Wyświetl Pojedyńczy Post
Stary 01-11-2012, 20:13   #193
Buka
Wiedźma
 
Buka's Avatar
 
Reputacja: 1 Buka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputacjęBuka ma wspaniałą reputację
na zachód od Silverymoon
5 Ches(Marzec)
2-gi dzień wyprawy
popołudnie


Spotkanie z nekromantą skończyło się równie szybko i niespodziewanie, co początkowy widok owego jegomościa paradującego po pobitewnym pobojowisku. Kochaś umarlaków zniknął wraz ze swymi nieumarłymi sługami wśród podejrzanych obłoków, a towarzystwo z Silverymoon, nie widząc już niczego interesującego w pozostawaniu w owym miejscu, ruszyło w dalszą drogę. W końcu nie będą przecież grzebać się (i - w) tej rupieciarni jaka pozostała po niedawnej bitwie...

~

- Mistrzu... - Usłyszał nagle Raetar w swym umyśle, i wcale nie był to jeden z głosów należących do okruchów - ...długo cię jeszcze nie będzie? Z leksza nudzić mi się zaczyna, a i są tu jakieś namolne Orki w okolicy. No ale sobie radzę...

Isabelle Laspark, uczennica "Samotnika", trzymająca pieczę nad ich wieżą, kontaktowała się z nim właśnie za pomocą magii, a ton jej głosu dobitnie świadczył o tym, iż naprawdę chyba zaczyna się nudzić. A to z reguły nie wróżyło nic dobrego, Raetar pamiętał bowiem nie raz, gdy owa pannica z braku jakiegoś sensownego zajęcia...





***


Dwie godziny później, podczas kolejnego postoju, Foraghor zaczął masakrować... znaczy się, oprawiać kozę, która w końcu wylądowała nad ogniskiem. Początkowy widok rozbebeszonego zwierzęcia był wyjątkowo odpychający, jednak po pewnym czasie zapach pieczonego mięsa okazał się wyjątkowo kuszący.

Chwilowo po cofających się spod Silverymoon Orkach nie było ani śladu, resztki ich armii jednak z całą pewnością gdzieś tam były, najpewniej wyładowując swój gniew na każdej napotkanej istocie, o ile już nie zrównano wszystkiego po drodze marszu do "Klejnotu Północy" przed samym zaskakującym atakiem.

- Dostanę kawałek? - Spytała młoda Zaklinaczka, a Foraghor z naprawdę lisim uśmieszkiem odkroił dla niej spory kawał mięsa, po czym podał jej mrużąc oczy - Paluszkami musisz do usteczek wsadzić ptaszynko, inaczej nie idzie - Mięśniak oblizał wargi, wpatrując się w "Meggy" naprawdę dziwacznym wzrokiem, co wyjątkowo nie podobało się Daritosowi.
- Nie przeszkadza mi to - Odpowiedziała raczej nieświadoma całej tej sytuacji.
- Mmmm...tak... - Mrugnął do niej, patrząc jak je.



***


Mniej więcej około godziny szesnastej, biorąc to oczywiście na spore wyczucie, grupa śmiałków z Silverymoon, trafiła na kolejną, dosyć interesującą sytuację na trakcie. Przed nimi pojawił się bowiem spory oddział zbrojnych, najwyraźniej na chwilę odpoczywający na skraju drogi. Było ich około trzech tuzinów, wszyscy konno, a tu i tam w grupie powiewały jakieś nieznane nikomu sztandary, przedstawiające wilka i miecz na zielonym tle.

Mężczyźni oczywiście również zauważyli grupę awanturników, chwytając za broń, i bacznie się przyglądając. W końcu nie wiadomo, na kogo to się od tak na gościńcu trafia...

- Witajcie! - Odezwał się jeden z nich, unosząc rękę w powitalnym geście - Chwała Srebrnym Marchiom? - Dodał nieco niepewnym tonem.

Wśród nieogolonych, uzbrojonych osobników, noszących identyczne ubiory, znajdowało się dwóch wyróżniających się mężczyzn, noszących jedynie lekkie pancerze, a mających na sobie dosyć bogato wyglądające stroje.

- Coście za jedni? - Powiedział otyły dosyć pyszalskim tonem.


- No odzywać się! - Dodał wyjątkowo szybko jakiś wojak z kuszą w łapach - Skoro Lord Vanrir pyta, to się odpowiada nie?

Wysunięci nieco na przedzie Raetar, Tarin i Wulfram spojrzeli wymownie po sobie, a wtedy ten drugi z obcych "bufonów" teatralnie się skrzywił.



Barbarzyńca najspokojniej w świecie dłubał w nosie, choć jego druga dłoń znalazła się nieco bliżej rękojeści miecza niż parę chwil temu, Paladyn Yenic przyglądał się z zaciekawieniem napotkanym, Elf Ilisdur jakoś tak dziwnie naciągnął bardziej kaptur na oczy, a Arasaadi posyłała równie podejrzliwe spojrzenia co wojacy. Z kolei Kapłanka Aislin uśmiechała się miło do gapiów, co i na ich gębach wywoływało nawet miłe uśmieszki.

Do Kapłanki podszedł po chwili jeden z owych żołdaków, klepiąc jej wierzchowca po karku.
- Ładny koń - Zagadnął, głaszcząc go całkiem niedaleko nogi Aislin - A czasem może nieokiełznany?
- Zdarza się - Odpowiedziała po chwili dosyć wymownym tonem, chyba nie bardzo wiedząc co uczynić w tej sytuacji. Ponieważ (chwilowo) nie wypadało żołdaka kopać prosto w gębę?

Daritos z politowaniem pokręcił głową, dobrze, że chociaż nikt tu jak na razie "Meggy" nie zaczepiał...


Kilku mężczyzn przyglądało się nachalnym wzrokiem i obu Elfkom na wierzchowcach, niemalże rozbierając je chyba wzrokiem. Zarówno Saebrineth, jak i Vestigia poczuły się dosyć nieswojo... na tym się jednak nie skończyło. Jeden ze zbrojnych marszczył brwi na widok szarowłosej długouchej, wyraźnie nad czymś myśląc, aż w końcu się odezwał:
- Nie zwą cię czasem panienko Szarą Lisicą Wschodu? - Wypalił do Saebrineth.








.
 
__________________
"Nawet nie można umrzeć w spokoju..." - by Lechu xD

Ostatnio edytowane przez Buka : 01-11-2012 o 21:02.
Buka jest offline