Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 19-10-2012, 15:21   #11
 
Michaliev's Avatar
 
Reputacja: 1 Michaliev nie jest za bardzo znanyMichaliev nie jest za bardzo znanyMichaliev nie jest za bardzo znanyMichaliev nie jest za bardzo znanyMichaliev nie jest za bardzo znanyMichaliev nie jest za bardzo znany
Ellfara denerwowało to, jak mag, jakby od niechcenia bawił się światłem, jakby było to coś normalnego, nawet nie wartego uwagi. I, co dziwniejsze, czarodziej nie wyczuł Ellfara, wydawało mu się, że Oni potrafią bez problemu wyczuwać czyjąś obecność. Nagle, mijając kolejne drzewo, nie napotkał na widok znanych mu szat 'Może jednak mnie wyczuł’ Pomyślał, trzymając kurczowo łuk i rozglądając się w poszukiwaniu maga.

-Pan wybaczy, taka tam zabawa - Usłyszał za sobą Ellfar, szybko odwracając się do wychodzącego z cienia maga.
Czasem lubię przystanąć sobie w głębokim cieniu. Spoglądając weń widzimy cały świat takim, jakim jest - wszystkie kolory obracają się w czerń, a materia w próżnię. Ale to tylko moje dziwactwa. Jak widzę, podróżujemy w tym samym kierunku? Normalnie nie szukałbym towarzysza, ale z tego co słyszałem tereny przed nami nie należą do najbezpieczniejszych.

Ellfar był przygotowany na atak kulą ognia, porażenie piorunem, lub zmiażdżenie głazem- ale nie na dziwaka wyłaniającego się z cienia, gadającym coś o próżni i materii.
Towarzystwo? Nie bardzo było mu to na rękę, przy nieznajomych nie umiał się skupić, był zdenerwowany, i czuł się nieswojo. -Ale co mam teraz zrobić?- I tak będziemy szli za sobą, poza tym te tereny faktycznie wydają się być niebezpieczne. Nie bał się puszczy, ale w karczmie nasłuchał się plotek o wiedźmach, a wątpił, aby na te szalone istoty strzały były dobrym rozwiązaniem, na magię najlepiej działa magia.

-Niech będzie Powiedział, nie potrafiąc zmusić się na nic więcej.
Ruszył przed siebie, pozwalając magowi iść trochę z przodu.
 
Michaliev jest offline  
Stary 22-10-2012, 10:05   #12
 
aveArivald's Avatar
 
Reputacja: 1 aveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie coś
Leżący na ziemi, zaczerwieniony jak burak Orin zamrugał oczami zszokowany. “Ta zniewaga krwi wymaga” pomyślał ale nikt z obecnych nie doczekał się żadnego heroicznego czynu. Niziołek stękając głośno i mamrocząc coś nieskładnie przewrócił się na bok i wstał. Odszedł niezdarnie bokiem od hałastry zostawiając ich z Neną.

Blef się udał a draby zostawiły Orina w spokoju, najwyraźniej byli zainteresowani tylko dziewczyną. Po druidce nie było widać żeby się bała ale niziołek i tak nie zamierzał jej zostawiać. Dostał po twarzy i musiał przyznać, że nie było to przyjemne, ale taki wypadek z pewnością nie mógł zniechęcić go do pomocy potrzebującej niewieście. Zresztą, nie tak zachowałby się prawdziwy bohater, ideał. Dlatego też gdy tylko odkuśtykał na bezpieczną odległość, wyszarpał zza paska procę i przygotował się do kanonady.

Zanim zrobił pierwszy wymach stało się coś dziwnego. Zwierzęta, które do tej pory stały w miarę spokojnie nagle stanęły dęba. Mężczyzna, który je pilnował, trzymał mocno lejce lecz niewiele mu to dało. Konie wpadły w szał, zaczęły kwiczeć i wierzgać kopytami. Jedna z rozszalałych klaczy kopnęła typka kopytem w twarz. Drab puścił lejce i upadł a uwolnione zwierzęta odbiegły wgłąb lasu. Dwaj pozostali odwrócili się w kierunku zamieszania. Osiłek pobiegł do kolegi na pomoc.

To był dobry moment do oddania strzału. Co prawda mierzył w stresie i w pośpiechu, toteż pierwszy strzał wycelowany w przywódcę grupy poszybował w powietrze ale już drugi, przymierzony dokładniej i z poprawką, trafił go w głowę. “Spróchniały uśmiech” złapał się za głowę, na rękach pojawiły się stróżki krwi.

- O ty skundlony karle! - odwrócił się w kierunku Sorleya wyciągając poszczerbiony miecz - Bierz go! - Okrzyk poderwał osiłka na nogi. Kolejny pocisk Orina, który nie zaprzestawał kanonady, minął swój cel.

“Spróchniały uśmiech” ruszył z mieczem na dziewczynę. Osiłek natomiast biegł z wyciągniętą pałką wprost na niziołka, który widząc szarżującego zamarł w bezruchu... Drab, tuż przed osiągnięciem celu, czyli staranowaniem barda, potknął się i runął jak długi stęknąwszy głośno. Pałka nabijana ćwiekami, wypadła mu z ręki. Usiadł, chcąc uwolnić nogę, która zaplątała się w czarny bluszcz.

Orin odzyskał nagle czucie w zesztywniałych ze strachu nogach. Migiem dopadł broni upuszczonej przez draba i choć była duża i nieporęczna, to z heroicznym krzykiem mającym dodać mu sił, walnął oprycha w łeb. Najwyraźniej olbrzym potrzebował poprawki bo ku zdziwieniu niziołka, zamiast paść jak kłoda odwrócił się zezłoszczony. Bard już bardziej z przerażenia niż w przypływie sił i bohaterstwa uderzył go po raz drugi, tym razem prosto w twarz. Coś chrupnęło a zaraz po tym, dzięki sile rozmachu, niziołek wpadł na brutala. Ten jednak był już nieprzytomny... Przynajmniej póki co...

Niziołek odsapnął z ulgą, poderwał się na równe nogi i ruszył na pomoc niewieście, która walczyła z ostatnim z drabów. Niestety w przypływie bohaterstwa nie zauważył wyszarpanego wcześniej z runa leśnego bluszczu i runął jak długi. Wstał dokładnie w chwili gdy "spróchniała szczęka" lądował w liściach trzymając się za krwawiący nos.

- Uciekajmy!
 
__________________
Wieża Czterech Wichrów - O tym co w puszczy piszczy.
aveArivald jest offline  
Stary 23-10-2012, 19:34   #13
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych, lecz obyło się bez walki. Przynajmniej tyle. Wyglądało na to, że Rednas zyskał towarzysza. Choć, jak mniemał,w ostatecznym rozrachunku na niewiele się to przyda.

Idąc przez puszczę mógł obserwować jej tchnienie. Zwierzęta trzymały się z dala od traktu, lecz zachowanie roślin tłumaczyło wystarczająco wiele. Walczyły ze sobą o każdy promyk światła, pchając swe pędy coraz wyżej, byle wcześniej, byle szybciej niż inny, aby tylko zająć miejsce zwolnione przez śmierć innego drzewa. Zupełnie jak ludzie, lecz bez bolesnej świadomości istnienia i jego bezcelowości...
 
Issander jest offline  
Stary 23-10-2012, 21:28   #14
 
GreK's Avatar
 
Reputacja: 1 GreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputacjęGreK ma wspaniałą reputację
#3. Polowanie.

Wadera obwąhała dwa wilczki, które ogrzewałą swym ciałem przez kilka godzin. Trąciła je nosem. Po kolei, jednego i drugiego. Nie drgnęły. Sztywne. Nieruchome. Zaskomlała. Podeszła do basiora i zawarczała. Zerwał się ze snu natychmiast i stanął w pozycji do ataku. Również wyszczerzył na nią kły i kłapnął szczęką tuż przy jej uchu. Reszta watahy wpatrywała się w tą scenę nie ingerując. Tym razem skończyło się na wymianie powarkiwań.

Czas w drogę. Wataha podniosła się i ruszyła za swym przewodnikiem.

***

Polowanie ma to do siebie,

że ktoś jest myśliwym,

a ktoś musi być ofiarą.



Jeden z wilków zwietrzył zwierzynę. Działały instynktownie. Jak to robiły już wiele razy. Dwa drapieżniki oddzieliły się od watahy, która zatrzymała się na skraju łąki. Na polanie pasły się sarny. Kozioł, odpowiedzialny za stado, skubał świeżą trawę, co jakiś czas podnosząc głowę.


Gdy wyczuł dwa wilki, które właśnie wpadały na łąkę, było już za późno. Stado rzuciło się do ucieczki. Długimi susami gnało w kierunku zbawczej ściany lasu. Napastnicy rozgonili sarny szukając najłatwiejszego łupu, którym zazwyczaj okazywały się młode osobniki. Tak było i tym razem. Młode koźlę nie było aż tak szybkie i chociaż biegło ile sił w kopytach, pozostawało coraz bardziej w tyle. Już było tuż tuż lasu, gdy wyskoczyła z niego reszta watahy. Polowanie nie trwało długo. Wkrótce samiec alfa zatopił kły w karku ofiary.

Cathil Mahr.
Puszcza Gór Krańca.

Biegła długo wgłąb lasu nim stwierdziła, że jest już bezpieczna. Po drodze napotkała jeszcze na dwa wilcze tropy. Jedne miały kilka dni, drugie wyglądały na wczorajsze.

Żołądek warczał na nią niczym ten młody basior dzisiaj nad strumieniem. Na całe szczęście ustrzelony królik ciągle zwisał u pasa. Gdy nadszedł zmierzch w końcu zatrzymała się pod rozłożystym, starym drzewem. Postanowiła tutaj zatrzymać się na noc. Rozpaliła niewielkie ognisko, rozprawiła się z królikiem i upiekła go. Smakował wyśmienicie. Resztki suszonego mięsa wzięła ze sobą.

Noc spędziła na drzewie i nikt jej nie niepokoił. Zdawało jej się tylko, lecz nie była już pewna czy nie był to sen, że słyszała wilcze nawoływania.

Od czasu gdy goniła za jeleniem straciła trochę orientacje. Teren był jej nie znany. Ruszyła w kierunku, gdzie zdawało się najszybciej trafi na ludzkie osady. Nie uszła daleko, gdy wpierw usłyszała, później zauważyła biegnące w jej stronę dwie postacie.

Kesa z Imari.
Puszcza Gór Krańca.

Późnym wieczorem dotarli do rozległej łąki, gdzie rozlokowali się w starym, rozpadającym się szałasie.


Przez ubytki w połaci dachu widać było gwiazdy. Kesa była zmęczona i szybko przystała na propozycję przewodnika. Ułożyła się na sianie i pozwoliła mężczyźnie czuwać przy ognisku. Gwiazdy widoczne z szałasu zaczęły wirować i zapadła w mocny sen.

Bućko obudził ją delikatnie gdy było jeszcze ciemno. Wydawało jej się, że dopiero się położyła. Wszystko ją bolało. Wczorajszy marsz dał się jej we znaki a przed nimi była perspektywa kolejnego dnia, nie różniącego się zbytnio od poprzedniego.

- Bedziemy na miejscu pod wieczór - utwierdził ją w obawach brodacz jakby odczytując myśli.

Przegryzła resztki sera i jabłka, które dostała w Ruczajowym siole i ruszyli w drogę. Dobrym tempem.

Las robił się coraz dzikszy i gęstszy. A oni parli naprzód. Gdy zaczęło świtać drogę przeciął im głęboki wąwóz i Bućko prowadził ich jego lewym szczytem.


Po kilkunastu metrach mężczyzna zatrzymał się i zerknął wgłąb urwiska. Kesa pobiegła wślad za jego wzrokiem. Płaskim dnem podążała wataha kilkunastu wilków. Przewodnik stada wyczuł ich, szczeknął krótko i spróbował się wspiąć na strome zbocze lecz jego łapy na próżno przebierały w osypującej się ścianie. Wilki pokręciły się chwilę szukając lepszej drogi, po czym na znak samca puściły się biegiem dnem wąwozu.

Chłop burknął coś pod nosem, co zapewne nic z pogodą wspólnego nie miało.

- Wąwóz za niedługo koniec ma. W nogi pani. Zgubimy ich na trzęsawisku.

Ujął ją za rękę i pociągnął za sobą. Zaczęli biec. Drzewa migały im przed oczami.

Cathil Mahr, Kesa z Imari.
Puszcza Gór Krańca.

Wielki kudłaty mężczyzna z drobną, jasnowłosą kobietą biegli wprost na nią. Z początku Cathil spodziewała się ataku, lecz wtedy zrozumiała, że przed kimś lub czymś uciekają. Zbliżali się do niej i już ją zauważyli. Kobietę z łukiem w dłoni i nieskładną burzą kasztanowych włosów.

Rednas Kella, Ellfar Ravil
Puszcza Gór Krańca

Podążali przez las w milczeniu, rozmowa się nie kleiła. Dwa milczące elfy we wspólnej podróży przez dziką puszczę.

Minęły trzy dni spokojnej wędrówki, gdy napotkali rzekę. Szli w górę rzeki jej lewym brzegiem, gdy natknęli się na niespodziewane towarzystwo.


Za kolejnym załomem ich oczom ukazał się niecodzienny widok. Grupa wilków dzieliła między siebie łup - młode sarnie koźlę. Przypatrywali się chwilę tej niezwykłej scenie w milczeniu, po czym zaczęli szerokim łukiem okrążać miejsce uczty. Gdy prawie ominęli już przeszkodę, drogę zagrodziły im dwa inne wilki.


Stały może dwadzieścia metrów od nich. Wyraźnie odróżniały się umaszczeniem od ucztującego stada, więc z całą pewnością do niego nie należały. Zwabił ich tutaj słodki zapach krwi. Lecz konkurencja była duża i nie mogły liczyć na przyjazne przyjęcie, więc oglądały całe teatrum z daleka. Teraz, gdy zauważyły podróżnych mogły liczyć na to, że w końcu napełnią brzuchy.

Nena Deacair, Orin Sorley.
Puszcza Gór Krańca.

Po niezbyt miłym spotkaniu z drabami, Nena i Orin, nie czekając aż zbiry się pozbierają, odeszli szybkim tempem w las. Mając nadzieję, że nikt nie będzie ich gonił, kontynuowali swoją podróż. Spotkanie nie należało do miłych, lecz wyszli z niego właściwie bez szwanku. Jedynie twarz niziołka była zaczerwieniona i przypominała mu o tym lekkim pulsowaniem.

Szli więc szybko i w milczeniu, nie odzywając się do siebie. Z czasem jednak zwolnili a Sorley rozgadał się jak wcześniej, zabawiając dziewczynę opowiastkami. Słuchała go, nie odzywając się często a tylko przytakując czasami lub pytając o jakąś drobnostkę. Utrzymywała kontakt z naturą. Była jej częścią.

Po kilku godzinach marszu wyczuła coś, co ją zaniepokoiło. Zmęczone umysły trzech wierzchowców. Były to słabe, dalekie sygnały, jednak z każdą chwilą stawały się silniejsze.
 
__________________
LUBIĘ PBF
(miałem to wygwiazdkowane ale ktoś uznał to za deklarację polityczną)
GreK jest offline  
Stary 25-10-2012, 08:28   #15
 
F.leja's Avatar
 
Reputacja: 1 F.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnieF.leja jest jak niezastąpione światło przewodnie
Cathil spojrzała z przerażeniem na pędzące na nią postaci, jej pierwszym instynktem była ucieczka, a Cathil ufała swojemu instynktowi.
Biegli co sił w nogach, nie mieli broni, musieli przed czymś uciekać. Jeżeli ci dwoje uznali coś za niebezpieczne, to Cathil nie miała tu nic do roboty. Zarzuciła łuk z powrotem na ramię odwróciła się na pięcie i rzuciła do ucieczki, starając sobie przypomnieć drogę, która ją tutaj doprowadziła i wszystko co mogło jej pomóc w zgubieniu pogoni - odpowiednie do wspinaczki drzewa, wyrobiska i bagniska, które spowolnią pogoń. Miała też w głowie to, co mogło stanąc jej na przeszkodzie - zwalone pnie, wartkie strumienie, gęsta roślinność. Starała się lawirować, tak by szybko zgubić pogoń, nie ważne, że nie wiedziała do końca przed czym ucieka, świadectwo dwojga ludzi w zupełności jej wystarczyło.
Pamiętała też o tych innych wilkach, tych przy strumieniu, wybrała taką drogę, która najprawdopodobniej nie wyprowadzi ją prosto w środek migrującej watahy. Miała nadzieję, że wilki będą szły dalej wzdłuż wody, albo przeprawią się na drugą stronę. Unikała otwartych przestrzeni i tych zwierzęcych ścieżek, które znalazła, tam mogły polować drapieżniki.
Poza tym mogła się tylko modlić, gdyby była z tych modlących.
 
