Chicago
Pan Śniana spojrzał na pogruchotane ciało nastolatka i pociągnął nosem.
- I z powrotem w błoto - mruknął ponuro - A zaraz złapie następnego i znowu za mną pogoni. Najstarszy wróg to niemal przyjaciel.
Olbrzym wzruszył ramionami, westchnął, poprawił żywo-zielone szelki z trzaskiem i ruszył za Klavdrą. Zatrzymał się jednak w pół kroku. W oddali dało się słyszeć dźwięk syren policyjnych. Ściana odruchowo skierował wzrok ku niebu. Chyba jeszcze nie przyleciały helikoptery, ale to tylko kwestia czasu.
- Pora się zmywać, mała - zawołał do ES podnosząc żelazną klapę ścieku jedną ręką i rzucając niczym frisbe w głąb ulicy. Krąg litego metalu wbił się pod kątem dziewięćdziesięciu stopni w ścianę stojącego nieopodal kiosku - Zabieraj koleżanki i zwijamy się.