Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-10-2012, 23:28   #51
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Żółte oczy kocura skakały pomiędzy Vonmirem a Yngvarem, jakby oceniając, który z tej dwójki okaże się większym zagrożeniem. Obnażone kły i spięte mięśnie jasno dawały do zrozumienia, że zwierzę nie podda się bez walki.

Vonmir zza swojej żywej tarczy miał doskonały widok na całą salę. Widział, jak Yngvar wbija topór w podłogę i rusza szybkim krokiem w stronę wielkiego kota. Zwierzę nie czekało, momentalnie zaprzestało krążenia i dwoma susami dopadło do górala. Ciężar kotowatego i impet zderzenia skutecznie zbiły go z nóg, jednak zdołał powstrzymać kłapiące mu gdzieś przy uchu szczęki. Meintyńczyk był silny, lata machania toporem nie poszły na marne, jednak kocur dotrzymywał mu kroku w tymże starciu.

Walka była zacięta i wyrównana, obie strony jak na razie remisowały. Nie sposób było powiedzieć, kto wygra. Yngvar co prawda był w stanie trzymać szczęki potwora w bezpiecznej odległości, jednak pazury rozdzierały skórę na żebrach i rękach. Kocur wierzgał jak opętany, chcąc rozszarpać gardło górala, wydając przy tym dźwięki, które jeżyły włosy na karku. Yngvar z kolei rzucał przekleństwami, próbując wyrządzić jakąś krzywdę swojemu przeciwnikowi.

W końcu udało mu się rąbnąć zwierzę w bok czaszki i zrzucić go z siebie. Vonmir tylko na to czekał; mogąc zaatakować od tyłu, nie chciał tracić takiej okazji. Wystrzelił zza olbrzyma, który na chwilę obecną dogorywał i skoczył w stronę kocura z uniesionym mieczem.

Tymczasem gdzieś z góry dobiegł ich huk i kolejny wybuch wstrząsnął ścianami. Kolejne dźwięki magicznej potyczki zbliżały się i gdyby tylko unieśli głowy, mogliby dostrzec niewyraźne kształty na najwyższym poziomie. Nie mieli jednak czasu; byli zbyt zajęci próbą ukatrupienia czarnego monstrum. Mimo braku widowni, walka magów trwała w najlepsze. Operowali takimi ilościami magicznej energii, że powietrze elektryzowało się i pewnie ciężko byłoby nim oddychać. Starcie było zacięte; zaklęcie szło na zaklęcie.

Najemnicy tego nie widzieli, ale jedno ze skontrowanych zaklęć pomknęło nie tam, gdzie powinno; poszło w górę, ku sklepieniu. Vonmir i Yngvar usłyszeli tylko huk, o wiele głośniejszy niż wszystkie pozostałe i ich spojrzenia mimowolnie powędrowały ku jego źródłu. To, co zobaczyli, sprawiło, że natychmiast rzucili się w najdalsze kąty sali. Bowiem ów niefortunnie skontrowane zaklęcie rozerwało pół sufitu, które gnało teraz w dół, siejąc zniszczenie. Najgorsze było jednak to, że kryształowy żyrandol, pozbawiony zawieszenia, również runął w dół, ku najemnikom.

Czas jakby przyspieszył; w jednej chwili znajdowali się w przestronnej sali, w drugiej - mrugali i kasłali, próbując przebić warstwę pyłu. Kawałki stropu zniszczyły kilkanaście balustrad i balkonów, rozłupały kilka kolumn i wzbiły w powietrze chmury kurzu. Żyrandol natomiast leżał powyginany u stóp schodów; większość kryształów była porozbijana i magia w nich zaklęta rozgrzewała teraz powietrze do niemożliwych temperatur.

Vonmir znalazł się w korytarzu po prawej, w którym schronił się w ostatniej niemal chwili. Część sklepienia runęła na balkon i obróciła jego część w swego rodzaju barykadę. Sunveryjczyk był odcięty od głównej sali; mógł co prawda spróbować odkopać część gruzu za swoimi plecami. Korytarz, w którym się znajdował, oświetlony był pochodniami i pył szybko przerzedzał się. Mężczyzna mógł dostrzec paręnaście trupów na całej długości przejścia, jednak nie słyszał żadnych odgłosów walki. Przyjęcie najwyraźniej zostało przeniesione na wyższe poziomy.

