Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2012, 21:47   #315
eTo
 
eTo's Avatar
 
Reputacja: 1 eTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputacjęeTo ma wspaniałą reputację
Na chwilę obecną sprawy wyglądały całkiem nieźle. Nie dość, że udało mu się skontaktować z Verionem, to jeszcze udało mu się z nim spotkać lub przynajmniej przykuć jego uwagę... albo przynajmniej można tak było wywnioskować po tym jak zachowywało się otoczenie.
- Jaką ofiarą? - spytał nieco teatralnie krzywiąc się w niedowierzaniu wchodząc tym samym nieco w słowo demonowi. Może nie było to najmądrzejsze, ale Dirith chciał wyjaśnić jedną rzecz.
- Nie zostałem złożony w żadnej ofierze z tego co pamiętam, tylko dosłownie porwany. Trochę przez pomyłkę nawet. Fakt, że ktoś chciał mnie złożyć w ofierze, jednak jak dobrze liczę nawet nie udało mu się spróbować tego dokonać. Co najwyżej za nieudaną próbę można uznać uwięzienie mnie przez Silverstinga, choć ten chciał mnie wykorzystać jako tłumacza nie ofiarę. A straży i magów z tamtej wysepki liczyć nie można, bo oni nie zrobili nic poza odgrażaniem się nawet kiedy mnie złapali. - uśmiechnął się lekko. - Poza tym jeśli faktycznie byłbym ofiarą to chyba nie zostałbym przez przypadek upuszczony po środku Chaosu tylko byłbym teraz gdzieś indziej oraz byłbym powitany przez kogoś innego. A nie jakiegoś cienia wyprowadzającego na spacer jakieś psy. - stwierdził uśmiechając się jeszcze szerzej i pewniej. Niestety nie mógł mieć już pewności czy jego dość logiczne argumenty zostaną wzięte pod uwagę, bo od kiedy Chaos i demony kierowały się logiką? Ale zawsze spróbować można było. Być może stanie się coś nieoczekiwanego i chaotycznego jak np. Chaos jednak w tym wypadku pokieruje się logiką drowa na przekór owej zasadzie "Chaos nie kieruje się logiką". Ot byłoby to na tyle chaotyczne zagranie, że mimo wszystko stawało się ono możliwe.
Dirith zdziwił się jednak kiedy usłyszał o swoim bliźniaku. Z tego co mu było wiadomo Riktel stworzył tylko jednego tygrysołaka. Zamierzał to także spróbować wyjaśnić, lub przynajmniej dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat.
To jednak mu się nie udało, bo coś się w otoczeniu zmieniło. Można było to porównać tylko do zmiany jaką powodowało wejście do tawerny dobrze znanego lokalnego bandyty, który otwierał sobie drzwi kopnięciem. Wszyscy mogli dokładnie poczuć w piętach jak drzwi po otwarciu uderzają w ścianę niemalże wypadając z zawiasów. Samo to uderzenie uciszało wszystko wokół po czym nastawała niezręczna i pełna napięcia cisza, podczas której wszyscy zadawali sobie pytanie czy owy zabójca zamierzał wszcząć awanturę rzucając sie na wszystkich czy tylko przyszedł spokojnie napić się piwa.
Skala była jednak nieporównywalnie większa gdyż owe wejście lub przebudzenie się sprawcy tego zjawiska momentalnie uciszyło beztroską i pół teatralną gadkę Veriona. A on przecież stał dość wysoko w hierarchii oraz dodatkowo był prawą ręką a.k.a. chłopcem na posyłki Mistress. Oznaczało to tylko, że Dirith zaraz może mieć do czynienia z kimś silniejszym. Pozostał więc czujny i uważnie obserwował otoczenie trzymając jednocześnie rękę na rękojeści sztyletu. Nie dobywał go jeszcze. Teraz nie nawoływał Veriona do ponownego pojawienia się, gdyż tym razem byłoby to zupełnie bezskuteczne biorąc pod uwagę fakt, że zwinął się z okolicy równie szybko jak przed chwilą zrobił to Cień.
