim szczelniej. - W sumie to niezbyt. Zastanawiam się, kiedy dostaniemy się do Witlover? Wygląda na to, że na samej podróży zejdzie nam mnóstwo czasu i wysiłku. - spostrzegł przypominając sobie że zaledwie po rozpoczęciu wyprawy natrafili na rejon bandytów, opuszczonych miast i przeklętych wód. Co prawda skutecznie je wymijali z wyboru ale wciąż pozostawał jeden istotny szczegół. - Nie jesteśmy nawet za "granicą szaleństwa".
Wojowniczka też zajadała i to z wyraźnym smakiem, nakładając druga miskę zwróciła się do jednorękiego. - Naprawde dobrze gotujesz, w podróży takie jadło to prawdziwy skarb.- mówiąc to uśmiech wykwitł na jej pokrytej bliznami twarzy. - Co do drogi do Witlover dalej jest dość spokojnie, jeździ tamtędy wielu kupców więc szlaki są często patrolowane. Kiedyś i tutaj było bezpieczniej, ale przez Szaleństwo Król woli trzymać jak najwięcej wojska w mieście... na wypadek gdyby epidemia się doń wkradła.Przynajmniej tak mówią w karczmach. -stwierdziła wzruszając ramionami. - Czemu postanowiliście tak właściwie ruszać przez Ciemną wodę? Wiem ze to krótszy szlak, ale tak małą grupą może być ciężko się przez niego przebić.
- Wcale nie jest nas tak mało. W ciemnej wodzie znajduje się odłam naszej grupy. - poinformował ją Shiba.
Pytaniem było tylko czy w takim wypadku zdołają ich złapać? Ogólny zarys podróży stawał się coraz bardziej pogmatwany.
Początkowo mieli iść głównym traktem, więc nawet gdyby pogromcy bandytów byli w tyle mogliby dogonić ich przez czarną wodę. Jednak, gdy Hana się odłączyła podróż głównym szlakiem dawał więcej obaw a niż pożytku. Idąc tą drogą mogliby nawet zostać wyprzedzeni przez Fausta, Gorta i Madreda.
W takim wypadku najlepiej było zjednać się z resztą w czarnej wodzie i zastanowić się ile czasu poświęcić oczekiwaniu na Hanę. Zupełnie nie rozumiał, dlaczego kobieta postanowiła nadkładać drogi. Zabawnym było jak prosta podróż z punktu A do B potrafi się pogmatwać, gdy drużyna jest zbyt różnorodna.
 
__________________
"My common sense is tingling..."
Deadpool jest offline