Yngvar natomiast nadal znajdował się w sali głównej, w której panowała teraz szarość i gorąc. Chmury pyłu wdzierały się w jego płuca i ledwo co widział. Schronił się za jedną z kolumn, która jakoś ostała się lawinie spowodowanej zaklęciem. Tuman kurzu nieco przerzedził się dzięki otwartym drzwiom wejściowym i mógł na powrót w miarę bezpiecznie lawirować pomiędzy gruzami. Wyrwał swój topór z podłogi, który na całe szczęście uniknął poważniejszych uszkodzeń. Rozglądając się po sali mógł dojrzeć, że lwią część pomieszczenia pokrywały teraz mniejsze lub większe kawałki sufitu. Balkon po prawej stronie runął, blokując korytarz, który się pod nim znajdował. Nie widział nikogo; ani Vonmira, ani Adaileta, ani kocura. Najpewniej zostali przysypani. Biorąc pod uwagę starcie na najwyższym poziomie, to pewnie tam powinien się udać, żeby znaleźć czarownicę. Jednak gorąc bijący od rozbitych kryształów u podnóża schodów czuł nawet tam, gdzie stał. Kto wie, czy byłby w stanie wspiąć się po stopniach.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline  
Stary 30-10-2012, 23:13   #52
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Sunveryjczyk nie mógł mieć nawet pojęcia, co się stało z jego kompanami, oraz ich przeciwnikiem, futrzakiem. Nie było miłe to, że ktoś przerwał im walkę, rozpieprzając sobie dach. Głupio, po przebyciu takiej drogi, byłoby zginąć będąc przysypanym przez kupę gruzu. Miał nadzieję, że z Yngvarem nie było źle, widać było, że mimo wszystko jest dosyć zaradny. Czasem aż za bardzo. Gorzej z Adailetem, z którym nie wiadomo co się działo w ostatnim czasie. Vonmir ostrzegał, by nie żarł niczego podanego przez tego cholernego maga, ale oczywiście młodzieniec musiał postąpić inaczej i teraz miał problem, o ile nie wąchał już kwiatków od spodu. Co by jednak za długo nie myśleć o innych, niedoszły oficer wojskowy musiał zadbać o siebie. Gdy już nieco kurz opadł, mógł rozejrzeć się dookoła. Musiał przyznać, że otoczenie nie nastrajało go optymistycznie.

Zaczął się wręcz zastanawiać, czy by jednak nie posłuchać maga, chociaż byłaby to bardziej jego osobista decyzja. Walka wyżej pokazała, że miecz Vonmira nie mógłby szczególnie wiele zdziałać w starciu z parającymi się czarami istotami. Zaczął się więc nawet powoli rozglądać za wyjściem. Nie wiedziałby do końca, gdzie może się udać, po co i kiedy, ale mógłby sobie jakoś na nowo ułożyć życie, chociażby i tutaj. Jak się okazało, wojować w końcu mieczem w miarę potrafił, to jakoś by zarobił. Z drugiej strony, jak już podkreślił w rozmowie z Sinilinem, nie po to przebył tak długą drogę, by teraz odejść z niczym. Nie robił tego tylko dla siebie, ale także ku pamięci ojca, którego przez całe swe dotychczasowe życie zawodził. Nieukończona prestiżowa szkoła, alkoholizm, w końcu życie w stylu żula... Mimo wszystko, nie chciał do tego wracać, chciał coś osiągnąć. Stąd też w chwilowej wojnie myśli zwyciężyło te drugie stronnictwo i postanowił dalej szukać drogi w górę, ku cholernym czarodziejom, którym posiadanym kawałkiem stali chciał pokazać, że te wszystkie ich sztuczki mogą sobie głęboko wsadzić.

Ostrożnie i powoli udał się w stronę martwych ciał. Ostrożnie, bo cały czas nie wiedział, gdzie co się może czaić. Czy może któryś z trupów nie okaże się jednak pozostawać przy jakimś wątłym życiu i czy mu nie przeszkodzi. A także nie wiedział, co z niedawno spotkanym kotkiem. Dodatkowo, w każdej chwili mógł też wyskoczyć kolejny przeciwnik. Na wszystko trzeba było być przygotowanym. Szedł też powoli, by nieco zregenerować swe nadwątlone poprzednimi walkami siły. Nigdy nie walczył z taką częstotliwością, a i podróże mogły nieco dać się we znaki. Jego celem było znalezienie dalszej drogi na górę. Jeśli napotkałby któregoś ze swoich kompanów, zabrałby się im do pomocy. Ale po tym, co już go zdążyło spotkać podczas tej przygody, pod tym względem był przygotowany już na najgorsze. W końcu nawet do momentu wejścia do tego budynku pozostało ich już tak niewiele, z początkowo bardzo licznej kompanii.
 