Pozostawało więc tylko czekać na to co się stanie mając uważne baczenie na swoje plecy, gdyż mroczny elf miał nieodparte wrażenie, że nie ważne gdzie spojrzy przeciwnik zawsze pozostanie za nim. A dobrze wiedział, że był przez coś albo kogoś obserwowany. Mówił mu to nie tylko instynkt ale i doświadczenie. Zadziwiający co prawda był fakt jak dużo mógł przeczuć i wyczytać z otoczenia mimo swoich śmiertelnych zmysłów. Widocznie w gruncie rzeczy było ważniejsze jak się odczytuje środowisko wokół siebie niż to jak wiele się postrzega na raz. To choć odrobinę zmniejszało przewagę jaką miał nad Dirithem każdy demon, dodatkowo znajdujący się w swoim domowym środowisku.
W pewnym momencie coś kazało elfowi odwrócić głowę w drugą stronę. Nie było do końca pewne czy to był instynkt, zauważył jakieś dziwne poruszenie mgieł które podświadomie zwróciło jego uwagę, bądź też doświadczenie w ułamku sekundy powiedziało mu, że ten moment jest idealny do ataku i samemu by go wykorzystał. Liczyło się to, że kątem oka zauważył atakującego napastnika. Co prawda nie miał szans wykonać pełnego uniku, jednak jakimś cudem udało mu się wyjąć rękę z paszczy bestii zanim został ugryziony. Nie dało to jednak wiele, gdyż zaraz potem czuł na szyi oddech i mógł wyczuć kły zanim te zanurzyłyby się w jego ciało. Wszystko działo się na tyle szybko, że jedyne co mógł w tej chwili zrobić i przyszło mu do głowy, to spróbować splunąć przeciwnikowi w oczy licząc, że bestia zawaha się przed dokończeniem ataku. Dałoby mu to jakieś szanse na unik lub kontratak. Nic z tego jednak nie wyszło, gdyż nie zdążył tego zrobić zanim impet uderzenia którym oberwał odrzuciło go w drugą stronę. Będąc w locie miał dziwne wrażenie, że gdyby przeciwnik chciał użyć swoich pazurów to właśnie miałby rozpruty bok i wylądowałby jako martwe zwłoki.
Na szczęście póki co jeszcze żył i wylądował w miarę cały ale impet uderzenia sprawił, że po wylądowaniu koziołkował dalej. To dało się łatwo opanować układając odpowiednio ciało dzięki czemu można było dodatkowo wykorzystać siłę z jaką się poruszał do wybicia się w powietrze i wylądowania na równe nogi. Lądując dodatkowo dobył sztyletu, którym zaczął szybko zadawać ciosy na wypadek jakby przeciwnik pogonił za nim i właśnie próbował zaatakować go po raz drugi. Dopiero wtedy udało mu sie odwrócić przodem do agresora i zobaczyć z kim ma do czynienia.
Okazał się nim tygrys, Taki jak On. Widząc, że póki co tylko przygląda mu się badając go wzrokiem samemu uspokoił się i także przez chwilę oceniał go wzrokiem. Widząc jego spojrzenie warknął mimowolnie pod nosem. Sam używał go na tyle często i znał je na tyle dobrze, że tylko uśmiechnął się do demona z politowaniem jednocześnie prostując i na chwilę rozluźniając jakby mówił "No bez jaj, że ta sztuczka miałaby na mnie jakoś zadziałać? Sam tak potrafię, więc weź się nie ośmieszaj...". Widział dobrze jak tygrys szuka na nim odpowiedniego miejsca, które szybko zakończyłoby walkę. Samemu tylko rzucił na niego okiem upewniając się czy faktycznie ten demon wygląda jak tygrys. Znał bowiem takie ciało całkiem nieźle i to z własnego doświadczenia. Jednocześnie Dirith pozostawał mimo wszystko czujny i nie dawał się okrążać jak jakieś bydło. Samemu także zaczął okrążać demona będąc na przeciwko niego. Nie był jednak przyczajony tak bardzo i zdawał się być spokojny. Jednak tak na prawdę był spięty i gotowy do ataku lub uniku w zależności od tego co byłoby potrzebne.
Przez moment wydawało mu się, że to jest właśnie bliźniak, o którym wspominał Verion. Szybko jednak porzucił ten pomysł. Jakby to była prawda i miałby do czynienia z kolejnym tworem Riktela, dokładnie Takim jak On który stał się demonem, to już byłby martwy po pierwszym ataku. Dodatkowo był za spokojny jak na jego brata. Nie warczał tak zaciekle jak robiłby to każda inna chimera z domu No'quar, oraz zbyt mocno kalkulował każdy ruch. Co prawda był podobny fizycznie, jednak na tym podobieństwa się kończyły. Można więc było to wykorzystać.
