Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2012, 10:23   #32
Highlander
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Diabli nadali. Dosłownie! A tak lubiła tą kurtkę. Miała na niej wszystkie naszywki RATM i zestaw złotych przypinek DK! Ech, mówi się trudno. To był właśnie jej tok myślowy, kiedy kiepski materiał puścił, a ona sama udawała się na spotkanie z pobliską ścianą. Jedno głośne łup, w tle masa pękającego szkła. Następnie przedstawiono ją dobrej koleżance ściany - podłodze. Klavdra leżała tak chwilę, imitując przyduży naleśnik. Nie to żeby zdążyła zarejestrować jakieś obrażenia, jeśli nie liczyć uszczerbku na stylu jaki właśnie jej zafundowano. Po prostu pozwoliła sobie na chwilkę relaksu. Wszędzie unosił się silny zapach alkoholu. Nader bluźniercza mieszanka aromatów i stężeń procentowych. ES otworzyła swoje błękitne oczy. Zamrugała, dokonując pośpiesznych oględzin otoczenia. Najwyraźniej, w wyniku jakiegoś pomniejszego cudu, wylądowała na w miarę suchym fragmencie drewna, obok nienaruszonej butelki białego rumu Malibu. J.W. to nie był, ale na bezrybiu i rak ryba. Z resztą, żeby poczuć szmer pod kopułą i tak musiałaby pewnie obrócić pół furgonetki. Przycupnąwszy na jednym kolanie, Klavdra zacisnęła palce na właśnie znalezionym skarbie. Pstryknąwszy kciukiem w brązową zakrętkę z banderolą, pozbyła się zarówno jej, jak i górnej części szyjki. Zaczęrpnęła głęboki haust słodziutkiej bieli i pozwoliła żeby spłynął jej do gardła. Mmmhmmm. Jeszcze dwa szybkie przełknięcia. Mmmm. Usatysfakcjonowana pośpieszną degustacją, mruknęła zadowolona. Bez większego przekonania cisnęła pozostałości gdzieś na bok i powstała nad barek, podpierając się nonszalancko łokciami. Z Heleną nawet się nie przywitała. Kurwain, wystrojony w kapkę za duży czerwony garniturek, powoli szedł w kierunku ruin knajpy. Stwierdzenie, że był diablo wkurwiony odzwierciedlało nie tylko jego stan mentalny, ale i obecny wygląd. Nabrzmiały rogaty łeb z psią mordą ładnie kontrastował zawadiackim z nastawieniem Klavdry, której całe jestestwo wręcz emanowało prostym przekazem z cyklu LIKE I GIVE A FUCK.

- Hmmm. Wygląda na to, że Tofik ma wściekliznę. Trzeba będzie uśpić...
Z uśmiechem przeskoczyła przez barek i ruszyła energicznie w stronę wyrwy, gdzie dawniej znajdowały się drzwi. Potrzebowała dobrego planu. Popatrzmy, co my tu mamy: pole siłowe, eksplozje energii, pancerz, nieświeży oddech... dzieciak posiadał pod ręką sporą ilość zabawek, a i tak pewnie jeszcze nie pokazał wszystkiego. Ale pod tym jebanym furry kostiumem nadal znajdował się ten sam kruchy bachor, z krwawiącym nosem i pretensjami do całego świata, że ktoś ośmielił się dać mu w niego prztyczka. Jego furia działała na jej korzyść. Wszystko czego teraz potrzebowała ES, to odrobina precyzji. Przypomniała sobie te bzdury Wuxia, które kilka tygodni wstecz oglądała z Jen na Blue Ray. Uderzyć w marmur tak by się pokruszył... hm.
- Ściana, dawaj przodem. Ja zaraz za tobą.
Przekonajmy się jaki twardy jest ten kostium.

Jej nowy sojusznik kiwnął głową, zacisnął zęby i pięści, i ruszył na spotkanie z Kyr’Weinem. Choć nie było to porównywalne do wyczynów chłopaczka, którego energetyczny skafander nie tylko napinał eteryczne mięśnie, ale jeszcze dodatkowo powarkiwał w najlepsze, współpraca stanowiła dla Klavdy miłą odmianę. Brodaty mężczyzna i jego nie wychowana “siostrzenica” zbliżyli się na odległość odpowiednią do wcielenia planu Evening Star w życie.

Nosz ku...
Pierwsza zasada przetrwania Bells: Bądź cicho. Może nie najpierwsza, ale przynajmniej jedna ze zbioru “pierwszych zasad”. Z tym, że tę akurat dziewczęta wzięły sobie głęboko do serca. Zresztą, w ich sytuacji mogły właściwie bardziej się martwić o zanik umiejętności porozumiewania się werbalnego. Po pierwszym wybuchu zupełnie nie spodziewały się kolejnego. Wszyscy uderzali o ściany i odpadali od nich w niemal kreskówkowym stylu. Ciara usłyszała w duchu ponure “he he he”. Jednak nie była w stanie stwierdzić, czy to ona się śmieje, czy jej druga połówka. Śmiech jednak urwał się z kolejną szarżą punkówy. Trzeba było pomóc.

