Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2012, 17:38   #39
Szamexus
 
Szamexus's Avatar
 
Reputacja: 1 Szamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znanySzamexus wkrótce będzie znany
Gdzieś, poza jawą
Widok dziecka w którym dostrzegł swojego zmarłego brata był dla Zygmunta kojący. Pomimo gorączki, moment snu w którym stanął przed nim jego mały brat przyniósł ukojenie; do momentu gdy stanął w płomieniach ... Gdzieś w podświadomości Zygmunt miał wrażenie że słyszy, widzi i czuje co mu jego dawno już zmarły brat chce przekazać. Gorączka być może rosła, stałość płynów ustrojowych była zaburzona, dusza cierpiała za grzech zabicia a resztki abstrakcyjnego odbioru chłonęło przekaz od brata Niekończący się nurt obrazów, obrazów których nierozumiał, sytuacji których dotąd niewidział; obrazów które budziły lęk przed dalszym życiem.

W bezpiecznym lokalu
Ocknął się. - Wiesz jak skontaktować się z kimś z Twojego oddziału? Usłyszał ...
Zwykli się spotykać w kawiarni Cafe Bodo na ulicy Foksal. Tam chadzał jeszcze z Agatą, uwielbiał pomimo trudnych czasów oddać się leniwym rozmowom sącząc aromatyczną arabica. Zdziwił się sam, że o tym miejscu pomyślał gdy zorientował się o co go pytają. Niezbyt miał siłę odpowiedzieć, siłę czy ochotę ? Nie potrafił sam sobie odpowiedzieć, był zmęczony i słaby. Nie wiedział czy snem, widzeniem, koszmarnym proroctwem czy chorobą. Spodziewał się raczej że tym pierwszym. Serce mu waliło ... bał się .. nie wiedział co będzie.
- Dajcie znać Beniaminkowi albo Tuni. Zresztą ktoś na pewno po mnie przyjdzie. Odparł z nadzieją, że nie zostawili go tu tak samego sobie. Na pewno nie. Uniesiona głowa opadła na poduszkę, a w oczach, zaciśniętych powiekami pojawiła się łza. Usłyszał tylko:
- "Młody" leć do Kościoła Michała Archanioła, w ostatnim konfesjonale w lewej nawie, po mszy o 18tej będzie ksiądz... Więcej nie usłyszał. Znowu usnął.

W kościele.
Chłopak w wieku 16 lat, szedł szybkim krokiem uliczkami Pragi. Podskakiwał radośnie aby ominąć niewielkie kałuże i kopiąc co jakiś czas kamienie. Ot jak to nastolatek. Nikt z przechodniów nie mógł sądzić, że ten młody jeszcze przecież dzieciak ma misję do spełnienia. Od jej powodzenia zależy być może życie pewnego człowieka, którego tak naprawdę chłopak widział pierwszy raz. Jednak jak wielu podobnych jemu nie pytał dlaczego, albo czy trzeba. Rozkaz padł i on ruszył. I tak będzie jeszcze wiele razy ...
Ludzie, byli jeszcze ciągle w kościele. Odetchnął z ulgą - zdążył przed końcem mszy. Wszedł do świątyni. Jej wysokie mury stały majestatycznie, niewzruszenie ... pozornie niewzruszenie. Podszedł bliżej konfesjonału.
- Idźcie w Pokoju Chrystusa. Usłyszał a w tym momencie pojawił się ksiądz, dość młody może 40 to letni i wszedł do konfesjonału. Wszystko tak jak miało być, pomyślał "Młody". Wszystko zgodnie z planem. Nie spodziewał się wpadki tu, w kościele... bał się tego bardzo. Westchnął głęboko i ruszył.
- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus. Potrzebuję "Awaryjnej spowiedzi" Wypowiedział umówione hasło. Z mocno bijącym sercem, wpatrzony w kratkę konfesjonału, drogę którą wypowiadane ludzkie grzechy wędrują do Boga, czekał na reakcje księdza.
- "Dobrze trafiłeś synu" Uff, odetchnął z ulgą. - Ojcze "na bezpiecznej łące mamy chorą owieczkę potrzebującą pomocy". Wypowiedział słowa oznaczające że w bezpiecznym lokalu który obsługiwał potrzebny jest lekarz.
- Dobry pasterz przyjdzie jutro po południu. Módl się.
Chłopak przeżegnał się i odszedł z ulgą, niczym po spowiedzi ...


W bezpiecznym lokalu (dzień drugi)
Obudził się rano. Był mokry, gorączka zapewne zwalniała. Zrozumiał swoje położenie gdy spojrzał przez okno, nie był w domu, utknął z powodu rany. Był kolejny dzień. Nic nie pamiętał od momentu gdy tu dotarli.
- Dzień dobry. Usłyszał kobiecy głos. Odwrócił w jego kierunku głowę. Nie znał kobiety i nie widział jej wcześniej. Przynajmniej nie pamiętał.
- Dzień dobry. Odpowiedział. Bark go bolał, obmacał opatrunek, nieco przemoknięty krwią. - Jestem ranny. Ale już mogę iść.
- Nie, zostań. Dziś przyjdzie do Ciebie lekarz. On zdecyduje co dalej. Miałeś gorączkę, majaczyłeś, jesteś jeszcze zmęczony. Musisz wydobrzeć, potrzebują Cię przecież jeszcze. Polska cię potrzebuje. Tutaj jesteś bezpieczny, jak tylko okaże się że możesz wrócić do domu pójdziesz. Ktoś tam na Ciebie czeka?
Zapytała nieznana mu kobieta o długich, kasztanowych, zaczesanych na gładko włosach. Miała ok 60 tki, była miła. Nie czekając na odpowiedź stwierdziła: - Przyniosę Ci herbaty, musisz pić teraz dużo.
- Dziękuję, jest Pani bardzo miła. Chętnie się napiję. Ale spróbuję wstać.
Podniósł się z łóżka, obok na krześle leżało jego ubranie. Kobieta oddalała się zapewne w kierunku kuchni. Nerwowo macnął stertę ubrań w poszukiwaniu pistoletu. Wtedy w drzwiach kobieta obróciła głowę i powiedziała: - Twoja broń jest bezpieczna w szufladzie w stole. Jestem Zofia.
Znowu jedynie podziękował i się przedstawił jako Doktorek. Oboje wiedzieli że tak jest bezpieczniej, bez prawdziwych imion. Trudno się mu rozmawiało z obcymi, ubrał się i usiadł na brzegu łóżka. Wypił podaną herbatę ... ból doskwierał, a ponieważ miał czekać, nic zrobić nie mógł postanowił jednak regenerować się. Położył się na łóżku i po kilkunastu minutach zasnął. Zanim zasnął pomyślał o Pani Pelagii która na pewno się denerwuje. Staruszka wiedziała czym się zajmuje, może bardziej domyślała się ale nigdy nie pytała. A Zygmunt czasem zwierzał się ze swoich wątpliwości różnej maści, szczególnie po tym jak pierwszy raz zabił. Przeżywał to bardzo. Od początku przyjazdu do Warszawy mieszkał na stancji właśnie tam. Pani Pelagia była samotna, pomagał jej w domowych pracach, hodowli w ogródku którego plony sprzedawała na ulicach i bazarze. Czasami gdy nie było zadań sam również brał udział w handlowaniu i w ten sposób przyczyniał się do zwiększenia utargu. Rozmawiał z Pelagią szczególnie dużo po śmierci Agaty. Te rozmowy, o etycznych wątpliwościach zapewne były formą spowiedzi dla Zygmunta. Pierwsze lata wojny pogłębiały w nim poczucie niepewności, sensu życia skoro jest ono tak kruche, niewiary w ludzi którzy jednych kochają a drugich zabijają ... nie rozumiał jak godzić tak odmienne zachowania. I nie zrozumie zapewne nigdy.

Wieczorem przyszedł lekarz. Zaskoczenie Doktorka było ogromne gdy rozpoznał w "podziemnym" lekarzu dr Dowgierda. Lekarza z którym miał zajęcia na Uniwersytecie. Ten opatrzył ranę, która okazała się wyglądać całkiem nieźle. Nie było oznak infekcji. Dostał kilka tabletek Aspiryny na ból i gorączkę. I co najważniejsze, mógł wrócić do domu. Miał wypoczywać. I wiedział, że musi siedzieć w ukryciu- po ostatnich wydarzeniach wrzało.

Kilka dni potem w Warszawie
Wydobrzał, szybko. Był silny i sprawny. Rana zagoiła się szczęśliwie jak przewidział do dr Dowgierd bez infekcji. Została spora blizna ale ramię było sprawne. Spotkał się z Bieniaminkiem w umówiony sposób w ławie kościoła gdzieś na Pradze. Zameldował o swojej gotowości operacyjnej .... Jedynie noce bywały trudne z wracającymi obrazami od brata.
 
__________________
Pro 3:3 bt "(3) Niech miłość i wierność cię strzeże; przymocuj je sobie do szyi, na tablicy serca je zapisz"

Ostatnio edytowane przez Szamexus : 04-11-2012 o 08:37. Powód: zmian czasu gotowości opoeracyjnej
Szamexus jest offline