Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 30-10-2012, 21:48   #190
Kerm
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Noc minęła spokojnie.
Po śniadaniu (którym - w przeciwieństwie do kolacji - Tarin się z nikim nie dzielił), ruszyli w drogę pełną przygód.
Co prawda natrafienie na dwójkę wisielców trudno było nazwać przygodą, ale na bezrybiu...

- Ilu ich było? - Tarin zwrócił się z pytaniem do Foraghora.
- Ilu? Dwóch, widzisz przecież - odparł Foraghor, udając głupca. A może nie udawał?
- Tych, co powiesili tę dwójkę - wyjaśnił Tarin.
- Aaaa - w inteligentny sposób wypyszczył się barbarzyńca. - Kto by tam liczył tych brudasów.
Tarin uznał, że pytanie, czy Foraghor umie liczyć byłoby nietaktem...
- Ano parę tuzinów - sprecyzował tropiciel. - Przyszli od strony Silverymoon, łazili tutaj w te i wewte, jakby chcieli zadeptać własne ślady. Jak pies, co chce złapać własny ogon. No a potem poszli tam. - Machnął ręką w stronę gór. - Tam, gdzie inni.

Tarin rozejrzał się dokoła, usiłując znaleźć jakikolwiek powód, dla którego orki miałyby tu się zatrzymać na dłużej, ale poza dwoma wisielcami nic nie znalazł.

Pozostawało pochować biedaków i ruszyć dalej.

***

Pojawienie się pastuszków poirytowany Raetar podsumował wściekłą wypowiedzią.
- Na litość bogów, niech no ktoś zapłaci tym biedakom za ubite zwierzę... Wypadałoby, by uczynił to myśliwy.
I tu zimny, niemalże lodowaty wzrok maga skupił się na Foraghorze. Także Łotrzycy lico powiało mrozem w stronę barbarzyńcy. Udaremniło to szansę pozytywnego kontaktu z pasterzami, i jakiekolwiek, ale jednak korzyści z tego.
- Ja zapłacę - powiedział Tarin. Raetar był jak zwykle pełen mądrości życiowych... od których realizacji był bardzo daleko. - Chociaż nie jest dobrym zwyczajem pokazywać, że się ma złoto przy sobie.
Ruszył w stronę, gdzie zniknęli pasterze. Przejechał kilkanaście metrów. Sięgnął do sakiewki, wyciągnął kilka srebrnych monet i rzucił na ziemię. Potem wrócił do reszty towarzystwa.
- Złoto w tej dziczy nic nie znaczy, nie zapełni im brzuchów. Jednak nadal mają dość zwierząt by przeżyć. Nie każdy w mieście może powiedzieć to samo.- dodał Wulfram - Orki zabrały by im wszystko - zakończył ponuro.
- W tej sytuacji srebro im się przyda - stwierdził Tarin. - Nie z samych owiec żyje człowiek, a oni z pewnością od czasu do czasu odwiedzają miasto i sprzedają owce, mięso lub wełnę. Będą mieli trochę mniej pracy.
- O ile wcześniej nie zginą.- krótko stwierdził jednooki - Ich los to nie nasz problem, ruszajmy i nie opóźniajmy.
- W każdym razie nie zginą z głodu i nie przez nas - stwierdził Tarin. - Jedźmy.
-W rzyci mam wasze moralne dylematy i filozoficzne popierdułki.- warknął wściekle Samotnik komentując tę o rozmowę o relatywnej wartości złota.- Nie zamiaru szlachtować byle kmiotków, tylko dlatego, że barbarzyńcy zachciało się jagnięciny bez spytania właściciela o pozwolenie.
Tarin spojrzał na Raetara jak na idiotę, którym ten z pewnością był. A może był przygłuchy? Kto mówił o szlachtowaniu kogokolwiek? Prócz orków...
- Nie wiem co się tak unosicie, w końcu to tylko pieprzona przekąska - Wzruszył ramionami barbarzyńca - Te pastuchy na pewno od tego nie zemrą...
A po “pastuchach” nie było ani śladu...
I osiłek dupa, gdy pastuchów kupa, pomyślał Tarin.
- Pastuchy nie pastuchy, ale nie orki czy gobliny - powiedział na głos. - Mogą mieć kompanów w okolicy, a po co oberwać strzałą od swoich?Poza tym możliwe, że będziemy tędy wracać.
 

Ostatnio edytowane przez Kerm : 30-10-2012 o 22:11.
Kerm jest offline