Nisko przy ziemi, kucając, by zachować złoty środek pomiędzy bezpieczną wysokością głowy, a widzialnością, bliźniaczki rozejrzały się dokoła. Metalu ci u nas pod dostatkiem. Nie wykonywały żadnych dodatkowych ruchów. Ot, jedna skanowała otoczenie wyszukując to czego potrzebują, druga - niby na czatach - oglądając widowisko zbierała siły do ataku. Gwoździe, sztućce, pogięte pręty, połamane rurki, wystające ze ścian kable - wszystko to mogło się przydać i właśnie topniejąc łączyło się w ogromną metalową bryłę - kaliber odpowiedni do przeciwników. Kawał złomowego mela zerwał się do lotu w stronę centrum zamieszania, nim punkówa zdoła tam dobiec. Dywersja, nie miały nadziei na zranienie uczniaka. Plan był taki by w chwili mijania Kyr’weina stworzyć gęstą mgłę i oblepić... to coś co chroniło chłopaczka zasłaniając mu całkowicie widok. Dwa rozproszenia zawsze były lepsze niż jedno. Podczas gdy Loinnir kierowała kulą, Ciara trzymała rękę na pulsie obserwując ES - by w miarę możliwości pomóc, zmienić rodzaj “ataku” lub odsłonić cel tuż przed ciosem.


Było ich czworo, naprzeciwko wielki, krwawoczerwony demon. Kroki Pana Ściany pozostawiały wgłębienia w podłożu, Klavdra przeskoczyła przez bar jak gdyby nigdy nic, a w powietrzu zaczęły się unosić niewielkie metalowe przedmioty. W barze wybuchła panika, ludzie zaczęli uciekać przez okna, próbowali przy pomocy ławy wyważyć zablokowane tylne drzwi. Zapach potu, krwi i łez przesiąknął powietrze. Kyr’Wein, a może jego avatar, zaśmiał się gardłowo i przyspieszył kroku. Metal, który zmienił w powietrzu konsystencję na płynną, uderzył w niego lepką falą. Demon zachwiał się pod naporem ataku i jedną potężną łapą spróbował pozbyć się mazi z paszczy, jednak substancja twardniała bardzo szybko. Kyr’Wein zaryczał i rzucił się na oślep do przodu, między nim, a Ścianą było już tylko parę metrów. Punkówa szczerzyła się jak głupi do sera. Wszystko to układało się lepiej niż sobie zaplanowała. Oto bowiem znikąd pojawił się ostrzał, który pozbawił jej przeciwnika wizji. Takiej okazji nie można było przegapić. Nie potrzebowała dalszej zachęty, żeby przystąpić do działania. Wybiła się ku górze, przecinając powietrze nad głową Pana Ściany i lądując za szamoczącym się chaotycznie uciekinierem z piekielnego zaścianka. Następnie, obróciwszy się o 180 stopni i przykucnąwszy na jedno kolano, wybiła się po raz kolejny. Tym razem wprost przed siebie. Wyprowadziła staromodny, partyzancki kopniak, mierząc podeszwą swojego okutego buta wprost w odcinek lędźwiowy Kyr’Weina - teoretycznie najsłabszą część muskularnej sylwetki i miejsce, gdzie znajdował się dziecięcy pasażer. Miała zamiar włożyć w ten cios 120% normy, nieco ponad ustawienia fabryczne. Nie mówiąc już o tym, że jej oślepiony wróg znajdował się na kursie kolizyjnym z pewnym niewzruszonym brodaczem, co mogło zaowocować kolejnymi fajerwerkami...


Demon ryknął z bólu, jego wrzask rozsadzał bębenki, roztrzaskiwał szyby na całej ulicy i pobudzał nieaktywne dotąd alarmy samochodowe. Klavdra wylądowała na dupie, nie mogąc zachować równowagi. Kręciło jej się w głowie i przez chwilę nie słyszała zupełnie nic. Zobaczyła jednak, jak Kyr’Wein pada do przodu, prosto na Ścianę, który trzymał jego nogę w żelaznym uścisku. Zdesperowany potwór zatopił pazury w podłożu i próbował odczołgać się od starego wyjadacza, jednak jego powłoka zdawała się słabnąć. Mogło to być złudzenie, jednak ES bywła w stanie przysiąc, że bies na chwilę zniknął, jak obraz w starym telewizorze.Gdy wreszcie buntowniczce z wyboru zaczął wracać słuch, pierwszym dźwiękiem, który ją przywitał był obrzydliwy trzask. Ściana właśnie oberwał Kyr’Weinowi nogę. Ta błyskawicznie rozpłynęła się w czerwony dym. Demon zawył i rozgorzał czerwonym światłem, ziemia zaczęła się trząść.

