Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2012, 19:06   #14
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
John, Aukele i Kiana siedzieli na korytarzu szpitala i czekali na koleżankę Aukele.
W międzyczasie pani architekt zdążyła opowiedzieć trochę swoim towarzyszom o zajściu w “Japońskim Mieczu”. Może nie tak dokładnie, bo od chwili gdy uderzyła się w głowę niewiele pamiętała.
Do restauracji weszło pięciu mężczyzn. Ich styl ubierania był wyjątkowo tandetny. dresy podkoszulki al’a damski bokser, obwieszeni złotem, łysi i źle mówiący po angielsku. Wdali się w dyskusję z barmanem, a potem zaczęła się rozróba. Jeden z gości usiłował ich powstrzymać, ale sam oberwał. Okazał się również, że tych pięciu obrabowało gości baru. Aukele straciła portfel, komórkę i medalik, który dostała na osiemnaste urodziny od mamy. Na szyi miała widoczny czerwony ślad, ktoś jej zerwał ozdobę.

Z gabinetu zabiegowego wyszła młoda kobieta o azjatyckich rysach twarzy. Ona miała podbite oko, również zabandażowaną głowę, a do tego całe ramię w gipsie.
- Kasumi. - Auleke podeszła do Japonki.
- Pękniecie kości. - Opowiedziała tamta, pokazując na gips. - Nic poważnego. - Starała się uśmiechnąć.
John zerwał się na równe nogi w chwili, gdy Aukele wstała. Podobnie jak i Kiana.

- Kasumi?? - Na dźwięk swojego imienia młoda Japonka odwróciła się. Zresztą wszyscy pozostali też. W korytarzu pojawił się młody mężczyzna, też o azjatyckich rysach.
Ryozo ubrany niczym biznesmen w ciemnym garniturze i w krawacie pod szyją stanowił zdecydowany kontrast, w stosunku do ubranego na sportowo Johna. Ten ostatni miał co prawda marynarkę, ale skórzaną; na dodatek leżała ona na krzesełku.
Japończyk tylko zerknął na Johna i nie przejmując się obecnymi podszedł do kobiety przechodząc na japoński.-Anata wa bujidesu ka?
Mimo, że grzeczność nakazywała by unikać takiej wpadki. Widać więc było, że Ryozo jest lekko zdenerwowany co było rzadkością u tej osoby. Kasumi zaś podjeła rozmowę w tym języku najwyraźniej uspokajając przybyłego tu mężczyznę.
- Zobaczymy się później, Kasumi - powiedziała Aukele. - Możemy iść - zwróciła się do Kiany i Johna.
- Do zobaczenia. - Kiana skinęła głową Aukele, podobnie jak i John, który zatrzymał się tylko na tak długo, ile trzeba było na wzięcie kurtki.
- Do widzenia - powiedział. - Winda jest, jeśli się nie mylę, tam. - Wskazał drogę obu dziewczynom.
Ryozo i Kasumi zareagowali odruchowo skinięciem głowy, a potem powrócili do ożywionej dyskusji.


- Aż dziw - powiedział cicho John, gdy zniknęli za zakrętem. - Japończycy zawsze uchodzili za opanowanych i dobrze wychowanych.
- Najwyraźniej tak nie jest - powiedziała z uśmiechem Kiana. - Ty też byś się przejął.
- No ba... - odparł John, za co został obdarzony solidnym kuksańcem.
Aukele uśmiechnęła się tylko.

Droga powrotna była zdecydowanie prostsza i cała trójka bez problemu dotarła do windy, a potem do wyjścia.
- Jedziemy do mnie, czy do ciebie? - spytała Kiana.
- Do mnie - powiedział John. - Mam dużo miejsca, no i jestem bardzo gościnny.
- Ale... - zaczęła Aukele.
- Nie ma mowy - przerwała jej Kiana. - Po takich atrakcjach nie powinnaś być sama.
Zanim znaleźli się w jednej ze stojących przed szpitalem taksówek opory Aukele zostały przełamane.

I powróciły, gdy taksówka zatrzymała się przed domem Johna.
- Słuchajcie. - Aukele zatrzymała się nagle. - Przecież to niepotrzebne. Nie potrzebuję eskorty, ani kogoś, kto mnie pogłaszcze po główce, gdy dopadnie mnie zły sen. - Z tymi słowami zwróciła się do Kiany. - I nie będę wam przynajmniej przeszkadzać.
- Nie wygłupiaj się - powiedziała Kiana. - W czym niby miałabyś nam przeszkadzać? - spytała.
Aukele obrzuciła ich wieloznacznym spojrzeniem.
- Serio? - spytała. - Nie wiesz? Dorosła kobieta? Może wam udzielić kilku lekcji? Albo - spojrzenie stało się zaciekawione - jesteście tacy nowocześni?
Kiana wybuchnęła śmiechem.
- Chodżcie już, chodźcie - powiedział John tłumiąc śmiech. Wyglądało na to, że Aukeli wraca humor.
- Już, zaraz... Muszę zadzwonić do Halaki - powiedziała Kiana. - Muszę uprzedzić moją drogą współlokatorkę, że plany się zmieniły. Jak zobaczy puste mieszkanie to pewnie zacznie wydzwaniać do mnie w środku nocy.

Wieczór był już późny.
Chociaż wszystkie teorie głoszą, że jedzenie, wieczorem, nie jest najlepszym pomysłem, a czasem może być szkodliwe dla zdrowia, to jednak nie oznaczało to, iż nie mogli zasiąść do kolacji, którą - nie da się ukryć - w taki czy inny sposób każdemu z nich przerwano.
Tym razem John, choć był gospodarzem, nie kiwnął nawet palcem, jeśli nie liczyć przygotowania stołu i napojów.
Za kuchni dobiegały głosy dziewczyn, wymieniających uwagi na temat produktów i konieczności używania takich czy innych przypraw. Tudzież, niekiedy niezbyt pochlebne, uwagi na temat zawartości lodówki. “Taka wielka, a nic w niej nie ma...” Całkiem jakby John miał być zawsze przygotowany na przyjmowanie gości...
W końcu jednak rozmowy ustały i na stole pojawiła się zawartość wspomnianej wcześniej lodówki, oczywiście poddana obróbce przez dwie pary sprawnych rąk. Biorąc pod uwagę wcześniejsze komentarze obfitość potraw stanowiła dla Johna spore zaskoczenie.

- I moja dieta poszła się ślizgać - powiedziała Aukele, rozsiadając się wygodnie w fotelu.
- Dieta? - spytała Kiana. - Po co ci dieta?
- No właśnie - poparł ją John. - Według mnie nic ci nie brakuje - stwierdził.
- Już ty się na tym znasz - odparła Aukele. - A ty - zwróciła się do Kiany - nie jesteś wcale lepsza. Cały dzień nic nie robisz, tylko pływasz na tej swojej desce, to możesz jeść i jeść. A ja co? Stale w biurze i biurze.
- Z wyjątkiem chwil, gdy w interesach biegasz - uśmiechnął się John. - Jeśli dobrze wiem, to u siebie dość rzadko bywasz. To idziesz oglądać czyjeś mieszkanie czy biuro, to masz spotkanie z klientem. I tak na okrągło. Siedząca praca. Też coś...
- Miłe spotkanie z klientami, co to się kończą bójką w barze - mruknęła Aukele. - Ale trudno. Da się to jakoś przeżyć.
- Zablokowałaś kartę? - spytał John. - I trzeba zgłosić kradzież komórki.
Aukele pokręciła głową.
- Przez to wszystko nawet o tym nie pomyślałam. Zupełnie wywiało mi z głowy - stwierdziła odrobinę jakby zażenowana. - A sądziłam, że jestem już dużą dziewczynką i potrafię zadbać o swoje sprawy.
- Najlepiej załatw to od razu - John nie miał zamiaru żartować z poważnych spraw. - Po co jakiś łysy kark ma wyczyścić ci konto, albo nabijać rachunki za telefon.
- Widzicie, jak dobrze, że was mam? - Mimo wszystko Aukele uśmiechnęła się uroczo. - Bez was bym zginęła w tym chaosie. Gdybyś mi jeszcze pozwolił skorzystać z internetu, byłabym ci wdzięczna dozgonnie.
- Nawet nie pytaj o takie rzeczy - skarcił ją z uśmiechem. - Chodź ze mną. No chodź, chodź. - Popędził ją kiwnięciem ręki. - Posadzę cię do komputera, a ty załatw wszystko , co powinnaś. Jak to mówią, co z myśli, to i z serca.
- Racja - potwierdziła Kiana. - Przynajmniej sen będziesz miała spokojniejszy.

