Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 27-10-2012, 10:51   #31
 
Bachal's Avatar
 
Reputacja: 1 Bachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputacjęBachal ma wspaniałą reputację
Biegł przez miasto coraz szybszym tempem, a już dawno przekroczył wszelkie ludzkie normy. Zastanawiał się przez chwilę czy nie wzmocnić jeszcze nóg i robić dłuższe skoki, ale uznał to za przesadę, która z biegiem czasu będzie dla niego coraz mniej miła. Rozglądał się na boki i nasłuchiwał uważnie, dzięki czemu wyłapywał coraz wyraźniejszą strzelaninę. Rodziło się natomiast pytanie, gdzie on właściwie jest? Detroit? Kurwa Central Park bardziej a nie ruiny wielkiej metropolii. Tych drzew było zdecydowanie za dużo, co lepsze one rosły i to w zastraszającym tempie! Nagle jego bieg wydał się niczym przy rozroście tych drzew, które było o kilka tysięcy procent za szybkie. Czyżby sprawka Spidera? A może innych, którzy przybyli tu przed nim? Nieważne, nie może pozwolić sobie na przestój, szkoda zabawy.
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=hQg4C5l9aPk[/MEDIA]
Wypadł na kolejną uliczkę w idealnym momencie. Skrzyżowanie dalej pojawił się niewielki oddział uzbrojony jak na wojnę. W dodatku pędzili prosto w jego stronę. Czas najwyższy, wreszcie jakaś rozrywka! I tu spotkało go pierwsze zaskoczenie. Mundurowi wcale nie walili do niego! Chwilę później spotkało go jeszcze większe, drugie zaskoczenie i jednocześnie olśnienie. A on głupi zachwycał się chwastami rosnącymi po drodze... To co ma powiedzieć o drzewie w najlepsze zapieprzającym za owymi mężczyznami, którzy walili z wszystkiego co mieli. Efekty ostrzału? Nie zauważył. Wiedział jedynie, iż żyjące drzewo jest bardziej w stylu ludzi jego pokroju, niż broń palna. "Ksenomorf" ukryty gdzieś w jego umyśle zawył radośnie. I tutaj nie zamierzał się z nim kłócić. Nie zamierzał również ryzykować, nie wiedział na ile trening wzmocnił jego naturalną biomasę. Naturalną na tyle, na ile może być naturalny ich wymuszony mutualizm. Przywrócił swoim nogom normalny wygląd i ruszył pędem w stronę mężczyzn, którzy również biegli mu na przywitanie.

Po latach treningów zmiana biomasy wedle jego życzenia była tak naturalna, niczym napięcie bicepsa, toteż już po dwóch krokach na jego ciele zaczął formować się pancerz stworzony z jakby hityny. Wedle pamięci "ksenia" jego pobratymcy używając tego byli w stanie przeżyć przywalenie wieżowcem. Wolał tego nie sprawdzać, co do karabinów miał jednak pewność. Po kolejnych trzech metrach zbroja była już w pełni uformowana, zaś kokon wokół głowy właśnie kończył się kształtować. Wszystko trwało kilka sekund a on był gotowy przyjąć ostrzał. Szkoda, że nie był już w stanie uzyskać dawnej prędkości.


Drzewo? Who cares... Drzewem zajmie się później, o ile zajdzie taka konieczność. Teraz nurtowało go, jak ich zabije. Ech, tyle sposobów, tyle możliwości. A co mu tam, styl medieval, pasował mu akurat do pancerza. Wycofał ręce za siebie i wyprostował. Te w moment utraciły swój kształt an rzecz plątaniny czerwono-czarnych ścięgien, formujących się w dużo większe i sprawniejsze ramie. Na jego zakończeniu jednak ścięgna z biomasy wystrzeliły w obie strony i rozpłaszczyły się tworząc podwójne ostrza z organicznego materiału dużo twardszego od stali. Po kolejnym ułamku sekund ostrze przyjęło finezyjny kształt, który kiedyś opracował i w tej samej chwili wpadł między mężczyzn. Co prawda ramiona miał wystawione na ostrzał, jednak nawet one mogły znieść sporo. Zmniejszył grubość pancerza, aby zyskać ruchy i biomasę do ewentualnych innych sztuczek.

Pierwszy przeciwnik niemal od razu został przeszyty na wylot "mieczem". Pociągnął cięcie w bok w pełnym pędzie i wykonał obrót, wyrywając jedno ostrze a wbijając drugie w kolejnego męzczyzne, tym razem ukośnie. Dokończył piruet przecinając kolesia w pół, zaś następnego przeciwnika potraktował obydwoma cięciami, które wbił w oba płuca i rozszarpnął na boki. Skoczył na przedostatniego i ciał go pionowo od góry. Jego dłoń zmieniła się w ułamek sekundy z miecza w bezkształtną plątaninę ścięgien, która wystrzeliła w stronę głowy ostatniego przeciwnika i zmiażdżyła ją w stalowym uścisku.

Powrócił do formy pełnej zbroi i odwrócił się w stronę drzewa czekając na zagrożenie.
 