Zara jest offline  
Stary 31-10-2012, 20:40   #53
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
Yngvar wciąż odczuwał na sobie nieprzyjemne skutki walki z kocurem. Zadrapania szczypały piekielnie, jakby bestia nosiła jakiś naturalny jad w swoich diablo ostrych pazurach. Ból i wyczerpanie zmusiły górala do podjęcia decyzji o odpoczynku. Osunął się po kolumnie do pozycji siedzącej i gdy już ulokował tyłek na ziemi stęknął głośno. W tym ułożeniu ciała, mięśnie nie walczyły już tak mocno z grawitacją, jak podczas stania. Meintyńczyk odczuł wyraźną ulgę. Nie mając nic lepszego do roboty, zaczął myśleć. Mógł albo wyjść na spotkanie magom, uciekać stąd w cholerę lub ewentualnie zostać tutaj i czekać na zbawienie. Pierwsza opcja była najciekawsza, ale także najniebezpieczniejsza. Pojedynki magia kontra biała zwykle kończą się tak samo jak pojedynki papier kontra kamień w pewnej dziecięcej zabawie. Z tą subtelną różnicą, że stawki tych zmagań są zupełnie z innej bajki. Ucieczka wyglądała na dość rozsądną opcję. Jednak odrzucił ją z dwóch powodów. Po pierwsze nie wiedział gdzie mógłby pójść i co ze sobą zrobić, a po drugie był jakimś pederastą, żeby uciekać w popłochu przed wrogami. A więc postawił na ostatnią z możliwości, a mianowicie nie robienie niczego.

Wytrzymał góra dwie sekundy. A może to się nazywało minuty? Yngvar nigdy nie był prymusem z matematyki(w sumie to w niczym nie był orłem) i pokrewnych nauk, więc nie przejmował się zegarkowymi pierdołami. Jakoś tak się stało, że od zawsze był człowiekiem czynu, skutkiem tego ruszył do działania. Nie wiedział, czy da radę choćby i wstać, ale na pewno spróbuje. Zamierzał dotrzeć do magów i głośno zaprotestować przeciwko nocnym hałasom. Przy okazji dowiedzieć się o co w ogóle się tłuką.
 
Boreiro jest offline  
Stary 07-11-2012, 20:12   #54
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Najemników nie szło tak łatwo zniechęcić. Parli naprzód, nie zważając na egzotycznych zabójców, płonące gospody, zbirów o zakazanych mordach czy magów, robiących na pół etatu w architekturze. Nie można się było tedy dziwić, że walące się sklepienie większego wrażenia na nich nie wywarło. Otrzepali się, rzucili "kurwą" i ruszyli dalej. A Fortuna zaśmiała się po raz kolejny ze swojego miejsca w pierwszym rzędzie na myśl o kolejnej scenie; kolejnej kłodzie, którą zamierzała rzucić pod nogi swoich ulubieńców.

Uparcie parli naprzód, jakby los przyparł ich do muru. Może i tak było; w ciągu kilku dni przeżyli więcej, niż kiedykolwiek im się śniło. Wszystko było jak sen jakiegoś popapranego umysłu; takiego, który nawdychał się za dużo ziołowych oparów i zaczął majaczyć. Człapiąc noga za nogą zmierzali powoli do celu, który obiecywał im wyrwanie się z szaleńczej rzeczywistości. Rzeczywistości, która zaczęła być niezdatna do życia. Czy świat oszalał, czy może dopiero teraz pokazał swoją prawdziwą twarz?

Nie było czasu na głębokie przemyślenia czy rozważania na temat skurwysyństwa, jakie widzieli. Trzeba było rwać ku powierzchni, naparzać wszystkimi kończynami, by móc zaczerpnąć tak upragniony łyk powietrza. Analogia nader adekwatna, bowiem droga najemników również prowadziła w górę.

Yngvar ruszył w stronę schodów, lawirując pomiędzy kawałkami sklepienia. Góralskie mięśnie pracowały na pełnych obrotach; ostatnie rozrywki dostarczały tyle ruchu, że przyzwyczaiły się do operowania na rezerwie. Mężczyzna był nieźle poharatany; pazury kocura porozrywały materiał koszuli, a w paru miejscach nawet skórę. Krew płynęła cienkimi strużkami, ale zadrapaniami Yngvar nie zwykł się przejmować.

Wkrótce zachrzęściły mu pod stopami resztki kryształów, a gorąc uderzył w niego z całą mocą. Jucha zaczęła mieszać się z potem, a płuca odmawiały posłuszeństwa. Jednak to wspinaczka po schodach była istnym piekłem. Z trudem wspinał się na następne stopnie, a powietrze zdawało się stawiać mu opór. Zgęstniało wokół górala i nabrało takiej temperatury, że czuł się jakby jacyś tubylcy przyrządzali go na obiad. Pocieszał się, że jeszcze trochę; jeszcze parę schodków i będzie po problemie. Zanim jednak było mu dane odetchnąć, musiał przedrzeć się przez epicentrum. Pod koniec zdawało mu się, że wpadnie na niewidzialną, żarzącą się ścianę. Już na ostatnim oddechu, prawie że bezdechu, pokonał przeszkodę. Łapczywie zaciągnął się powietrzem; normalnym, błogosławionym powietrzem, niebędącym wiatrem z piekieł. Resztę drogi przebył chwiejnym krokiem, delektując się przywróconą możliwością oddychania.

