-
Nie tu się umawialiśmy – pierwszy odezwał się siedzący na nagrobnej płycie mężczyzna.
Fakt. Było to raczej kiepskie miejsce na spotkanie. Zazwyczaj dosyć tłoczne, pełne kapłanów, strażników, odwiedzających. Siedzieli obok siebie, w centralnym miejscu cmentarza, tuż przy kaplicy Morra. W jej otwarte na oścież drzwi siwowłosa dziewczyna wpatrywała się jak zahipnotyzowana.
-
Ależ tam ciemno – nie odpowiedziała na zarzut. –
Czemu nie palą się żadne światła? Pójdę sprawdzić, co się dzieje.
-
Zaczekaj! – zaniepokojenie w głosie mężczyzny sprawiło, że na niego spojrzała. Ubrany był tak samo jak wtedy, gdy spotkali się za pierwszym razem; w czarne spodnie i szarą kamizelkę. I znowu trzymał w dłoni przygarść słonecznika.
-
Jasne – powiedziała. –
Zaczekam. Przecież mieliśmy pogadać.
Nadal nie umiała określić wieku swego towarzysza. Ale nagle jego twarz zaczęła jej wydawać się znajoma. Miał oczy jak Rudolf i patrzył na nią dokładnie tak jak tamten, kiedy się gniewał. Jak to się stało, że wcześniej nie zauważyła tego podobieństwa.
-
Kiedyś bardzo lubiłam ten cmentarz –uśmiechnęła się, chcąc załagodzić sytuację. – Wszystkie krypty i nagrobki są tu takie piękne. Jeden znajomy mówił mi, że to dlatego, że w Imperium nie ma lepszych kamieniarzy niż w Midenheim. Połowę cechu stanowią krasnoludy. To pewnie najlepiej tłumaczy tę renomę.
Zamilkła. Znowu zapatrzyła się w czerń otwartej bramy.
-
Nie pamiętam, dlaczego się spotkaliśmy –wyznała.-
Naprawdę powinnam ją sprawdzić. I czemu tu tak cicho?
Kolejna rzecz, którą wcześniej przegapiła. Gdzie się wszyscy podziali? Na najlepiej strzeżonym cmentarzu świata nie było nawet strażników.
-
Ja tam nie lubię cmentarzy. – Mężczyzna podniósł się z dotychczasowego siedziska i stanął naprzeciwko dziewczyny. Sylwia poruszyła się niespokojnie, ale brama całkowicie zniknęła za jego plecami.–
Z Garbu Nędzarza jest widok na miasto, trakt i pola. I młyn. – Przybrał rozmarzoną minę –
Jest coś urokliwego w młynarzównach. Może chodzi o te ślady mąki na … palcach.
Siwowłosa skrzywiła się. Przypominał Rudolfa jak nic.
-
No, nie pamiętam dlaczego, ale z pewnością nie mieliśmy gadać o dupach.
Roześmiał się i pokazał palcem jakieś miejsce.
-
Ale to całkiem mi się podoba.
Musiała się odwrócić. Wskazywał kryptę bretońskiego barona. Miała z dwieście lat. Bogato rzeźbiona w winne grona, dzbany i kielichy z wylewającym się trunkiem. Była i jej ulubioną.
-
To zielony marmur z Sylvani – z zadowoleniem popisała się wiedzą. –
Grona kiedyś były inkrustowane. Lapis lazulą z Arabii i miejscowym nefrytem. Ale niewiele z tego przetrwało midenlandzkie zimy. Ma zejście pod skałę. Nagrobek barona jest jeszcze bogatszy. I tam kamień nie poodpryskiwał. To znaczy …podobno.
-
Tak właśnie myślałem.
Siwowłosa spojrzała na niego podejrzliwie. Skąd wiedział, że okradała kiedyś groby?
-
Że to będzie twój ulubiony.
Uśmiechał się naprawdę czarująco. Zupełnie jak Franz.
Zarumieniła się.
-
Nie chodzi o to, że tak lubię wino. Jest … naprawdę piękny… Wiesz… Chwali życie.
Mężczyzna poważnie pokiwał głową. Znowu stanął przed nią. Miała ochotę odwrócić się, żeby chociaż spojrzeć na bramę, ale wiedziała, że odebrałby to jako nieuprzejmość.
-
To dlaczego się spotykamy?
-
Chciałem ci przypomnieć Sylwia.
Zadrżała. Nagle wiedziała co powie.
***
-
Oszalałaś?
Matylda zadała to pytanie stojącej przed nią roztrzęsionej kapłance.Ta pokręciła głową.
-
Nie. Przysięgam. Przysięgam na Dobrą Panią. Ożyła. Wstała i napiła się wody i zaczęła krzyczeć, że chce swoje ubrania i że - tu zniżyła głos do ledwie zrozumiałego szeptu –
pierdoli wszystkich bogów.