Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2012, 03:52   #13
Rudzielec
 
Rudzielec's Avatar
 
Reputacja: 1 Rudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodzeRudzielec jest na bardzo dobrej drodze
Młoda Garou była w połowie drogi miedzy szkołą a domem gdy odezwała się jej komórka. Na wyświetlaczu pojawiło się : ojciec.
Zjechała na pobocze nie chcąc ryzykować wypadku lub mandatu.
- Halo? O co chodzi? - spytała zastanawiając się, co podkusiło ojca do użycia swojej Nokii. Nie cierpiała komórek.

- Aotea, córeczko. - Głos ojca był jakiś dziwny, przygaszony. Pozbawiony tej mocy. - I`ahu... trafił...do...szpitala... - Mówił łamiącym się głosem. - Operują go...

Przez chwilę nie mogła uwierzyć w to, co słyszy.
- Jak to operują, co się stało?! - Niemal krzyknęła, zaraz jednak się uspokoiła, przecież I`ahu był garou jak ona, wyjdzie ze wszystkiego cało, musi. To ostatnie było bardziej przekonaniem młodszej siostry, że przecież jej starszy brat jest najsilniejszy i nic go nie pokona. - Gdzie leży i kto z naszych się nim zajmuje? Potem powiedz jak to się stało. - wyciągnęła ze schowka na rękawiczki i inne śmieci zestaw słuchawkowy, którego niemal nigdy nie używała. Odpaliła silnik i ruszyła słuchając przez telefon sprawozdania.

- Jest w Waikiki Health Center. To był wypadek... przy pracy. - Ostatnie zdanie ojciec niemal wyszeptał. Jakby miał nadzieję, że to jedno zdanie starczy jego córce za całe wyjaśnienie.Westchnęła głęboko.

- Policja? I czy to on sprowokował ten wypadek?

- Nie, nie policja. Nie wiem kto. - Już mówił spokojniej. - To była jakaś bijatyka w barze. To nie rozmowa na telefon.

-Dobrze jadę tam, zobaczę co się dzieje, miej telefon pod ręką i kluczyki od samochodu może będziesz musiał jeździć. -
szybko się rozłączyła i zawiadomiła Kaitlin o całej sytuacji, starsza kobieta odpowiedziała tylko “O Boże.” po czym zapewniła, że zajmie się dziećmi i, że będzie się modlić za jej brata. Aoatea nie była do końca przekonana o skuteczności katolickich modlitw odmawianych za wyznawcę, de facto, szamanizmu, ale w tej sytuacji liczyła się każda pomoc

Gdy dojechała do szpitala wyskoczyła z samochodu jak oparzona, prawie łamiąc obcasy, popędziła do recepcji dowiedzieć się co gdzie i jak. Szpital Waikiki Health Center to istny labirynt, dotarcie gdziekolwiek, bez znajomości tego miejsca jest dość trudne. Pani w recepcji powiedziała jej gdzie się skierować. W poczekalni była już już cała rodzina i nie tylko, Puakea Paopao, pocieszająca siostrę, Nohea Kahalewai i Tetesuo Ochikubo. Oraz pani prokurator Paopao, która wyjaśniła, że jej siostra zjawi się niedługo. Znalazła się tam także Grace Aolani, gdyż jej mąż, James, był razem z I’ahu w “Japońskim Mieczu”. To tam ich pobito, Aoatea szybko przytuliła mamę i przywitała się ze wszystkimi, dziękując im za obecność.

- Nohea, Tetesuo mogę prosić na chwilkę na balkon? -
zapytała poważnie młoda pani prawnik chciała się dowiedzieć w co wplątał się jej brat, a Nohea powinien wiedzieć wszystko na ten temat. Tetsuo poprosiła na wypadek gdyby czyjeś nerwy zaczęły puszczać. Temperament garou zawsze należał do gorących a ta sytuacja zdecydowanie sprawę pogarszała, dlatego chciała mieć przy tej rozmowie kogoś kto powie jej stop zanim zacznie robić głupoty, albo zastopuje starszego mężczyznę zanim ten postanowi urwać jej głowę...
Obaj wymienili się pytającymi spojrzeniami, ale poszli za dziewczyną.

- Tak mi przykro. - Zaczął straszy mężczyzna. - Wierzę jednak, że twój brat z tego wyjdzie. Ma młody, silny organizm.