Najpierw czekał cierpliwie i uważnie na kolejny ruch przeciwnika. Trochę tylko poruszał sztyletem trzymanym przed sobą próbując zwrócić czasem uwagę przeciwnika na ostrze. Samemu cały czas wpatrywał się w oczy demona. Wyczytywał ciągle to samo jednak był pewien, że w końcu zaatakuje. Sprawdzał w ten sposób jego cierpliwość. Może i znowu nie był to najlepszy pomysł aby sprawdzać cierpliwość demona w mgłach, jednak w większości przypadków utrata cierpliwości w walce kończy się błędem wykorzystywanym przez przeciwnika. Dodatkowo miał czas na przemyślenie sytuacji i ułożenie jakiegoś planu działania, o ile walki dało się zaplanować...
Po dłuższej chwili zaczął się zastanawiać czy samemu zakończyć ten dziwny impas i zaatakować tak jak nakazywała mu narastająca irytacja. Na szczęście w końcu demon ruszył. Wpierw powoli i nawet spokojnie bez jakiegoś zbędnego warczenia, dokładnie tak jak się domyślał. Uśmiechnął się tylko szerzej zadowolony, że przedstawienie w końcu rozpocznie się na prawdę i samemu ruszył prosto w stronę przeciwnika. Również spokojnie póki co, gdyż nie zamierzał spróbować zmusić przeciwnika do odsłonięcia się podczas ataku lub popełnienia błędu. To czy byłby na tyle szybki żeby owe odsłonięcie się wykorzystać oraz silny aby chociaż zranić przeciwnika to już jest zupełnie inna kwestia, która wyjaśni się za krótką chwilę.
W między czasie dając kolejne kroki do przodu odczekał aż przeciwnik przyspieszy faktycznie nabierając już tempa do ataku. Oznaczało to, że pewnie już był w tym momencie przekonany zarówno do ataku jak i do sposobu w jaki zamierzał zaatakować. I to jest moment na który Dirith czekał aby zacząć pokazywać do czego jest zdolny jednocześnie zmuszając przeciwnika do zmiany zamiarów, które miał już wykalkulowane. Miał coraz mniej czasu jednak dobrze wiedział co zmusiłoby przeciwnika do na tyle intensywnego wyliczania kolejnych kroków, że mogło spowodować popełnienie błędu w obliczeniach. Schował więc szybko sztylet za pas i pochylił się do przodu jednocześnie samemu szykując do szarży. Jednocześnie rozpoczął przemianę W tygrysa. Rozważał wcześniej czy nie spróbować zawalczyć w swojej najsilniejszej formie, jednak w tym wypadku nie był to najlepszy pomysł, gdyż musiałby walczyć i tak będąc na czterech łapach aby nie odsłaniać się zbyt mocno. Nie mógłby wtedy zrobić pełnego użytku z pazurów oraz swoich rozmiarów, gdyż poruszając się na wszystkich łapach pazury służyły by mu w większości do lepszego zaparcia się o podłoże. Tutaj jednak nie wiadomo czy miałoby to jakikolwiek efekt na jego mobilność, więc postanowił zostawić sobie tą formę "na później". Jako tygrys mógł zaprzeć się równie dobrze a będąc podobnych rozmiarów mógł bez problemu uniknąć sytuacji, w której przeciwnik biegałby mu między nogami i atakował z doskoku.
Kiedy przemiana rozpoczęła się na dobrze zaczął warczeć już głośniej. Jednak jeszcze nie na tyle aby zagłuszyć trzask kości które gwałtownie zmieniały kształt aby dostosować sie do wybranej postaci. W tym samym czasie ciało Diritha porastało czarną sierścią poprzecinaną białymi pręgami, która wchłonęła zbroję. W między czasie dłonie zmieniły się w tygrysie łapy, a głowa także zmieniła kształt i teraz wyglądała tak samo jak tygrysi łeb. W tym momencie można faktycznie było pomyśleć, że walczą ze sobą dwaj bracia. Dirith zamierzał jednak udowodnić jak mylne jest to stwierdzenie.
W przeciwieństwie do brata ruszył gwałtownie próbując mniej więcej dopasować tempo. Dodatkowo warczał coraz głośniej i zacieklej. Nie zamierzał jednak pokazywać na samym początku całej swojej szybkości aby w miarę możliwości nadal mieć czym go zaskoczyć. Kiedy już ruszył zamierzał skierować się lekko w lewo, żeby spróbować zaatakować lekko z boku. Tym samym postanowił odsłonić nieco swoją prawą stronę aby dać demonowi dogodnie miejsce do ataku. Co prawda prawy bok szyi z definicji nie był dobrym punktem aby zostać trafionym, jednak wątpił aby przeciwnik zdecydował się na atak w inne odsłonięte miejsce. Jednocześnie podczas przemiany Dirith przemieścił Tysiąc Ostrzy z prawej ręki do szyi aby wykorzystać je zarówno do obrony jak i ataku.
