Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 07-10-2012, 22:52   #181
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Potyczka została wygrana. Co prawda okupiono to odrobiną magii i kilkoma ranami, ale tego się można było spodziewać. W końcu orki, jak świat światem, nie szły jak bydło na rzeź.
Po przeprowadzeniu krótkiej rozmowy z Raetarem Tarin dość pobieżnie przeszukał pobojowisko w poszukiwaniu przydatnych rzeczy. Wiele tego nie było, ale - nie wiedzieć czemu - Raetar nie zabrał ani sztyletu, niezbyt pasującego wyglądem do orka, ani wisiorka. Cóż, rzecz gustu. A nuż mogły się kiedyś do czegoś przydać. Ale to już by trzeba sprawdzić przy jakiejś okazji.
Po schowaniu obu drobiazgów do plecaka ruszył w dalszą drogę. Podobnie jak i reszta niezbyt dobranego towarzystwa, tudzież dwaj pojmani orkowie. Ci ostatni, rzecz jasna, nie zostali zapytani o zdanie.
Czy był jakiś sens targania ze sobą tej dwójki? Tarin nieco wątpił. Zapewne szeregowi członkowie orczej armii niewiele wiedzieli zarówno o tym, kto naprawdę stoi za atakiem na Silverymoon, jak i o tym, gdzie ów ktoś się znajduje. Być może takie informacje posiadał Raetar. Wyglądało jednak na to, iż nie zamierza się on z nikim owymi informacjami dzielić. Jakiż inny powód mógłby mieć, zabijając najlepiej zapewne poinformowanego spośród aktualnych przeciwników? Bo jak inaczej można nazwać spuszczenie wodza orków w wysokości wielu metrów na ziemię i zamiana go w zimnego trupa. Martwi zazwyczaj mówili mniej, niż żywi, zatem ten czyn był albo głupotą, albo specjalnym posunięciem, które miało uniemożliwić innym uzyskanie przydatnej wiedzy.
Idealny sojusznik, szkoda słów. Na szczęście ich wspólna droga miała już wkrótce się skończyć.


Nocleg w opuszczonych zabudowaniach miał (prócz ewidentnych wad) i pewne zalety. Na przykład nie trzeba było siedzieć pod jednym dachem z orkami. No i Wulfram, który wyraził chęć porozmawiania z jeńcami, miał wolną rękę, jeśli chodziło o sposób przeprowadzenia tej rozmowy. Poza tym można było się dowiedzieć, co takiego planują, hmmm, sojusznicy.

Gdy w zdewastowanej izbie rozpalono ogień, Tarin usiadł na jednym ze stołków, zabierając się za szykowanie wieczornego posiłku.
Raetar i jego kompani zaczęli omawiać swoje plany podróży. To akurat mniej Tarina obchodziło. A dokładniej interesowało o tyle, by obie grupy wzajemnie sobie nie wchodziły w paradę. Poza tym Raetar mógł sobie robić to, co chciał. W końcu, jak by nie było, na tym mu zależało.

Jeśli chodzi o plany własne, Tarin wolał poczekać, aż wróci Wulfram. Albo coś wyciągnie z orków, albo nie. Bez względu na wynik “rozmowy” o wyborze dalszej drogi trzeba było postanowić razem.
 
Kerm jest offline  
Stary 11-10-2012, 22:27   #182
 
Grytek1's Avatar
 
Reputacja: 1 Grytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie cośGrytek1 ma w sobie coś
palona przez najeźdźców wieś wraz z nabitymi na zaostrzone pale łbami orków dobitnie świadczyła o tym jak niespokojne czasy nastały. Klejnot Północy zwany Silverymoon sowicie wynagradzał zasłużonych toteż pozyskanie usług wojownika nie było wyjątkowo trudne. Obecnie umazany w posoce i nieco zdyszany po krótkim starciu Wulfram Savage - były najemnik oraz były karczmarz dokładnie zastanawiał się nad kolejnymi krokami które powinna podjąć grupa pościgowa. Wiedział że uzyskanie informacji od orczych jeńców, nawet tak mało znaczących może ukazać całą sytuację w nowym świetle, dając kolejne poszlaki i informacje o, i tak pogmatwanej już sytuacji. Po latach pokoju trwałego na mocy traktatu z Wąwozu Garumna (1372 KD) coś się zmieniło, i to na gorsze choć nie dla Wulframa osobiście. Przez dwa lata ludzie jego pokroju nie mieli czego szukać na mroźniej północy. Żyli z wojny, nie zaś z roli... Wciągnął obydwóch orków za sobą do mniejszego budynku, tak by ich towarzystwo nie było uciążliwe dla pozostałych po czym z przerażającą powolnością dyktowaną przez wpojoną przez lata systematyczność i dyscyplinę wziął się do pracy. Nie blokował drzwi, nie miał zamiaru się kryć z tym co zamierzał zrobić. Zdjął hełm odkładając go na zakurzony i nieco zabrudzony stół. Stal odbiła promienie słońca którego światło wciąż było obecne na zewnątrz. Po chwili do hełmu dołączył jego potężny miecz. Nie cieszyło go to co miał robić, lecz również nie sprawiało jakiejkolwiek przykrości. Po prostu ktoś to musiał zrobić. Przerzucił przez belkę stropową solidną linę, wzbudzając tym obłoczki kurzu. Pogwizdując pod nosem, przywiązał ową linę do skrępowanych za plecami nadgarstków nieco większej z swych ofiar. Zapierając się mocno obcasami o drewnianą podłogę podciągnął orka w górę boleśnie wyłamując mu ramiona w stawach. Linę związał o wystający z ściany stalowy element młyna zabezpieczając wiszącą pozycję obiektu przesłuchania.
Przez chwilę przyglądał się jak humanoid miota się bezsilnie wisząc solidną stopę nad ziemią targany bólem promieniejącym z kończyn. Rozważnymi ruchami, tak by nie uszkodzić orka, porozcinał jego odzież pozbawiając go nawet tej - iluzorycznej - osłony. Z swojego doświadczenia wiedział że nawet najtwardsi wojacy kiedyś złamią się pod naporem tortur i bólu wykraczającego poza wszelkie rozumowanie i pojęcie. Nie śpieszył się - czekał aż wola kiełgęba stopnieje niczym śnieg w pełnym słońcu. W międzyczasie rozpalił ogień wciąż mając na oku obydwóch potencjalnych informatorów.


