Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2012, 18:19   #316
Almena
 
Almena's Avatar
 
Reputacja: 1 Almena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputacjęAlmena ma wspaniałą reputację
Nie wyglądało to dobrze. Miałeś świadomość, że jeśli nie wyjdziesz z tej walki żywcem, zabierzesz wroga ze sobą [tylko dokąd – skoro już byliście „w piekle”?]. Miałeś też świadomość, iż twój przeciwnik miał prawdopodobnie dokładnie taki sam plan Jak Ty.

Kiedy wpatrywaliście się w siebie nawzajem, obaj nabieraliście z każdą sekundą przekonania, że żaden z was nie wyjdzie z tego starcia w jednym funkcjonalnym kawałku. I co najdziwniejsze, z tą świadomością stawaliście do walki, zmotywowani nią, nie przygnębieni. Dodawała wam sił. Jak powiedział pewien drow, „nie obraziłbym się gdyby ktoś chciał opatrzyć moje rany po walce, ale wiem, że nikt tego nie zrobi, dlatego robię wszystko aby nie odnieść ran”. Sztylet w plecy, zanim przeciwnik w ogóle się zorientuje, że jest na celowniku. To z reguły działało. W tym przypadku nie podziała. Czy bezpośrednia walka i tym razem odniesie skutek, te same pazury przeciwko pazurom, te same kły przeciwko kłom? Nie mieliście odwrotu, a i byłeś pewien, że on, tak samo jak ty, nie zamierzał w żadnym wypadku cofać się ani o krok. Mógł iść tylko przed siebie, bez względu na wszystko. A ty po prostu stałeś mu na drodze.

Kiedy ruszył, zaszarżowałeś. Potem sprawy potoczyły się bardzo szybko. Zderzenie z celem przypominało huknięcie tarana o bramę fortecy. Kiedy tylko pazury i kły znalazły się wystarczająco blisko celu, spełniły swoją powinność.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=w8Ybg8R5U_Y[/media]

Nie było miejsca na wyrafinowany taniec wojenny, pracę nóg, zwody i boczne, zdradliwe sztychy. Przez dłuższą chwilę kotłowaliście się i chodziło tylko o to, żeby rozedrzeć więcej niż przeciwnik i w międzyczasie nie dać zacisnąć sobie kłów na tętnicy. No i stało się, powiedzmy, zgodnie z planem. Wróg chwycił przynętę i poczułeś na karku jego zęby. Uderzenie tysiącem ostrzy w rozwartą paszczę sprawiło że szczęki bestii zakleszczyły się z twoją bronią. Tygrys wydał z siebie nieziemski ryko-skowyt, zaczął się szamotać. Wpierw, zaskoczony, próbował się wycofać i ocalić ranioną paszczę, szybko jednak odkrył, że jest to niemożliwe i utknął jak ryba na haczyku. Rozsierdzony, natarł na ciebie całą siłą, próbując przytrzymać cię obiema przednimi łapami, i mściwie ugryzł mocniej. Usłyszałeś jak chrupnęły jego zęby i czułeś jak ślina przeciwnika zmieszana z jego krwią cieknie po twoim karku. Łapami próbował rozedrzeć twój bok i brzuch więc blokowałeś jego pazury własnymi. Po chwili dzikiej szamotaniny obaj zwaliliście się na ziemię i szarpaliście się, przeraźliwe ryki i skowyt wroga dodawały ci otuchy, był wściekły, ale cierpiał.

To nie było takie proste. Był szybki i silny. Przez chwilę kotłowaliście się, próbując zranić siebie nawzajem. Oczy i gardło. Trzymać z dala od pazurów i kłów. To zdecydowanie nie było łatwe. Wróg znalazł się na ziemi, na grzbiecie. Zdawać by się mogło że to idealny moment. Pazury. Mogły rozedrzeć tygrysi pysk na strzępy, pozbawiając wzroku niosąc pewną śmierć. Wiedziałeś. W końcu miałeś takie same. Poczułeś, że demon ugryzł, a potem puścił i szarpnął gwałtownie głową. Poczułeś jak ostrze rozdało mu pysk i jak ryba zerwała się z haczyka. Po chwili wróg był znów na łapach, udało ci się doskoczyć z boku. Wbiłeś kły w szyję. Chrupnęło. Smakowało całkiem jak krew. Wróg rzucił się na grzbiet, wijąc się i okręcając, usiłując zerwać chwyt i wybić cię z równowagi. Ukłucie. Ból, krew. Poczułeś jak w twój język i podniebienie wbija się coś ostrego. Musiałeś puścić, leżący przed tobą tygrys, z kolczastą obrożą z tysiąca ostrzy, ryknął przeszywająco, podrywając się w szale. Puściły mu nerwy. Z impetem twojego brata bliźniaka i najdzikszej chimery Riktela, zaatakował. Zdzielił cię w głowę lewą łapą, z góry. Prawą wbił od spodu w twoją żuchwę i przez chwilę wisiał, porykując wściekle, wczepiony pazurami w twoją czaszkę, nie zamierzając puścić. Ludzka czy drowia głowa pękłaby od tego chwytu jak balonik z wodą, tobie zrobiło się tylko na moment ciemno przed oczami. Aż osłona tysiąca ostrzy przebiła mu łapy i zmusiła by puścił. Odskoczyłeś. Haki pazurów puściły, ale zdążyły rozedrzeć tygrysi pysk z prawej strony, zostawiając ci trzy blizny, z góry na dół, przez oko. Zdążyłeś zamknąć oko. Patrzyłeś na wroga, krople krwi zabarwiały białe futro na czerwono. Skoczył. Kłębiliście się w śmiertelnym uścisku pazurów i kłów, broniąc się osłoną tysiąca ostrzy, aż zmęczenie sprawiło że nie mogliście przyzywać tej broni. Wstałeś, poturbowany, patrząc jak wróg podnosi się także z ziemi kilka metrów od ciebie. Jego morda wyglądała strasznie, ale Mgły składały ją w całość. Na pewno jednak zastanowi się ponownie, nim znów spróbuje cie ugryźć. Tygrys opuścił na chwilę łeb, czujny, skupiony. Uspokajał oddech, tak jak ty.