Ostatnio edytowane przez Bachal : 27-10-2012 o 13:14.
Bachal jest offline  
Stary 29-10-2012, 10:23   #32
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Diabli nadali. Dosłownie! A tak lubiła tą kurtkę. Miała na niej wszystkie naszywki RATM i zestaw złotych przypinek DK! Ech, mówi się trudno. To był właśnie jej tok myślowy, kiedy kiepski materiał puścił, a ona sama udawała się na spotkanie z pobliską ścianą. Jedno głośne łup, w tle masa pękającego szkła. Następnie przedstawiono ją dobrej koleżance ściany - podłodze. Klavdra leżała tak chwilę, imitując przyduży naleśnik. Nie to żeby zdążyła zarejestrować jakieś obrażenia, jeśli nie liczyć uszczerbku na stylu jaki właśnie jej zafundowano. Po prostu pozwoliła sobie na chwilkę relaksu. Wszędzie unosił się silny zapach alkoholu. Nader bluźniercza mieszanka aromatów i stężeń procentowych. ES otworzyła swoje błękitne oczy. Zamrugała, dokonując pośpiesznych oględzin otoczenia. Najwyraźniej, w wyniku jakiegoś pomniejszego cudu, wylądowała na w miarę suchym fragmencie drewna, obok nienaruszonej butelki białego rumu Malibu. J.W. to nie był, ale na bezrybiu i rak ryba. Z resztą, żeby poczuć szmer pod kopułą i tak musiałaby pewnie obrócić pół furgonetki. Przycupnąwszy na jednym kolanie, Klavdra zacisnęła palce na właśnie znalezionym skarbie. Pstryknąwszy kciukiem w brązową zakrętkę z banderolą, pozbyła się zarówno jej, jak i górnej części szyjki. Zaczęrpnęła głęboki haust słodziutkiej bieli i pozwoliła żeby spłynął jej do gardła. Mmmhmmm. Jeszcze dwa szybkie przełknięcia. Mmmm. Usatysfakcjonowana pośpieszną degustacją, mruknęła zadowolona. Bez większego przekonania cisnęła pozostałości gdzieś na bok i powstała nad barek, podpierając się nonszalancko łokciami. Z Heleną nawet się nie przywitała. Kurwain, wystrojony w kapkę za duży czerwony garniturek, powoli szedł w kierunku ruin knajpy. Stwierdzenie, że był diablo wkurwiony odzwierciedlało nie tylko jego stan mentalny, ale i obecny wygląd. Nabrzmiały rogaty łeb z psią mordą ładnie kontrastował zawadiackim z nastawieniem Klavdry, której całe jestestwo wręcz emanowało prostym przekazem z cyklu LIKE I GIVE A FUCK.

- Hmmm. Wygląda na to, że Tofik ma wściekliznę. Trzeba będzie uśpić...
Z uśmiechem przeskoczyła przez barek i ruszyła energicznie w stronę wyrwy, gdzie dawniej znajdowały się drzwi. Potrzebowała dobrego planu. Popatrzmy, co my tu mamy: pole siłowe, eksplozje energii, pancerz, nieświeży oddech... dzieciak posiadał pod ręką sporą ilość zabawek, a i tak pewnie jeszcze nie pokazał wszystkiego. Ale pod tym jebanym furry kostiumem nadal znajdował się ten sam kruchy bachor, z krwawiącym nosem i pretensjami do całego świata, że ktoś ośmielił się dać mu w niego prztyczka. Jego furia działała na jej korzyść. Wszystko czego teraz potrzebowała ES, to odrobina precyzji. Przypomniała sobie te bzdury Wuxia, które kilka tygodni wstecz oglądała z Jen na Blue Ray. Uderzyć w marmur tak by się pokruszył... hm.
- Ściana, dawaj przodem. Ja zaraz za tobą.
Przekonajmy się jaki twardy jest ten kostium.

Jej nowy sojusznik kiwnął głową, zacisnął zęby i pięści, i ruszył na spotkanie z Kyr’Weinem. Choć nie było to porównywalne do wyczynów chłopaczka, którego energetyczny skafander nie tylko napinał eteryczne mięśnie, ale jeszcze dodatkowo powarkiwał w najlepsze, współpraca stanowiła dla Klavdy miłą odmianę. Brodaty mężczyzna i jego nie wychowana “siostrzenica” zbliżyli się na odległość odpowiednią do wcielenia planu Evening Star w życie.

Nosz ku...
Pierwsza zasada przetrwania Bells: Bądź cicho. Może nie najpierwsza, ale przynajmniej jedna ze zbioru “pierwszych zasad”. Z tym, że tę akurat dziewczęta wzięły sobie głęboko do serca. Zresztą, w ich sytuacji mogły właściwie bardziej się martwić o zanik umiejętności porozumiewania się werbalnego. Po pierwszym wybuchu zupełnie nie spodziewały się kolejnego. Wszyscy uderzali o ściany i odpadali od nich w niemal kreskówkowym stylu. Ciara usłyszała w duchu ponure “he he he”. Jednak nie była w stanie stwierdzić, czy to ona się śmieje, czy jej druga połówka. Śmiech jednak urwał się z kolejną szarżą punkówy. Trzeba było pomóc.

Nisko przy ziemi, kucając, by zachować złoty środek pomiędzy bezpieczną wysokością głowy, a widzialnością, bliźniaczki rozejrzały się dokoła. Metalu ci u nas pod dostatkiem. Nie wykonywały żadnych dodatkowych ruchów. Ot, jedna skanowała otoczenie wyszukując to czego potrzebują, druga - niby na czatach - oglądając widowisko zbierała siły do ataku. Gwoździe, sztućce, pogięte pręty, połamane rurki, wystające ze ścian kable - wszystko to mogło się przydać i właśnie topniejąc łączyło się w ogromną metalową bryłę - kaliber odpowiedni do przeciwników. Kawał złomowego mela zerwał się do lotu w stronę centrum zamieszania, nim punkówa zdoła tam dobiec. Dywersja, nie miały nadziei na zranienie uczniaka. Plan był taki by w chwili mijania Kyr’weina stworzyć gęstą mgłę i oblepić... to coś co chroniło chłopaczka zasłaniając mu całkowicie widok. Dwa rozproszenia zawsze były lepsze niż jedno. Podczas gdy Loinnir kierowała kulą, Ciara trzymała rękę na pulsie obserwując ES - by w miarę możliwości pomóc, zmienić rodzaj “ataku” lub odsłonić cel tuż przed ciosem.