__________________
I don't mean to sound bitter, cold, or cruel, but I am, so that's how it comes out. ~~ Bill Hicks
F.leja jest offline  
Stary 26-10-2012, 12:08   #16
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Wilki spoglądały na nich łakomym wzrokiem. Czekały na moment by zaatakować. Rednas przez chwilę zastanawiał się, czy powinien je zabić. Wreszcie zdecydował, że i tak nie mają wystarczająco dużo mięsa, by było to opłacalnym wysiłkiem.

Wyciągnął swój miecz, rodowe ostrze i skorzystał z jego pomocy, by nie musieć wykorzystywać własnej energii. Trawa w pobliżu basiorów zapłonęła delikatnymi ognikami czerwonego światła, imitującymi ogień. Były co prawda zimne, lecz nawet takie powinny bez problemy spłoszyć zwierzęta.
 
Issander jest offline  
Stary 27-10-2012, 00:10   #17
 
kanna's Avatar
 
Reputacja: 1 kanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputacjękanna ma wspaniałą reputację
Kesa obudziła się, jak tylko Bućko podszedł na dwa kroki do szałasu. Nie dożyła by swoich 20 lat, nie w tak dobrym zdrowiu, w każdym razie, gdyby każdy mógłby się do niej zbliżać, jak spała. Kiedy dotykał jej ramienia była już całkiem przytomna. Przytomna nie znaczyło jednak „wypoczęta”.

Zmusiła ciało do dalszego marszu. W czasie drogi pojawiała się wątpliwość – jak to możliwe, że mężczyzna idzie już kolejną noc – i kolejny dzień – praktycznie bez odpoczynku? Nie wyglądał na zmęczonego. Wieśniacy są silni, zaprawieni w pracy na roli, ale rzadko przywykli do długich marszrut. Owszem, gnał go niepokój o dzieciaka, ale to niespożytych sił nie tłumaczyło. Może jakiś ziół używał? Jak się je odpowiednio uwarzy, potrafią zdziałać cuda.. tak, tyle że potem organizm godzinami się regeneruje.

Doszli do głębokiego wąwozu i ruszyli jego szczytem. Kesa nie miała żadnych złych przeczuć – przeciwnie, cieszyła się z pojawiających się promieni słońca.

Wtem Bućko zatrzymał się gwałtownie. Kesa powiodła wzrokiem za jego spojrzeniem, w głąb jaru. Wilki, spora wataha. Przewodnik dostrzegł ich i zaalarmował stado. Kesa zesztywniała w pierwszej chwili, nogi wrosły jej w grunt. Nie dadzą rady – przemknęło jej przez myśl – nie pomogą dzieciakowi. Szarpnięcie mężczyzny, prawie wyłamujące jej ramię ze stawu, wyrwało ją z odrętwienia. Rzucili się biegiem, byle dalej od zagrożenia. Mokradła? Jej zdaniem sensowniejsze było wejście na drzewo, ale nie było czasu na ustalenia.

Biegła, ile tchu w piersiach. Wdzięczna mężczyźnie, ze nie puszcza jej nadgarstka, zmuszając do wysiłku. Adrenalina buzowała w jej żyłach, dodając sił i determinacji.
Jakaś sylwetka mignęła jej gdzieś boku, przed nimi, ale może było to tylko złudzenie. Potknęła się raz i drugi, ale odzyskiwała rytm. Wiedziała jednak, że długo nie wytrzyma tego szaleńczego biegu.
 