Daritos - którego z jakiegoś powodu powołano odpowiedzialnym za jeńców - przyglądał się działaniom Wulframa, jednak ostentacyjnie odwrócił się plecami do orków, kiedy najemnik zabrał się za rozcinanie im ubrań. Czarownik nie miał zamiaru ani na to patrzeć, ani brać w tym udziału. Szturchnął Wulframa lekko w ramię i powiedział:
- Rób co musisz, ale pozbądź się ich później. Albo zawołaj mnie i sam to zrobie, tylko pierw przykryj ich... czymkolwiek. - odszedł, by dołączyć do grupki Raertara.
- Powienieneś zostać, one nie znajdą dla nas litości jeśli role się odwrócą... - rzekł Wulfram, jednak zaklinacz albo go nie słyszał, albo nie chciał słyszeć.
Pozostawiony sam sobie Wulfram wziął się do roboty, narazie nie zadając pytań tylko ból. Sztylet złowieszczo zabłysnął w słabo oświetlonym pomieszczeniu. Płytkie i nie zagrażające życiu nacięcia obficie krwawiły wywołując u większego z orków ledwie drobne grymasy bólu. Dopiero gdy do ran zasypana została sól ból stał się bardziej namacalny. Wszystko to było ledwie preludium do prawdziwej kaźni. Błyskający wesoło ogień oraz inne potencjalne źródła cierpień były w zasięgu ręki. Miał dużo czasu i nie zamierzał się śpieszyć. Powolnymi cięciami, pełnymi namaszczenia odcinał drobne kawałki ciała - najpierw ucho potem część świńskiego nosa okaleczając ciało i zadając ból. Nadal jednak nie zadawał pytań, wyłącznie się przyglądał efektom preludium swojej pracy. Pozwalał by do świadomości orków dotarł fakt beznadziejności ich położenia. Dbał o to by nie pozbawić swych ofiar życia...przedwcześnie. Robił to co musiał i nie miał zamiaru zawieść pokładanego w nim zaufania.
Torturowany Ork, początkowo jedynie warczący i syczący z bólu, zaczął w końcu i wrzeszczeć, namolnie się szarpiąc, zwłaszcza gdy stracił ucho czy nos. Wśród owych wrzasków wylewał zaś i z siebie potok niezrozumiałych dla Wulframa słów... drugi jeniec z kolei, widząc co się dzieje, również zaczął się rzucać i z warkotem o czymś mówić. W jakimkolwiek porozumieniu się przeszkadzała jednak bariera językowa. Nie obchodziło to Wulframa. Gdy pękną wszystkie bariery miał zamiar skorzystać z magicznego dekoktu i uzyskać wszelkie informacje, nawet takie o których posiadanie orki się nie podjejrzewały. Rozpalony do czerwoności porzucony przez poprzednich właścicieli pręt posłużył za kolejne narzędzie zadawania bólu. Przy zetknięciu się z zieloną skórą wydawał nieprzyjemne syczenie i wywoływał niekontorlowane krzyki cierpienia. Rany zadane sztyletem, teraz zapieczone rozpalonym żelaztwem przestały krwawić. Przerażony i obolały ork, nie potrafił utrzymać moczu, toteż zalał deski żółtym strumieniem o cal od stopy jednookiego wojownika. Powietrze przesiąknięte było odorem strachu i bólu. Odcięty i przypieczony nos ofiary pokrył się dziwną mazią. Oszpecony nieszczęśnik dyszał ciężko. W kącie drugi z orków przerażony spektaklem szeptał coś cicho, być może modlił się do swojego patrona. Ogień z prowizorycznego ogniska przygasał. Wulfram dorzucił do ognia walających się po pomieszczeniu resztek mebli. Światło ukazało w pełni zmaltretowanego orka który mimo poważnych ran wciąż był żywy. Jednooki kat oparł się o ścianę stawiając na stoliku flaszkę. Przez chwilę zastanawiał się, po czym odkorkował ją i opróżnił. Dopiero teraz zaczął zadawać pytania, i lepiej dla wszystkich by uzyskał zadowalające odpowiedzi.


Zmaltretowany, ledwie dyszący Ork zaczął sypać. Mówił wiele, i często nie na temat, leczy wystarczyło jedno złowrogie spojrzenie Wulframa, by go przywołać do porządku. Zielonoskóry był zwyczajowym rębajłem, nie mającym zbyt wiele wspólnegego z planami inwazji na Silverymoon, lecz co wiedział, to powiedział...


Orcza siedziba znajdowała się wysoko między licznymi, często spowitymi mgłą szczytami Grzbietu Świata, lecz on zapewniał, że sam poprowadzi aż pod samą bramę. Że szlak trudny i zawiły, i map nie ma, wytłumaczyć nie umie dokładnie, ale poprowadzi aż do końca, poprowadzi, poprowadzi... dowódców jest wielu, Orki i nie-Orki, ludzie, jakieś splugawione Elfy, nie widział wszystkich, a pana w Twierdzy to tym bardziej, i że on naprawdę prawdę mówi i że boli...
W samym Silverymoon ponoć szpiegów mają, ale on z żadnym nigdy nie gadał, i oni tam cały czas byli przed atakiem i w trakcie i pewnie nadal tam siedzą, a o powrocie nie miało być mowy, szli po zwycięstwo, w końcu są ich tysiące tysięcy i zmiotą Silverymoon z powierzchni ziemi, nie zostawiając kamienia na kamieniu.


Wulfram złowieszczo spuścił wzrok z wiszącego bezradnie jeńca na drugiego, teraz skulonego w rogu pomieszczenia. Przerażona istota zakwiliła cicho pod wzrokiem oprawcy, świadoma okropieństw które mogły mieć miejsce z jej udziałem. W tym momencie nie była orkiem, nie była krwiożerczym samcem lecz kłębkiem nerwów.
- A ty co wiesz ? - zapytał choć nie spodziewał się wielkich rewelacji, po szczerych wyznaniach poprzednika. Wiele razy widzał ludzi doprowadzonych do takiego stanu. Złamani bólem nie do zniesienia byli gotowi wyznać wszystko, nawet najmniejsze poszlaki i domysły aby zadowolić przesłuchującego. Czyste przerażenie na twarzy orka z prędkością wyścigowego konia powtarzającego wersję towarzysza tylko utwierdziło go w przekonaniu że nie kłamie. Nikt nie potrafił tak szybko kłamać, kłamcę zawsze zdradzały pewne objawy które Wulfram potrafił bezbłędnie wychwycić niczym gończy ogar rannego tura.
Orki wydawały się niczym nie różnić, od pozostałych ras. Ranne krwawiły, dręczone jęczały zaś przebite mieczem zdychały tak jak i jego własna rasa. Wszystko co chodziło po powierzchni tego świata można było zabić. Ktoś mógłby uznać Wulframa Savage za okrutnika. Jednak by go osądzać powinien najpierw przeżyć całe lata na ulicy bezlitosnego miasta, sypiając gdzie popadnie, jedząc często to czego nie chciały psy i walcząc o to z istną powodzią szczórów. Potem patrzeć na śmierć przyjaciół którzy nie byli tak wytrzymali. Był stworzony ze stali i zahartowany w ogniach bitew całego Faerunu. Robił to co było konieczne żeby przeżyć i często nie był z tego dumny. Był pragmatykiem z dużym bagażem doświadczenia. Teraz wiedział co powinni zrobić. Postanowił wykonać swoje zadanie bez względu na cenę.
 