Było ich czworo, naprzeciwko wielki, krwawoczerwony demon. Kroki Pana Ściany pozostawiały wgłębienia w podłożu, Klavdra przeskoczyła przez bar jak gdyby nigdy nic, a w powietrzu zaczęły się unosić niewielkie metalowe przedmioty. W barze wybuchła panika, ludzie zaczęli uciekać przez okna, próbowali przy pomocy ławy wyważyć zablokowane tylne drzwi. Zapach potu, krwi i łez przesiąknął powietrze. Kyr’Wein, a może jego avatar, zaśmiał się gardłowo i przyspieszył kroku. Metal, który zmienił w powietrzu konsystencję na płynną, uderzył w niego lepką falą. Demon zachwiał się pod naporem ataku i jedną potężną łapą spróbował pozbyć się mazi z paszczy, jednak substancja twardniała bardzo szybko. Kyr’Wein zaryczał i rzucił się na oślep do przodu, między nim, a Ścianą było już tylko parę metrów. Punkówa szczerzyła się jak głupi do sera. Wszystko to układało się lepiej niż sobie zaplanowała. Oto bowiem znikąd pojawił się ostrzał, który pozbawił jej przeciwnika wizji. Takiej okazji nie można było przegapić. Nie potrzebowała dalszej zachęty, żeby przystąpić do działania. Wybiła się ku górze, przecinając powietrze nad głową Pana Ściany i lądując za szamoczącym się chaotycznie uciekinierem z piekielnego zaścianka. Następnie, obróciwszy się o 180 stopni i przykucnąwszy na jedno kolano, wybiła się po raz kolejny. Tym razem wprost przed siebie. Wyprowadziła staromodny, partyzancki kopniak, mierząc podeszwą swojego okutego buta wprost w odcinek lędźwiowy Kyr’Weina - teoretycznie najsłabszą część muskularnej sylwetki i miejsce, gdzie znajdował się dziecięcy pasażer. Miała zamiar włożyć w ten cios 120% normy, nieco ponad ustawienia fabryczne. Nie mówiąc już o tym, że jej oślepiony wróg znajdował się na kursie kolizyjnym z pewnym niewzruszonym brodaczem, co mogło zaowocować kolejnymi fajerwerkami...


Demon ryknął z bólu, jego wrzask rozsadzał bębenki, roztrzaskiwał szyby na całej ulicy i pobudzał nieaktywne dotąd alarmy samochodowe. Klavdra wylądowała na dupie, nie mogąc zachować równowagi. Kręciło jej się w głowie i przez chwilę nie słyszała zupełnie nic. Zobaczyła jednak, jak Kyr’Wein pada do przodu, prosto na Ścianę, który trzymał jego nogę w żelaznym uścisku. Zdesperowany potwór zatopił pazury w podłożu i próbował odczołgać się od starego wyjadacza, jednak jego powłoka zdawała się słabnąć. Mogło to być złudzenie, jednak ES bywła w stanie przysiąc, że bies na chwilę zniknął, jak obraz w starym telewizorze.Gdy wreszcie buntowniczce z wyboru zaczął wracać słuch, pierwszym dźwiękiem, który ją przywitał był obrzydliwy trzask. Ściana właśnie oberwał Kyr’Weinowi nogę. Ta błyskawicznie rozpłynęła się w czerwony dym. Demon zawył i rozgorzał czerwonym światłem, ziemia zaczęła się trząść.

Panna z irokezem na głowie okazywała światu ekspresję kogoś, kto właśnie skończył dobry trip i ma ochotę na kolejną przejażdzkę na kwasowej karuzeli. Whoa! Ale odlot! Kopanie tyłków demenom z piekła rodem, to jest to! Sam uczniak miał dzisiaj ciężki dzień, a zanosiło się na to, że za moment będzie on jeszcze gorszy. To, że zaczął świecić jak chińska choinka z przeceny, w połączeniu z trzęsącą się ziemią, sugerowało młodej punkówie, że konfrontacja zbliża się ku końcowi. A skoro demoniczny chłopczyk zebrał poważne bęcki, zamierzał popsuć zabawę innym. Spojrzała na postrzępiony kikut oponenta i... miała trochę żalu do Pana Ściany, że nie urwał gówniarzowi prawdziwej nogi. Tak na pamiątkę, albo co. Na głębsze przemyślenia, jak zawsze, czasu nie miała. Zebrała swoje cztery litery z pogruchotanego betonu i podbiegając do histeryzującego panicza K., zamknęła jego kark w żelaznym uścisku. Obróciła się wokół własnej osi, chcąc dodać siły wykonywanemu właśnie wyrzutowi i cisnęła chłoptasiem tak wysoko, jak tylko mogła. Mierzyła gdzieś w stratosferę. Niestety, Kyr’Wein nie poleciał dalej niż dwadzieścia metrów, gdy światło bijące od jego postaci stało się nie do wytrzymania, a on sam eksplodował niczym przerośnięta petarda. Klavdra ponownie tego wieczoru wylądowała na ziemi. Pan Ściana przykucnął i osłonił twarz rękami, bliźniaczki, które jako jedyne spośród patronów pubu zostały na miejscu, wzleciały w powietrze jak szmaciane lalki i wylądowały pośród pogruchotanych poprzednimi podmuchami mebli. Rozłożona na warstwie drogowej podbudowy, zmęczona Evening Star dostrzegła ludzką sylwetkę spadającą na ziemię, tam gdzie szybował przed chwilą demon - Kyr’Wein. Uderzyła ona o ziemię z nieprzyjemnym plaśnięciem. Nastała cisza.

