Nena sięgnęła wgłąb umysłów koni. Czuła ich niepokój. Złapała go i rozdmuchała. Zwierzęta, które do tej pory stały w miarę spokojnie, zaczęły wpierw potrząsać głowami a chwilę później stanęły dęba. Mężczyzna, który je trzymał chwycił mocno lejce lecz niewiele mu to dało. Konie wpadły w szał, zaczęły kwiczeć i wierzgać kopytami. Jedna z rozszalałych klaczy kopnęła go kopytem w twarz. Drab puścił lejce i upadł nieprzytomny. Uwolnione zwierzęta odbiegły wgłąb lasu.
Dwaj pozostali odwrócili się w kierunku zamieszania. Osiłek pobiegł do kolegi na pomoc.
Nena korzystając z chwili wyciągnęła sejmitar a Orin wstał i skorzystał z procy. Mierzył w stresie i w pośpiechu, toteż pierwszy strzał wycelowany w przywódcę grupy poszybował w powietrze. Nie stał on jednak daleko, dlatego też drugi, przymierzony już dokładniej i z poprawką trafił go w głowę.
Spróchniały uśmiech złapał się za głowę, na rękach pojawiły się stróżki krwi.
- O ty skundlony karle! - odwrócił się w kierunku Sorleya wyciągając poszczerbiony miecz - Bierz go!
Okrzyk poderwał osiłka na nogi. Kolejny pocisk Orina minął swój cel.
Spróchniały uśmiech ruszył z mieczem na dziewczynę. Osiłek w biegu, z pałką wprost na niziołka, który widząc szarżującego zamarł w bezruchu...
Nina cofając się powoli z sejmitarem w ręce zespoliła swój umysł z naturą. Wtopiła się w nią, w otaczające drzewa, krzewy, liście, drobne roślinki. Wyszeptała słowa zaklęcia.
Szarżujący drab, tuż przed osiągnięciem celu, czyli staranowaniem niziołka, potknął się i runął jak długi stęknąwszy głośno. Pałka nabijana ćwiekami, wypadła mu z ręki. Usiadł, chcąc uwolnić nogę, która zaplątała się w czarny bluszcz.
Nena wzięła zamach, starając się sięgnąć przeciwnika rękojeścią sejmitara. Ten odsunął się pozwalając ciosowi przelecieć tuż obok twarzy.
- Kąsasz? - zaśmiał się.
- Zostałeś sam, nas jest dwoje. - powiedziała Nena cały czas czujnie obserwując bandziora - kto tutaj kąsa? - chwyciła sejmitar tak, aby w razie jakiegokolwiek ruchu go zaatakować.
Splunął.
- Zobaczmy zatem co jesteście warci.
Zaszarżował z mieczem w kierunku dziewczyny. Odbiła jego cios. Pierwszy. Drugi z trudem. Trzeci, ledwo zdążyła. Traciła siły.
Nena zdawała sobie sprawę z tego, że przeciwnik jest dużo od niej silniejszy fizycznie i pewnie sprawniejszy we władaniu mieczem. Musiała znaleźć inne rozwiązanie. Z jednej strony nie chciała niepotrzebnie zabijać, ale z drugiej zamierzała bronić swojego życia i życia młodego niziołka.
Rozejrzała się szybko po otaczającym ich lesie... i już wiedziała co chce zrobić.
Skupiła całą swoją uwagę na kolejnym zaklęciu. Drzewo, pod którym stał napastnik było na tyle duże, żeby swoimi gałęziami otoczyć bandziora i zamknąć go jak w klatce. Wypowiedziała słowa zaklęcia i modliła się aby osiągnąć zamierzony cel.
Czy próbowaliście kiedyś modlić się parując jednocześnie ciosy zadawane, przez atakującego w furii mężczyznę? Cóż... nie jest to prosta sprawa. Drzewo stęknęło. Gruby konar drgnął. Zatrzeszczał, po czym osunął się w dół. Nena upadła na plecy dokładnie w momencie gdy gałąź przecięła powietrze, gdzie przed chwilą stała. Zaskoczony drab wpadł prosto na opadający konar. Uderzenie było mocne i odrzuciło go do tyłu kilka metrów. Konar podniósł się z powrotem i nic nie wskazywało na to, że stało się coś niezwykłego.
