Zaklinacz, widząc co się dzieje przy ognisku pomiędzy “Meggy” i przerośniętym osiłkiem, postanowił przejść obok ogniska...
… i “niechcący kichnąć” posyłając stożek mroźnej energii w stronę ogniska, oraz Foraghora.
Co za nieszczęście, ognisko prawie całkowicie zgasło.
-
Przepraszam najmocniej. - powiedział zwężając nieco oczy. -
Ten dym działa na mnie chyba alergicznie, paskudna sprawa.
-
Szlag by cię trafił koleś! - Ryknął Barbarzyńca, po czym zaczął się otrzepywać z lodu, zupełnie jakby owy “wypadek” nie zrobił na nim najmniejszego wrażenia. Spojrzał na zagaszone ognisko, na Daritosa, znowu na zagaszone ognisko, po czym pokręcił głową.
-
Nikt nie lubi zimnego - Powiedział, po czym... po czym zwrócił się do “Meggy”, by ponownie je rozpaliła, a ona to zrobiła!
-
Na przyszłość uważaj gdzie smarkasz - Foraghor machnął niedbale ręką w stronę Zaklinacza, po czym odszedł od ogniska (i co ważniejsze “Meggy”), i zaczął za czymś grzebać w swoim plecaku...
-
Nie jesz? - Spytała dziewczyna Daritosa, stając tuż przed nim.
Zaklinacz w tym czasie odprowadził Barbarzyńcę wzrokiem z grymasem zniesmaczenia na twarzy, po czym spojrzał na “Meggy”. Od razu się rozpogodził.
-
Nie muszę. - powiedział, wskazując na mały, przeźroczysty kamyczek w kształcie wrzeciona, który cały czas latał wokół jego głowy.
-
Zdajesz sobie sprawę z tego, że się patrzył na ciebie jak wygłodniały prosiak, prawda? - grymas powrócił na jego twarz.
-
Serio? - Zdziwiła się, zerkając na Foraghora, choć jej wzrok szybko powrócił do Daritosa -
A to... a to świnia! - Szepnęła, a na jej ustach pojawił się drwiący uśmieszek.
-
No... no dokładnie. - Zaklinacz zaśmiał się. -
Powinnaś bardziej uważać. Wiem, że jesteś dużą dziewczynką i w ogóle, ale tacy jak on mają czasem nierówno w czubie. - chrząknął.
-
Dobrze tatuśku, będę się pilnowała - Przygryzła wargę, robiąc minkę -
Ale ty mnie i tak przypilnujesz prawda? - Zatrzepotała rzęskami.
-
Hmm... - przysunął się bliżej do niej i objął rękami, dłonie trzymając u dołu jej pleców. -
Może cię zamknę i będę trzymał pod kluczem?
-
Niedoczekanie twoje! - Pacnęła go dłonią w tors -
Jeszcze by...
-
Może sobie stworzycie znowu chatkę? - Wtrąciła się w rozmowę bezczelnie Arasaadi, spoglądając na parkę przymrużonymi ślepkami.
-
Nie masz przypadkiem jakichś orków, którzy czekają na bełt w łeb gdzieś tam? - warknął Zaklinacz do Łotrzycy, po czym westchnął i odsunął się nieco od “Meggy” i spojrzał na nią pytająco. Ta z kolei, odwrócona tak by Arasaadi nic nie widziała, przewróciła teatralnie oczami, podsumowując wypowiedź Łotrzycy, wśród niemego śmiechu na ustach. Koniec końców, zajęli się jednak zwyczajowymi sprawami związanymi z postojem, a nie obściskiwaniem...
***
-
Nasi wielcy dyplomaci będą teraz negocjować. - Zaklinacz szepnął do “Meggy” z rozbawieniem. -
Moglibyśmy równie dobrze pójść do lasu, wyczarować sobie chatkę i wrócić za jakąś godzinę.
-
Naprawdę? Masz teraz ochotę? - Spytała go, mrużąc oczka.
Jej odpowiedź zaskoczyła Zaklinacza. Nie sądził, że weźmie to na poważnie.
-
Lepiej będzie jednak zostawić sobie tą przyjemność na wieczór. - powiedział wymijająco. -
Bo może mi nie starczyć werwy, żeby przywołać taką ilość chatek, jak wczoraj.
-
Ja się nie obrażę - “Meggy” uśmiechnęła się do niego, przenosząc wzrok na typka zaczepiającego Aislin, po czym dodała ściszonym głosem -
Ci to pewnie też takie świnie co?
Daritos również uśmiechnął się do Zaklinaczki.
-
No cóż, póki co nie widzę żeby się ślinili. - odpowiedział również ściszonym głosem, i kontynuował jakby oboje obserwowali parę dzikich zwierząt w czasie godów. -
Ale świnie potrafią być cwane, mamią cię swoimi przyjacielskimi zachowaniami i głębokim zrozumieniem dla twoich problemów, by potem rzucić się bez ostrzeżenia, wziąć co chcą i iść w swoją stronę.
-
Zapamiętam - Mrugnęła do niego, po czym stuknęła lekko konia piętami w boki, ruszając lekko do przodu -
Czy i reszty wypada się bać? - Spoglądnęła na paniczyków przewodzących bandzie zbrojnych.
Zaklinacz zmrużył oczy i przez chwilę nie wiedział, czy “Meggy” nabija się z niego, czy faktycznie pyta. Wzruszył jednak jedynie ramionami i szybko się z nią zrównał.
-
Nie, im raczej należy współczuć. - powiedział. -
Ich własnej głupoty, której prawdopodobnie nigdy nie będą świadomi. Zresztą, sama słyszysz co mówią.