Vonmir miał lżej w porównaniu do górala. Korytarze były opuszczone, jeśli nie liczyć zalegających trupów. Nieliczne pokoje jakie minął, pozbawione były drzwi, które walały się gdzieś po podłodze; czasami niemalże nienaruszone, czasami roztrzaskane. Starając się powstrzymać żółć podchodzącą mu do gardła i ograniczając wdychanie smrodu śmierci do minimum, szedł przed siebie, cały czas nasłuchując i wypatrując potencjalnych zagrożeń. Przy następnym skrzyżowaniu coś go tknęło i wybrał odnogę po lewej stronie. Bingo. Zaledwie kilka kroków i znalazł schody, wijące się gdzieś ku górze. Pierwszy stopień zaskrzypiał pod jego ciężarem, ale Vonmir nie czekał i zaraz rozpoczął wspinaczkę. Przestąpił trupa z rozłupaną czaszką, starając się nie poślizgnąć na ściekającej po drewnie krwi.

Góral, którego oddech wrócił w końcu do normy zaczął szukać drogi na najwyższy poziom budynku. Ostrożnie ominął dziury w podłodze, wyrwane przez spadające sklepienie, i bez chwili zastanowienia pchnął drzwi tuż przed nim. Powitały go znajome twarze.

Vonmir wspiął się na wyższy poziom i zaraz zaczął krążyć, poszukując kolejnych schodów. Korytarze były węższe i bardziej poplątane, ale widać główne starcia rozegrały się już na parterze, bowiem tutaj trupów było już jakoś mniej. Widać też było, że miały tu też miejsce magiczne batalie. Niektóre ze ścian były nadłupane, drzwi były w drzazgach. Z gobelinów pozostawały tylko kupki popiołów i powietrze zdawało się jakieś obce. Zupełnie jak wtedy, pod płonącą gospodą.

Nie miał jednak ochoty podziwiać dzieła zniszczenia i zaraz też przyspieszył kroku, chcąc już mieć to wszystko za sobą. Dotarł do drzwi, smętnie wiszących na zawiasach i postanowił trochę tutaj postać. Trójka osób w pokoju przyciągnęła jego uwagę.

Pomieszczenie było prawie na pewno jadalnią. Wielki, okrągły stół umieszczony na środku zdecydowanie to sugerował. Suto zastawiony wszelakim jadłem oraz trunkami; śnieżnobiały obrus, który zakrywał blat, splamiony był posoką i powywracanymi karafkami z winem. Różne naczynia i sztućce walały się za to po podłodze, a porozbijane kieliszki barwiły dywan swą zawartością. Tutaj również było kilka trupów; odzianych w dobrej jakości zbroje i uzbrojonych po zęby. Leżeli teraz, tępo wbijając martwe oczy w sufit. A pośród nich grasowała Żmijka z tym blondynem. Tym razem ubrani w lekkie, rozzhkarskie odzienia, oddawali się zarzynaniu niedobitków i uwalnianiu ich od co apetyczniejszych własności.

Jak jeden mąż obrócili się w stronę drzwi, kiedy tylko ich uszu dobiegło skrzypienie drewna. Widząc, że to Yngvar, blondyn warknął coś po ellyriańsku i dobył swojego zakrzywionego ostrza. Reakcja Żmijki była o tyle cywilizowana, co irytująca. Dziewczyna zaśmiała się perliście i błysnęła ząbkami, a zaraz po tym ruszyła powoli po okręgu. Sługusy czarnowłosej magini ustawili się kilkanaście kroków od siebie tak, aby Yngvar atakiem na jedną osobę, wystawił swoje plecy tej drugiej.

Taktyka może i miałaby jakieś powodzenie, gdyby nie Vonmir, czający się za ich plecami. Stojąc w progu, oceniał sytuację. A była ona, szczerze powiedziawszy, na rękę najemnikom. Sunveryjczyk pamiętał jeszcze pewną lekcję z Ouriadu, której nauczył go już podstarzały oficer. Co prawda był stary i siwy, ale doświadczenie z wiekiem nie minęło. Ów nauka szła mniej więcej tak: "oczy dookoła rzyci i pilnuj jebanych tyłów, albo zajebią cię zanim zdążysz mrugnąć".
 
__________________
"Information age is the modern joke."

Ostatnio edytowane przez Aro : 07-11-2012 o 20:18.
Aro jest offline  
Stary 08-11-2012, 22:31   #55
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
Yngvar. Góral. Siła. Wkurwienie. Bez myślenia. Bez taktyki. Rzucić się na babe. Zabić. Rzucić się na blondyna. Zabić. Samemu nie dać się zabić. A nawet drasnąć. Kopnąć zwłoki żmijowatej suki. Powtórzyć czynność do osiągnięcia zadowolenia. Iść dalej. Zabrać Vonmira ze sobą. Znaleźć hałaśliwych magów. Po drodze wymordować wszystko co się rusza. Stanąć przed magami. Nagadać im. Ale krótko. Spiąć dupę. Zabić magów. Ich ewentualnych kolegów i koleżanki też. Wyjść w końcu z tej ruiny. Zalać się. Zaruchać. Stłuc wszystkich co się krzywo spojrzą. Uderzyć w kimono na jakiś tydzień. Władować się na jakiś statek do ojczystych krain. Żyć i nie dawać żyć innym dalej.
 