Panna z irokezem na głowie okazywała światu ekspresję kogoś, kto właśnie skończył dobry trip i ma ochotę na kolejną przejażdzkę na kwasowej karuzeli. Whoa! Ale odlot! Kopanie tyłków demenom z piekła rodem, to jest to! Sam uczniak miał dzisiaj ciężki dzień, a zanosiło się na to, że za moment będzie on jeszcze gorszy. To, że zaczął świecić jak chińska choinka z przeceny, w połączeniu z trzęsącą się ziemią, sugerowało młodej punkówie, że konfrontacja zbliża się ku końcowi. A skoro demoniczny chłopczyk zebrał poważne bęcki, zamierzał popsuć zabawę innym. Spojrzała na postrzępiony kikut oponenta i... miała trochę żalu do Pana Ściany, że nie urwał gówniarzowi prawdziwej nogi. Tak na pamiątkę, albo co. Na głębsze przemyślenia, jak zawsze, czasu nie miała. Zebrała swoje cztery litery z pogruchotanego betonu i podbiegając do histeryzującego panicza K., zamknęła jego kark w żelaznym uścisku. Obróciła się wokół własnej osi, chcąc dodać siły wykonywanemu właśnie wyrzutowi i cisnęła chłoptasiem tak wysoko, jak tylko mogła. Mierzyła gdzieś w stratosferę. Niestety, Kyr’Wein nie poleciał dalej niż dwadzieścia metrów, gdy światło bijące od jego postaci stało się nie do wytrzymania, a on sam eksplodował niczym przerośnięta petarda. Klavdra ponownie tego wieczoru wylądowała na ziemi. Pan Ściana przykucnął i osłonił twarz rękami, bliźniaczki, które jako jedyne spośród patronów pubu zostały na miejscu, wzleciały w powietrze jak szmaciane lalki i wylądowały pośród pogruchotanych poprzednimi podmuchami mebli. Rozłożona na warstwie drogowej podbudowy, zmęczona Evening Star dostrzegła ludzką sylwetkę spadającą na ziemię, tam gdzie szybował przed chwilą demon - Kyr’Wein. Uderzyła ona o ziemię z nieprzyjemnym plaśnięciem. Nastała cisza.

- Pfff...hahahaha! Dziękujemy za skorzystanie z linii lotniczych ES. Mamy nadzieję, że podróż minęła państwu satysfakcjonująco A teraz... ugh. Chodźmy poszukać sklepu z pamiątkami.
Star najpierw usiadła i rozejrzała się w koło, masując potylicę. Dopiero potem zmusiła się, żeby ponownie powstać i otrzepała spodnie. Przez pół dnia lądowała na tyłku, ale przynajmniej było zabawnie. Niecodziennie dostajesz możliwość dania szatanowi w papę, nie? Heh.
- Bardzo wybuchowe z niego dziecko, prawda? Ognisty temperament i takie tam.
Rzuciła żartobliwie w stronę Pana Ściany, mijając go bez większego pośpiechu i kierując się wprost do miejsca awaryjnego lądowania rządowego chłopczyka. Kawałki tynku i drogi nieśmiało odczepiały się od pozostałości jej stroju, ale nie licząc tej stylistycznej dewastacji, dziewoja miała się dobrze. Miałaby się jeszcze lepiej, gdyby ten sukinkot nie był zasilany piekielnym abrakadabra. Kiedy zbliżyła się do pozostałości Kyr’Weina, jej oczy ponownie błysnęły energią. Chłopak, który przed chwilą przysporzył im tyle kłopotów, leżał na popękanym betonie. Jego ciało nienaturalnie poskręcane, szkolny mundurek w strzępach. Załość tego obrazka budziła w prowodyrce odruchy wymiotne, ale o jakiejkolwiek iskierce współczucia raczej nie mogło być mowy. Jednak mimo tej całkowitej dewastacji, usta chłoptasia wciąż łapały nerwowo powietrze, a oczy omiatały otoczenie. Kiedy dostrzegł Klavdrę, skierował na nią całą swoją uwagę.
- On się zemści... - głos Kyr’Weina stracił na animuszu, brzmiał teraz jak zwykłe dziecko. Gdy tylko te słowa opuściły jego usta, mięśnie szyi napięły się boleśnie, a kark z chrzęstem wykręcił w prawo. Z oczu, uszu, ust oraz nosa chłopaka wyciekła gęsta czerwona ciecz i natychmiast wyparowała. ES oparła dłonie na biodrach, rozkoszując się swoim zwycięstwem. Potem sięgnęła do wewnętrznej kieszeni tego, co zostało z jej kurtki i wyjęła szluga.
- Ta... powiedz “mu”, że koniec kolejki jest gdzieś w sąsiednim stanie.
Odpalony od Zippo papieros uwolnił nad zwłokami chłoptasia swoją dziewiczą wstęgę dymu. Evening Star, nie wiedzieć czemu, uśmiechnęła się na ten widok. Jakby ona jedna mogła dostrzec prawdziwy wzór rakotwórczych substancji. Dla formalności, a może kierowana czystą przekorą i bestialstwem, odchyliła nogę lekko do tyłu i uderzyła w leżące przed nią zwłoki. Głowa oderwała się od reszty truchła i poturlała wzdłuż ulicy. Zadowolona, że mogła mieć ostatnie słowo, Klavdra ruszyła w kierunku swoich nowych znajomych. Mieli nieco do obgadania...

 
Highlander jest offline