Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 28-10-2012, 23:36   #92
baltazar
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Chwilę stał przypatrując się jednemu z obrazów który przedstawiał solidnej konstrukcji człowieka z pewnością siebie wymalowaną na szlachetnej gębie. Mało, że ów jegomość wyglądał jak góra to na dodatek odziany był w dziwnie znajomą płytę. Całość historii dopełniał widoczny jak na dłoni symbol… czarny kwiat przepleciony żółcią. Rycerz Panter… kurwa jego mać! Ot ironia losu. Taki pogromca południowych nekromantów skończył jako prawie żywy chudzielec. Pomimo tego, że kości musiały zachować wiele z dawnych umiejętności w Płonącym Łbie jednak nie było nadto szacunku… nie był to przeciwnik, któremu byłby gotowy oddać honory pochówku w żołnierskim moderunku. Co to, to nie.

- No to cię zło jednak pokonało ty kutafonie w kociej skórce… Powiedział poważnie do obrazu. – Znaj ty jednak moją dobroć i niech Sigmar przygarnie twoją niespokojną duszę. Nawet jako nekromantyczny przydupas pokazałeś czego byłeś wart. Gomrund postanowił, że spali szczątki rycerza.

***

Cierpliwie dał się opatrzyć. Lewe ramię będzie zdobiła kolejna blizna po kiepskim krasnoludzkim fastrygowaniu… ale wolał nic i igłę niż jak proponował Aynjulls rozpalone żelazo. Cios korbacza jak się okazało w głównej mierze wziął na siebie napierśnik… i skończyło się tylko na obitych żebrach i krwiaku wielkości puklerza. Blacha jednak tak niefortunnie się wgięła iż wymagała dobrego płatnerza nim na powrót będzie ją można założyć jako ochronę. Przynajmniej taką nie sprawiającą bólu przy każdym kroku. Póki co jednak jego żebra były ciasno obandażowane i ten materiał musiał być jego pancerzem.

Po raz już chyba setny charknął i w dalszym ciągu jego plwociny barwione były szkarłatem. – To mnie sukinsyn urządził… Krasnolud mało tego, że był solidnie poobijany to na dodatek jeszcze umordował się jak nigdy w walce z jednym przeciwnikiem. Wiele go to kosztowało. Mało że ten sukinsyn był diablo dobrym wojownikiem to jeszcze coś takiego jak strach czy zmęczenie go się nie imały. Dawno już syn Żelaznego Gharta nie był tak blisko śmierci… Wypluł płuca. Opalił buty. Zmęczył stalowe sploty mięśni. Wypocił czterdzieści lat picia wódy. Stępił krasnoludzką stal. Rozłupał estalijską płytę. Ale żył… żył i pamiętał o tym jak to dał sobie wyrwać jego własny miecz. Mało tego. Pozwolił się później nim zranić. Jak dziecko… gorzej… jak człowiek! Ostatnimi czasy robiła się z niego blada pizdeczka….

Wstyd.
Wstyd i sromota.
Wstyd, sromota i krasnolud zrobiony z mchu i paproci.
Kurwa mać! Ależ on był zmęczony…


Pokiereszowany moderunek był niczym w porównaniu z pokiereszowaną dumą. Pozwolił odebrać sobie miecz. Eh… i osmolić brodę. Kurwa jego mać…

Semafor… teraz miał już pewność. Semafor to coś co jest jedną wielką kupą nieszczęść! No, ale jak mawiał jego dziad „ja coś zaczynasz to, to skończ. Każdy Kimril kończy to co sam zaczął.”

- Aynjulls, może i na inżynierii to ja się znam mało ale weź mi strzel w pysk jak się mylę. Wasze kłopoty według wszelkich kalkulacji powinny dobiec końca. Uśmiechnął się do majstra tutejszych krasnoludzkich fachurów. Uściskał mu dłoń. Nie czekał na „dziękuję”. Nie czekał na „dobra robota”. W końcu zrobił to co brodacz powinien uczynić aby pomóc swoim krajanom. – Cóż, chyba powinno już być tutaj czysto.

Chwilę jeszcze patrzył na dopalający się stos chrustu, na który zaniósł gnaty Rycerza Panter. – Spoczywaj w spokoju… ty cętkowany…

***

Szczur zrobił już kilka kursów na barkę. Wyselekcjonowane zwoje - te magiczne i te z mapami i planami, Księgi - znane mu ze swej cennej treści i te bogato zdobione. Moderunek rycerza – niby nadszarpnięty zębem czasu to jednak płyta i korbacz wymagały tylko rzemieślniczej ręki aby przywrócić im blask świetności.

***

Krasnoludzki warsztat był na tyle odpowiednio wyposażony aby doprowadzenie gomrundowego oręża do jako takiego porządku nie było kłopotem. Wyszczerbiony miecz i topór pod wpływem porządnego krasnoludzkigo kamienia arkansas wróciły do odpowiedniego stanu. Rękojeść miecza wprawdzie wymagała jeszcze pracy ale Płonący Łeb posiadał odpowiednią ilość rzemieni do tego celu…

Uzupełnił też niezbędne duperele aby móc się bawić ze moderunkiem rycerza. Szarogórcy byli też na tyle wyrozumiali, iż oddali mu jedną z tarcz poległego towarzysza. Może nie tak dobrze dopasowaną do norsmeńskiego gustu to jednak co kawał dobrej krasnoludzkiej roboty to kawał krasnoludzkiej roboty.

***

Na łajbie Gomrund skwitował krótko wypowiedź gładkogębego kapitana. – Jedyne co ogień wykończył to moje buty i portki. Resztę zrobiła moja siekiera. I może jestem ostatnim cymbałem ale ni w ząb nie rozumiem dlaczego ten patafian nie wyprowadził ni jednego cięcia na ciebie…

- Dobra… jak dla mnie to już nie ma co tutaj czekać na cuda. I tak zrobiliśmy znacznie więcej niż się mógł ktoś po nas spodziewać. Ja tam muszę teraz dojść do siebie… i odespać za wszystkie czasy…


Krasnolud planował odpocząć i zregenerować siły. A kiedy miałby ich nadmiar to chciałby zająć się zbroją i korbaczem rycerza. W końcu wcześniej czy później trzeba będzie to sprzedać.

***

- Ja bym tej obręczy nie sprzedawał. Przynajmniej zanim się nie dowiemy czy aby nie jest magiczna… a jak na mojego nosa… to jest. Zwrócił się do Konrada. – Oj przydałaby się nam ta siwa koza w Nuln. Już ona by znalazła odpowiednich ludzi aby to sprawdzić.
 

Ostatnio edytowane przez baltazar : 29-10-2012 o 00:14.
baltazar jest offline