Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2012, 02:08   #23
Alaron Elessedil
 
Alaron Elessedil's Avatar
 
Reputacja: 1 Alaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputacjęAlaron Elessedil ma wspaniałą reputację
Łup! Łup! Łup!

Zerwał się na nogi!

Izba sypialna Arno była sporym, jasnym pomieszczeniem wyposażonym w jedno duże okno. Niemniej słońce nie budziło go tuż po świcie ze względu na usytuowanie szklanego fragmentu ściany. Wpuszczało promienie od godziny jedenastej, lecz niezależnie od tego i tak zawsze na noc opuszczał zasłonę będącą starym, pofarbowanym na kremowo prześcieradłem.

Przybita nad framugą, podzielona na dwie części tkanina zakładana na wystający gwóźdź, by wpuścić światło świata zewnętrznego przybrała właściwą barwę jedynie dzięki zielarskiej pomocy Marii Adler.

Prócz łóżka oraz znajdującej się u jego stóp skrzyni pokój wypełniały głównie drewniane figurki, choć zdarzały się również kamienne.
Rozmiary były różnorodne poczynając od stojącego w kącie psa niewiele niższego od twórcy po ludziki nie większe niż kciuk. Kolekcję uzupełniały skrzydła wykonane tej nocy.

Na przeciwległej ścianie wisiały narzędzia kowalskie wraz ze starymi, skórzanymi rękawicami oraz fartuchem.
Pod nimi stał stolik z przyrządami służącymi do rzeźbienia, a także puste miejsce na młot.

Najważniejsze wyposażenie Arno leżało na małym posłanku tuż przy łóżku, by zawsze było pod ręką.

Łup! Łup! Łup!

-No idę przecież!-zawołał gburowato.

-Ledwie słońce ryja wystawiło, a oni już walą i walą. Wyspać się nie dadzą po całej nocy pilnowania, coby mogli wkoło fajfusa podskakiwać. Ani "dziękuję", ani "w dupę mnie cmoknij". Jeno "to zrób i tamto też"-warczał pod nosem mozolnie stawiając stopę za stopą podczas wiązania świeżo naciągniętych portek.

Zdjął drewnianą belę uniemożliwiającą wejście i z rozmachem otworzył drzwi, w których stał Wolmar.

-Do Wspólnej Chałupy!

-Alarm!-podskoczył radośnie. Odtąd wszystko toczyło się błyskawicznie. Stał przed synem wójta jedynie w spodniach i niezawiązanej koszuli, gdy nagle zniknął. Pojawił się wypadając z domu w kurcie z młotem w dłoni!

Przez chwilę zastanawiał się jakie zagrożenie czekało u progu Biberhof, że dzwony nie wzywały wszystkich do powstania, a potrzebny był cichy alarm.
Choć nie kwapił się z dotarciem do zamkniętego wejścia własnego domu, jak teraz wręcz gnał do Wielkiej Izby.
Coś się działo!

Może by tak jakiś gobliński atak? Choćby maleńki ataczek? Taki tyci, tyci.
Wyobraźnia podpowiadała mu bajkową historię. Hubert przynoszący Alfredowi wieść o nadchodzącym zagrożeniu, zioła wspomagające od Starej Maryny, błogosławieństwo Sigmara wprost z rąk Fryderyka i palec wójta wskazujący obozowisko zielonych.

Rozbijane czaszki - muzyka piękniejsza niż Jostowa gra na dudach.
Swąd chaosytów - zapach lepszy niż mieszanki ziołowe Marii Adler.
Metaliczny posmak - bardziej kuszące niż baranina.

Przyspieszył!

Pomarzyć dobra rzecz. Kończyło się na tym, a szkoda. Dlaczego takie gobliny miałyby najeżdżać właśnie na nich, gdy wkoło leżały większe wsie czy miasta?
Najfajniejsze zabawy przypadają tylko największym, zaś najmniejsi mają tylko problemy.
Tylko dużych opłacało się najeżdżać, tam wszystko się rozwalało. Wtedy takie Biberhof nie miało szans na rozerwanie się.
Kiedy już taka fala dotrze do malutkich, to znaczy, że duzi sobie nie poradzili.