- Pfff...hahahaha! Dziękujemy za skorzystanie z linii lotniczych ES. Mamy nadzieję, że podróż minęła państwu satysfakcjonująco A teraz... ugh. Chodźmy poszukać sklepu z pamiątkami.
Star najpierw usiadła i rozejrzała się w koło, masując potylicę. Dopiero potem zmusiła się, żeby ponownie powstać i otrzepała spodnie. Przez pół dnia lądowała na tyłku, ale przynajmniej było zabawnie. Niecodziennie dostajesz możliwość dania szatanowi w papę, nie? Heh.
- Bardzo wybuchowe z niego dziecko, prawda? Ognisty temperament i takie tam.
Rzuciła żartobliwie w stronę Pana Ściany, mijając go bez większego pośpiechu i kierując się wprost do miejsca awaryjnego lądowania rządowego chłopczyka. Kawałki tynku i drogi nieśmiało odczepiały się od pozostałości jej stroju, ale nie licząc tej stylistycznej dewastacji, dziewoja miała się dobrze. Miałaby się jeszcze lepiej, gdyby ten sukinkot nie był zasilany piekielnym abrakadabra. Kiedy zbliżyła się do pozostałości Kyr’Weina, jej oczy ponownie błysnęły energią. Chłopak, który przed chwilą przysporzył im tyle kłopotów, leżał na popękanym betonie. Jego ciało nienaturalnie poskręcane, szkolny mundurek w strzępach. Załość tego obrazka budziła w prowodyrce odruchy wymiotne, ale o jakiejkolwiek iskierce współczucia raczej nie mogło być mowy. Jednak mimo tej całkowitej dewastacji, usta chłoptasia wciąż łapały nerwowo powietrze, a oczy omiatały otoczenie. Kiedy dostrzegł Klavdrę, skierował na nią całą swoją uwagę.
- On się zemści... - głos Kyr’Weina stracił na animuszu, brzmiał teraz jak zwykłe dziecko. Gdy tylko te słowa opuściły jego usta, mięśnie szyi napięły się boleśnie, a kark z chrzęstem wykręcił w prawo. Z oczu, uszu, ust oraz nosa chłopaka wyciekła gęsta czerwona ciecz i natychmiast wyparowała. ES oparła dłonie na biodrach, rozkoszując się swoim zwycięstwem. Potem sięgnęła do wewnętrznej kieszeni tego, co zostało z jej kurtki i wyjęła szluga.
- Ta... powiedz “mu”, że koniec kolejki jest gdzieś w sąsiednim stanie.
Odpalony od Zippo papieros uwolnił nad zwłokami chłoptasia swoją dziewiczą wstęgę dymu. Evening Star, nie wiedzieć czemu, uśmiechnęła się na ten widok. Jakby ona jedna mogła dostrzec prawdziwy wzór rakotwórczych substancji. Dla formalności, a może kierowana czystą przekorą i bestialstwem, odchyliła nogę lekko do tyłu i uderzyła w leżące przed nią zwłoki. Głowa oderwała się od reszty truchła i poturlała wzdłuż ulicy. Zadowolona, że mogła mieć ostatnie słowo, Klavdra ruszyła w kierunku swoich nowych znajomych. Mieli nieco do obgadania...

 
Highlander jest offline  
Stary 29-10-2012, 11:02   #33
 
Rebirth's Avatar
 
Reputacja: 1 Rebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputacjęRebirth ma wspaniałą reputację
Minton z każdym krokiem prowadzącym ku źródle był co raz bardziej zafascynowany tym fikuśnym mariażem flory i betonu. Spodziewał się, że w centrum tego wszystkiego będzie jakaś hiper-roślina, która opanowała tą budowlę. Co? Kobieta? George zastygł niczym słup soli. W pierwszej myśli uznał, że to musi być halucynacja - widocznie efekt uboczny pyłku jakiegoś kwiatu. W drugiej przypuścił, że to może jednak być prawda. Detroit przecież było kiedyś miejscem w którym istnieli ludzie o nadprzyrodzonych mocach. Jeśli jednak ta jedna istota była w stanie wytworzyć taką ilość roślinności, to musiała być kimś o mocy potężnej. Zresztą, skoro nawet się z nią nie ukrywała... Zdał sobie sprawę, że prawdopodobnie popełnił spory błąd wkraczając tutaj. Mimo wszystko nie mógł tak po prostu uciec, dlatego zapytany odpowiedział spokojnie. Wolał oprzy okazji nie ryzykować przekomarzania i od razu walnął od rzeczy.
- Ty też nie wyglądasz na żołnierza. Powiem wprost - sprowadziła mnie tu ciekawość. Poza tym szukam Spidera Jerusalem. Sądząc po Twojej prezencji, musiałaś o nim słyszeć. - rzucił wszystko na jedną kartę. Na wszelki wypadek był przygotowany do całkowitej dematerializacji (zmiany w mgłę molekularną), ale nie wiedział czy zdąży zareagować.
 
__________________
Something is coming...

Ostatnio edytowane przez Rebirth : 29-10-2012 o 11:08.
Rebirth jest offline  
Stary 30-10-2012, 18:56   #34
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Chicago


Pan Śniana spojrzał na pogruchotane ciało nastolatka i pociągnął nosem.
- I z powrotem w błoto - mruknął ponuro - A zaraz złapie następnego i znowu za mną pogoni. Najstarszy wróg to niemal przyjaciel.
Olbrzym wzruszył ramionami, westchnął, poprawił żywo-zielone szelki z trzaskiem i ruszył za Klavdrą. Zatrzymał się jednak w pół kroku. W oddali dało się słyszeć dźwięk syren policyjnych. Ściana odruchowo skierował wzrok ku niebu. Chyba jeszcze nie przyleciały helikoptery, ale to tylko kwestia czasu.
- Pora się zmywać, mała - zawołał do ES podnosząc żelazną klapę ścieku jedną ręką i rzucając niczym frisbe w głąb ulicy. Krąg litego metalu wbił się pod kątem dziewięćdziesięciu stopni w ścianę stojącego nieopodal kiosku - Zabieraj koleżanki i zwijamy się.

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline  
Stary 02-11-2012, 14:22   #35
 
Fearqin's Avatar
 
Reputacja: 1 Fearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłośćFearqin ma wspaniałą przyszłość
Ink czuł, jak wszędzie dookoła napiera na niego grawitacja. Jakby ziemskie przyciąganie było niewiarygodnie wkurwione, na to, że Feeback tak bezczelnie gwałci jej podstawowe prawa. Dyszał coraz ciężej, od potu cały lśnił, przez odwodnienie, które następywało u nieg szybciej niż u ludzi, nabrał jeszcze jaśniejszych kolorów. Skóra pod tatuażem zaczęło mu lekko pulsować.
Stopniowo zaczął zmniejszać promień pola. Gdy już był nieco dalej, tam gdzie uwaga bojówkarzy nie skupiała się tak mocno, wyłączył je. Przez wywołany w ten sposób szok, upadł na chwilę na jedno kolano, niemal wypuszczając dziewczynę z objęć. Wziął dwa głębokie oddechy i poddźwignął się do góry.
Pierdoleni medycy... jego lud opiekę medyczną taktował niezwykle poważnie. Nie tylko dlatego, że Sarganom łatwiej było się “zepsuć”, chodziło o etykę pracy, o troskę o innych.
A tu... ludzie.
Oby chociaż ten jeden, oby nie zostawał na miejscu z powodu szoku spowodowanym raną.
- Hej! Hej ty! Pomóż jej! - Krzyczał, próbując przyspieszyć kroku.
Chłopak przez chwilę trwał sparaliżowany strachem, jednak nie dał sobie dwa razy powtarzać. Jakby przeszedł na automat, błyskawicznym, wprawionym ruchem uwolnił wózek z czeluści karetki, wrzucił na niego torbę ratownika i pociągnął w stronę Inka. Kosmita ostatnim wysiłkiem położył dziewczynę na przenośnym łóżku szpitalnym i padł na ziemię, prawie pozbawiony energii życiowej. Będzie potrzebował kilku chwil by zebrać siły. Póki co obserwował działania młodego ratownika, który robił wszystko co w jego mocy. W świadomości Feedbacka wszystko ciągnęło się w nieskończoność, a każdy ruch medyka nosił znamiona desperacji. Wreszcie dzieciak opuścił ręce i nos na kwintę, a z jego ust padł wyrok.
- Przykro mi - powiedział, nie patrząc na Inka.
- No... no... no to ci dopiero... - wysapał przekręcając się na ziemi. - To... to jak już ten... jak już ją uleczysz to pomożesz mi? Masz... wodę? - Oczy zachodziły mu mgłą (a to źle). Musiał jak najszybciej dojść do siebie. Żeby jej pomóc. Może ją zawiozą do szpitala i tam jej pomogą. Oby. Tak, oni na pewno pomogą swojej, jemu raczej niekoniecznie, ale da sobie radę. Jak ciężko tu mogło być o wodę i chwilę poleżenia na ulicy?
Chłopak podszedł do Inka i próbował sprawdzić jego parametry życiowe, szło mu niestety jak po grudzie. Jednego mógł być pewien, organizm Feedbacka różnił się zasadniczo od organizmów zwykłych ludzi. No i wydawało się, że jest odwodniony. Ratownik wyjął z torby butelkę wody z elektrolitami i pomógł swojemu pacjentowi się z nią zapoznać.
- Przykro mi, ale ona nie żyje - szepnął, gdy kosmita ugasił pragnienie i poczuł się trochę lepiej - Chciałby pan się z nią pożegnać?
Nie żyje? Ach, to o to mu chodziło z tym "przykro mi". Niezbyt bezpośredni gość. Ludzka empatia...
- Aha... nie żyje... mhm... - przetarł zmęczone oczy uśmiechając się pod nosem. - O kurde... ale zjebałem... mówię ci. T-R-A-G-E-D-I-A. - Westchnął ciężko wzdychając. Ten dzień był początkiem czegoś tragicznego, tego Ink był pewien. Musiał się ratować, co jednak biorąc pod uwagę, to że nie był w stanie uratować nawet jednej dziewczyny, nie dawało mu zbyt wielkich szans. Potrzebował pomocy.
- Eeee tego... jak się nazywasz? Podwieziesz mnie gdzieś tą karetką? W jakieś bezpieczne miejsce? I ją... nie wiem jak chowacie swoich, u nas zmarłych się pali. - Zwrócił się do ratownika z nadzieją w oczach. Oby umiał kierować jeden z tych ziemskich pojazdów. Oby był tak miły jak się wydawał.
 
__________________
Pół człowiek, a pół świnia, a pół pies

^(`(oo)`)^
Fearqin jest offline  
Stary 02-11-2012, 18:15   #36
Aro
 
Aro's Avatar
 
Reputacja: 1 Aro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputacjęAro ma wspaniałą reputację
Matt przewidywał, że typek spanikuje i zacznie się miotać na wszystkie strony. Na to był przygotowany; na pistolet - już nie.

Trzymał dystans, zastanawiając się, co zrobić. Kalejdoskop obrazów nadal gnał w najlepsze w głowie zamachowca, przeplatany teraz kilkoma myślami samego telepaty. Gościu sam w sobie był niegroźny, nie licząc broni palnej; w starciu pewnie niewiele mógłby zdziałać. Jeśli masa nic nieznaczących myśli była wystarczająca, by spanikował, to Matt był ciekaw, jaką dostałby reakcję, gdyby miał tylko trochę czasu na przygotowanie czegoś o wiele kreatywniejszego i niepokojącego.

Ale czasu to właśnie miał najmniej. Gdzieś w głowie mentalny zegar odliczał minuty i sekundy do chwili, w której dworzec i okolica zmienią się w strefę zero. Myśl na tyle niepokojąca, co motywująca do działania.

Zatamował potok obrazów w umyśle mężczyzny z gnatem, jednak zanim ten mógł się otrząsnąć, zaczął subtelną, niemalże niewykrywalną manipulację jego podświadomością.

- Odłóż broń. Nic ci nie grozi, jeśli będziesz się nas słuchać. - Matt odezwał się niczym hipnotyzer. - Będziesz bezpieczny i żywy; w zamian chcemy tylko, żebyś rozbroił z nami bombę.

Matt z każdym kolejnym słowem wysyłał również sugestie do umysłu mężczyzna. Próbował przekonać go do współpracy, sugerował, że niebezpiecznie jest z nim zadzierać i jeśli tylko gościu mu pomoże, jego życie będzie o wiele łatwiejsze i pozbawione kłopotów.
 
__________________
"Information age is the modern joke."
Aro jest offline  
Stary 02-11-2012, 23:22   #37
 
Eyriashka's Avatar
 
Reputacja: 1 Eyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumnyEyriashka ma z czego być dumny
Chicago


Na “koleżanki” długo czekać nie trzeba było. Obie ruszyły truchtem, gdy tylko dostrzegły zagrożenie jakim potencjalnie mogło być zgubienie Pana Ściany - nie zapowiadało się bowiem by kiedykolwiek miały przestać nazywać Go inaczej niż przez duże “P” i “Ś”. Z twarzy (nie licząc krwawych obtarć) różniły się detalikami - jedna miała mniej pełne usta, za to znacznie żywsze spojrzenie. Chodziły symetrycznie względem kierunku ruchu. Tak samo ruszały rękami i podniosły dłonie w geście powitania jakby były lustrzanym odbiciem.
- Nie ma za co - odezwały się unisono podchodząc do punkówy i Pana Ściany.
- Jesteśmy Bells - zaczęła jedna.
- Loinnir i Ciara - dopełniła jej odpowiedź druga wskazując wpierw na siostrę, później na siebie.


Więc to te dwie spryciary pozbawiły rogacza wizji i fonii. Nie sprawiały wrażenia jakichś szczególnie potężnych istot, które mogły zmieść kogoś z powierzchni ziemi pojedynczym mrugnięciem powieki. Wyglądały bardziej jak para zapałek, która jakimś cudem nawiała z przydzielonego im pudełka. Łatwe do złamania i równie łatwo o nich zapomnieć. Ale hej, pomogły ES rozprawić się z pałętającym się pod nogami satanistą. Chociaż na dobrą sprawę wcale ich o nią nie prosiła, wyciągnęły w jej kierunku pomocną dłoń. Ruszyły tyłki gdy zaszła ku temu potrzeba. Dzięki tej wariackiej bezinteresowności, znacznie zapunktowały w jej oczach.

- Jestem Evening Star. Dla kumpli Klavdra. Świetna robota z tym metalowym glutem...

Wciągnęła do płuc połowę trzymanych między palcami substancji smolistych. Reszcie pozwoliła upaść na ziemię i zgniotła ją beznamiętnie podeszwą. Do wycieczek przez kanały była nastawiona dosyć sceptycznie, co dało się wyczytać ze spojrzenia rzucanego na studzienkę.

- Kurwa... Ściana, człowieku. Te szelki nie uciskają przypadkiem za mocno? Przez kanały się szlajać mamy? Pośród ściekowego smrodu? Nie możemy, nie wiem, zrobić pojedynczego susa do Detroit? Widziałam co potrafisz wyczyniać rękoma. Tak na moje, to stawy kolanowe też masz w porządku. Weź pod pachę jedną Blondie, ja wezmę drugą i koniec pieśni! A jeśli chcesz się w spokoju naradzić, czy coś, po prostu skoczmy do sąsiedniej dzielnicy i kropka...

Ale brodacz się uprze jak osioł i tyle z tego będzie. Była więcej niż pewna, że zaraz poczęstują ją jakąś wyciągniętą z dupy wymówką i zmuszą do wejścia pod ziemię. Nie to żeby miała klaustrofobię. Sporą ilość życia spędziła w niewielkich pomieszczeniach, rurach i kriogenicznych pojemnikach. Pewnie dlatego była teraz taka zmierzła i nieprzystępna.
Pan Ściana spojrzał na dziewczynę spode łba, wzruszył ramionami i zeskoczył w dół króliczej nory.
Dziewczyny może i wyglądały na delikatne, ale regularnie poruszały się podziemną siecią ścieków i tuneli. Toteż bez mrugnięcia okiem czy słówka, po prostu ruszyły za Panem Ścianą.

Znalazł się, cholera, tercet pieprzonych bojowników o wolność i sprawiedliwość. Dać im jeszcze piętnaście minut, a zaczną nosić koszulki z Che pleść bzdury o poświęceniu dla sprawy. Zachcialo im się łażenia po studzienkach i chowania przed glinami, których na dobrą sprawę mogliby wciągnąć nosem. Co za matoły! Snując te i podobne myśli, Klavdra zbliżyła się do otworu w ziemi. Potem szybko zawróciła i wyrwała klapę ścieku z pozostałości kiosku. Ściana strugał przed nimi wielkiego taktyka, ale zaliczał glebę już na samych podstawach. Równie dobrze mogli zamontować jebany neon nad tym otworem w ziemi. Tak dla ułatwienia niebieskim życia. ES umiejscowiła znalezisko na betonie i zaczęła schodzić po drabince. Zanim całkowicie zniknęła z widoku, ponownie nałożyła metalowy krążek na swoje miejsce. Z resztą w samą porę, bo natrętny dzwięk syren zdawał się dobiegać tuż zza rogu.
 
__________________
Life is a bitch. Sometimes I think it even might be a redhead with a bad case of short temper.
Eyriashka jest offline  
Stary 04-11-2012, 18:32   #38
 
Sileana's Avatar
 
Reputacja: 1 Sileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodzeSileana jest na bardzo dobrej drodze
Expectations

Przejście fali uderzeniowej zniosła gorzej niż rzucona na ścianę Tarzanka, bo ta podniosła się jak gdyby nigdy nic, wydudliła butlę Malibu i poszła w tango. Helena patrzyła za nią, obiecując sobie nigdy z nią nie zadrzeć. Dziwa zdawała się być niezniszczalna.
Helena za barem nic nie widziała, zbyt zajęta wydłubywaniem szkła z włosów i rąk, ale kiedy niedobici klienci tłumnie ruszyli przez powybijane szyby, nie wahała się długo. Szarpnęła tylko szufladę kasy, zabrała cały dzienny utarg, bo po pierwsze, pieniądze się przydadzą, a po drugie, Paddy i tak wisiał jej tygodniówkę.

Najpierw ruszyła z tłumem, ale bardzo szybko odbiła, bo jej celem był dom, a nie obwieszczenie sensacji całemu miastu. Do mieszkania, zajmowanego wraz z Lizzie, nie miała daleko, ale na wszelki wypadek kluczyła, by nie doprowadzić nikogo do dziewczyny i nie narażać jej na żadne przesłuchania.

