John, Aukele i Kiana siedzieli na korytarzu szpitala i czekali na koleżankę Aukele.
W międzyczasie pani architekt zdążyła opowiedzieć trochę swoim towarzyszom o zajściu w “Japońskim Mieczu”. Może nie tak dokładnie, bo od chwili gdy uderzyła się w głowę niewiele pamiętała.
Do restauracji weszło pięciu mężczyzn. Ich styl ubierania był wyjątkowo tandetny. dresy podkoszulki al’a damski bokser, obwieszeni złotem, łysi i źle mówiący po angielsku. Wdali się w dyskusję z barmanem, a potem zaczęła się rozróba. Jeden z gości usiłował ich powstrzymać, ale sam oberwał. Okazał się również, że tych pięciu obrabowało gości baru. Aukele straciła portfel, komórkę i medalik, który dostała na osiemnaste urodziny od mamy. Na szyi miała widoczny czerwony ślad, ktoś jej zerwał ozdobę.
Z gabinetu zabiegowego wyszła młoda kobieta o azjatyckich rysach twarzy. Ona miała podbite oko, również zabandażowaną głowę, a do tego całe ramię w gipsie.
- Kasumi. - Auleke podeszła do Japonki.
- Pękniecie kości. - Opowiedziała tamta, pokazując na gips. - Nic poważnego. - Starała się uśmiechnąć.
John zerwał się na równe nogi w chwili, gdy Aukele wstała. Podobnie jak i Kiana.
- Kasumi?? - Na dźwięk swojego imienia młoda Japonka odwróciła się. Zresztą wszyscy pozostali też. W korytarzu pojawił się młody mężczyzna, też o azjatyckich rysach.
Ryozo ubrany niczym biznesmen w ciemnym garniturze i w krawacie pod szyją stanowił zdecydowany kontrast, w stosunku do ubranego na sportowo Johna. Ten ostatni miał co prawda marynarkę, ale skórzaną; na dodatek leżała ona na krzesełku.
Japończyk tylko zerknął na Johna i nie przejmując się obecnymi podszedł do kobiety przechodząc na japoński.-Anata wa bujidesu ka?
Mimo, że grzeczność nakazywała by unikać takiej wpadki. Widać więc było, że Ryozo jest lekko zdenerwowany co było rzadkością u tej osoby. Kasumi zaś podjeła rozmowę w tym języku najwyraźniej uspokajając przybyłego tu mężczyznę.
- Zobaczymy się później, Kasumi - powiedziała Aukele. - Możemy iść - zwróciła się do Kiany i Johna.
- Do zobaczenia. - Kiana skinęła głową Aukele, podobnie jak i John, który zatrzymał się tylko na tak długo, ile trzeba było na wzięcie kurtki.
- Do widzenia - powiedział. - Winda jest, jeśli się nie mylę, tam. - Wskazał drogę obu dziewczynom.
Ryozo i Kasumi zareagowali odruchowo skinięciem głowy, a potem powrócili do ożywionej dyskusji.
- Aż dziw - powiedział cicho John, gdy zniknęli za zakrętem. - Japończycy zawsze uchodzili za opanowanych i dobrze wychowanych.
- Najwyraźniej tak nie jest - powiedziała z uśmiechem Kiana. - Ty też byś się przejął.
- No ba... - odparł John, za co został obdarzony solidnym kuksańcem.
Aukele uśmiechnęła się tylko.
Droga powrotna była zdecydowanie prostsza i cała trójka bez problemu dotarła do windy, a potem do wyjścia.
- Jedziemy do mnie, czy do ciebie? - spytała Kiana.
- Do mnie - powiedział John. - Mam dużo miejsca, no i jestem bardzo gościnny.
- Ale... - zaczęła Aukele.
- Nie ma mowy - przerwała jej Kiana. - Po takich atrakcjach nie powinnaś być sama.
Zanim znaleźli się w jednej ze stojących przed szpitalem taksówek opory Aukele zostały przełamane.
I powróciły, gdy taksówka zatrzymała się przed domem Johna.
- Słuchajcie. - Aukele zatrzymała się nagle. - Przecież to niepotrzebne. Nie potrzebuję eskorty, ani kogoś, kto mnie pogłaszcze po główce, gdy dopadnie mnie zły sen. - Z tymi słowami zwróciła się do Kiany. - I nie będę wam przynajmniej przeszkadzać.