Grytek1 jest offline  
Stary 14-10-2012, 21:50   #183
 
motek339's Avatar
 
Reputacja: 1 motek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znanymotek339 nie jest za bardzo znany
Tymczasem w obozowisku...

- Liczysz na zbyt wiele szczęścia. Szybko nas wypatrzą, zwłaszcza jeśli będziemy po sobie zostawiać szlak orczych trupów.-stwierdził krótko Ilisdur zamyślając się.- Z drugiej strony martwi zazwyczaj nie mówią.
-Nie podkradniemy się tam łatwo. Niemniej nie mamy też armii za sobą. Zresztą armia by tylko przeszkadzała. Zbyt duża operacja logistyczna nie wchodzi w tym przypadku w rachubę. -
wzruszył ramionami Samotnik. Sam dobrze zdawał sobie sprawę ze słabych punktów swego planu.
- Jesteśmy w wyjątkowo niekomfortowej sytuacji. - stwierdził Daritos. - Tak źle i tak niedobrze. Możemy snuć przypuszczenia na temat zabezpieczeń Żelaznej Wieży, ale na niewiele się one zdadzą, bo to tylko przypuszczenia. Jeśli nie podejdziemy bliżej i nie przekonamy się sami co tam jest, będziemy jak dzieci błądzące we mgle. Z drugiej strony jeśli tam podejdziemy i wszystkie magiczne zabezpieczenia o których mówisz będą działać, staniemy się dla nich wielkim, ruchomym celem do ataku. Tylko czarnych “iksów” na twarzach nam będzie brakowało.
Czarownik westchnął.
- Szczerze mówiąc... sam nie wiem co o tym myśleć. - zakończył. Przynajmniej na razie.
-Mamy jednakże dużo osób przywykłych do tego typu wyzwań.- tu Samotnik wskazał palcem, obie elfki i Ilisdura.
- Jeśli chodzi o samą wspinaczkę, jestem wprawiona w tym, i zwykła lina konopna dla mnie samej wystarczy. Magiczna lina wspinaczki i mikstura pajęczego chodu zdać się może mniej wprawnym. Wieczny dym z butelki ograniczy wzrok nieprzyjaciela, ja sama znam się na niemagicznych pułapkach i mechanizmach, lecz latarnia ujawnienia może być za słabą zabawką przeciwko magii Wieży. Poza tym, mój latający dywan dwie osoby jest w stanie unieść. - stonowanym melodyjnym głosem wyrzekła Saebrineth przedstawiając, co ma do zaoferowania, i że nie próżnowała, przemierzając skład pałacowy Silverymoon przed wyruszeniem w północną podróż.


Towarzystwo zaczęło w międzyczasie rozlokowywać się po opuszczonym młynie... Foraghor rozpalił ogniska, “Meggy” urządzała sobie małe gniazdko w kącie, Arasaadi zaczęła pykać z fifki... Yenic zajął się doglądaniem koni. Reszta również mniej lub bardziej zajęła się przygotowywaniem na nocleg.
 
__________________
"Daj człowiekowi ogień, będzie mu ciepło jeden dzień.
Wrzuć człowieka do ognia, będzie mu ciepło do końca życia"
Terry Pratchett :)
motek339 jest offline  
Stary 15-10-2012, 11:00   #184
 
Allehandra's Avatar
 
Reputacja: 1 Allehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodzeAllehandra jest na bardzo dobrej drodze
- Czegoś nie do końca rozumiem - Odezwał się w końcu Foraghor - Gadacie często “grupa Wulframa” i tak dalej... to my jesteśmy podzieleni? - Zdziwił się - Grupa Wulframa i...czyja to ta niby druga grupa? I czemu niby jesteśmy podzieleni? Jedziemy w tym samym kierunku, do tego samego celu, walczyliśmy ramię w ramię, co to więc za jakieś cholerne podziały?

Jasnowłosa najemniczka skwitowała to wszystko lisim uśmiechem, pozostawiając komu innemu wyjaśnienie tej kwestii.

-Podział nadal jest... A o ile dobrze pamiętam, ty ruszasz za Wulframem. Obie grupy mają w końcu różne priorytety. Jedni chcą wyrzynać orków, inni wolą w pośpiechu ruszyć dalej.- stwierdził spokojnym tonem Raetar i zaczął wyliczać.-O ile się dobrze orientuję, akces do mojej zgłaszał Ilisdur i Daritos... i teraz chyba Saebrineth? Oraz Vestigia.
Łotrzyca podeszła, skinęła mu oraz położyła rękę na ramieniu, wyrażając swoją aprobatę i poparcie.
Wywołana tropicielka, patrząc spode łba na barbarzyńcę, kiwnęła w odpowiedzi głową. Przez całą naradę milczała. W kwestii trasy nie miała nic do dodania - nie były to tereny jej znane, a niepotrzebnie strzępić języka nie lubiła.
- Hola, hola - Arasaadi wypuściła kłąb dymu - Co to za dezercje? - Spojrzała niby to groźnie, niby przekornie na obie Elfki - Wszystkie się do Raetara nagle pchacie?
- Nigdy nie twierdziłam inaczej, więc nie wiem, dlaczego jesteś zdziwiona. - odparła Vestigia.
Jasnowłosa mrugnęła do niej, zaciągając się ponownie tytoniem z fifki.
- No już dobrze, dobrze. Bardziej chodziło mi o Saebrineth... - Spojrzała na wymienioną.
Ta zwróciła mętne żółtawe ślepia na jasnowłosą.
- [i]Nie twierdziłam uprzednio, że do jednej czy drugiej grupy należę. Jednakże słowa i poczynania Raetara dla mnie są wystarczająco przekonujące, że i moje zdolności lepiej wykorzystam, niż li tylko uganiać się za zielonym mięsem. Dezercją byłoby dołączyć do zielonego mięsa.[i] - rzekła chłodnym, stanowczym głosem.
-To kwestia tego jaką metodę rozwiązania tej sytuacji każdy z nas preferuje. Wulfram woli siłowo... ja subtelnie.- stwierdził krótko Raetar i spojrzał na Arasaadi mówiąc z ironicznym uśmieszkiem.-A ty jak wolisz?
Kobieta pyknęła ponownie z fifki, i kilka osób wyraźnie już poczuło aromatyczny tytoń z lekką nutą...wanilii??
- Na pewno nie mam zamiaru się niepotrzebnie narażać. Góra złota, górą złota, jednak nic po niej trupowi - Odparła, równie “słodko” się uśmiechając - A jak wolę? Chyba jak wielu... raz siłowo, raz subtelnie, należy sobie po..ekhem, życie urozmaicać, czyż nie?