- Tak, I`ahu jest silny i ma szansę, a co z Jamesem? On zdaje się nie jest tak wytrzymały. I wytłumacz mi proszę co oni tam robili i dlaczego stało się to, co się stało? - spytała, mimo lekkiej ironii w głosie nadal była spokojna, może to świeże powietrze tak na nią działało?
- Może lepiej żebyś nie wiedziała?? - Wtrącił się Ochikubo.
Kahalewai uciszył go ruchem reki.

- Załatwiali interesy. Dla rodziny. - Odparł stary wilkołak. - To miło, że martwisz się również o Aolaniego. Z tego co wiem, jego uśmiech nie będzie taki promienny przez kilka tygodni. Ma też kilka połamanych żeber. Ale to nic poważnego.

Tetesuo Ochikubo szturchnął Kahlewaiego w ramię i ruchem głowy wskazał na poczekalnię. Był tam już James Aolani, podpierany przez żonę rozmawiał z innymi członkami rodziny. Jego twarz była bardzo kolorowa. Dominowały tam czerwień, poprzeplatana białymi paskami plastrów.

- Nie zdążyłem jeszcze z Jamesem porozmawiać. - Teurg nie patrzył jednak na swoją rozmówczynię. Bardziej zajmował go to działo się kilka metrów dalej. A działo się wiele bowiem przyszły jeszcze dwie osoby. Policjanci jak łatwo można było się domyśleć gdy okazali błyszczące blaszki.

Mężczyzna był blondynem, o kilkudniowym zaroście. W marynarce, ale bez krawata.



Kobieta miała długie, ciemne, kręcone włosy i coś z urody Hawajczyków.


I to ona cały czas mówiła.

- Kilka połamanych żeber to nic poważnego? To w takim razie co się stało I`ahu? - chciała powiedzieć Aoatea, jednak nim zdążyła, zauważyła policjantów. Rzuciła Noheowi tylko krótkie:
- Jeszcze nie skończyliśmy. - I szybkim krokiem podeszła do przedstawicieli prawa.

- Aoatea Mathews, kancelaria Mathews i Kanaelanii czym mogę państwu służyć? - spytała płynnie przechodząc w swój prawniczy ton, podała im swoją wizytówkę jasno dając do zrozumienia, że to z nią mają rozmawiać.

- Niewinny? - Spytała kobieta Aolaniego, ten tylko niewinnie uśmiechnął się. A przynajmniej próbował. Z opuchniętą i pokiereszowaną twarzą nie prezentował się najlepiej.

- Detektyw Sinclair. - Przedstawiła się kobieta i wyciągnęła swoją odznakę.

- Detektyw Addison. - Jej partner również okazał swoją odznakę. - Jesteśmy tu aby przesłuchać świadków napadu na bar “Japoński Miecz”

- Mam nadzieję, że rozumiecie państwo, że pan Aolani i pan Makena są klientami mojej kancelarii i nie będziecie nadwerężać ich zdrowia? -
Zimny urzędowy ton ze szczyptą ironii, to zawsze działało jak kubeł zimnej wody na zbyt popędliwych policjantów. Jakby zapalała im się w głowie lampka z napisem "ostrożnie" - Ani domagać się zeznań bez obecności ich radcy prawnego?

- Rozumie pani, że zeznania pan Aolaniego mogą nam pomóc w ujęciu sprawców? - Detektyw Sinclair równie zimnym tonem odparła.

- Spokojnie. - Odezwał się jej partner. A gdy młoda funkcjonariuszka juz otwierała usta by coś powiedzieć uciszył ją ruchem reki. - Prześlemy wezwanie pani... - Spojrzał na wizytówkę. - ...pani Mathews. Tylko zależałby nam, żeby pani klient stawił się jak najszybciej.

- Oczywiście, jak tylko jego stan zdrowia na to pozwoli, detektywie. - Posłała zimne spojrzenie w stronę pani detektyw. - Miłego dnia..

- Dziękujemy i nawzajem. - Odparł policjant.

- Do widzenia. - Jego partnerka się pożegnała.

Funkcjonariusze odeszli.
- Niezła jesteś dziecino. - James Aolani zmierzył postać pani prawnik od stóp do głowy. Nie uszło to uwagi jego żony. Szturchnęła męża znacząco o bok. Niestety biznesmen miał pecha, pani Aolani trafiła w jedno ze złamanych żeber. Mężczyzna pochylił się do przodu z jękiem, łapiąc się za urażone miejsce.

- O przepraszam kochanie. - Grace Aolani patrzyła niepewnie to na męża, to na pozostałych widzów owego cyrku. - Przepraszam cię bardzo. - Stała tak nad nim nie wiedząc jak mu pomóc.

