Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 27-10-2012, 23:28   #51
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Żółte oczy kocura skakały pomiędzy Vonmirem a Yngvarem, jakby oceniając, który z tej dwójki okaże się większym zagrożeniem. Obnażone kły i spięte mięśnie jasno dawały do zrozumienia, że zwierzę nie podda się bez walki.

Vonmir zza swojej żywej tarczy miał doskonały widok na całą salę. Widział, jak Yngvar wbija topór w podłogę i rusza szybkim krokiem w stronę wielkiego kota. Zwierzę nie czekało, momentalnie zaprzestało krążenia i dwoma susami dopadło do górala. Ciężar kotowatego i impet zderzenia skutecznie zbiły go z nóg, jednak zdołał powstrzymać kłapiące mu gdzieś przy uchu szczęki. Meintyńczyk był silny, lata machania toporem nie poszły na marne, jednak kocur dotrzymywał mu kroku w tymże starciu.

Walka była zacięta i wyrównana, obie strony jak na razie remisowały. Nie sposób było powiedzieć, kto wygra. Yngvar co prawda był w stanie trzymać szczęki potwora w bezpiecznej odległości, jednak pazury rozdzierały skórę na żebrach i rękach. Kocur wierzgał jak opętany, chcąc rozszarpać gardło górala, wydając przy tym dźwięki, które jeżyły włosy na karku. Yngvar z kolei rzucał przekleństwami, próbując wyrządzić jakąś krzywdę swojemu przeciwnikowi.

W końcu udało mu się rąbnąć zwierzę w bok czaszki i zrzucić go z siebie. Vonmir tylko na to czekał; mogąc zaatakować od tyłu, nie chciał tracić takiej okazji. Wystrzelił zza olbrzyma, który na chwilę obecną dogorywał i skoczył w stronę kocura z uniesionym mieczem.

Tymczasem gdzieś z góry dobiegł ich huk i kolejny wybuch wstrząsnął ścianami. Kolejne dźwięki magicznej potyczki zbliżały się i gdyby tylko unieśli głowy, mogliby dostrzec niewyraźne kształty na najwyższym poziomie. Nie mieli jednak czasu; byli zbyt zajęci próbą ukatrupienia czarnego monstrum. Mimo braku widowni, walka magów trwała w najlepsze. Operowali takimi ilościami magicznej energii, że powietrze elektryzowało się i pewnie ciężko byłoby nim oddychać. Starcie było zacięte; zaklęcie szło na zaklęcie.

Najemnicy tego nie widzieli, ale jedno ze skontrowanych zaklęć pomknęło nie tam, gdzie powinno; poszło w górę, ku sklepieniu. Vonmir i Yngvar usłyszeli tylko huk, o wiele głośniejszy niż wszystkie pozostałe i ich spojrzenia mimowolnie powędrowały ku jego źródłu. To, co zobaczyli, sprawiło, że natychmiast rzucili się w najdalsze kąty sali. Bowiem ów niefortunnie skontrowane zaklęcie rozerwało pół sufitu, które gnało teraz w dół, siejąc zniszczenie. Najgorsze było jednak to, że kryształowy żyrandol, pozbawiony zawieszenia, również runął w dół, ku najemnikom.

Czas jakby przyspieszył; w jednej chwili znajdowali się w przestronnej sali, w drugiej - mrugali i kasłali, próbując przebić warstwę pyłu. Kawałki stropu zniszczyły kilkanaście balustrad i balkonów, rozłupały kilka kolumn i wzbiły w powietrze chmury kurzu. Żyrandol natomiast leżał powyginany u stóp schodów; większość kryształów była porozbijana i magia w nich zaklęta rozgrzewała teraz powietrze do niemożliwych temperatur.

Vonmir znalazł się w korytarzu po prawej, w którym schronił się w ostatniej niemal chwili. Część sklepienia runęła na balkon i obróciła jego część w swego rodzaju barykadę. Sunveryjczyk był odcięty od głównej sali; mógł co prawda spróbować odkopać część gruzu za swoimi plecami. Korytarz, w którym się znajdował, oświetlony był pochodniami i pył szybko przerzedzał się. Mężczyzna mógł dostrzec paręnaście trupów na całej długości przejścia, jednak nie słyszał żadnych odgłosów walki. Przyjęcie najwyraźniej zostało przeniesione na wyższe poziomy.

Yngvar natomiast nadal znajdował się w sali głównej, w której panowała teraz szarość i gorąc. Chmury pyłu wdzierały się w jego płuca i ledwo co widział. Schronił się za jedną z kolumn, która jakoś ostała się lawinie spowodowanej zaklęciem. Tuman kurzu nieco przerzedził się dzięki otwartym drzwiom wejściowym i mógł na powrót w miarę bezpiecznie lawirować pomiędzy gruzami. Wyrwał swój topór z podłogi, który na całe szczęście uniknął poważniejszych uszkodzeń. Rozglądając się po sali mógł dojrzeć, że lwią część pomieszczenia pokrywały teraz mniejsze lub większe kawałki sufitu. Balkon po prawej stronie runął, blokując korytarz, który się pod nim znajdował. Nie widział nikogo; ani Vonmira, ani Adaileta, ani kocura. Najpewniej zostali przysypani. Biorąc pod uwagę starcie na najwyższym poziomie, to pewnie tam powinien się udać, żeby znaleźć czarownicę. Jednak gorąc bijący od rozbitych kryształów u podnóża schodów czuł nawet tam, gdzie stał. Kto wie, czy byłby w stanie wspiąć się po stopniach.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline