-Trochę mniej agresywnie podchodźta do wysłanników Oficjum, bo się to na nas później odbije. Może ich metody są niezbyt pochwalane, ale skuteczne i czasem, niestety, konieczne. - Ragnar powiedział do Gottwina i Twardego -I przede wszystkim szanować powinniśmy święte przymierze między krasnoludami i ludźmi. I wedle niego, pomocy udzielać sobie wzajemnie kiedy nadejdzie potrzeba taka.- skrytykował drugiego khazada, po czym spojrzał na inkwizytora. -Wampir pewnie już z wieży swej czmychnął. Sukinsyn jeden...po drodze do niej leży jego ranny sługus, nie zdążyliśmy go wysłać w zaświaty gdyż ogień zbyt szybko począł się rozprzestrzeniać.- odpowiedział rzeczowo Inkwizytorowi.
Skuteczność inkwizytorów... Gottwin wolał nie mówić, co o tym myśli. Zabijcie wszystkich, bóg rozpozna swoich. Czy któryś z przedstawicieli Oficjum zwanego nie zawsze słusznie Świętym wyznawał inne poglądy. - Nareszcie ktoś kto ma troche oleju w głowie- powiedział chłodno - skąd ten ogień w ogóle? I ponawiam pytanie. Co tutaj robiliście? Bo wątpie że takie miejsce zachęciło was do noclegu- zwrócił się bezpośrednio do khazada, który przed chwilą się odezwał.
- Twardy powiedz coś temu błaznowi, bo wiesz jak kończą osoby, które zaczynają mi grozić... - syknął w miarę dyskretnie Felix do khazada.
- Pewnie komu oleju w głowie zabrakło, bo tam go zużyto. - Gottwin machnął ręką w stronę wieży. Ani mu było w głowie opowiadać się jakiemuś wyniosłemu durniowi, machającemu jakimś świstkiem. W tej kwestii wyjątkowo był w stanie zgodzić się z Twardym.
Tym razem wzrok Ragnara padł na Felixa -W dupie się wam już po przewracało od tych sukcesów? To że masz celne oko, nie znaczy, że możesz każdemu na drodze pluć w twarz. I zapamiętajcie to wszyscy, bo widzę, żeśta się nagle napuszeni stali jak stado długouchów zza morza.- khazad był wyraźnie niazadowolony z zachowania jego kompanów -A co tutaj robimy, to nie wszak wielka tajemnica. Zamek opuszczony stał, ale jak się okazało, nie do końca. Mieliśmy za zadanie zbadać to miejsce, ni mniej ni więcej.- odpowiedział Gabrielowi.
-Nie wyglądacie mi na łowców wampirów - zauważył Gabriel
-Od początku tej całej afery z chaosem jesteśmy skazani na siebie. Nie widziałem sług oficjum w żadnej postaci, by garnęli się do pomocy. Ten tu równie dobrze może być oszustem i szkoda na niego czasu. Ragnar chcesz z młodym na dziedzińcu rozmawiać świetnie. Wygadaj mu wszystko.. Jak wpadną ghule na pogaduszki z nimi też pogadajcie. Potem opowiecie jak było lub nie, kwestia waszego szczęścia. Teraz panowie wracamy do obozu. Kto chce może zostać. Możesz iść z nami młody. O ile przestaniesz sie puszyć.
- Może to do sprzątnięcia tego tutaj nas chciały wampiry nająć? - powiedział Felix bez ogródek.
- Może. Gregor powie czy pismo prawdziwe. Niech on i lord decydują co z młodzikiem i wampirem. My swoje zrobiliśmy. Mało nas nie usmażył.
- Przestanie się puszyć? - Gottwin przeniósł wzrok z Twardego na inkwizytora i z powrotem. - Chyba kpisz.
Gracjan spojrzał na “Inwkzytora” i miał ochotę po prostu zniknąć. Nienawidził ich, tak samo jak oni nienawidzili jego. Pamiętał gdy palili mu matkę, pamiętał gdy palili mu ojca na stosie. Oczy maga zapłonęły mrokiem.
- W teorii ja mogę zobaczyć...czy jest tym za kogo się podaje. Pieczęć Zakonu ciężko podrobić - mruknął do Gottwina i Twardego - Choć..Ci to by tylko palili i “tu chaos” i “tam chaos”. Może Felix ma rację.. zabijmy go. - uśmiechnął się mag szeroko
-Nie będzie mnie żaden chłystek straszył i pytań natrętnych zadawał- zwrócił się do Gottwina - Choćby papier miał od samego imperatora. Rzuć okiem na to Gracjan jak się znasz.
-Tyle, że to nie żaden chłystek. Chłystka by tutaj nikt nie wysyłał. A jeśli prawdę prawi, to ma znajomości i mocne plecy w Kościele Sigmara.- odwarknął do Twardego, który zaczynał go już widocznie irytować swoją gadką -Wyżej sracie niż dupę macie panowie kamraci. I tak jak żem wcześniej powiedział, na mocy świętego przymierza łączącego nasze dwa ludy włos mu z głowy nie spadnie. Co nie oznacza, że nie możemy go mieć na oku.- powiedział do swoich towarzyszy -Niechaj idzie z nami do obozu, tutaj i tak nie ma czego już szukać. Wampir dawno prysnął jeśli choć w połowie ma tyle intelektu ile się chwalił.- zakończył tymi słowy. Do Gracjana nawet nie przemówił, tylko zbeształ go samym spojrzeniem.
Gabriel bez problemu pokazał papiery adeptowi magii po czym schował je do kieszeni -Krasnolud ma racje, spłoszyliście wampira, nie ma tutaj czego szukać tymbardziej teraz kiedy dwór stoi w płomieniach-spojrzał za siebie na gorejące zgliszcza, uwielbiał widok ognia, równocześnie wątpił, że wampir sam by się spalił-jak daleko do waszego obozu? chętnie skorzystam z “zaproszenia”- skwitował.
Zirnig z niemałym zaskoczeniem przysłuchiwał się rozmowie. Nieco inaczej go uczyli o inkwizycji. Ponoć walczyli z chaosem, tak jak i nasza drużyna. Widać inni członkowie grupy mieli o nich nieco inne mniemanie. No cóż skoro jednak do bitki nie doszło, to można z nim pogadać.
- Jestem Zirnig. Zirnig Rubenbrash. My już mieliśmy do czynienia z inkwizyjcą. Zratowaliśmy jedną taką inkwizytorkę z łap zmutowanych orków, wyznawców boga rozkładu. Tamci to płodzili z babami takie małe pełzające dziwactwa. Jaskinie już wyczyszczone. Nie chwaląc się nasz w tym udział był spory. Tutaj jednak robota nie skończona. Może wszelako w zamku wąpierzec się nie ostał, ale podziemia pełne ghuli. Lochy wilgotne, ściek nimi płynie, nie spali się. Czy członek świętego oficjum nie powinien odesłać ich duszyczek w oczyszczającym płomieniu? - |