Boreiro jest offline  
Stary 10-11-2012, 21:43   #56
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Bywały w życiu chwile, gdy jakiś zabijaka zaczynał się przyzwyczajać do widoku trupów. Czasem zajmowało to mniej, czasem więcej. Akurat Vonmir przeczuwał, że nastąpiło to szybko. Jeszcze kilka/kilkanaście dni temu, wymiotował na widok wnętrzności człowieka, jakie wyszły z jego pierwszej zadanej śmierci, teraz przechodził obok zwłok, często nawet je depcząc, a w żołądku go nawet lekko nie skręcało z tego powodu. Może to z powodu zawzięcia do wykonania zadania. Przeczuwał, że to mogła być jego ostatnia okazja, by uciec i ujść z życiem. Dlatego czuł dyskomfort. Rozterki. Musiał starać się oczyścić swój umysł z tych myśli, choć nie było to łatwe, a i nie miał przy sobie żadnej piersiówki, by sobie porządniej łyknąć przed kolejnym bojem. Depcząc więc kolejne trupy, szedł przed siebie, z zamiarem dorwania tej jędzy, przez którą w ogóle zajął się tym kurewskim zadaniem.

Szczęśliwie, po wejściu na górę, zobaczył tylko dwóch przeciwników i jednego kompana, czyli szanse były wyrównane. Przynajmniej pod względem liczby osób. Dla wrogów na pewno sytuacja wyglądała całkiem komfortowo, bowiem Sunveryjczyk nie został jeszcze prawdopodobnie zauważony. Góral więc mógł sobie mówić, co chciał, ale czasem opłacało się trochę przyczaić z boku, by zyskać to, co w tej chwili. Obserwował więc nieco ukryty, jak nowo napotkana para formuje się dookoła Yngvara, czekając na dogodny moment do ataku. Nie chciał od razu wybiegać z pomocą, niezwykle głupio byłoby tracić element zaskoczenia. Nie miał żadnych oporów przed wbijaniem swojego miecza w plecy. Nie wśród takich skurwysynów, jacy otaczali go w tym miejscu.
 
Zara jest offline  
Stary 14-11-2012, 18:44   #57
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Pomieszczenie, w którym najemnicy napotkali kolejną przeszkodę, powinno się przerobić na salę balową. Jadalnia zupełnie nie pasowała do tego, co właśnie miało miejsce w obrębie tych czterech ścian.

Yngvar zaczął od razu z grubej rury. Był niczym byk, rwał przed siebie w barbarzyńskim szale; rzucając bluzgami i wymachując toporem. Z impetem godnym taranu wpadł na Żmijkę, skory do ukarania dziewczyny za upokorzenie, którego zaznał wtedy, w burdelu. Ta jednak wywinęła mu się i skrwawiła biceps nożem. Góral odpłacił pięknym za nadobne i huknął pięścią, rozkwaszając piękności nos i posyłając ją w tył.

Vonmir tymczasem zaatakował szybko i zdradziecko, gdy tylko jego towarzysz ruszył do boju. Blondyn, skupiony na Yngvarze nie miał prawa zauważyć Sunveryjczyka. I nie zauważył; stal miecza rozcięła koszulę i zabarwiła materiał na czerwono, jednak było to tylko zadrapanie. Chłopak okręcił się na pięcie i sieknął zakrzywionym ostrzem. Ściąłby pewnie głowę Vonmira jak zboże, gdyby ten nie uchylił się w odpowiednim momencie. Stal jedynie świsnęła mu gdzieś przy gardle, ale uniknął poważniejszych obrażeń.

Żmijka zatoczyła się do tyłu, rzucając ellyriańskimi przekleństwami i plując krwią. Przemodelowanie twarzy najwyraźniej jej się nie spodobało, bo zniknęły gdzieś z jej oczu owe iskierki rozbawienia. Teraz można było jedynie dostrzec nieziemskie wręcz wkurwienie. Skoczyła w stronę górala, za nic mając sobie jego żądzę krwi i mordu, wywijając dwoma nożami. Jeden też pomknął zaraz w powietrzu, wbijając się w yngvarowe ramię. Zwierzęcy niemal ryk wydarł się z jego gardła i nim dziewczyna zdołała narobić jakichś szkód, chwycił ją za smukłą szyję. Przebierając nogami w powietrzu, Żmijka nie miała za bardzo pola do manewru. Mogła jedynie szybować w stronę stołu, napędzana siłą góralskich mięśni. Przetoczyła się po blacie, ściągając ze sobą obrus i większość zastawy, i zniknęła gdzieś po drugiej stronie.