Dotarłszy do domu, spokojnie i metodycznie zamknęła drzwi na wszystkie trzy zamki, zasunęła sztabę i łańcuch. Ta część należała do jej codziennego rytuału powrotu i nie wzbudzała większych emocji. Dopiero kiedy ściągnęła z szafy walizę, wrzuciła do niej kilka sztuk ubrań, opatrzyła ramiona polewając je wodą utlenioną, a potem jak gdyby nigdy nic, zasiadła do komputera. A wszystko to w całkowitym milczeniu.

Lizzie bardzo głupia nie była, a poza tym miała nieograniczone pokłady wrodzonego wścibstwa, zatem podeszła cichutko za plecy współlokatorki i zajrzała jej w monitor. Zobaczyła tam rozkład pociągów z Chicago do Nowego Jorku.
- Dostałaś jednego klapsa za dużo i jednak zdecydowałaś się na Broadway?
- Nie, moja ciotka umarła na atak serca. - Odparła Helena beznamiętnie.
Lizzie wyglądała, jakby chciała coś powiedzieć, ale w końcu zrezygnowała. Wymruczała tylko jakieś kondolencje, ale z zastanowieniem i raczej nieprzekonująco. Wróciła na swoje łóżko, owijając się kocem.
- Mówiłaś, ze nie masz rodziny...
- To tylko daleka krewna, ale nie wypada, żebym nie pojechała.
- Taniej byłoby samolotem. I wygodniej.
- Boję się latania. - „A bilety są imienne.”

Helena nie oderwała ani na chwilę wzroku od monitora, odpowiadając na pytania półsłówkami i chcąc jak najbardziej zniechęcić Lizzie do rozmowy. Musiała się skupić, ostatecznie nie codziennie człowiek włamuje się do akt rządowych. Już wiedziała, że będzie musiała uruchomić swój osobisty program ochrony świadków. Znowu. Pięć lat jej się udawało, a teraz wszystko spieprzone przez paru durniów, którym się zachciało zabawiać w jej restauracji.

Oczywiście, wcale nie zamierzała jechać do Nowego Jorku, ostatecznie zbyt blisko do Detroit. Nie, ona pojedzie kompletnie w drugą stronę. Lawrence, Kansas. Zadupie jak każde inne. Ale zadupie poza zainteresowaniem wszelkiego rządowego i mutanciego ścierwa. Nada się na jakiś czas.
I na pewno nie żadnym publicznym środkiem transportu. Miała swój samochód, najzwyklejszą Toyotę GT 86, kupioną dawno temu na wszelki wypadek, teraz tylko stojącą w wynajętym garażu.

Trochę odłożonej, a trochę ukradzionej gotówki pozwoli jej przeżyć jakiś czas, jeżeli tylko będzie trzymała głowę nisko, a potem znajdzie pracę, tym razem jako kto wie? Może Greer Grant?

Musiała się trzymać, przynajmniej zewnętrznie, chociaż jedyne na co miała ochotę, to zwinąć się w kłębek i płakać tak długo, aż potopi swoich oprawców. Wyjedzie i zacznie wszystko od nowa. Po raz kolejny. Może tym razem szczęście się do niej uśmiechnie...
 
Sileana jest offline  
Stary 06-11-2012, 19:47   #39
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Nowy Jork

Chłopak nazywał się Jack i w ułamku sekundy zdecydował się przewieźć Inkfizina karetką. Dookoła nie było bezpiecznie, a Jackie-boy nie należał do najodważniejszych, złapał więc pierwszą okazję jaka mu się trafiła by usprawiedliwić swój błyskawiczny odwrót.
Jechali dość długo, nie niepokojeni. W obecnych okolicznościach przyrody karetka stawała się niemal nietykalna. Zaczynało się ściemniać kiedy wyjechali poza miasto na jedno z opuszczonych, niedokończonych osiedli podmiejskich. Krach zniszczył wielu deweloperów i do tej pory nie było komu zadbać o rozgrzebane budowy. Gołę fundamenty zaczęła porastać trawa i młode drzewka. Jackie zatrzymał się pośród krzaków jałowca.
- No, miejsce na spalenie lepsze niż gorsze, moim zdaniem - dookoła było rzeczywiście dość malowniczo - Mam koce, które się spalą i sporo papieru.
Chłopak widocznie był entuzjastycznie nastawiony do pomysłu Inka. Już miał wyciągać nosze ze skorupą, w której do niedawna tliło się jeszcze życie, gdy spod koca wystrzeliła ręka i chwyciła go za gardło. Ręka była niebieska i towarzyszyło jej ciche syczenie.
- Co, co - głos był kobiecy, ale dziwnie zmieniony, towarzyszył mu niepokojący pogłos, jak echo grobu.

~"~

Matti pracował ciężko, nad świadomością chłopaka, już go miał, już sprawił, że w jego spojrzenie wkradło się wahanie, już opuszczał broń, gdy nadbiegło dwóch policjantów. Nie, to nie byli nawet policjanci, tylko dworcowa ochrona z paralizatorami.
- Stać! - nerwowy głos weterana z brzuszkiem, który dorabiał do groszowej emerytury - Co tu się wyprawia?!
- O cholera - piskliwy głos niewysokiego chudzielca, który nie zdał do akademii policyjnej pięć razy - Broń!
A terrorysta drgnął i ponownie zawładnął nim strach, ręka zacisnęła się na kolbie pistoletu, mięśnie zaczęły spinać i podnosić broń do góry.

