Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 29-10-2012, 20:38   #28
kymil
 
kymil's Avatar
 
Reputacja: 1 kymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputacjękymil ma wspaniałą reputację
Melodyjny głos Alarifa w płynnej Wspólnej Mowie osadził w miejscu Ludzi z Gór niczym trzask orkijskiego bicza na plecach niewolników w kawernach Góry Gundabad. Wielka moc płynęła bowiem w słowach Elfa zza Gór Błękitnych.

- Stójcie! Co Rhudaur robi w Arthedain? Jakieś wieści z Cameth Brin?

Brodaci, krępi mężczyźni przez moment spoglądali nerwowo szukając po blankach postury "Głosu z przeklętej Wieży Arnoru", ale nie widzieli nic.

- Czary! - wrzasnął jeden z górali i padł na ziemię. Zanim jego twarz dotknęła trawy Alarif zdołał dostrzec, że twarz człowieka jest cała pokryta ciemnymi tatuażami. "Wojownik klanowy z Dunlandu" - uznał nieco zdziwiony Elf.

Dwaj towarzysze "tchórza" od razu zawrócili i pognali ku ciemnej linii lasu porzucając oręż.

Trzej jednak, bardziej widać zaprawieni w bojach, zanim ukryci w wieży kompani zdołali coś przedsięwziąć, podbiegli ku omszałym murom i... tyle ich było widać, choć Seoth mógłby przysiąc, że dojrzał jak wyciągają topory zza szerokich pasów na plecach.

Jak na złość, deszcz znowu przybrał na sile. Wiatr wzmógł się po trzykroć. Woda poczęła lać się strumieniami, tak że w jednej chwili piętro strażnicy stało się rwącym potokiem.

Modron, skryta w gęstych krzakach głogu, obserwowała jak dwaj mężczyźni uciekają w dół zbocza. "Wrócą. I to niedługo" - uznała kobieta krwi Beornignów.
Woda skapywała po całym jej ciele. Stała w bezruchu. Nie widziała niestety skrytych w mroku wieży pozostałych Rhudauryjczyków. Dostrzegła jednak jak góral, który pierwszy upadł na ziemię powolutku pełznie niczym ohydny robal ku ruinom wieży, skąd bił wątły blask ognia. Ze stalą w lewej dłoni.

Girion z Balim wysunęli się ostrożnie przez jedyne wyjście ze strażnicy. Za nimi płonął wątły ogienek, na którym piekł się wesoło skwiercząc barani udziec. Meridian spoglądał nerwowo to na udziec, to na szalejący żywioł na dworze. Jeden z koni zadrżał cicho, niziołek postanowił go uspokoić.

Ulewa zagłuszała wszelkie odgłosy z zewnątrz. Kurtyna wody zdawała się rozmywać czerń lasu. Czas zwolnił.
 

Ostatnio edytowane przez kymil : 30-10-2012 o 18:55.
kymil jest offline