Słysząca mimochodem taką wypowiedź Aislin lekko poczerwieniała...

-Niemniej, prędzej czy później nasze drogi się rozejdą. Wulfram i ci którzy mają na to ochotę, ruszą tropem kolejnych uciekinierów. Ja i reszta... udamy się wyznaczonym przeze mnie szlakiem.- stwierdził spokojnym tonem mag.
- Czy nie wszyscy podążamy tropem uciekających Orków? - Wtrącił się w rozmowę paladyn Yanic.
-Wulfram zamierza podążać.- stwierdził krótko Raetar spoglądając na paladyna, a potem spoglądając w stronę drugiej chaty.-Chyba po to z nimi urządza pogaduszki.
Jakby na zwołanie z sąsiedniego budynku dało się usłyszeć okrzyki bólu i skamlanie. Najwyraźniej pogaduszki były z gatunku twardych negocjacji.
 
__________________
"Dzika, pierwotna natura niesie wezełki z leczniczymi ziołami; niesie wszystko, czym kobieta powinna być, co powinna wiedzieć. Niesie lekarstwo na wszystko. Niesie opowieści, sny, słowa i pieśni, znaki i symbole."
Allehandra jest offline  
Stary 15-10-2012, 22:18   #185
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Młoda zaklinaczka, widząc iż Tarin zaczyna coś “pichcić”, przysunęła się nieco bliżej niego, spoglądając z zaciekawieniem.
- Umiesz gotować? - Zagadnęła.
- Wolę korzystać z cudzej kuchni - odparł Tarin - ale mając parę produktów coś tam upichcę. Prawdę mówiąc, zawsze najlepiej wychodził mi pieczony królik. Z tego, co mam w zapasach to niestety... Nic specjalnego nie da się zrobić.
- No...ale coś ciepłego robisz? - Spytała z wyraźnie wyczuwalną nadzieją w głosie.
Tarin pokręcił głową.
- W tych warunkach najwyżej grzanki - powiedział. - Chyba że znajdziesz jakiś kociołek.
- Nie mam kociołka - Odpowiedziała, zerkając w stronę Daritosa - Ale zjadłabym coś ciepłego...
- Pieczone kiełbaski? - spytał Tarin, unosząc lekko brwi. - Do tego przypieczony na wolnym ogniu kawałek chleba. To jedyne, czym dysponuje kuchnia. Na szaszłyk z tygrysa bym nie namawiał - dodał.
- O to! Tak! - Młoda Zaklinaczka aż przyklasnęła w dłonie - Kiełbaski będą w sam raz!
Tarin uśmiechnął się.
- Załatw kilka dłuższych gałęzi - powiedział - a ja przygotuję te kiełbaski. Ognisko już mamy.
- Pójdzie ktoś ze mną? - “Meggy” odezwała się głośniej.
Daritos, który w tamtym momencie wybierał miejsce na przywołanie swojej ukrytej chatki - albo i dwóch, biorąc pod uwagę liczebność grupy - odwrócił się nagle.
- Ja pójdę. - powiedział, podchodząc.
Na buźce Zaklinaczki wyrósł duży uśmiech, po czym ruszyli na poszukiwanie patyków w najbliższej okolicy...
- Trochę się bałam tej bandy Orków, a ty? - “Meggy” spytała Daritosa, gdy byli już z dala od pozostałych.
- Na pewno nie bardziej, niż olbrzyma którego zabiłem w czasie oblężenia. Zostawiłem sobie po nim pamiątkę. - zaklinacz “zmaterializował” ze swojej rękawiczki ogromny łeb smoka. - Używał tego jako tarczy, wyobrażasz to sobie?
Maglyyn wybałuszyła na chwilkę oczęta, widząc smoczą głowę przerobioną na tarczę. Zamrugała nawet kilkukrotnie, chcąc się chyba upewnić, czy dobrze widzi.
- Jej, naprawdę?? - Powiedziała.
- Taak... - zaklinacz sam zapatrzył się na chwilę na smoczy łeb, po czym znów spojrzał na Meggy. - Cholerstwo wessało kilka z moich zaklęć, ale nie wiem dokładnie jak działa.
- Wiesz... jakbym miała w nocy czas, to może bym nieco mogła to przebadać... - “Meggy” spojrzała na Daritosa mrużąc oczka, a na jej ustach pojawił się figlarny uśmieszek.
- Tuż po bitwie miałem chwilę czasu, żeby się temu przyjrzeć. Moglibyśmy to razem przebadać, podzielić się spostrzeżeniami... - powiedział.
- Bardzo chętnie - Powiedziała z lekkim rumieńcem, uśmiechając się słodko do niego.

Wypadało więc poszukać owych cholernych patyków, by upiec na nich kiełbaski...