- Nie martw się dopiero się skrzywi jak zobaczy rachunek. -
powiedziała młoda Garou do Grace po czym przeniosła spojrzenie na Jamesa. - Ale to potem, teraz chciałabym usłyszeć w jakim stanie był mój brat kiedy go widziałeś ostatnio?

James Aolani wyprostował się, chociaż to również sprawiło mu ból.
- Kochanie, możesz przynieść mi kawy? - Zwrócił się do żony. Grace kiwnęła głową i odeszła.

- Kiedy go ostatni raz widziałem jakiś gościu trenował na nim boks. - Uśmiech, który początkowo pojawił się na twarzy biznesmena szybko zniknął. - To znaczy... przepraszam... - Aolani chyba zrozumiał swój nietakt.

- Po prostu powiedz mi jak bardzo jest źle. - powiedziała Aoatea zaciskając zęby. - Czy według ciebie potrzeba bardziej... Duchowego wsparcia? Bo jeśli tak to zaraz załatwię wejściówkę na salę operacyjną żeby ktoś- tu spojrzała wymownie na Nohea - mógł mu udzielić owego wsparcia.

- Karetka zabrała go nieprzytomnego. - James spojrzał pytająco na starego wilkołaka. Ten nieznacznie kiwnął głową.

- Poczekajmy raczej na to co lekarze powiedzą. - Wtrącił się Tetesuo.

- Wyobraź sobie spotkanie z dwustukilową, ponad dwumetrową maszyna do zabijana. To właśnie spotkała twojego brata. A było ich dwóch. Nie wiem co to za jedni. Po angielsku mówili bardzo źle z dziwnym akcentem. Wiedzieli za to co mają robić. I byli w tym dobrzy. Chcieli zapewnić panu Kobu ochronę. - Ściszył głos James.

- A to dopiero początek. - Rzucił Ochikubo.

Kahalewai natychmiast spiorunował go wzrokiem. Aoatea jak każdy prawnik wart swej ceny miała zacząć naciskać aby złapać jeszcze choć skrawek informacji ale właśnie wtedy wyszedł jakiś lekarz, zaraz otoczyli go niemal wszyscy zebrani. Przedstawił się jako szef zespołu chirurgicznego i wyjaśnił, że zabieg się udał i jest dobrej myśli ale skala obrażeń wymagała przetrzymania pacjenta w stanie śpiączki farmakologicznej.

- Będę szczery to cud, że ten chłopak żyje. - powiedział mężczyzna do Aoatei i jej ojca gdy poprosił ich oboje na bok. Miał zmęczony ale pełen profesjonalizmu głos, który dawał poczucie bezpieczeństwa. – Złamanie żuchwy i wielokrotne ręki, żebra połamane praktycznie wszystkie, lewy obojczyk także, przebite płuco, obrażenia kości twarzoczaszki, podejrzenie wstrząsu mózgu, krwiaki i krwotoki wewnętrzne, a to nie jest jeszcze pełna lista. Takie obrażenia wewnętrzne widuję po wypadkach samochodowych powyżej 90 mil na godzinę, albo u zawodników przywożonych z walk ulicznych. Chłopak ma nieziemskie szczęście i niesamowite zdrowie. Nie wiem co go spotkało ale powtórzę, to prawdziwy cud, że żyje. W tej chwili nie można jeszcze go odwiedzać, może jutro lub pojutrze, i nie więcej jak dwie osoby maksymalnie dziesięć minut.

Rozmawiali z doktorem jeszcze parę minut, Aoatea widziała jak ojciec ukradkiem ociera łzy, sama też miała ochotę płakać, z ulgi. Zadzwoniła do Kaitlin i podzieliła się najnowszymi wieściami. Pożegnała się ze wszystkimi, a najczulej z matką która planowała rozbić obóz w szpitalu, przytuliły się mocno po czym pani Makena kazała pni Mathews wracać do jej dzieci i ucałować je na dobranoc od babci.

Wracając na parking zadzwoniła do swojej starszej siostry Aihe, ale ta zostawiła włączony automat więc nagrała jej wiadomość o tym co się stało, jak wyglądała sytuacja i o tym, że musi zająć się, przynajmniej na chwilę klubem I`ahu w jego zastępstwie. Po czym wysłała wiadomość swojej sekretarce by wciągnęła na grafik dwóch nowych klientów, przy czym jeden miał dopisek „stawka pełna” a drugi „ulga specjalna”. Nie mogła się już doczekać dzisiejszej lekcji na strzelnicy, miała sporo agresji do rozładowania.
 
Rudzielec jest offline