Vonmir miał problemy z blondynem. Chłopak walczył w sposób wyjątkowy, co w porównaniu z nietypową dla voseryjskiego oka bronią, dawało całkiem niezłe rezultaty. Zakrzywione ostrze świstało co i rusz, za każdym razem jednak napotykając paradę niedoszłego oficera. Parować było jednak coraz ciężej; mięśnie powoli odmawiały posłuszeństwa, a oddech stawał się płytszy i płytszy. Vonmir po którymś z uderzeń wiedział już, że to koniec, że kolejny cios sięgnie go i pewnie położy kres życiu, które właśnie zaczęło przemykać mu przed oczami.

Cios jednak nie nadszedł i mógł dziękować za to Yngvarowi. Ten bowiem, wyrwawszy z ramienia żmijkowy nóż, zaszedł blondyna od tyłu i styliskiem topora zaczął zgniatać mu krtań i przyciągać do siebie. Chłopak wierzgnął jedynie i desperacko spróbował złapać oddech. Vonmir już unosił miecz na yngvarowy znak, by wykończyć młodziaka...

Wtedy na powrót do akcji wkroczyła Żmijka. Wkurwiona co niemiara, z zakrwawioną połową twarzy, chwyciła jedną z ozdobnych tac i posłała w stronę Sunveryjczyka. Srebro huknęło go w skroń i stracił okazję, odpędzając zawroty głowy. Blondyn natomiast, korzystając z chwili nieuwagi Yngvara, wbił mu łokieć pod żebra i, kiedy ucisk styliska zelżał, przedstawił tył swojej czaszki góralskiemu nosowi.

Natomiast Żmijka, sprawczyni owego zamieszania, przesadziła stół jednym susem i zaraz dopadła swojego kompana, by wesprzeć go w starciu z najemnikami. Cała czwórka dyszała już ciężko, wkurwienie sięgało zenitu i krew wymieszana z adrenaliną buzowała w żyłach. Blondyn z dziewczyną opierali się plecami o siebie, wpatrując się w swych przeciwników. Żmijka przerzucała nóż z jednej dłoni do drugiej, czekając na ruch Vonmira. Chłopak natomiast wpatrywał się z mieszaniną strachu i złości w Yngvara, łapiąc łapczywie oddech.
 
__________________
"Information age is the modern joke."

Ostatnio edytowane przez Aro : 14-11-2012 o 18:48.
Aro jest offline  
Stary 16-11-2012, 16:14   #58
 
Boreiro's Avatar
 
Reputacja: 1 Boreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodzeBoreiro jest na bardzo dobrej drodze
W mordę. Założenia były takie, co by wykończyć te żmije i innych blondynów na szybko. Nie wyszło. W dodatku nie czuł się najlepiej. Na skutek zadanych obrażeń i zmęczenia walkami jego wewnętrzna wściekłość znacząco spadła. Należałoby zmienić koncepcję natarcia. Yngvar oczekując na ruch Żmijki namyślał się intensywnie. Mimo iż robił to rzadko, czasem zdarzało się się wpaść na jakiś nawet sensowny pomysł. Niestety, tym razem między uszami miał pustkę. Chodziły mu po głowie różne koncepcje i plany, ale wszystkie wydawały się mieć szansę powodzenia niewiększą od zwykłego zaatakowania przeciwników toporem.

Ale, ja mawia przysłowie: co dwie głowy to nie jedna. Ta druga na leżała do Vonmira. Akurat w aspekcie intelektualnym wydawał się on znacznie przewyższać górala. Może wymyśli genialny plan zabicia, opartej o siebie pary. Użyje tajemnej sztuki mistycznej zwanej podstępem, której tajników Yngvar nigdy dostatecznie nie pojął. Dobra, a więc plan jako taki jest – zaczekać na ruch Vonmira, a jak nic nie zrobi po prostu kontynuować pojedynek.
 

Ostatnio edytowane przez Boreiro : 24-11-2012 o 19:41.
Boreiro jest offline  
Stary 19-11-2012, 22:00   #59
 