Chicago

Ciarra, Loinnir i Klavdra, Pan Ściana miał wrażenie, że zaraz zacznie topić się w estrogenie. I żeby to chociaż były dorosłe, dojrzałe, ukształtowane kobiety, ale nie! Trafiły mu się akurat trzy nastolatki. Dlatego nigdy nie miał dzieci, ani nawet nastoletnich pomocników. Hormony i zawyżone poczucie własnej wartości emanowały wręcz z tej trójki.
Ściana pochylił głowę i zaczął mamrotać z irytacją pod nosem. Dziewczyny, z nimi źłe, bez nich da się przeżyć.
Szli jakiś czas kanałami, krążąc i lawirując najwęższymi z możliwych przejść, jakimiś zapomnianymi i zawalonymi odnogami, aż wreszcie dotarli do wyłomu w murze - szpara była niewielka - Pan Ściana musiał bardzo mocno wciągnąć brzuch, a i tak niewiele to pomogło, ledwo się przecisnął. Oczywiście słodkie dziewczątka nie miały tego problemu. Nawet się nie ubrudziły, a w każdym razie nie bardziej niż były.
Za szczeliną znajdowała się piwnica, ale nie dane im było iść jeszcze na świeże powietrze. Ściana podszedł do zastawionego pancernymi szafami muru i odciągnął jeden segment, za nim znajdowały się drzwi, które nijak nie pasowały do smętnego, zatęchłego i pełnego zarodników pleśni otoczenia - nierdzewna stal lśniła nowością i nowoczesnością, cyfrowy zamek oczekiwał kodu i odciska palca, szum rozszczelniania przypominał stare seriale sci-fi.
Za drzwiami nie było lepiej. Więcej stali, lśniących diodek, wyświetlaczy i innych fikuśnych fiu-bździu. Ściana nie znosił tego typu miejsc, za bardzo mu przypominały krótką rządową fuchę, na którą dał się za młodu namówić. Wciąż robiło mu się niedobrze na samą myśl, o rzeczach, które wtedy zobaczył.
Kolejne drzwi, tym razem na czujnik ruchu, a za nimi ziemia obiecana.
- Ściana! Stary druhu - klepnięcie pokurcza było niemal jak trzepnięcie skrzydeł motyla. Jego siła nie była mu jednak potrzebna. Chłopak miał mózg i to nie byle jaki.
- To Ciarra, Loinnir i Klavdra, szukają Jerusalema - właściwie na tym kończyła się tu jego rola, przysiadł więc na jednym z wymyślnych, twardych krzesełek i odetchnął filtrowanym powietrzem.
- Jestem Lloyd Lowery, profesor, tego i owego. Z kim mam do czynienia? - omiótł dziewczęta spojrzeniem od stóp do głów - Ekhm, to znaczy, dlaczego miałbym im pomóc, poza oczywistymi aspektami estetycznymi?
Ściana wzruszył ramionami, to już nie była jego sprawa.



~"~

Helena Kyle wciąż dopinała swoją ucieczkę na ostatni guzik. Ze skupienia wyrwało ją pukanie do drzwi i dźwięk otwieranych zamków, a potem odgłos ciężkich butów stukających na starej drewnianej podłodze. Chciała rzucić się do okna i skorzystać ze schodów przeciwpożarowych, ale powstrzymał ją najstraszniejszy dźwięk świata i ciche odchrząknięcie.
- Przykro mi, ale nie możemy pani pozwolić na kolejną relokację - uśmiech mężczyzny przywodził na myśl rekina. Towarzyszyło mu dwóch uzbrojonych po zęby Specjalnych z literkami FBI zgrabnie wyszytymi na kieszonkach czarnych kamizelek - Pozwoli pani z nami?
- Już pora, kocie - uśmiechnięta Lizzie w puchatych skarpetach i z mysimi włosami zwiniętymi w zgrabny kok była tu zupłnie nie na miejscu, a jednak jej obecność sprawiała, że wszystko stało się jasne.

 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks

Ostatnio edytowane przez F.leja : 07-11-2012 o 00:57.
F.leja jest offline  
Stary 07-11-2012, 16:12   #40
 
Zgubny's Avatar
 
Reputacja: 1 Zgubny nie jest za bardzo znanyZgubny nie jest za bardzo znanyZgubny nie jest za bardzo znany
Uśmiech satysfakcji pojawił się na twarzy Gregorego gdy ujrzał żołnierzy pod wpływem swojej zmyślnej, dymnej niespodzianki z granatów, nie dane było mu jednak zbyt długo przyglądać się efektom swoich działań, bo oto nagle uwagę Shiftera przykuły drzewa... I to nie byle jakie, cóż, nigdy nie przykładał się do nauki biologii, ale był prawie na 100% pewny, że drzewa się nie ruszają... i nie zabijają.
- Niech mnie szlag! - Murzyn syknął cicho widząc śmierć jednego z żołnierzy i poczuł pulsujący gdzieś w nim strach. Schował się natychmiast, przykucając za oknem - wtedy kątem oka dojrzał lianę która wybrała się na rekonesans do sklepu. “Myśl Greg, Myśl...” - Nigdy wcześniej nie miał za wiele styczności z ludźmi obdarzonymi mocą, co tu dużo mówić, po prostu ich unikał... Ale teraz? Teraz sytuacja była inna, jego życie było zagrożone i tylko współpraca z innymi podobnymi jemu mogła je ocalić.
- Raz kozie śmierć. - Wyprostował się i szybko, zanim zdążył się rozmyślić, wyszedł przez okno by następnie zwinnie opuścić się na ulice i tym samym całkowicie odsłonić przed agresywnymi roślinami. Tylko jeden tekst przyszedł mu do głowy, za młodu naoglądał się widać za dużo filmów. - Przybywam... Eee... W pokoju?
Ożywione rośliny wystrzeliły w jego stronę, oplatając go szczelnie grubymi pnączami i korzeniami.
- Pomogłem Ci załatwić tych żołnierzy! - Nogi zadrżały pod nim gdy pnącza owinęły jego sylwetkę, ale przymknął oczy i spróbował się uspokoić. Jeszcze raz krzyknął zapewniając tego, kto kontrolował pnącza, że jest po jego stronie, a potem z obawą i niecierpliwością oczekiwał rozwoju sytuacji.
Zielone więzy nie były delikatne, jednak nie wycisnęły z Shiftera resztek życia. Oplotły go dokładnie i na jego oczach zaczęły przeistaczać się w szczelny kokon. Nagle mężczyzna poczuł, że roślina która go więziła zaczyna się gwałtownie poruszać. Obijał się o ściany kokonu, wirował, koziołkował i przetaczał się z miejsca na miejsce, w podróży w niewiadomą.
 
Zgubny jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:43.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172