- Ale wiecie - Aukele wreszcie zakończyła załatwiać wszystkie sprawy - ja się na tym nie znam, ale ten napad wydał mi się jakiś dziwny.
- Skończyłaś? - spytał John, stawiając na stole trzy kieliszki na wysokich nóżkach.


Aukele skinęła głową i odsunęła się od komputera.
- Co w nim było dziwnego? - spytała Kiana. - Faceci wchodzą, wołają “To jest napad” lub “Pieniądze albo życie”, zgarniają kasę i wychodzą. A kto się stawia, ten obrywa. Co w tym dziwnego?
- Taka duża, a o takie rzeczy pyta - odparła Aukele. Ostrożnie spróbowała, jak smakuje proponowany przez Johna napój, a potem z uznaniem pokiwała głową. - Niezłe. Powiedziałabym nawet, że dobre. - Uśmiechnęła się.
- Dla mnie - mówiła dalej - napad bez maski to proszenie się o kłopoty. Mogę się założyć, że w takim lokalu są kamery. Poza tym dobra setka świadków. Co najmniej kilku klientów ma na tyle dobrą pamięć, by stworzyć portret sprawców.
- Ale sama mówiłaś, że wyglądali na bycze karki, tępe dresy - zwróciła jej uwagę Kiana.
- Nawet dres powinien mieć między uszami coś więcej, niż żyłkę przytrzymującą uszy, żeby nie odpadły - odparła Aukele.
- Naćpali się? - zaczęła się zastanawiać Kiana. - A może to był czysto gościnny występ? Przyjechali, okradli i wyjechali.
- I jeszcze rozdadzą biednym to, co wzięli - mruknął John. - Zapewne chcieli w telewizji wystąpić.
- Zdobędą popularność w Internecie - poparła go Aukele. - Na YouTube.
- Wy tu sobie żartujecie, a ja naprawdę się zastanawiam, co im odbiło - powiedziała Aukele - że nas napadli w taki głupi sposób.
- Może dzięki temu łatwiej ich złapią - powiedział John. - Odzyskasz wtedy swoje rzeczy.
- W zasadzie zależy mi tylko na wisiorku. - Aukele dotknęła szyi, gdzie mimo tego, że minęło już parę godzin, stale widać było czerwony ślad po łańcuszku. - Telefon był stary, a wszystkie numery krewnych i przyjaciół mam zapisane. Prawo jazdy miałam w torebce, podobnie jak klucze do mieszkania.
- Będziemy zatem szukać w paru kierunkach - powiedział John. - Jeśli któryś z nich będzie chciał skorzystać z telefonu, to operator da znać na policję. - Aukele skinęła głową, potwierdzając słowa kuzyna. - Poszukamy wisiorka w necie, a policja z pewnością wśród paserów. No i pozostają nam jeszcze do zdobycia facjaty tych obwiesiów. Kamery miejskie, Internet... A może są już notowani.
- Jeśli to ich stały modus operandi, to z pudła nie powinni wychodzić - powiedziała Kiana.

Dyskusja i przerzucanie się pomysłami trwało dalej. W pewnej jednak chwili Aukele rzuciła okiem na wmontowany w ścianę zegar.
- To już ta godzina? - zdumiała się. - My tu gadu gadu, a czy wy czasem nie powinniście iść spać? Bez aluzji oczywiście.
- Zaraz zrobię ci jakieś wygodne legowisko - uśmiechnął się John. - Mam nawet szczoteczkę do zębów. Gościnną, nie używaną. Za to z koszulką nocną może być kłopot.
Aukele machnęła lekceważąco ręką.
- Starczy mi twoja piżama. Podwinę trochę rękawy i nogawki.
John skinął głową i otworzył drzwi od szafy.
- Masz jakieś preferencje kolorystyczne? - spytał.
- Coś niebieskiego może? - spytała Aukele. - Dowolny odcień. Może tamta, granatowa.

- Moani, włącz alarm - poprosił kilkanaście minut później John. - Pobudka o ósmej. I dobranoc wszystkim.
Chwilę później w mieszkaniu zapanowała cisza.
 
Kerm jest offline