Wpierw jednak musiał zmusić demona do ataku w odpowiednie miejsce. Dlatego atakując starał się nie nastawiać za bardzo, tylko trochę odsłonić jakby popełniał błąd podczas gdy samemu rzucał się aby wbić kły w szyję przeciwnika. Dzięki podobnym rozmiarom wiedział dokładnie gdzie może znajdować się jego pysk na zasadzie "skoro ja mogę właśnie wbić w niego kły, to on może również". Na tej zadzie bazował również jego jednoczesny drugi atak połączony z obroną. Mianowicie kiedy demon otwierał paszczę aby go ugryźć zamierzał uformować pod skórą Tysiąc Ostrzy w swego rodzaju zbroję z kolcami zakończonymi ostrymi grotami. Miało to na celu jednocześnie ochronić szyję na tyle na ile było to możliwe oraz zranić pysk przeciwnika dodatkowo uczepiając się go. Nikt o zdrowych zmysłach prawdopodobnie nie zamierzałby próbować podobnej taktyki, gdyż umyślne uczepienie się wnętrza pyska bestii jednocześnie nadal w niej pozostając było głupotą. Jednak w tym szaleństwie była metoda, gdyż przeciwnik mógł spróbować puścić w obawie o obrażenia jakie może sobie wyrządzić w pysku. Nie byłoby to takie łatwe gdyż miałby właśnie wbite w szczęki haki, na które sam się nabił próbując ugryźć cel ze znaczną siłą. Dodatkowo nie mógłby się cofnąć i spróbować ugryźć ponownie przez co Dirith cały czas pozostawałby w zasięgu do ataku na wrażliwe miejsce przeciwnika jakim była szyja. I w tym miejscu w grę wchodziła reszta ukrytego pod skórą oręża osłaniającego żyły likantropa. Kolejnym powodem dlaczego było to ryzykowne posunięcie był fakt, że kiedy przeciwnik niemalże dosłownie połknie przynętę walka da odpowiedź na jedno pytanie na które drow postanowił postawić swoje życie: Czy szczęki demona są słabsze niż Tysiąc Ostrzy oraz siła woli mrocznego elfa nakazująca utrzymać mu formę nadaną w ostatnich ułamkach sekundy przed ugryzieniem?
Dodatkowo był to tak na prawdę główny atak Diritha. Dlatego rycząc gromko w ostatniej chwili postarał się gwałtownie skoczyć do paszczy bestii dla lepszego efektu. Ryzykował takim posunięciem wiele, jednak równie dużo miał do zyskania w postaci unieszkodliwionej paszczy przeciwnika, która była zablokowana przez nieudany atak na jego szyję. Pozostawały więc tylko uważać na pazury przeciwnika podczas gdy samemu rozszarpywałby szyję demona jeśli udałoby mu się w nią wgryźć. Te dało się już łatwo skontrolować nie wyskakując zbyt mocno do góry podczas ataku, żeby nie odsłonić podbrzusza. Co prawda demon mógł mieć tak na prawdę tyle siły, że jednym uderzeniem łapy rozprułby mu bok i połamał żebra jak zapałki. W takim wypadku Dirith najprawdopodobniej przegrałby tą walkę niezależnie od tego co by wykombinował i zrobił. Natomiast jeśli jakimś cudem wszystko przebiegło by zgodnie z jego planem, następnie pozostawało już tylko szarpać gwałtownie łbem rozszarpując szyję przeciwnika co jednocześnie raniło by także wnętrze jego pyska.
Jednego Dirith był pewien. Po raz kolejny tego dnia żywcem wziąć się łatwo nie da, a jeśli przyjdzie mu właśnie zginąć to jego przeciwnik będzie musiał samemu narazić się na utratę własnego życia... o ile w ogóle był w stanie zagrozić demonowi który uciszył Veriona samą swoją obecnością...
 
__________________
"Drow to stan umysłu." - Almena? Kejsi2?

"- You can't let them run around inside of dead people!
- Why not? It's like recycling." - Dr. Who
eTo jest offline