Zara's Avatar
 
Reputacja: 1 Zara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputacjęZara ma wspaniałą reputację
Walka toczyła się niczym sinusoida. Oczywiście Vonmir nie mógł mieć zielonego pojęcia, co to jest, ale na pewno widział, że z sytuacji bliskiej swojej śmierci, przenosił się na zupełnie odwrotną stronę, czyli sam miał okazję do ukatrupienia kolejnego skurwiela. Zawsze musiał stanąć ktoś na przeszkodzie. Całe szczęście, że liczebność po obu stronach była ta sama. Przeczuwał, że jeden przeciwnik więcej i zastanawiałby się, czy iść w stronę światła, czy w tą drugą. Z drugiej strony szkoda, że cały czas ich drużyna się pomniejszała. Czy warto było, a właściwie nadal ścigać tą jędzę, za taką cenę? Gdy zginęło tylu ludzi? Aż dziw brał Vonmira, że wśród dużo bardziej doświadczonych wojowników, to jemu udało się dotrzeć do tego momentu. Przynajmniej miał nadzieję, że ich poświęcone życia nie pójdą na marne i teraz, razem z Yngvarem, uda im się zabić wszystkich na drodze do ostatecznej przeciwniczki, zresztą ją tym bardziej Sunveryjczyk miał zamiar zajebać. To właściwe słowo, bo każde cenzuralne nie oddawało by poziomu jego wkurwienia na nieznaną mu czarownicę.

Najpierw jednak musieli pokonać tutejszą parę. Po lekkich zawirowaniach okazało się, że nastąpiła zmiana przeciwników. Dla Vonmira przyszła kolej na walkę z kobietą, choć w tej chwili nie robiło mu to żadnej różnicy. Zdziwił się, gdy zobaczył, że stojący obok Yngvar nie zaatakował z typową dla siebie barbarzyńską gracją, tylko na coś czekał. Nie wiedział, czy interpretować to jako chwilę odpoczynku, analizowanie sytuacji, czy najczarniejszy scenariusz, czyli jakieś poważniejsze obrażenia. Cudów jednak nie potrafił w tym momencie były pijaczyna, a obecnie wojownik wymyślić, postanowił, w stylu swego kompana natrzeć z mieczem na swoją przeciwniczkę. Jeśli miał walczyć z kobietą, nie posiadał atrybutów w stylu zwinności, czy szybkości, musiał więc postawić po prostu na siłę. A także na wytrzymałość, bo skoro wytrzymał tak długo, to i pod tym względem nie mógł sobie nic zarzucić. Zmęczenie na pewno rosło po obu stronach, więc czemu niby to on miałby być w gorszej pozycji?
 
Zara jest offline  
Stary 23-11-2012, 22:16   #60
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Zamiana partnerów tanecznych, tu i ówdzie zwana potocznie "odbijanym", wyszła na lepsze najemnikom. Uwinęli się z ellyriańską parą, nie tyle szybko, co skutecznie. Chociaż nie obyło się bez jakichś pomniejszych zawirowań; w końcu bądź co bądź, fechtunek cała czwórka miała opanowany w mniejszym lub większym stopniu.

Pierwsi starli się Vonmir ze Żmijką. Sunveryjczyk natarł szybko i z determinacją, a dziewczyna ruszyła mu na spotkanie, wywijając nożem w dłoni. Zaśpiewała stal i mógłby przysiąc, że nie miał prawa nie trafić. A jednak, pannica zdołała się jakoś wywinąć i przejechać mu nożem po biodrze. Vonmir, niewiele myśląc, odwinął się szerokim cięciem. Żmijka, która nie miała czasu się odwrócić, oberwała w plecy. Miecz przeciął skórę i koszulę jednakowo łatwo, a uderzenie posłało dziewczynę na podłogę.

W międzyczasie blondyn skoczył ku góralowi, świszcząc zakrzywionym ostrzem w powietrzu. Mimo że zacięciem dorównywał swemu przeciwnikowi, to jakoś nie mógł go sięgnąć. Yngvar, którego zapał bojowy trochę się ostudził, powoli i spokojnie cofał się, zbijając kolejne uderzenia chłopaka toporem. Trwali tak w tym impasie przez kilka sekund, może mniej. Kto by tam liczył. Najważniejsze, że góral w końcu zbił cios blondyna tak, że ten stracił na moment równowagę. Specjalnego zaproszenia Meintyńczyk nie potrzebował; doskoczył to chłopaka i huknął go trzonkiem od topora, rozkwaszając i prawdopodobnie łamiąc mu nos. Blondyn nie miał nawet czasu zakląć. Yngvar ściął mu głowę lepiej niż niejeden kat.

Vonmir również uporał się ze swoim przeciwnikiem. Co prawda Żmijka, leżąc i klnąc na podłodze, w ostatnim akcie desperacji próbowała jeszcze rzucić swym nożem, ale niewiele jej to dało. Sunveryjczyk jakimś cudem zdołał odbić lecącą broń; klingi jęknęły przy zderzeniu, a żmijkowe ostrze poszybowało gdzieś w kąt sali. Po krótkiej chwili, ciało dziewczyny już tańcowało w ostatnich, przedśmiertnych spazmach.

* * *

Kiedy już odsapnęli odrobinę po starciu z ellyriańską parą, przyszła kolej na kontynuowanie wędrówki. Chociaż tym razem za daleko wędrować nie musieli. Schody w górę znaleźli niemalże natychmiast po wyjściu z jadalni, a coraz głośniejsze odgłosy walki utwierdziły ich w przekonaniu, że są na dobrej drodze.

