Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2012, 17:33   #12
MTM
 
MTM's Avatar
 
Reputacja: 1 MTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputacjęMTM ma wspaniałą reputację
- Na nabrzmiałe kule Targorna, mój obolały tyłek mógłby napisać treny po zmarłym czuciu w pośladkach! – rubaszny krasnolud począł się wiercić w cienkiej warstwie zaschłego stogu siana. Obraz grubasa, który we włosy jak i w brodę miał wplecione złote kłosy, rozbawiłby nawet trolla. Wypowiadając kolejny potok nieartykułowanych słów, wygramolił się na równe nogi. Podniósł się jednak za szybko, toteż na chwilę jego równowaga została zmącona, a przed głęboko osadzonymi oczyma zatańczyły czarne plamki. Otrzepał się z kurzu i „trawska” po czym dumnie wypiął swą pierś, przybierając postawę nieustraszonego brodatego wojownika-pogromcę smoków (ta baśń była jedną z jego ulubionych, którą z chęcią opowiadał napotkanym krasnoludzkim dzieciom, bowiem tylko one potrafiły, tak jak ‘Beczka’, dać się porwać wyobraźni). Szybko jednak wrócił na ziemię. Na jego głowę spadły przemyślenia i zmartwienia wczorajszego dnia. Nie mógł przecież zapomnieć o swojej „świętej misji”. Wizja beczki z piwem bez dna i najznakomitszych karczm, które będą do jego dyspozycji zaraz po tym jak zostanie królem, dodawała mu skrzydeł.

„Sala sypialniana”, w której przyszło spędzić mu ubiegłą noc, wypełniły wpadające przez szczeliny w ścianach blade promienie porannego światła. Niespodziewanie jego duszę wypełniła tęsknota. Tęsknota za utraconym życiem. Kiedyś mógł wylegiwać się w miękkim łożu do samego południa. Potem schodził na salę, by zjeść śniadanie. O tej porze, jego krewny i zarazem pracownik był już na nogach i krzątał się, to zamiatając, to wycierając naczynia, albo wymieniając świeczki na ławach. Wieczorami schodziło się towarzystwo i wtedy Ragrthron stawał za ladą, by przyrządzać pieczeń oraz nalewać trunki. Stali bywalcy zasiadali do zajętych ław. Każdy kto przychodził, pozdrawiał karczmarza miłymi słowami. A kiedy robiło się już późno, sam ‘Beczka’ dosiadał się do nich, by móc opowiadać swe zmyślone historie i patrzeć na podpite, lecz zaciekawione jego opowiastkami znajome twarze. Te życie minęło i być może nigdy już do niego nie wróci.

Rudy strzelił sobie w pysk aby oprzytomnieć, miał teraz inne troski, którymi powinien się zainteresować, jeśli kiedykolwiek chce zasiąść na tronie. Pozbierał swoje rzeczy i opuścił stodołę. Na zewnątrz nowe życie poczęło sznurkami wtłaczać się przez otwarte już bramy miasta. Wkoło panował gwar. Kupcy kolejno otwierali swoje kramy, studnia, która leżała nieopodal, teraz zatraciła się w tłumie młodych dziewcząt z wiadrami. Nieco z boku, niczym sępy, w grupkach siedzieli młodzi osobnicy płci przeciwnej, chciwie przyglądając się tej porannej czynności. Jakiś przechodzień z politowaniem spojrzał na krasnoluda, po czym rzucił mu pod stopy miedziaka wypowiadając jakieś słowa pod nosem, których ‘Beczka’ jednak nie dosłyszał. Zdziwionym tym wydarzeniem stanął jak wryty. Przez krótką chwilę dumał nad czymś. Co prawda nie widział zbyt wielu krasnoludów w tym mieście, ale żeby rzucać każdemu zapomogę? Nie zastanawiając się już więcej podniósł monetę, po czym ruszył przed siebie. Rozglądał się jednak uważnie – nie chciał wpaść na nowych kompanów, z którymi wczoraj miał okazję świętować. Z pewnością już wróciła do nich trzeźwość myślenia i zapewne nie omieszkali sobie przypomnieć o niepozornym rudym krasnoludzie, pijącym całą noc na ich koszt. Dochodząc do ławeczki postawionej niedaleko studni, przysiadł na niej. Następnie sięgną ręką do pasa, wracając z dłonią trzymającą skórzany woreczek. Wysypał jego zawartość na otwartą drugą dłoń. Kilkakrotnie przeliczał miedziane „guziki”, jakby nie mogąc uwierzyć w wynik tych kalkulacji. Był w posiadaniu sześciu miedzianych koron, co w doliczeniu do tego jednej korony ofiarowanej mu przez przechodnia, dawało wynik siedemu. Nijak nie starczy mu to na prowiant potrzebny do długiej podróż, nie wspominając już o jakimś transporcie. Co robić? Co robić?.

Siedział tak z wyciągniętą ręką w zamyśleniu, aż w końcu wybudził go cichy brzdęk. Z przestrachem szybko podniósł wzrok, jednak nikogo w pobliżu nie spostrzegł. Musiało upłynąć sporo czasu, bowiem wszystkie dziewczęta zdążyły już napełnić swe wiadra wodą. Nawet stad napalonych młodzieńców nie było widać. Ragrthron mruknął. W złożonych dłoniach dostrzegł jakąś zmianę. Przyjrzał się temu uważnie. Ponownie wykonał kilka obliczeń, nim przyjął wynik do wiadomości. Dziewięć koron?! Krasnolud zmrużył oczy. Czyżby pomylił się przy wcześniejszych rachunkach? Co prawda, nie był geniuszem matematycznym, ale do dziesięciu potrafił bezbłędnie liczyć. Wciąż nie wiedząc co o tym myśleć, schował kapitał do mieszka. Wstał i leniwym krokiem ruszył w stronę studni. Leżało tam puste wiadro, z którego postanowił skorzystać, mimo związanym z tym ryzykiem. Już po chwili pod jego stopami znalazło się naczynie wypełnione świeżą wodą. I kiedy chciał nabrać do dłoni bezbarwnej cieczy, zatrzymał się. Z uwagą przyglądał się zawartości wiadra, a konkretnie temu, co zobaczył w jego odbiciu. Twarz. Jego twarz. We włosach jak i w brodzie wciąż miał resztki siana. Do policzka natomiast przyklejona była jakaś brunatna substancja i krasnolud w myślach modlił się, aby to była tylko ziemia. Widok takiego krasnoluda z pewnością musiał być żałosny. Więc zamiast zwilżyć wyschnięte gardło, umył się czym prędzej doprowadzając się do ładu.


- Ej, ty, krasnoludzie! – Resztę poranka ‘Beczka kręcił się bez celu, kiedy nagle ktoś go zatrzymał. Momentalnie serce podskoczyło mu do gardła, spodziewając się, iż ujrzy wczorajszych towarzyszy.
- C… Co… Ja?
- Tak, ty. Chodź no tu.
– Ragrthron już począł się rozglądać za drogą ucieczki, kiedy wysoka, barczysta postać stanęła nad nim. Był to człowiek. Ogolony na zero, twarz zdobiła podłużna szrama. Odziany w dobrze dopasowaną skórzaną kurtkę, choć bardziej przypominającą pancerz. Miał zresztą przypasany miecz, na którego głowicy spoczywała ogromna łapa. Jego spojrzenie miało coś z zabijaki, a co najmniej żołnierza.
- Widzę, że pałętasz się tu bez większego celu. Na miejscowego mi nie wyglądasz. Przybysz? Zresztą, nieważne. Nie interesowała by cię praca? – ‘Beczka’ nie był pewien co ma o tym myśleć. Nie widział tego mężczyzny wcześniej i na pewno z nim nie pił. Może został wynajęty przez wczorajszych kompanów? Ale o co mu chodziło z tą pracą?
– Jaka znowu praca? – spróbował, aby jego głos zabrzmiał jak najpewniej siebie, mimo to, w połowie się załamał.
- Nazywam się Dar’kh Anar, podróżuję karawaną do stolicy Vertlandu. Niestety tuż przed Ogg napadli na mnie zbójce, uśmiercając przy tym połowę mojej załogi. Nie zdołali jednak niczego ukraść. Droga do Grundburg nie jest długa, ale wolę dmuchać na zimne. Wiozę cenny ładunek i nie chciałbym, aby wpadł w niepowołane ręce. Oprócz mnie jest jeszcze dwójka ludzi. Ty natomiast wyglądasz jak „z twardej skały bity”. Potrzebuję kogoś takiego jak ty do pomocy. Im więcej nas będzie, tym mniejsza szansa, że ponownie ktoś połasi się na moje skarby.

Ragrthron słuchał człowieka bardzo uważnie. W końcu ulżyło mu po tym, jak uświadomił sobie, że nie jest to wysłany na niego zabójca. Oferta jegomościa wydawała się bardzo kusząca. Być może ten mężczyzna spadł mu z nieba. Grundburg – zawsze to bliżej Galben. Poza tym, mimo starań, krasnolud nie wymyślił lepszego planu na kontynuowanie wyprawy. Człowiek przyglądał mu się uważnie, jakby starając się wyczytać z twarzy krasnala aprobatę.
- Oczywiście nie wynajmuję cię za darmo. Dostaniesz swoją dolę na miejscu – starał się zachęcić grubasa. Ten jednak już wcześniej podjął decyzję.
- Zgoda!

Dwie godziny później opuścili Ogg. Lider karawany, dwóch ludzi, którzy podróżowali z nim wcześniej, jeszcze jeden człowiek (a konkretnie kobieta) oraz rudy krasnolud. W takim składzie ruszyli na północ, mając nadzieję, że nic złego po drodze się im nie przydarzy.
 
__________________
"Pulvis et umbra sumus"

Ostatnio edytowane przez MTM : 28-10-2012 o 11:32.
MTM jest offline