Dotarł na miejsce, gdzie zmarszczył brwi i podrapał się po brodzie. Na miejscu znajdowały się jedynie osoby z nocnej warty.
Co się działo?

Ze środka wychyliła się głowa Otta. Szewc uważnie obejrzał każdego z wezwanych strażników, jakby obawiając się przybycia kogokolwiek spoza zaproszonego grona.
Nikogo nie brakowało, ani jednej osoby więcej niż trzeba było.

Uczeń kowala wchodząc wewnątrz po otworzeniu drzwi na oścież zastanawiał się dlaczego to właśnie ich obecność była tak niezbędna.
Ta myśl szybko wyparowała. Siadając na ławce dostrzegł obecność całej Starszyzny o nieobecnych lub strapionych minach.
Prawie całej. Nie było Fryderyka.

Czyżby źle się poczuł? Może czego mu było trzeba, to Arno poleciałby chybcikiem? Może ojcowej gorzałki donieść? Choćby kilka łyczków. Na pokrzepienie.
Krasnolud już miał zdanie o chorobie kapłana. Ani chybi struł się wodą w piwsku i ni dziwota.

-Dziękuję, żeście przybyli na me wezwanie. Mamy żałosną sytuację w siole-odezwał się Alfred, lecz dla Hammerfista nie była to żadna nowina. Wiedział to już dnia wczorajszego.
Może wreszcie ludzie zrozumieli na czym polegała prawdziwa biesiada?

-Ojciec Gottlieb został dzisiaj przez nowicjuszkę Apfel znaleziony, w odrażający sposób zamordowanym w Świątyni Sigmara.
Po tych słowach khazad upodobnił się do swych kamiennych rzeźb. Znieruchomiał, jego spojrzenie niebezpiecznie stwardniało pośród brodatej, wykrzywionej w niesympatycznym grymasie, twarzy.

Dla Starszyzny największym problemem okazał się nadchodzący Łowca Czarownic.
Wszystko zapoczątkowała ta głupia dziewucha - Angela. Miast dziób na kłódkę trzymać przez pierwszych kilka dni, to wypaplać od razu poleciała. Durna baba.

On sam przejmował się wizytą Łowcy w inny sposób niż Starsi. Jak ten zabójca od Świątyni Sigmara wreszcie przylezie, to Arno nie będzie mógł winnego pod kowadło podłożyć.
Nie można było tracić ani kapki czasu.

Nim wstał bez słowa, by podążyć w kierunku wyjścia zdołał jeszcze usłyszeć pytania Josta i Woytka.
Krasnolud wychodził, żeby zobaczyć ojca Gottlieba, Świątynię i chatę.
Jako wyznawca Grungniego rzadko bywał w Sigmarowych progach. Zdecydowanie częściej bywał u samego Fryderyka.

-Czekaj Arno-rzekł Alfred, zaś syn Joniego przystanął zniecierpliwiony. Uczucie to minęło już na początku historii, z której morał płynął jeden: dowody ludzkie to nie wszystko. Tu znaki od samego Sigmara muszą znaleźć.

No... Może jeszcze jeden.
Odwet na Łowcę trzeba zgotować zanim przyjdzie mu do makówki Biberhof spalić.

-Zawrzyjcie kłapaczki-warknął zirytowany khazad, bawiąc się bijakiem młota jakby go ręce świerzbiły.
Jego oczy płonęły bardzo niezdrowym blaskiem.

-Prowadźcie do Fryderyka-rzucił do Rady Starszych otwierając drzwi z takim rozmachem, że prawie całkowicie się zamknęły.
 
__________________
Drogi Współgraczu, zawsze traktuję Ciebie i Twoją postać jako dwie odrębne osoby. Proszę o rewanż. Wszystko, co powstało w sesji, w niej również zostaje.
Nie jestem moją postacią i vice versa.
Alaron Elessedil jest offline