Spróchniała szczęka leżał w liściach trzymając się za złamany nos.
- Uciekajmy!
Nena nie dała się prosić. Pobiegli z Orinem w kierunku jednego z powalonych drzew i zza osłony obserwowali bandę.
Napastnicy próbowali się pozbierać. Ich stan fizyczny był na tyle poważny, że druidka oceniła, że mogą z Orinem spokojnie się oddalić. Liczyła na to, że po tej nauczce zostawią ją i niziołka w spokoju.
Jakże się myliła….
***
Oczy zaszły błękitem. W całości się nim wypełniły i nawet jej źrenice stały się niebieskie. Kolor przenikał przez ciało, wypełniał sobą skórę, kości, krew... duszę. Dusza pełna nieba. Drżąca lekkim powiewem, podmuchem, oddechem. Z maleńkimi nalotami białych obłoczków.
Nena oczyściła umysł aby sięgnąć nim w głąb aury. Uciekali już z Orinem dość długo i miała nadzieję, że oddalili się od bandy Spróchniałego na tyle daleko by móc wkrótce odpocząć.
Wsłuchała się w tętniący życiem las, sądując każdy osiągalny kraniec. Las tętnił życiem, aury żywych stworzeń pulsowały w jej umyśle łaskocząc go mile.Odprężyła się...
Nagle, w ten harmonijny chór wdarł się malutki dysonans. Z początku myślała, że jej się wydawało. To było jak mały rozbłysk czerwieni, który po sekundzie zniknął... aby po chwili znowu sie pojawić, jak małe rozdarcie w wielkim błękicie. Tak, teraz wyczuwała ją silniej fioletowo-czerwoną łunę, która cienkim pasmem rozwisła nad lasem za nimi. Znała ją.
Wsłuchała się w odczucia stworzeń, od których pulsowała. Były zmęczone... ale nie przystawały. Domyśliła się tego, kiedy z każdą chwilą natężenie ich uczuć rosło, zbliżało się.
To mogło oznaczać tylko jedno. Banda nadal ich ścigała.
- Do diaska - Nena zaklęła cicho - Orinie, zdaje się, że bandziory o nas nie zapomnieli. Zbliżają się. - powiedziała do niziołka
Musieli się ukryć, ale najpierw trzeba było zatrzeć dobrze własne ślady.
Zabrała się za pracę, a niziołek wiernie jej asystował. Zadając przy tym setki pytań. Odpowiadał cierpliwie, nie wdając się za bardzo w szczegóły, aczkolwiek gasząc ciekawość towarzysza.
Ukrycie się było w jej mniemaniu najlepszym wyjściem. W kolejnym starciu nie mieliby szans. Nena była pewna, że tym razem oprychy nie dałyby się tak łatwo podejść.
Skierowała tropy w przeciwną stronę i przyjrzała się wynikom własnej pracy.
Orin w tym czasie pilnie poszukiwał kryjówki. I w końcu znalazł!
Przywołał druidkę wskazując na dość grube i wysokie drzewo.
Nena obejrzała szybko znalezisko Orina.
- Nada się. - oceniła szybko - Musimy się wspiąć na to drzewo. Pomogę ci Orinie, nie martw się.
Trzeba było niemałego trudu, żeby Orin w końcu ulokował się w dziupli. Niziołki nie są wytrawnymi wspinaczami, a ten był szczególnie oporny. Ale w końcu udało się. Nena nazbierała jeszcze trochę suchych, gałęzi i zebrała trochę mchu. Wiedziała jak zamaskować otwór, żeby nie byli widoczni. Zresztą gałęzie wielkiego dębu dobrze ich chroniły.
Teraz pozostawało czekać i liczyć na to, że ich ominą.