- Nie wygłupiaj się - powiedziała Kiana. - W czym niby miałabyś nam przeszkadzać? - spytała.
Aukele obrzuciła ich wieloznacznym spojrzeniem.
- Serio? - spytała. - Nie wiesz? Dorosła kobieta? Może wam udzielić kilku lekcji? Albo - spojrzenie stało się zaciekawione - jesteście tacy nowocześni?
Kiana wybuchnęła śmiechem.
- Chodżcie już, chodźcie - powiedział John tłumiąc śmiech. Wyglądało na to, że Aukeli wraca humor.
- Już, zaraz... Muszę zadzwonić do Halaki - powiedziała Kiana. - Muszę uprzedzić moją drogą współlokatorkę, że plany się zmieniły. Jak zobaczy puste mieszkanie to pewnie zacznie wydzwaniać do mnie w środku nocy.
Wieczór był już późny.
Chociaż wszystkie teorie głoszą, że jedzenie, wieczorem, nie jest najlepszym pomysłem, a czasem może być szkodliwe dla zdrowia, to jednak nie oznaczało to, iż nie mogli zasiąść do kolacji, którą - nie da się ukryć - w taki czy inny sposób każdemu z nich przerwano.
Tym razem John, choć był gospodarzem, nie kiwnął nawet palcem, jeśli nie liczyć przygotowania stołu i napojów.
Za kuchni dobiegały głosy dziewczyn, wymieniających uwagi na temat produktów i konieczności używania takich czy innych przypraw. Tudzież, niekiedy niezbyt pochlebne, uwagi na temat zawartości lodówki. “Taka wielka, a nic w niej nie ma...” Całkiem jakby John miał być zawsze przygotowany na przyjmowanie gości...
W końcu jednak rozmowy ustały i na stole pojawiła się zawartość wspomnianej wcześniej lodówki, oczywiście poddana obróbce przez dwie pary sprawnych rąk. Biorąc pod uwagę wcześniejsze komentarze obfitość potraw stanowiła dla Johna spore zaskoczenie.
- I moja dieta poszła się ślizgać - powiedziała Aukele, rozsiadając się wygodnie w fotelu.
- Dieta? - spytała Kiana. - Po co ci dieta?
- No właśnie - poparł ją John. - Według mnie nic ci nie brakuje - stwierdził.
- Już ty się na tym znasz - odparła Aukele. - A ty - zwróciła się do Kiany - nie jesteś wcale lepsza. Cały dzień nic nie robisz, tylko pływasz na tej swojej desce, to możesz jeść i jeść. A ja co? Stale w biurze i biurze.
- Z wyjątkiem chwil, gdy w interesach biegasz - uśmiechnął się John. - Jeśli dobrze wiem, to u siebie dość rzadko bywasz. To idziesz oglądać czyjeś mieszkanie czy biuro, to masz spotkanie z klientem. I tak na okrągło. Siedząca praca. Też coś...
- Miłe spotkanie z klientami, co to się kończą bójką w barze - mruknęła Aukele. - Ale trudno. Da się to jakoś przeżyć.
- Zablokowałaś kartę? - spytał John. - I trzeba zgłosić kradzież komórki.
Aukele pokręciła głową.
- Przez to wszystko nawet o tym nie pomyślałam. Zupełnie wywiało mi z głowy - stwierdziła odrobinę jakby zażenowana. - A sądziłam, że jestem już dużą dziewczynką i potrafię zadbać o swoje sprawy.
- Najlepiej załatw to od razu - John nie miał zamiaru żartować z poważnych spraw. - Po co jakiś łysy kark ma wyczyścić ci konto, albo nabijać rachunki za telefon.
- Widzicie, jak dobrze, że was mam? - Mimo wszystko Aukele uśmiechnęła się uroczo. - Bez was bym zginęła w tym chaosie. Gdybyś mi jeszcze pozwolił skorzystać z internetu, byłabym ci wdzięczna dozgonnie.
- Nawet nie pytaj o takie rzeczy - skarcił ją z uśmiechem. - Chodź ze mną. No chodź, chodź. - Popędził ją kiwnięciem ręki. - Posadzę cię do komputera, a ty załatw wszystko , co powinnaś. Jak to mówią, co z myśli, to i z serca.