__________________
A poza tym sądzę, że Reputację należy przywrócić.

Ostatnio edytowane przez kanna : 27-10-2012 o 11:07. Powód: błąd rzeczowy
kanna jest offline  
Stary 28-10-2012, 13:54   #18
 
Michaliev's Avatar
 
Reputacja: 1 Michaliev nie jest za bardzo znanyMichaliev nie jest za bardzo znanyMichaliev nie jest za bardzo znanyMichaliev nie jest za bardzo znanyMichaliev nie jest za bardzo znanyMichaliev nie jest za bardzo znany
Towarzystwo maga było przygnębiające- mimo, że rzadko się do niego zwracał, to w jego sposobie bycia było coś dołującego. Raz przyłapał się na tym, że rozmyśla, jak łatwo było by się go pozbyć, wbić znienacka strzałę w grdykę, lub wymknąć się w nocy z dala od niego. Oczywiście, nigdy by tak nie zrobił, nie był mordercą, a odejście od kogoś, kto może Cię w przyszłości uratować nie wchodziło w grę.

Gdy zobaczył ucztujące wilki uśmiechnął się do siebie -prawa natury- mimo, że brutalne, mają w sobie dziwne piękno. Będąc już z dala od stada Ellfar odetchnął z ulgą, nie lubił zabijać zwierząt, przynajmniej nie wtedy, gdy nie jest głodny. Szedł lustrując dokładnie poszycie lasu- w poszukiwaniu grzybów, lub jagód, gdy usłyszał złowrogie warknięcia- podniósł wzrok, napotykając głodne spojrzenia dwóch wilków. Szybko naciągnął strzałę na cięciwę, wycelował, i zamarł, widząc, jak trawa przed wilkami zaczyna płonąć. Nie miał pewności, czy ogień odpędzi te głodne stworzenia, więc jak najszybciej podbiegł do drzewa, gotów w razie niebezpieczeństwa oddać strzał i wspiąć się wyżej.
 
__________________
Jeśli jest ciężko to znaczy, że idziesz w dobrą stronę.
Michaliev jest offline  
Stary 30-10-2012, 19:51   #19
 
aveArivald's Avatar
 
Reputacja: 1 aveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie cośaveArivald ma w sobie coś
- I wyobraź sobie, że olbrzym rzucił się prosto na mnie! W takim momencie pewnie każdy by stchórzył ale ja stałem niewzruszenie i spoglądałem spokojnie w ślepia wielkoluda. - podekscytowany Orin relacjonował niedawny incydent - Wystarczył jeden celny strzał wymierzony w piszczel tego cwaniaczka, żeby wywalił się jak długi dosłownie - o! Metr przede mną! Gdy tylko podniósł głowę wymierzyłem mu ostateczny... Eee... Co jest? - przerwał nagle bo zorientował się, że Nena przystanęła zostając parę kroków za nim.
Stała tak z przymrużonymi oczami wyglądając jakby coś przed chwilą usłyszała... Po chwili się odezwała:
- Do diaska. Orinie, zdaje się, że bandziory o nas nie zapomnieli. Zbliżają się.
- Jak to? Znaczy się... skąd to wiesz? - zapytał bard, który oprócz szelestu liści i szumu wiatru w koronach drzew nie mógł usłyszeć nic innego.
- Zaufaj mi. Ich konie są bardzo zmęczone, ale prą do przodu. Nie mamy zbyt wiele czasu.
- Jak to? Skąd to wiesz? - ponowił pytanie zaskoczony bard zupełnie jakby się zaciął.
- Może najpierw ukryjemy się, a potem ci wyjaśnię? - uśmiechnęła się cierpliwie Nena.
- Dobrze, to... co mam robić?
- Rozglądaj się za jakimś schowkiem... dziuplą mogącą nas pomieścić albo rozłożystym drzewem, które by nas ukryło wśród swoich gałęzi.
- Dziuplą? Haha! Raczysz żartować. Czy ja wyglądam na wiewiórkę? - zaśmiał się ale widząc minę Neny, która chyba tylko z grzeczności nie zaprzeczyła, raptownie spochmurniał i zaczął się rozglądać za kryjówką.
Jeśli druidka wiedziała co robi, to istniał cień szansy na to, że uda im się ukryć przed oprychami. Nie zamierzał po raz kolejny spotykać się z tymi nieokrzesanymi typami tym bardziej po tym, jak zranił dwóch z nich. Miał jednak szczęście. Po obejściu wkoło szóstego z kolei dębu znalazł schronienie.
- O! Spójrz! - krzyknął zaskoczony Orin jakby nie wierząc w to co sam widział - Dziupla! - dodał triumfalnie szeroko się uśmiechając - Chociaż... trochę za wysoko... jak dla mnie...
 