Rozmowy wewnątrz porzuconego onegdaj budynku przerwało nagłe pojawienie się Wulframa, miejscami poplamionego krwią - najwyraźniej nie należącą do niego. Pewnymi ruchami zbliżył się do grupy awanturników połączonych wolą możnych tego świata. Po czym usiadł i intensywnie myślał. Mechanicznie kąsał jabłko które wydawało apetyczny odgłos. Gdy zakończył przekąskę znieruchomiał niczym wyjątkowo nieudany posąg dawnego pana wojny.
W końcu go olśniło, już wiedział co zrobić a co ważniejsze jak. Czekał jednak aż wszyscy zbiorą się razem, by nie powtarzać.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 15-10-2012, 22:20   #186
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
- Hmm, tak, wydaje mi się, że nieco dalej znajdziemy trochę suchych gałęzi. - powiedział Daritos chrząkając i udając, że się rozgląda dookoła.
- Tak? - “Meggy” również zaczęła się rozglądać po okolicy, po chwili dopiero nieco bliżej, wypatrując na ziemi... w końcu się pochyliła w przód, jakby to miało większy wpływ na owe poszukiwania...
Widząc to, zaklinacz patrzył się przez krótką chwilę, po czym podszedł do niej i zajrzał jej przez ramię.
- Znalazłaś coś? - spytał.
- A nie... tak mi się zdawało... - Szepnęła, będąc blisko niego, po raz kolejny racząc go słodkim uśmieszkiem. Zaklinaczka zerkała prosto w jego oczy z dosyć bliskiej odległości...
Zaklinacz również patrzył jej prosto w oczy, czując na sobie jej oddech. Dawno nie czuł takiego napięcia i zdołał jedynie powiedzieć:
- Szkoda. - I pocałował ją w nagłym przypływie emocji, pomagając sobie przy tym ręką, która delikatnie, acz zdecydowanie chwyciła zaklinaczkę za tył głowy. Ta z kolei, po pierwszym, trwającym ledwie chwileczkę zaskoczeniu, zarzuciła jemu ręce na kark, odwzajemniając pocałunek. A gdy w końcu oboje musieli już wreszcie zaczerpnąć powietrza, spojrzała na niego z dużym rumieńcem, przygryzając wargę.
- No dobrze, znalazłam... - Szepnęła.
Jemu rzadko się do zdarzało - niezwykle rzadko - ale też się nieco zarumienił.
- Tak? To dobrze. - powiedział, choć był w tamtym momencie kompletnie niezainteresowany szukaniem chrustu. Bo o tym mówiła Meggy, prawda?
Kiedy tylko złapał oddech, zaklinacz znowu rzucił się na nią, tym razem bardziej drapieżnie, niemalże rzucając ją w drzewo które było za nią.
“Meggy” aż zachłysnęła się powietrzem, zaskoczona już kompletnie zachowaniem Daritosa, jednak nie odrzuciła go... wręcz przeciwnie... zarzuciła jedną z nóg na jego biodro, przyparta do drzewa, kontynuując językowe figle.
Po kilku chwilach Daritos oderwał się od ust ognistej zaklinaczki i pocałował ją namiętnie w szyję, przechodząc pocałunkiem powoli do ucha. Jednocześnie wolną rękę wsunął pod bluzkę Meggy dotykając jej jędrnego brzucha, a następnie schodząc coraz niżej...
- Kochany... - Mruknęła, powstrzymując jednak jego dłoń przed dalszym badaniem zakątków jej ciała - Nie tutaj... i nie tak... - Uśmiechnęła się do niego przepraszająco - Będzie miejsce i czas na takie figle, ale to później... i nie bądź czasem zły, proszę... - Pocałowała go.
- Nie... masz rację. - odwzajemnił pocałunek. - To fatalne miejsce na nasze figle.
Stał jeszcze przez chwilę z twarzą przy jej twarzy, po czym cofnął się o pół kroku.
- Poszukajmy tego chrustu, bo zjedzą wszystkie kiełbaski na zimno. I bez nas. - wyciągnął do niej rękę.
- Hej gołąbki, jak z tymi badylami? - Usłyszeli nagle z boku, spoglądając na Arasaadi.
Zaklinacz odwrócił nagle głowę, cofnął rękę.
- Ciężko. - wymamrotał, chrząkając. - Znaleźliśmy dotąd same mokre badyle, żadnego chrustu... chyba, że nasza droga towarzyszka zechce je rozpalić do czerwoności swoją magią? - spojrzał znów na Meggy uśmiechając się zawadiacko.
- Coś słabo się staracie... no chyba że zajęci czym innym? - Jasnowłosa uśmiechnęła się bezczelnie, a “Meggy” znów poczerwieniała, zupełnie jakby ogień który tak lubiła, rozpalał jej ciało. A może i tak było?
- No nic, to nie przeszkadzam - Powiedziała Arasaaadi - Najwyżej upiecze się kiełbasy na mieczyku czy coś... a bo to pierwszy raz... - Machnęła ręką.
- Taa, na mieczyku... - zaklinacz mruknął pod nosem przeklinając w myślach bezczelność Arasaadi, po czym popatrzył na Meggy.
- Wszystko w porządku? Chodź, musimy znaleźć to drewno. - powiedział.
- Ehem - Mruknęła Zaklinaczka, po czym pochwyciła Daritosa mocno za dłoń, i udali się na poszukiwania... Arasaadi zaś wzruszyła ramionami i poszła w swoją stronę.
 
Gettor jest offline  
Stary 20-10-2012, 00:38   #187
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
Grupa śmiałków rozbiła obóz, przygotowując się do nadejścia nocy. Nikt bowiem w końcu nie miał zamiaru podróżować po zmroku traktem, narażając chociażby konie na skręcenie sobie nogi w pierwszej lepszej dziurze, czy i w końcu nadwyrężać własnego zadka w siodle. W końcu i tego dnia mieli sporo za sobą, najrozsądniejszym wyjściem było więc udanie się na spoczynek.

I nie, wcale nie w opuszczonym, rozpadającym się młynie pełnym dziur i przeciągów. Okazało się bowiem, iż Zaklinacz Daritos znał zaklęcie, pozwalające przywołać niewielką, choć wygodną chatkę, wyposażoną w łóżka, stół, taborety, a nawet kominek. I mógł rzucić ten czar wielokrotnie, a do tego jeszcze nieco o większej mocy niż normalnie, pozwalający również na magiczne ukrycie tej kryjówki przed wścibskimi spojrzeniami nieproszonych osóbek. Pierwszy dzień podróży za wycofującą się armią Orków został więc zakończony w całkiem wygodnych okolicznościach, no może z drobną drzazgą, która pojawiła się względem prośby Wulframa.

Okazało się bowiem, że ledwie po minucie Aislin powróciła ze skwaszoną miną, obwieszczając jednookiemu karczmarzowi, żeby więcej jej nie wystawiał na niesmaczne żarty. Gdy ten zaś wypytał o co chodzi, a następnie i sam sprawdził, ujrzał zaskoczony, iż obu więzionych zielonoskórych otrzymało po bełcie w czerep. Nietrudno było się chyba domyślić, czyja to była robota...

W końcu jednak przyszedł czas na sen.





okolice Silverymoon
5 Ches(Marzec)
2-gi dzień wyprawy


Porankiem spakowano swe manele, po czym ruszono w dalszą drogę. W końcu, mimo iż nikt ich za bardzo nie gonił, uciekające Orki z całą pewnością nie baraszkowały radośnie po okolicy, lecz maszerowały zapewne prosto na Grzbiet Świata, do tajemniczej "Żelaznej Wieży" i "H". A najpewniej im więcej spotkają cofających się kiełgębów, tym większe były szanse na dowiedzenie się czegoś odnośnie całego tego bajzlu, nim koniec końców, sami staną przed murami owego miejsca...

A nawiasem mówiąc, umięśniony towarzysz wyprawy potrzebował również wierzchowca, którego w końcu dzień wcześniej przerobił na miazgę Złowieszczy Tygrys.

Gdzieś nieco przed południem, na polach wiodących obok traktu, trzy osoby wypasały stado kóz. Na widok jednak licznej grupki konnych owa trójka dała czym prędzej nogę, pędząc ile sił do pobliskiego lasu. A gonić ich w końcu jakoś nie było sensu...starszy mężczyzna, jakaś młódka i szczyl, mieli i kuszę i włócznię, dwa psy, oraz strach wyraźnie wymalowany na twarzach.


Tym większy, gdy imbecyl Foraghor ustrzelił z łuku jedno z beczących zwierząt, wielce się tłumacząc, iż to będzie dla całej grupy na obiad...



***



Koło południa trafili na dwóch wiszących tuż obok drogi mężczyzn, oraz oczywiście na ślady Orków. Wisielcami był Elf i ludzki mężczyzna, obaj ogołoceni praktycznie ze wszystkiego poza spodniami, a posiadający liczne rany na ciele. Być może byli to jacyś zwiadowcy, Tropiciele, albo i żołnierze Sojuszu, pojmani żywcem przez zielonoskórych, i wykończeni w dosyć brzydki sposób.


Arasaadi spojrzała wymownie na Wulframa...

Nie było co się łudzić, mimo, iż atak na Silverymoon został odparty, a Orcze mordy z podkulonymi ogonami wracały na swe cholerne góry, zostawiając za sobą parę tysięcy trucheł, na Północy panowała - być może słowo "wojna" było przesadne - to przynajmniej wzmożona, zielonoskóra agresja. Przedwojenna, powojenna zawierucha? Jak zwał, tak zwał, czasy nastały jednak chyba ponure.



***



Nieco później oczom zmierzającej na północny zachód grupy ukazało się pobitewne pobojowisko. Nikt nie był pewny, kto tu walczył z Orkami, jednak stosy martwych ludzi, wymieszane z zielonoskórymi stworami, różnorodnymi bestiami i potworami, robiły wrażenie. Wielkie pole rozciągało się uścielone ciałami poległych, mogąc jedynie wzbudzić wyobraźnię postronnego obserwatora o szaleństwie bitewnym jakie tu nie tak dawno panowało...


Zaduch śmierci, odchodów, wymiocin i krwi mieszał się ze sobą, tworząc smród, przysłowiowo wywracający żołądki na lewą stronę. Pole bitwy jednak nie było całkowicie opuszczone. Wśród trupów kręcił się dziwaczny osobnik, najwyraźniej czegoś szukający. Nie był zaś sam, jeśli brać po uwagę dziwne, obandażowane stworzenie u jego boku, oraz kilka... ożywionych umarlaków.


Jegomość ów z kolei coś do siebie szeptał, od czasu do czasu również dziwnie chichocząc.







Paladyn Yenic spojrzał na niego z wyraźną pogardą malującą się na twarzy, oraz ustami zaciśniętymi w poziomą kreskę.











.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD
Buka jest offline  
Stary 28-10-2012, 02:06   #188
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Daritos wyczarował dwie chatki, ponieważ drużyna była wyjątkowo liczna. Dzięki temu, że były naprawdę dobrze ukryte, prawdopodobnie nikt by nie wiedział że w “tym” miejscu są drzwi do chatki, gdyby zaklinacz nie wskazał ich palcem i zademonstrował gdzie dokładnie jest klamka.
Zaklinacz jednak wyczarował dla siebie jeszcze jedną chatkę, na skraju obozu.
Po takim wysiłku wrócił do wspólnego ogniska.
- I jak tam kiełbaski? - zapytał Meggy, siadając obok niej.
- Pffff - Wzruszyła ramionami, przeżuwając właśnie jedną z nich, po czym uśmiechnęła się dosyć rozbrajająco.
- To nie świadczy zbyt dobrze o kiełbaskach. - uśmiechnął się zawadiacko, również sięgając po kawałek wędzonki.
Owe kiełbasy okazały się całkiem zwyczajowymi kiełbasami... Daritos jadł już w swoim życiu gorsze rzeczy, nie bardzo więc rozumiał o co mogło chodzić. Być może o jakieś kobiece zachcianki?

- Te kiełbaski faktycznie jakieś nie teges. I chyba niedopieczone. - zaśmiał się, po czym zniżył głos. - Myślę, że pomogłaby im odrobina dobrego wina, co ty na to?
- Dobrze wiesz, że zawsze się napiję - Uśmiechnęła się słodko do mężczyzny.
- No to zapraszam do siebie. - charyzmatycznie ujął Meggy pod ramię, by zaprowadzić ją do “swojej” chatki. Gdy zaś już tam byli, a w kominku płonął przyjemny ogień, dziewczyna wydała z siebie ciche, zaskoczone “och”, po czym zrzuciła z siebie płaszczyk, a nawet i buty, siadając przy kominku i ogrzewając sobie bose stopy.
- Miło tu - Mrugnęła do niego.
- Też tak myślę. - powiedział zaklinacz nalewając im obu wina, po czym podał Meggy jej puchar. Sam zaś wziął swój i usiadł obok niej.
- Zimno ci? - spytał i nie czekając na odpowiedź odwrócił ją ku sobie i chwycił jej stopy, rozgrzewając je samemu.
- Już nie - Uśmiechnęła się do niego czarująco, po czym uchyliła spory łyk z kielicha - Z tobą tygrysku nigdy mi nie jest zimno - Zamknęła na moment oczy, pozwalając Zaklinaczowi na masowanie jej stóp.

Zaklinacz uśmiechnął się lekko w samozadowoleniu i nie zaprzestawał masażu, aczkolwiek po chwili zaczął przysuwać Meggy do siebie. Ta z kolei znów uraczyła go przepięknym uśmiechem, po czym przygryzając figlarnie usta, palcami stopy zaczęła badać rejony między udami Zaklinacza, gładząc go przez materiał spodni.
Ten z kolei zareagował lekkim dreszczem i przeszedł od masażu pozostałej mu w dłoniach stopy Zaklinaczki do gładzenia jej nogi, przesuwając się miarowo w górę, ku jej udom. “Meggy” mruknęła jedynie wielce zadowolona, zamykając oczy i poddając się dłoniom Daritosa, wędrującym po jej ciele. Jej oddech nieco przyspieszył...
Tętno Zaklinacza również przyspieszyło, kiedy jego dłonie doszły do ud Meggy. Daritos wtedy podniósł się i przysunął do Zaklinaczki - jego dłonie błądziły po jej nogach, udach, biodrach i brzuchu. Po chwili jego twarz przysunęła się do jej twarzy i zatrzymał się, patrząc Meggy prosto w oczy, co nie trwało w sumie zbyt długo, gdyż “Meggy” przybliżyła swoją twarz do jego twarzy, po czym ich usta złączyły się w namiętnym pocałunku, podczas którego dziewczyna nie szczędziła swego języka, obejmując równocześnie mężczyznę swymi dłońmi na karku, a udami obejmującymi jego biodra.