Wspinaczka nie powinna trwać długo, jednak obydwoje zdecydowali się na ostrożność. Zwłaszcza, że jeden z wybuchów wstrząsnął okolicznymi ścianami, a z sufitu posypał się tynk. Chociaż prawdziwa kakofonia zaczęła się, gdy dotarli do szczytu schodów.

I w sumie przedstawienie w końcu odbywało się w odpowiednim miejscu; znajdowali się w sali balowej, na galerii. W dole natomiast... Cóż, w dole trwało w najlepsze istne battle royale.

Yngvar widział tą czarnowłosą z burdelu, ciskającą skwierczącymi masami energii w, jak podejrzewał, pozostałości ochroniarzy czarownicy. Z tego co było widać, padli jak muchy w otwierających salwach bitwy i ostali się tylko ci najlepsi. Vonmir natomiast wbił wzrok w Sinilina Noisilho w towarzystwie jakiejś kobiety, tak wysokiej i szczupłej jak sam mag. Stali pośrodku migoczącej, błękitnej kopuły od której odbijały się zaklęcia. Towarzyszka czarownika natomiast trzymała w dłoniach samopowtarzalną kuszę, z której posyłała bełty pokryte runami. Wokół nich co i rusz przewijały się ciemne postacie, poruszając za szybko, by za nimi nadążyć. Zdawały się być zbudowane z dymiących cieni.

Mogli przyjrzeć się takiemu kształtowi z bliska, kiedy zaklęcie tej czarnowłosej z burdelu posłało go na galerię właśnie. Przypominał człowieka, jednak był całkowicie ciemny; może rzeczywiście był stworzony z cienia. Chociaż nie mogli go zbyt długo podziwiać, bowiem rozpłynął się w powietrzu. A zaraz potem dopadła ich bojowa atmosfera.

Ktoś - może er Fresn, może Noisilho - zafundował im ekspresową podróż w dół, rozrywając zaklęciem kolumnę tuż pod ich stopami. Polecieli w dół, przy akompaniamencie przekleństw i latającego gruzu. Pozbierali się raz dwa, bowiem nie mogli za długo się ociągać. I stanęli jak wryci.

Powietrze na dole było ciężkie od wszechobecnej magii. Stawiało włosy na głowie i pozostawiało metaliczny posmak w ustach. Oddychali normalnie, jednak czuli się jakoś... Inaczej. Zdawało się im również, że tu i ówdzie mogli niemalże dostrzec fałdy powietrza i pęknięcia. Zupełnie jakby coś zaczynało opadać, jakby energia magiczna zaczynała burzyć jakiś mur między rzeczywistościami.

Ale to nie to zdziwiło najbardziej najemników i zmusiło ich do zbierania szczęk z podłogi. Nie, największą niespodzianką przyjęcia był jeden z gości specjalny. Wywijający teraz mieczem w stronę cienistej postaci, dźgający ją włócznią splecioną z samego światła. Okuty w jasną zbroję, okrytą białym płaszczem. Tja, ser Coriag tr'Estyn prezentował się okazale i, ku zaskoczeniu dopiero co przybyłych, całkiem żywo. Nie mieli co do tego wątpliwości, to był on. Mieli całkiem dobry widok.

Nie tylko zresztą na najwyraźniej zmartwychwstałego rycerza Zakonu. Widzieli również jedną postać, której nie kojarzyli i do której próbowali dostać się chyba wszyscy uczestnicy imprezy. Czarownica w sumie nie wyglądała na niebezpieczną, a co dopiero na morderczynię - była młoda, za młoda. Mogła mieć może z czternaście wiosen na karku. Chociaż coś podpowiadało najemnikom, że nie należało oceniać książki po okładce. Zwłaszcza, gdzie magia była zaangażowana.

Dziewczyna była jednak niebezpieczna. Co prawda ogniste zaklęcia nie trafiały swych celów, znajdując ujście gdzieś w górze, to słała je mimo to jedno za drugim. Bez wyraźnych śladów zmęczenia powoli, acz skutecznie rozłupywała magiczną tarczę Noisilho. Zmuszała er Fresn do cofania się i koncentrowania bardziej na defensywie. Nawet ser Coriag musiał co i rusz odbijać jakieś zaklęcie, jednocześnie stawiając czoła cieniowi.

Ta, potańcówka była całkiem żwawa. Vonmir i Yngvar mieli na nią całkiem dobry widok ze swojego miejsca gdzieś na tyłach, niezauważeni jak na razie przez nikogo. Chociaż czasu nie mieli za dużo; prędzej czy później i oni zostaną porwani w tan.
 
__________________
"Information age is the modern joke."

Ostatnio edytowane przez Aro : 23-11-2012 o 22:19.
Aro jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 21:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172