__________________
Wieża Czterech Wichrów - O tym co w puszczy piszczy.
aveArivald jest offline  
Stary 31-10-2012, 10:11   #20
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Nena sięgnęła wgłąb umysłów koni. Czuła ich niepokój. Złapała go i rozdmuchała. Zwierzęta, które do tej pory stały w miarę spokojnie, zaczęły wpierw potrząsać głowami a chwilę później stanęły dęba. Mężczyzna, który je trzymał chwycił mocno lejce lecz niewiele mu to dało. Konie wpadły w szał, zaczęły kwiczeć i wierzgać kopytami. Jedna z rozszalałych klaczy kopnęła go kopytem w twarz. Drab puścił lejce i upadł nieprzytomny. Uwolnione zwierzęta odbiegły wgłąb lasu.
Dwaj pozostali odwrócili się w kierunku zamieszania. Osiłek pobiegł do kolegi na pomoc.

Nena korzystając z chwili wyciągnęła sejmitar a Orin wstał i skorzystał z procy. Mierzył w stresie i w pośpiechu, toteż pierwszy strzał wycelowany w przywódcę grupy poszybował w powietrze. Nie stał on jednak daleko, dlatego też drugi, przymierzony już dokładniej i z poprawką trafił go w głowę.

Spróchniały uśmiech złapał się za głowę, na rękach pojawiły się stróżki krwi.

- O ty skundlony karle! - odwrócił się w kierunku Sorleya wyciągając poszczerbiony miecz - Bierz go!

Okrzyk poderwał osiłka na nogi. Kolejny pocisk Orina minął swój cel.

Spróchniały uśmiech ruszył z mieczem na dziewczynę. Osiłek w biegu, z pałką wprost na niziołka, który widząc szarżującego zamarł w bezruchu...

Nina cofając się powoli z sejmitarem w ręce zespoliła swój umysł z naturą. Wtopiła się w nią, w otaczające drzewa, krzewy, liście, drobne roślinki. Wyszeptała słowa zaklęcia.

Szarżujący drab, tuż przed osiągnięciem celu, czyli staranowaniem niziołka, potknął się i runął jak długi stęknąwszy głośno. Pałka nabijana ćwiekami, wypadła mu z ręki. Usiadł, chcąc uwolnić nogę, która zaplątała się w czarny bluszcz.

Nena wzięła zamach, starając się sięgnąć przeciwnika rękojeścią sejmitara. Ten odsunął się pozwalając ciosowi przelecieć tuż obok twarzy.

- Kąsasz? - zaśmiał się.

- Zostałeś sam, nas jest dwoje. - powiedziała Nena cały czas czujnie obserwując bandziora - kto tutaj kąsa? - chwyciła sejmitar tak, aby w razie jakiegokolwiek ruchu go zaatakować.

Splunął.
- Zobaczmy zatem co jesteście warci.

Zaszarżował z mieczem w kierunku dziewczyny. Odbiła jego cios. Pierwszy. Drugi z trudem. Trzeci, ledwo zdążyła. Traciła siły.

Nena zdawała sobie sprawę z tego, że przeciwnik jest dużo od niej silniejszy fizycznie i pewnie sprawniejszy we władaniu mieczem. Musiała znaleźć inne rozwiązanie. Z jednej strony nie chciała niepotrzebnie zabijać, ale z drugiej zamierzała bronić swojego życia i życia młodego niziołka.
Rozejrzała się szybko po otaczającym ich lesie... i już wiedziała co chce zrobić.

Skupiła całą swoją uwagę na kolejnym zaklęciu. Drzewo, pod którym stał napastnik było na tyle duże, żeby swoimi gałęziami otoczyć bandziora i zamknąć go jak w klatce. Wypowiedziała słowa zaklęcia i modliła się aby osiągnąć zamierzony cel.