- Racja - potwierdziła Kiana. - Przynajmniej sen będziesz miała spokojniejszy.
- Ale wiecie - Aukele wreszcie zakończyła załatwiać wszystkie sprawy - ja się na tym nie znam, ale ten napad wydał mi się jakiś dziwny.
- Skończyłaś? - spytał John, stawiając na stole trzy kieliszki na wysokich nóżkach.
Aukele skinęła głową i odsunęła się od komputera.
- Co w nim było dziwnego? - spytała Kiana. - Faceci wchodzą, wołają “To jest napad” lub “Pieniądze albo życie”, zgarniają kasę i wychodzą. A kto się stawia, ten obrywa. Co w tym dziwnego?
- Taka duża, a o takie rzeczy pyta - odparła Aukele. Ostrożnie spróbowała, jak smakuje proponowany przez Johna napój, a potem z uznaniem pokiwała głową. - Niezłe. Powiedziałabym nawet, że dobre. - Uśmiechnęła się.
- Dla mnie - mówiła dalej - napad bez maski to proszenie się o kłopoty. Mogę się założyć, że w takim lokalu są kamery. Poza tym dobra setka świadków. Co najmniej kilku klientów ma na tyle dobrą pamięć, by stworzyć portret sprawców.
- Ale sama mówiłaś, że wyglądali na bycze karki, tępe dresy - zwróciła jej uwagę Kiana.
- Nawet dres powinien mieć między uszami coś więcej, niż żyłkę przytrzymującą uszy, żeby nie odpadły - odparła Aukele.
- Naćpali się? - zaczęła się zastanawiać Kiana. - A może to był czysto gościnny występ? Przyjechali, okradli i wyjechali.
- I jeszcze rozdadzą biednym to, co wzięli - mruknął John. - Zapewne chcieli w telewizji wystąpić.
- Zdobędą popularność w Internecie - poparła go Aukele. - Na YouTube.
- Wy tu sobie żartujecie, a ja naprawdę się zastanawiam, co im odbiło - powiedziała Aukele - że nas napadli w taki głupi sposób.
- Może dzięki temu łatwiej ich złapią - powiedział John. - Odzyskasz wtedy swoje rzeczy.
- W zasadzie zależy mi tylko na wisiorku. - Aukele dotknęła szyi, gdzie mimo tego, że minęło już parę godzin, stale widać było czerwony ślad po łańcuszku. - Telefon był stary, a wszystkie numery krewnych i przyjaciół mam zapisane. Prawo jazdy miałam w torebce, podobnie jak klucze do mieszkania.
- Będziemy zatem szukać w paru kierunkach - powiedział John. - Jeśli któryś z nich będzie chciał skorzystać z telefonu, to operator da znać na policję. - Aukele skinęła głową, potwierdzając słowa kuzyna. - Poszukamy wisiorka w necie, a policja z pewnością wśród paserów. No i pozostają nam jeszcze do zdobycia facjaty tych obwiesiów. Kamery miejskie, Internet... A może są już notowani.
- Jeśli to ich stały modus operandi, to z pudła nie powinni wychodzić - powiedziała Kiana.
Dyskusja i przerzucanie się pomysłami trwało dalej. W pewnej jednak chwili Aukele rzuciła okiem na wmontowany w ścianę zegar.
- To już ta godzina? - zdumiała się. - My tu gadu gadu, a czy wy czasem nie powinniście iść spać? Bez aluzji oczywiście.
- Zaraz zrobię ci jakieś wygodne legowisko - uśmiechnął się John. - Mam nawet szczoteczkę do zębów. Gościnną, nie używaną. Za to z koszulką nocną może być kłopot.
Aukele machnęła lekceważąco ręką.
- Starczy mi twoja piżama. Podwinę trochę rękawy i nogawki.
John skinął głową i otworzył drzwi od szafy.
- Masz jakieś preferencje kolorystyczne? - spytał.
- Coś niebieskiego może? - spytała Aukele. - Dowolny odcień. Może tamta, granatowa.
- Moani, włącz alarm - poprosił kilkanaście minut później John. - Pobudka o ósmej. I dobranoc wszystkim.
Chwilę później w mieszkaniu zapanowała cisza.