Zaklinacz też nie szczędził swoich ust, drapieżnie całując Meggy raz za razem, nie pozwalając jej złapać oddechu. W międzyczasie jedna z jego rąk gładziła jej włosy z tyłu głowy, a druga wciąż błądziła po dolnych częściach ciała dziewczyny w nieunikniony sposób zbliżając się do wewnętrznej części jej ud. Zaowocowało to jej cichym pomrukiem zadowolenia, a przez jej ciało przebiegł dreszcz. Nagle jednak powiedziała coś, od czego aż Daritosa przeszły dreszcze.
- Wyciągnij go - Szepnęła prosto z mostu, na moment odchylając się w tył, i mrużąc oczy wśród czającego się na jej ustach uśmieszku. Zaklinacz wykorzystał jednak pierw okazję i pocałował Meggy w odsłoniętą szyję czując na własnych wargach jej przyspieszone tętno, po czym posłusznie zdjął spodnie, a także koszulę i wszystko inne w co był wtedy ubrany.
Patrzyła się na niego z szelmowskim uśmiechem, gdy rozbierał się przed nią, będąc w końcu praktycznie nagusienkim, po czym cichutko mruknęła, oblizując usta. Ześliznęła się z taboreciku
na kolana, po czym w końcu pochwyciła jego nabrzmiałą męskość w dłoń i wsunęła sobie w usta, pieszcząc Daritosa w jeden z najwspanialszych sposobów jakie tylko mógł sobie zamarzyć mężczyzna. Przyjemność ta była dla niego o tyle wspaniała, co niespodziewana, jednak nie miał zamiaru narzekać. Kiedy Meggy pracowicie wprawiała jego męskość w ruch w swoich ustach, Daritos mógł się jedynie powstrzymywać jak najdłużej i próbować ograniczać spazmy, które towarzyszyły temu cudownemu uczuciu. Dziewczyna jednak nie miała zamiaru przestawać, ssąc i liżąc jego “lancę” i dosłownie doprowadzając Zaklinacza do zagotowania się jego zmysłów. A jakby tego było mało, nie omieszkała i uraczyć go pieszczotami klejnotów, przez co Daritos naprawdę nie był w stanie wytrzymać już ani chwili dłużej...

Dysząc ciężko, Zaklinacz eksplodował zalewając Meggy swoją posoką. Popatrzył na nią z wielkim rozradowaniem na twarzy i jeszcze przez chwilę dochodził do siebie.
- To było wspaniałe. - powiedział w końcu. - Teraz moja kolej, rozbieraj się.
Małolata mruknęła tylko zadowolona, nie wypuszczając jego męskości ze swych ust, łykając każdą kropelkę jaką jej sprezentował, po czym z zawadiackim uśmiechem obtarła usta jedynie jednym paluszkiem, nie marnując ani odrobinki. W końcu podniosła się z kolan, odwróciła do niego tyłem, i ściągnęła wolno swój strój, prezentując Zaklinaczowi swój krągły tyłeczek wypięty na moment w jego stronę. Położyła się w końcu i na jednym z łóżek, dłonie wplatając we własne włosy, a uda rozchylając w zapraszającym geście...
Przez krótką chwilę podziwiał jej młode, chętne i bardzo seksowne ciało rozpięte na łóżku i czekajace na niego, a następnie dołączył do niej.
Zaczął jednym palcem muskać pierw okolice, a następnie sam kwiat jej kobiecości, odczuwając delikatne drżenia, w jakie wprawiało to jej całe ciało. Następnie zaczął pracować ustami, najpierw delikatnie całował ją po obu udach, by wreszcie przejść do środka i wypełnić ją swoim językiem, torującym sobie drogę wśród puchu ukrywającego jej skarb.. Wywołało to u “Meggy” najpierw przyciszone, a następnie coraz głośniejsze jęki, wśród jej drżącego ciała i przyspieszonego oddechu, by w końcu zakończyć wszystko przeciągłym spazmem, połączonym z konwulsjami targającymi jej ciałkiem.
Wplecione palce we włosy Daritosa, masowały go czule oddając stan w jakim się znalazła ciężko oddychająca dziewczyna, nie mająca zamiaru jednak na tym poprzestać.
- Weź mnie - Szepnęła bezwstydnie, choć z rumieńcem na twarzy, rozchylając szeroko uda.


Bardzo zadowolony z siebie Zaklinacz czym prędzej poderwał się i ruszył do góry, by zrównać się z “Meggy”, po drodze chwytając ją jedną ręką za jędrny pośladek, drugą zaś początkowo się podpierał. Pocałował ją szybko, lecz równie drapieżnie (albo i bardziej) co wcześniej i swoją męskością wszedł w nią, mając tylko drobne problemy z trafieniem.
To było dla niego zupełnie inne, lecz równie wspaniałe doznanie co przed chwilą i Zaklinacz nie krępował się przed miarowymi i zdecydowanymi ruchami, by wprawić swoją “machinę” w ruch, przenosząc w międzyczasie dłoń z pośladka “Meggy” na jej krągłą pierś, szczypiąc ją delikatnie w twardy sutek.
Szczyt miłosnych igraszek osiągnęli niemal równocześnie, przy przeciągłym jęku dziewczyny i Zaklinacza. Efektem tych uniesień on miał podrapane plecy, a ona kolejną porcję jego miłosnego soku, wypełniającego ją właściwie całkowicie. W końcu opadł na nią bez sił, wtulając twarz w smukłą szyję, rozkoszując się chwilą uniesienia, oraz jej miarowo uspokającym się oddechem. O tak, ta noc była niezapomniana...

Trwał tak jeszcze przez kilka chwil, po czym przybrał nieco wygodniejszą pozycję na plecach i przeciągnął się, raz jeszcze naprężając wszystkie mięśnie swojego ciała. “Meggy” w tym czasie położyła mu swoją główkę na piersi i Zaklinacz przez kilka chwil głaskał jej włosy, po czym oboje zasnęli.
 
Gettor jest offline  
Stary 28-10-2012, 13:46   #189
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
W przeciwieństwie do członków drużyny, Raetar nie skorzystał z hojnej propozycji Daritosa w postaci domków. Nie kierowała nim przy tym duma, zazdrość czy też chęć zaimponowania komukolwiek, a zwyczajna niechęć do grupowego spania. I natłoku cudzych umysłów z którym chciał jutro skończyć. Czasami co za dużo to niezdrowo.
Pewnie dlatego też zobaczył schadzkę z Daritosa z ognistą magiczką, siedząc ukryty w młynie i obserwując. Sen bowiem u niego nadchodził powoli. Niespecjalnie Raetara obchodziło, kto gdzie z kim i w jakiej konfiguracji.
Usadowił swe legowisko w starym zrujnowanym wiatraku z dala od reszty i był zadowolony ze chwili spokoju, która miała skończyć się rankiem.

Cisza...przebudziła go cisza. I nie ta panująca na dworze, lecz ta w jego umyśle. Zanim opadły poranne mgły Raetar znacznie oddalił się na stronę “za potrzebą”. Nie było w tym nic dziwnego, gdyby nie jego powrót po dość długiej przerwie.