Czy próbowaliście kiedyś modlić się parując jednocześnie ciosy zadawane, przez atakującego w furii mężczyznę? Cóż... nie jest to prosta sprawa. Drzewo stęknęło. Gruby konar drgnął. Zatrzeszczał, po czym osunął się w dół. Nena upadła na plecy dokładnie w momencie gdy gałąź przecięła powietrze, gdzie przed chwilą stała. Zaskoczony drab wpadł prosto na opadający konar. Uderzenie było mocne i odrzuciło go do tyłu kilka metrów. Konar podniósł się z powrotem i nic nie wskazywało na to, że stało się coś niezwykłego.

Spróchniała szczęka leżał w liściach trzymając się za złamany nos.
- Uciekajmy!
Nena nie dała się prosić. Pobiegli z Orinem w kierunku jednego z powalonych drzew i zza osłony obserwowali bandę.
Napastnicy próbowali się pozbierać. Ich stan fizyczny był na tyle poważny, że druidka oceniła, że mogą z Orinem spokojnie się oddalić. Liczyła na to, że po tej nauczce zostawią ją i niziołka w spokoju.

Jakże się myliła….


***


Oczy zaszły błękitem. W całości się nim wypełniły i nawet jej źrenice stały się niebieskie. Kolor przenikał przez ciało, wypełniał sobą skórę, kości, krew... duszę. Dusza pełna nieba. Drżąca lekkim powiewem, podmuchem, oddechem. Z maleńkimi nalotami białych obłoczków.

Nena oczyściła umysł aby sięgnąć nim w głąb aury. Uciekali już z Orinem dość długo i miała nadzieję, że oddalili się od bandy Spróchniałego na tyle daleko by móc wkrótce odpocząć.
Wsłuchała się w tętniący życiem las, sądując każdy osiągalny kraniec. Las tętnił życiem, aury żywych stworzeń pulsowały w jej umyśle łaskocząc go mile.Odprężyła się...

Nagle, w ten harmonijny chór wdarł się malutki dysonans. Z początku myślała, że jej się wydawało. To było jak mały rozbłysk czerwieni, który po sekundzie zniknął... aby po chwili znowu sie pojawić, jak małe rozdarcie w wielkim błękicie. Tak, teraz wyczuwała ją silniej fioletowo-czerwoną łunę, która cienkim pasmem rozwisła nad lasem za nimi. Znała ją.
Wsłuchała się w odczucia stworzeń, od których pulsowała. Były zmęczone... ale nie przystawały. Domyśliła się tego, kiedy z każdą chwilą natężenie ich uczuć rosło, zbliżało się.
To mogło oznaczać tylko jedno. Banda nadal ich ścigała.

- Do diaska - Nena zaklęła cicho - Orinie, zdaje się, że bandziory o nas nie zapomnieli. Zbliżają się. - powiedziała do niziołka

Musieli się ukryć, ale najpierw trzeba było zatrzeć dobrze własne ślady.
Zabrała się za pracę, a niziołek wiernie jej asystował. Zadając przy tym setki pytań. Odpowiadał cierpliwie, nie wdając się za bardzo w szczegóły, aczkolwiek gasząc ciekawość towarzysza.
Ukrycie się było w jej mniemaniu najlepszym wyjściem. W kolejnym starciu nie mieliby szans. Nena była pewna, że tym razem oprychy nie dałyby się tak łatwo podejść.

Skierowała tropy w przeciwną stronę i przyjrzała się wynikom własnej pracy.

Orin w tym czasie pilnie poszukiwał kryjówki. I w końcu znalazł!
Przywołał druidkę wskazując na dość grube i wysokie drzewo.
Nena obejrzała szybko znalezisko Orina.

- Nada się. - oceniła szybko - Musimy się wspiąć na to drzewo. Pomogę ci Orinie, nie martw się.

Trzeba było niemałego trudu, żeby Orin w końcu ulokował się w dziupli. Niziołki nie są wytrawnymi wspinaczami, a ten był szczególnie oporny. Ale w końcu udało się. Nena nazbierała jeszcze trochę suchych, gałęzi i zebrała trochę mchu. Wiedziała jak zamaskować otwór, żeby nie byli widoczni. Zresztą gałęzie wielkiego dębu dobrze ich chroniły.

Teraz pozostawało czekać i liczyć na to, że ich ominą.
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!
Felidae jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:19.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172