Krople twojej krwi zastygały przy ranach jak żywica na pniu. Tworzyły dziwne grudki i wypukłości, jakby dziwacznie zamarzały. Te które spadły na Mgły zdawały się nabierać właściwości gumy i tworzyły dziwne, gumiaste kałuże. Mgły szemrały, wyraźnie zdumione widokiem krwi w swoim otoczeniu. Nie reagowały jednak w żaden inny, konkretny i niebezpieczny sposób. Rany twojego przeciwnika parowały czarno-fioletową mgłą. Powoli zasklepiały się i było oczywistym, że demon, wśród sowich Mgieł, jest przez Mgły opatrywany. Czy to coś zmieniało? Tak naprawdę niewiele, gdyż zdałeś sobie sprawę że jeśli chcesz go zgładzić, musisz tego dokonać jednym stanowczym i celnym ciosem. On po prostu nie był typem, którego można zranić z nadzieją, że wróg wymięknie, zacznie uciekać i wykrwawi się po drodze. Jeśli zaczniecie się wykrwawiać, to z pewnością wykrwawisz się szybciej od niego. Należało mimo wszystko przyjąć, że demon nie wykorzystywał swoich demonicznych umiejętności w tej walce. Przyjął taką a nie inną formę, znajomą i dobrze widoczną dla twoich zmysłów, tym samym rzucają wyzwanie konkretnej osobie, tobie. Gdyby chciał mógłby wyglądać zupełnie inaczej i zapewne nie odróżniłbyś jego energii od energii Mgieł. Mógłby zaatakować w sposób dla ciebie niedostrzegalny. Ale nie, on stworzył pazury i kły, zadawał rany tylko tymi miejscami na swoim jestestwie, a przecież energia jego jestestwa była taka sama na całej powierzchni i równie dobrze mógłby ciąć ogonem czy włosami równie skutecznie co sztyletem. Po pierwszej rundzie jasne też było, że nie używał swojej demonicznej siły, w starciu z którą nie miał szans przetrwać żaden śmiertelnik. Stał się Taki Jak Ty, żeby walczyć akurat z Tobą. Zastanawiałeś się kim on tak naprawdę jest. I czy ten demon, taki Jak Ty, miał inny cel istnienia, niż ta walka.

Był wściekły jak diabli. Z każdą raną jaką mu zadawałeś, coraz bardziej przypominał twojego brata bliźniaka.
Ryknął wściekle, pokazując ci kły i zmasakrowaną tysiącem ostrzy żuchwę, która zdawała się złamana. Jego ciało zaczęło gwałtownie tracić na masie, pojawiły się drgawki które na moment zwaliły go z nóg. W tym czasie trzeszczały kości, a czarne futro poprzecinane białymi, czy też w tym przypadku czerwonymi od posoki, pręgami, zaczęło zanikać i przemieniać się w zwykłą drowią skórę. Wszelkie wcześniejsze rany zasklepiły się a tygrysi łeb przybrał kształt drowiej głowy. No, powiedzmy...

The Faceless One by ~Kagehiisa on deviantART

No zbyt urodziwy to on nie jest. Następnym razem pewnie nie połknie tak ochoczo tysiąca ostrzy. Mimo wszystko, brak normalnych oczu zdaje się kompletnie mu nie przeszkadzać. Doskonale czujesz na sobie jego wzrok. I nadal jest to spojrzenie zabójcy, który nie ma najmniejszego zamiaru pozwolić by ofiara uszła żywcem.

Na poparcie swoich intencji, w mgnieniu oka wyszarpnął z pochwy lewy sejmitar. Jakby po raz pierwszy ważył w dłoni tę broń, wywinął kilka spokojnych młyńców, jakby z nudów, nie spuszczając cię z oczu. Był w istocie bardzo skupiony i czujny. Następnie powoli podniósł ostrze, celując w ciebie sztychem, po czym znaczącym ruchem obrócił ostrze kilka razy w lewo i w prawo, jakby już wiercił ostrzem zatopionym w twoich wnętrznościach. Powoli opuszczając ostrze, ruszył, ostrożnie, sprężyście i bezgłośnie. Drugi sejmitar z syczącym świstem dobył dokładnie w momencie, gdy z ostrożnego spaceru rzucił się do szarży, prosto na ciebie.
 
__________________
- Heh... Ja jestem klopotami. Jak klopofy nie podoszają za mną, pszede mnom albo pszy mnie to cos sie dzieje ztecytowanie nienafuralnego ~Dirith po walce i utracie części uzębienia. "Nie ma co, żeby próbować ukryć się przed drowem w ciemnej jaskini to trzeba mieć po prostu poczucie humoru"-Dirith.
Almena jest offline