Powrót w towarzystwie równego mu wzrostem żywiołaka, którego obecność skwitował krótką odpowiedzią.-Mój ochroniarz.
Nie padły żadne pytania. Nikt się tym faktem nie zainteresował. Co Samotnika zdecydowanie cieszyło.
Wsiadł na konia i ruszył powoli, a żywiołak podążał tuż obok.
Dzięki Daritosowi, Foraghor miał swojego konika. Co prawda magiczny twór, ale... dzięki temu Raetar nie musiał odstąpić swojego. Czarownik nie wiedział, czy dobrze się przygotował.
Pamiętał jej wrzaski “Jestem ci potrzebna, głupcze.” i musiał przyznać im rację. Była potrzebna, bo były potrzebne jej moce, ale sam jej charakter był nieznośny na dłuższą metę, podobnie jak nieco uciążliwie skutki uboczne.
Raetar dał się już poznać jako mruk, który mówi to co uważa za ważne i nic ponad to. Jadąc nie nawiązywał żadnej rozmowy. Skulił się tylko w siodle i obserwował okolicę. Nie on jeden zresztą, także i barbarzyńca oraz Ilisdur zachowywali czujność, o nieco paranoicznej Arasaadi nie wspominając. Wszak im dalej jadą tym więcej orków napotkają, nie mówiąc o trollach, ograch i innych górskich potworach które zamieszkiwały takie obszary.

Na razie tylko napotkali pozostałości po orkach, w postaci wiszących trupów. Ich obecność obchodziła jednak Raetara tyle co zeszłoroczny śnieg. Mało tu się zwłok naoglądał w życiu?
Podobnie jak mało obchodziły go barany i wieśniaki, które je wypasali. Była to jednak znakomita okazja do zasięgnięcia języka na temat okolicy, ale Raetar nie miał nastroju na pogaduszki. Zaś swój cel już znał.
Zresztą przy tylu wygadanych filozofach, ktoś mógł zdjąć owo brzemię z Samotnika.
Tak się jednak nie stało, barbarzyńca zabił barana należącego do wieśniaków, a reszta pozwoliła pastuszkom dyskretnie się ulotnić.

A potem dotarli na pole bitwy i napotkali nieumarłych w towarzystwie ich twórcy. Jak widać wojna przyciąga wszelakich padlinożerców. Także tych najgorszych, bo dwunogich wyznawców Velsharoona.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.
abishai jest offline  
Stary 30-10-2012, 21:48   #190
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Noc minęła spokojnie.
Po śniadaniu (którym - w przeciwieństwie do kolacji - Tarin się z nikim nie dzielił), ruszyli w drogę pełną przygód.
Co prawda natrafienie na dwójkę wisielców trudno było nazwać przygodą, ale na bezrybiu...

- Ilu ich było? - Tarin zwrócił się z pytaniem do Foraghora.
- Ilu? Dwóch, widzisz przecież - odparł Foraghor, udając głupca. A może nie udawał?
- Tych, co powiesili tę dwójkę - wyjaśnił Tarin.
- Aaaa - w inteligentny sposób wypyszczył się barbarzyńca. - Kto by tam liczył tych brudasów.
Tarin uznał, że pytanie, czy Foraghor umie liczyć byłoby nietaktem...
- Ano parę tuzinów - sprecyzował tropiciel. - Przyszli od strony Silverymoon, łazili tutaj w te i wewte, jakby chcieli zadeptać własne ślady. Jak pies, co chce złapać własny ogon. No a potem poszli tam. - Machnął ręką w stronę gór. - Tam, gdzie inni.

Tarin rozejrzał się dokoła, usiłując znaleźć jakikolwiek powód, dla którego orki miałyby tu się zatrzymać na dłużej, ale poza dwoma wisielcami nic nie znalazł.

Pozostawało pochować biedaków i ruszyć dalej.

***

Pojawienie się pastuszków poirytowany Raetar podsumował wściekłą wypowiedzią.
- Na litość bogów, niech no ktoś zapłaci tym biedakom za ubite zwierzę... Wypadałoby, by uczynił to myśliwy.
I tu zimny, niemalże lodowaty wzrok maga skupił się na Foraghorze. Także Łotrzycy lico powiało mrozem w stronę barbarzyńcy. Udaremniło to szansę pozytywnego kontaktu z pasterzami, i jakiekolwiek, ale jednak korzyści z tego.
- Ja zapłacę - powiedział Tarin. Raetar był jak zwykle pełen mądrości życiowych... od których realizacji był bardzo daleko. - Chociaż nie jest dobrym zwyczajem pokazywać, że się ma złoto przy sobie.
Ruszył w stronę, gdzie zniknęli pasterze. Przejechał kilkanaście metrów. Sięgnął do sakiewki, wyciągnął kilka srebrnych monet i rzucił na ziemię. Potem wrócił do reszty towarzystwa.
- Złoto w tej dziczy nic nie znaczy, nie zapełni im brzuchów. Jednak nadal mają dość zwierząt by przeżyć. Nie każdy w mieście może powiedzieć to samo.- dodał Wulfram - Orki zabrały by im wszystko - zakończył ponuro.
- W tej sytuacji srebro im się przyda - stwierdził Tarin. - Nie z samych owiec żyje człowiek, a oni z pewnością od czasu do czasu odwiedzają miasto i sprzedają owce, mięso lub wełnę. Będą mieli trochę mniej pracy.
- O ile wcześniej nie zginą.- krótko stwierdził jednooki - Ich los to nie nasz problem, ruszajmy i nie opóźniajmy.
- W każdym razie nie zginą z głodu i nie przez nas - stwierdził Tarin. - Jedźmy.
-W rzyci mam wasze moralne dylematy i filozoficzne popierdułki.- warknął wściekle Samotnik komentując tę o rozmowę o relatywnej wartości złota.- Nie zamiaru szlachtować byle kmiotków, tylko dlatego, że barbarzyńcy zachciało się jagnięciny bez spytania właściciela o pozwolenie.
Tarin spojrzał na Raetara jak na idiotę, którym ten z pewnością był. A może był przygłuchy? Kto mówił o szlachtowaniu kogokolwiek? Prócz orków...
- Nie wiem co się tak unosicie, w końcu to tylko pieprzona przekąska - Wzruszył ramionami barbarzyńca - Te pastuchy na pewno od tego nie zemrą...
A po “pastuchach” nie było ani śladu...
I osiłek dupa, gdy pastuchów kupa, pomyślał Tarin.
- Pastuchy nie pastuchy, ale nie orki czy gobliny - powiedział na głos. - Mogą mieć kompanów w okolicy, a po co oberwać strzałą od swoich?Poza tym możliwe, że będziemy tędy wracać.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 30-10-2012 o 22:11.
Kerm jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 01:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172