Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2012, 13:46   #189
abishai
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
W przeciwieństwie do członków drużyny, Raetar nie skorzystał z hojnej propozycji Daritosa w postaci domków. Nie kierowała nim przy tym duma, zazdrość czy też chęć zaimponowania komukolwiek, a zwyczajna niechęć do grupowego spania. I natłoku cudzych umysłów z którym chciał jutro skończyć. Czasami co za dużo to niezdrowo.
Pewnie dlatego też zobaczył schadzkę z Daritosa z ognistą magiczką, siedząc ukryty w młynie i obserwując. Sen bowiem u niego nadchodził powoli. Niespecjalnie Raetara obchodziło, kto gdzie z kim i w jakiej konfiguracji.
Usadowił swe legowisko w starym zrujnowanym wiatraku z dala od reszty i był zadowolony ze chwili spokoju, która miała skończyć się rankiem.

Cisza...przebudziła go cisza. I nie ta panująca na dworze, lecz ta w jego umyśle. Zanim opadły poranne mgły Raetar znacznie oddalił się na stronę “za potrzebą”. Nie było w tym nic dziwnego, gdyby nie jego powrót po dość długiej przerwie.


Powrót w towarzystwie równego mu wzrostem żywiołaka, którego obecność skwitował krótką odpowiedzią.-Mój ochroniarz.
Nie padły żadne pytania. Nikt się tym faktem nie zainteresował. Co Samotnika zdecydowanie cieszyło.
Wsiadł na konia i ruszył powoli, a żywiołak podążał tuż obok.
Dzięki Daritosowi, Foraghor miał swojego konika. Co prawda magiczny twór, ale... dzięki temu Raetar nie musiał odstąpić swojego. Czarownik nie wiedział, czy dobrze się przygotował.
Pamiętał jej wrzaski “Jestem ci potrzebna, głupcze.” i musiał przyznać im rację. Była potrzebna, bo były potrzebne jej moce, ale sam jej charakter był nieznośny na dłuższą metę, podobnie jak nieco uciążliwie skutki uboczne.
Raetar dał się już poznać jako mruk, który mówi to co uważa za ważne i nic ponad to. Jadąc nie nawiązywał żadnej rozmowy. Skulił się tylko w siodle i obserwował okolicę. Nie on jeden zresztą, także i barbarzyńca oraz Ilisdur zachowywali czujność, o nieco paranoicznej Arasaadi nie wspominając. Wszak im dalej jadą tym więcej orków napotkają, nie mówiąc o trollach, ograch i innych górskich potworach które zamieszkiwały takie obszary.

Na razie tylko napotkali pozostałości po orkach, w postaci wiszących trupów. Ich obecność obchodziła jednak Raetara tyle co zeszłoroczny śnieg. Mało tu się zwłok naoglądał w życiu?
Podobnie jak mało obchodziły go barany i wieśniaki, które je wypasali. Była to jednak znakomita okazja do zasięgnięcia języka na temat okolicy, ale Raetar nie miał nastroju na pogaduszki. Zaś swój cel już znał.
Zresztą przy tylu wygadanych filozofach, ktoś mógł zdjąć owo brzemię z Samotnika.
Tak się jednak nie stało, barbarzyńca zabił barana należącego do wieśniaków, a reszta pozwoliła pastuszkom dyskretnie się ulotnić.

A potem dotarli na pole bitwy i napotkali nieumarłych w towarzystwie ich twórcy. Jak widać wojna przyciąga wszelakich padlinożerców. Także tych najgorszych, bo dwunogich wyznawców Velsharoona.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline